Te wszystkie zazdrości, oceny, niezdrowa rywalizacja - to jest śmierć. Odczytywanie siebie w kontekście innych jest zgubne, zaciera naszą tożsamość, zniekształca prawdziwe "ja".
Całkiem niedawno dowiedziałem się o rzekomo głośnym konflikcie literackim między Miłoszem a Herbertem, choć to w zasadzie gorzka historia autodestrukcji wielkiego poety, żyjącego w cieniu innego wielkiego poety.
Wspomina o tym Jerzy Pilch: "Są lata sześćdziesiąte, Herbert zaczyna, Miłosz, poeta przedwojenny, teraz jest na emigracji i w świecie zaczyna istnieć tylko jako tłumacz Herberta. Zdawać by się mogło, że przed Herbertem otwierają się wszystkie drogi, a przed Miłoszem, kto wie? Ale jak to czasem w życiu bywa, wychodzi odwrotnie. Miłosz, również dzięki pracowitości i żelaznemu zdrowiu, zaczął iść w górę. A Herbert, kto wie? W Polsce dzieła Miłosza były nieosiągalne, tak naprawdę zaistniał dopiero po Noblu. Wcześniej był znany tylko w wąskich, akademickich kręgach. Istniał niemal całkowity zapis na jego nazwisko; było wielkim świętem, gdy na łamach »Twórczości«, czyli pisma nierozlegle czytanego, ukazała się w tekście fraza: »jak powiada autor Ziemi Ulro«. Cenzura to puściła - Jezu, jakie wydarzenie, obeszliśmy cenzurę, bo nikt tam nie wiedział, co to Ziemia Ulro! W końcu Miłosz dostał Nobla i to była pierwsza bramka śmierci dla Herberta.
Druga padła szesnaście lat później, gdy Nobla dostała Szymborska, Herbert ciągle żył i czekał. Przyszło mu przeżyć dwie Nagrody Nobla dla kolegi i koleżanki, w tym dla kolegi, który był jego tłumaczem. Ci, co widzieli, opowiadali, jak strasznie Miłosz w nim siedział. Tak jak nie każdy uniesie własny mit, tak i tej klęski Herbert nie dał rady unieść, zwłaszcza jeszcze przy jego kruchej kondycji psychicznej... Pisał potem rzeczy rozpaczliwe, jak sławetny Chodasiewicz. Stanął w szeregu z dziwnymi postaciami".
Oczywiście, że my się będziemy odnosić do innych ludzi, żyjemy wszak we wspólnocie, zawieszeni w biegu dziejów - w historii, kulturze, cywilizacji. To wszystko jest dla nas punktem odniesienia (przecież i ja w tej książce nieustannie do kogoś się odwołuję). Jak już mówiłem - nie jesteśmy samotnymi wyspami. I dopóki ja się w tym wszystkim przelotnie przeglądam, by odczuć własną odrębność i niepowtarzalność innych, to w porządku. Jeżeli ja się przeglądam po to, by się czegoś o sobie i świecie dowiedzieć - też w porządku.
Problem zaczyna się wtedy, kiedy ja chcę się wpasować w czyjś garnitur, sukienkę czy habit. A pokusa jest ogromna, bo takie mamy mechanizmy adaptacyjne, na tym polega też wychowanie: podpatrujemy innych, bo w ten sposób uczymy się najwięcej. Stare łacińskie przysłowie mówi: Verba docent, exempla trahunt - słowa uczą, przykłady pociągają. Naśladujemy otoczenie, co do pewnego momentu jest dobre, jednak później musimy się oderwać od innych. To jest dramatyczny moment, tak jak dramatycznie brzmi zdanie: "mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (Rdz 2, 24).
Pokłosiem tych nieszczęsnych porównań i odniesień jest równanie w szeregu, ocenianie według "średniej przeciętnej" i idea szkolnych cenzurek. To dopiero dramat, piątka z interpretacji Białoszewskiego na przykład - biedak w grobie się przewraca. No i Słowacki, też się przewraca, w końcu wielkim poetą był i zachwyca:
GAŁKIEWICZ
Ale ja nie mogę zrozumieć! Nie mogę zrozumieć, jak zachwyca, jeśli nie zachwyca. NAUCZYCIEL
Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca.
GAŁKIEWICZ
A mnie nie zachwyca.
NAUCZYCIEL
To prywatna sprawa Gałkiewicza. Jak widać, Gałkiewicz nie jest inteligentny. Innych zachwyca.
GAŁKIEWICZ
Ale, słowo honoru, nikogo nie zachwyca. Jak może zachwycać, jeśli nikt nie czyta oprócz nas, którzy jesteśmy w wieku szkolnym, i to dlatego, że nas zmuszają siłą...
NAUCZYCIEL
Ciszej na Boga! To dlatego, że niewielu jest ludzi kulturalnych i na wysokości...
GAŁKIEWICZ
Kiedy kulturalni także nie. Nikt. Nikt. W ogóle nikt.
NAUCZYCIEL
Gałkiewicz, ja mam żonę i dziecko! Niech Gałkiewicz przynajmniej nad dzieckiem się ulituje! Gałkiewicz, nie ulega kwestii, że wielka poezja powinna nas zachwycać, a przecież Słowacki był wielkim poetą... Może Słowacki nie wzrusza Gałkiewicza, ale nie powie mi chyba Gałkiewicz, że nie przewierca mu duszy na wskroś Mickiewicz, Byron, Puszkin, Shelley, Goethe...
GAŁKIEWICZ
Nikogo nie przewierca. Nikogo to nic nie obchodzi, wszystkich nudzi. Nikt nie może przeczytać więcej niż dwie lub trzy strofy. O Boże! Nie mogę...
NAUCZYCIEL
Gałkiewicz, to jest niedopuszczalne. Wielka poezja, będąc wielką i będąc poezją, nie może nie zachwycać nas, a więc za-chwyca.
Warto chronić przed takim myśleniem dzieci, tłumaczyć im, że nie muszą wiedzieć wszystkiego, że lepiej wiedzieć coś o wszystkim i wszystko o czymś. Trzeba robić wszystko, by nie wyrastały z nich sformatowane, zrównane do szeregu, odarte z indywidualnego myślenia nieboraki, dla których wątła tożsamość nie jest (choć powinna być) siłą. Tak wyglądają ludzie, którzy wpadli w nieustający kołowrót porównań. I na litość boską, nie wymagajcie od dzieci, żeby miały piątki - wzbudzajcie w nich zainteresowania, obserwujcie i karmcie ich pasje, talenty, inklinacje, dawajcie przestrzeń na kreatywność, na poszukiwania.
Pewna moja znajoma często wspomina, że najcenniejsze, co dostała od swego dziadka, to nawyk szperania w słownikach, encyklopediach, almanachach, ilekroć bowiem zadawała mu jakieś pytanie, mówił to, co widział (a wiedział sporo), ale zawsze też proponował: "Chodź, sprawdzimy w słowniku", i tak zaczynał się cały rytuał wyciągania właściwej księgi, szukania hasła i powiązanych z nim informacji. Nieraz ją to irytowało, kiedy była dzieckiem. Jednak po latach ten zwyczaj wszedł jej w krew, teraz już z własnymi dziećmi szpera w słownikach i buszuje w Internecie. I to jest dopiero wiedza tajemna - jak zdobywać potrzebne informacje albo poszerzać wiedzę w dziedzinie, która nas pociąga!
Tekst pochodzi z książki "Droga Wodza. Jak orzeł w kurniku".
Skomentuj artykuł