Józef Augustyn SJ: grzechy ludzi Kościoła nie usprawiedliwiają apostazji, ale inspirują takie decyzje

Józef Augustyn SJ: grzechy ludzi Kościoła nie usprawiedliwiają apostazji, ale inspirują takie decyzje
Fot. depositphotos.com

- Chrystusowe słowa: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” odnoszą się także do naszej oceny aktów apostazji - mówi w obszernej rozmowie o. Józef Augustyn SJ. Jezuita wyjaśnia w jaki sposób Kościół powinien podchodzić do tych, którzy od Kościoła odchodzą.

Rozmowę z o. Józefem Augustynem SJ , animatorem rekolekcji ignacjańskich, kierownikiem duchowy, profesorem Akademii Ignatianum w Krakowie, przeprowadziła Maria Czerska z Katolickiej Agencji Informacyjnej.

DEON.PL POLECA

Maria Czerska KAI: Czym jest apostazja w sensie teologicznym i duchowym?

Józef Augustyn SJ: Apostazja jest wyrzeczeniem się wiary wyznawanej w ramach Kościoła i jest wystąpieniem z niego. Ma ona najpierw charakter duchowy i moralny, ale gdy jest formalnie deklarowana wobec przedstawiciela Kościoła pociąga za sobą konsekwencje. Pierwszą jest kara ekskomuniki, która skutkuje utratą praw należnych członkom Kościoła. Wiąże się z nią zakaz korzystania z sakramentów, pełnienia funkcji w Kościele, np. bycia rodzicem chrzestnym, czy świadkiem bierzmowania. Traci się też prawo do pogrzebu kościelnego.

Apostazja – w moim odczuciu - jest dzisiaj pewną formą kontestacji Kościoła Katolickiego. Tak przedstawiają ją laickie media. Apostazja jest mniej postrzegana natomiast jako forma bezpośredniego zaparcia się wiary, czy też otwarte przyznanie się do ateizmu lub agnostycyzmu. Apostazja nie unieważnia przyjętych w Kościele sakramentów: chrztu, bierzmowania, małżeństwa czy kapłaństwa. Apostaci z własnej woli nie należą formalnie do Kościoła, ale są z nim związani zaistniałymi faktami. Kościół modli się za apostatów, a oni sami mogą czuć się związani z Bogiem. Chrystusowe słowa: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” odnoszą się także do naszej oceny aktów apostazji.

W apostazji decydujący jest motyw, dla którego osoba podejmuje tak drastyczną decyzję. Motywy bywają bardzo zróżnicowane. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa obok męczenników było wielu apostatów, którzy wyrzekali się wiary w Chrystusa pro forma, z lęku przed cierpieniem czy przed śmiercią. Tę formę apostazji dobrze ukazuje film Martina Scorsese Milczenie o prześladowaniach chrześcijan w Japonii. Motywy apostazji bywają dzisiaj bardzo złożone. Hasło „Chrystus tak, Kościół nie”, wzięte dosłownie, ma charakter 'apostazyjny'. W latach dziewięćdziesiątych XX w. wielu Polaków pracujących w Niemczech występowało z Kościoła, by uniknąć płacenia podatku kościelnego. Potem przyjeżdżali do Polski i dziwili się, że wszystko jest zapisane w księdze chrztu i nie mogą zawrzeć ślubu Kościelnego czy też być świadkiem na chrzcie.

A jakie konkretnie motywacje apostazji dominują dzisiaj w Polsce?

To istotne pytanie. Oburzamy się na apostatów, używamy mocnych sformułowań, ale mało poświęcamy refleksji na zgłębienie tego dramatycznego fenomenu. Wręcz boimy się mówić publicznie, a nawet myśleć o nim. To dla nas duchownych temat wstydliwy, ponieważ jest jawnym dowodem pewnej porażki pasterskiej i duszpasterskiej.

Każda sytuacja ludzka w apostazji jest odmienna. Generalizując nieco można mówić o wątkach motywacyjnych: zgorszenie postępowaniem kleru, protest antykościelny, wyrażenie gniewu na ludzi Kościoła, odreagowanie urazów wobec księży, forma deklaracji politycznej. Nie wykluczałbym jednak motywów natury osobistej: moralnej i duchowej: odcięcie się od swojej religijnej przeszłości czy wręcz próba uwolnienia się od religijnych wymagań moralnych wpajanych od dzieciństwa. Na ile jednak w konkretnej apostazji istnieją tego typu wątki – pozostaje tajemnicą sumienia danej osoby i samego Boga. Byłbym jednak ostrożny w analizowaniu deklaracji słownych wypowiadanych przy okazji podpisywania aktu apostazji. Zbyt wiele tam bolesnych uczuć, jak przy rozwodzie małżeńskim.

Czy wystąpienie z Kościoła, deklaracja apostazji, jest grzechem?

Apostazja, obok cudzołóstwa i morderstwa, należała w Kościele pierwotnym do trzech najcięższych grzechów, które – w pewnym okresie – mogły być odpuszczone dopiero na łożu śmierci. Gdy mówimy, że apostazja jest grzechem ciężkim, nie przypisujemy go konkretnym osobom, ale deklarujemy, że „apostazja jest materią grzechu ciężkiego”. Aby rzeczywiście zaistniał grzech, konieczna jest „świadomość zła dokonywanego czynu” oraz „pełna dobrowolność”.

Czy w konkretnym przypadku apostata popełnia ciężki grzech – na to pytanie może odpowiedzieć on sam w swoim sumieniu. Ksiądz lub inny doradca duchowy może mu jedynie służyć pomocą w rozeznaniu stanu sumienia, ale nie powinien „arbitralnie”, bez wysłuchania, deklarować, że popełnił grzech ciężki.

Natomiast może mu przypomnieć, że apostazja dokonana świadomie i dobrowolnie jest grzechem. Istotą grzechu jest odrzucenie Boga i jego przykazań. Odnosi się on wyłącznie do relacji człowieka z Bogiem. Nie grzeszymy przeciw drugiemu człowiekowi, choć konsekwencje grzechu uderzają w bliźnich. Grzeszymy przeciw Bogu i tylko Bóg może nam grzech odpuścić.

Czyli ostateczną instancją jest nasze sumienie?

W sensie subiektywnym tak. Będziemy odpowiadać przed Bogiem na ile byliśmy wierni swojemu sumieniu. Św. Paweł mówi, że nie usprawiedliwia nas sam fakt, że sumienie nam niczego nie wyrzuca: „Pan jest moim sędzią. Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc” (1Kor 4, 4-5). Chodzi zarówno o osądzanie samego siebie jak i innych.

Ile jest w naszym działaniu świadomości i dobrowolności – to Bóg jeden wie. W ocenianiu sumienia własnego i innych musimy być zatem bardzo pokorni. Nie możemy piętnować ludzkich sumień. Możemy i winniśmy piętnować ludzkie czyny. Wobec apostazji dokonywanych przez młodych, trzeba nam przywoływać modlitwę Jezusa na krzyżu: „Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Ale tak mógł modlić się jedynie On, niepokalany Baranek, który przenika serce człowieka i nie potrzebuje nikogo pytać, co ono skrywa. My tego nie wiemy. „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” – mówi Jezus. Jeżeli nie mamy prawa potępiać, to nie mamy też prawa usprawiedliwiać i nagradzać. Możemy jedynie przywoływać Boże miłosierdzie. I taka jest nasza rola.

W każdym człowieku jest jakaś przestrzeń wolności. Sołżenicyn po ośmiu latach łagrów wyznał, że dopiero na zgniłej więziennej słomie zrozumiał, że „linia oddzielająca zło od dobra przecina każde ludzkie serce. Nawet w sercu omotanym przez zło linia ta odgradza maleńki przyczółek dobra. I nawet w najlepszym sercu – nie wykorzenione zło zachowuje swój kącik”. Apostaci mają też w swoich sercach kąt wolności i dobra.

Jeżeli nie mamy prawa potępiać, to nie mamy też prawa usprawiedliwiać i nagradzać. Możemy jedynie przywoływać Boże miłosierdzie. I taka jest nasza rola.

Sam czyn apostazji jest jednak dramatyczny, a w pewnych sytuacjach wręcz tragiczny. Jest to przecież gwałtowne zerwanie z własną tożsamością duchową i moralną budowaną nieraz przez dziesięciolecia; to jakaś próba przekreślenia swojej przeszłości. Niektórzy domagają się wręcz wymazania ich z księgi chrztów. Nawet gdyby to było możliwe, nie da się wymazać wieloletniego udziału w życiu Kościoła, spotkanych tam ludzi, przeżytych doświadczeń.

Apostazja to niebezpieczny eksperyment dokonywany na swojej świadomości moralnej, na sumieniu. Jak będzie ona wpływać na stan emocjonalny osoby, nad tym dzisiaj nikt nie reflektuje i nikt tego nie bada. Przyznam się, że gdy słyszę o apostazji ludzi bardzo młodych, czuję ciarki na plecach. Osobiście mnie to dotyka. Chciałbym przed tym bardzo osobiście przestrzec ludzi młodych.

Dlaczego?

Świadoma apostazja jest wyrzeczeniem się wspólnoty kościelnej, wyrzeczeniem się łask i darów Ducha Świętego, jakich Bóg nam udziela w Kościele. Chrystus utożsamia się z Kościołem. „Kto was słucha, Mnie słucha, kto wami gardzi Mną gardzi” - mówi. Apostaci uzasadniają nieraz swój akt całkowitą utratą wiary. Ale wiara na przecież charakter dynamiczny, rozwojowy. Pod wpływem życiowych doświadczeń, przeżyć, odczuć, wydarzeń - nieraz bolesnych, przechodzi kryzysy, ale potem znowu budzi się do życia. Nawet gdy ktoś sądzi, że jego wiara jest martwa i nic dla niego nie znaczy, nie powinien palić mostów za sobą, ale dać sobie szansę na przyszłość. Apostazja to forma wojny ze swoim sumieniem.

A może jest to próba zawarcia pokoju z sumieniem, nazwania pewnej rzeczywistości po imieniu?

Sądzę, że pewnie wielu tak właśnie przeżywa swoją apostazję. Każdy ma prawo do takiej decyzji. Odejście z Kościoła, zmiana religii, wyrzeczenie się wiary, zmiana światopoglądu mogą mieć swoje głębokie, choć subiektywne uzasadnienie. Winniśmy to uszanować. Na potwierdzenie mógłbym tutaj przytoczyć kilka historii, których byłem świadkiem.

To dlaczego Ojciec przestrzega przed występowaniem z Kościoła? Czym to się różni od sytuacji, w której ktoś nie wierzy i nie praktykuje, ale jest w Kościele?

 Apostazja jest aktem najwyższej wagi. To jakaś próba zmiany własnej tożsamości moralnej i duchowej. Gdy ktoś chce zdeklarować odejście z Kościoła, winien to robić z najwyższą powagą, namysłem, po gruntownym rozeznaniu. Takiej deklaracji winna towarzyszyć postawa uczciwości wobec własnego życia, sumienia, troska o prawdę. Decyzja o apostazji musiałaby być poprzedzona namysłem intelektualnym, moralnym, duchowym. Decyzja ta nie powinna być wyrazem gniewu, buntu, ale poszukiwania. Choć w swoich poszukiwaniach i przyjmowanych rozwiązaniach człowiek się może mylić.

Poprzez wystąpienie z Kościoła osoba zamyka sobie drogę do środków zbawienia: do spowiedzi, Eucharystii. Kryzys wiary, brak praktyk religijnych może być etapem w życiu człowieka. Nie trzeba go jednak traktować jako okazję do zerwania z Kościołem.

Karol de Foucauld, który niedługo będzie kanonizowany, przez 13 lat był poza Kościołem. Jako nastolatek pogrążył się w lekturze Voltera, młodzieńczej zmysłowości, i nie po drodze było mu z Kościołem i Panem Bogiem. Niewiarę racjonalizował sobie „trudnościami” typu „dogmatycznego”: „jak trzy może być jeden”. Był to jednak człowiek szlachetny, otwarty, nie odcinał się od swojej dziecięcej pobożności. Poruszała go bardzo modlitwa muzułmanów w czasie jego służby wojskowej Algierii, a potem podczas wyprawy naukowej do Maroka. Gdy miał 28 lat pod wpływem natchnienia poszedł do kościoła, by porozmawiać ze znanym duszpasterzem Paryża z ks. Henri Huvelin o problemach wiary. Ten zaproponował mu spowiedź. Karol wyspowiadał się, przyjął Komunię świętą. I to był przełom w jego życiu. Gdyby dokonał otwartej apostazji, powrót nie byłby tak prosty i niemal oczywisty po tylu latach błądzenia. Odejście od Kościoła, to przymknięcie drzwi serca, ale apostazja to zamurowanie otworu po drzwiach. Zawsze oczywiście można wykuć drzwi na nowo, ale to już inna praca.

Człowiekowi składającemu deklarację o apostazji wydaje się nieraz, że przyszłość stoi przed nim otworem, że jest młody, zdolny. Ale jest to rodzaj złudzenia. Rodzice ubolewają nieraz, że ich dorastające dziecko deklaruje niewiarę, odchodzi od Kościoła itp. Trzeba do tego faktu podejść cierpliwie: „Spokojnie synku, poczekaj, dziś myślisz tak, ale nie wiesz jeszcze, co ci przyniesie jutro”.

Najważniejsze decyzje, dotyczące sumienia, wymagają wolności wewnętrznej, pokoju wewnętrznego, namysłu, walki duchowej, ciszy, samotności, modlitwy, czystości serca. Media pełne złych emocji, wielotysięczne tłumy z bluźnierczymi hasłami i anty-ikonami – to bardzo źli doradcy w sprawach sumienia. Miałem kontakt z osobami, które wystąpiły z Kościoła usiłując w ten sposób rozwiązać problem odpowiedzialności moralnej. Powiem krótko: „stłuc termometr, żeby nie mierzyć gorączki” - to nie jest dobre rozwiązanie.

Gdy ktoś doszedł do wniosku, że winien odejść z Kościoła, niech to robi, pamiętając jednak, że jego sumienie dalej będzie działać. Sumienie nie jest budzikiem, który da się ustawić, by dzwonił o określonych porach. Sumienie, gdy dobrze je traktujemy, to wielki nasz przyjaciel, ale gdy traktujemy je źle, usiłując je zniszczyć, obraca się przeciwko nam. Mocno zapadły mi w pamięć słowa głównego bohatera książki A. Kalinina „I Bóg o nas zapomniał”: „Sumienie rzecz wredna i uciec przed nim nie udaje się łatwo. Niby uspokojone ono, uśpione niby, a wystarczy myśl jedna niechcąco w przeszłość cofnięta, a już budzi się ono (…): a pamiętasz jak... Tak, pamiętam. Zawsze pamiętałem”.

Osoby deklarujące apostazję w ostatnim czasie, często twierdzą, że ich decyzja łączy się z buntem przeciw instytucji Kościoła. Jakie jest duchowe znaczenie takich odejść?

Liczby pokazują, że zjawisko to ma rzeczywiście w znacznym stopniu charakter polityczny. Zachęta do apostazji jest jedną z propozycji zradykalizowanych ideologicznie polityków, których wizja życia społecznego jest wrogo nastawiona wobec Kościoła. To jest ten sam rodzaj fundamentalizmu, jaki obserwuje się w religiach. Religia przestaje być doświadczeniem wiary - więzi osobowej z Bogiem, a staje się ideologią na użytek polityczny. Im mniej wiary i wolności wewnętrznej w doświadczeniu religijnym, twym więcej sztywnej ideologii, manipulacji i przemocy.

Skandale w Kościele mają – w moim odczuciu – duży wpływ na apostazję. Wykorzystywanie seksualne nieletnich, brak przejrzystości finansowej, wikłanie się w gry polityczne, łamanie zasad moralnych przez duchownych, odejścia z kapłaństwa – wszystko to tworzy klimat kontestacji Kościoła i wiary. Młodzi, którzy nie mają rozeznania w sprawach wiary pytają: „Jaką wartość ma religia reprezentowana przez takich ludzi?”. Nie bez znaczenia jest tutaj także formalizm duszpasterski czy też brak czytelnego świadectwa duchownych. Ukrywanie krzywd wyrządzanych najsłabszym w Kościele, które odbierane są jako tolerancja wobec grzechu to - w moim odczuciu – jeden z głównych mechanizmów nakręcających apostazję. Aroganckie zachowania niektórych duchownych, w tym także i przełożonych, czego dzisiaj jesteśmy świadkami, budzi u wielu najwyższe oburzenie. Teraz zajmujemy się głównie prawną stroną problemu (w rozumieniu cywilnym i kościelnym). Ale to nie wystarcza. Jako Kościół musimy się obudzić duchowo i moralnie.

W jaki sposób?

Nie jest to pytanie na wywiady i dyskusje, ale na wielką modlitwę o nawrócenie osobiste i wspólnotowe.

Czy widzi Ojciec różnicę pomiędzy „spontaniczną” apostazją dokonywaną przez młodych na fali buntu przeciwko Kościołowi a apostazją ludzi dorosłych, posiadających nieraz znaczną pozycję społeczną?

Widzę zasadniczą różnicę. Apostazja dorosłych, znanych działaczy, polityków, celebrytów, którzy obnoszą się ze swoją apostazją, bywa motywowana ideologicznie lub politycznie. Jeżeli apostazja jest kreowana na wydarzenie medialne, rodzaj performance’u, rodzi się pytanie o motywację, o samą istotę: o sumienie. Jako pierwsi dają przykład i wzywają do pójścia w ich ślady.

Zachęta do apostazji jest jedną z propozycji zradykalizowanych ideologicznie polityków, których wizja życia społecznego jest wrogo nastawiona wobec Kościoła. To jest ten sam rodzaj fundamentalizmu, jaki obserwuje się w religiach.

Jest coś nieludzkiego, niebraterskiego, nieojcowskiego w zachęcaniu do apostazji skierowanym do ludzi młodych przez byłych księży, zakonników, byłych aktywistów religijnych, którzy złamali wszystkie możliwe przyrzeczenia i śluby składane w obecności Kościoła, rodziny, przyjaciół, parafii itd. Jaka jest wiarygodność tych osób? Nie twierdzę, że nikt ich nie skrzywdził. Ale problemu krzywdy nie rozwiązuje się przez wciąganie w swoje frustracje młodych, niewinnych. Chcę jasno powiedzieć ludziom młodym: oni nie są godni waszego zaufania. Oni nie szukają waszego dobra i waszego szczęścia. Pytajcie i rozeznajcie, dlaczego oni to robią. Nie dołączajcie do dorosłych, którzy nie ukrywają swoich urazów doznanych w Kościele, w społeczeństwie czy w świecie polityki.

Hasło sprzed kilku dni: „Apostazja - szansa polskiego katolicyzmu”. Zauważam je jedynie, ale nie komentuję. Brak słów. Przytoczę słowa bł. Gerharda Hirschfeldera (1907-1942), duszpasterza młodzieży, męczennika. "Kto wyrywa młodzieży z serc wiarę w Chrystusa, jest zbrodniarzem" – między innymi za te słowa poniósł śmierć męczeńską. Czasy się zmieniły, wszystko się zmieniło, ale słowa te nie utraciły swojej wartości.

Jaka powinna być nasza reakcja na to, że ludzie odchodzą?

Winniśmy uświadomić sobie potrzebę nawrócenia - powrotu do Boga całym sercem. Zjawisko apostazji to wyzwanie i wezwanie do ekspiacji za nasze własne grzechy. Pan Jezus nakazał nam, byśmy żyli tak, aby ludzie widzieli nasze dobre czyny i chwalili Ojca, który jest w niebie. Ale nie żyjemy tak, jak mówi Jezus i ludzie odchodzą od Kościoła i od Boga. Nie widzą naszych dobrych czynów i nie chwalą Ojca niebieskiego. Nasze zachowanie jako chrześcijan gorszy ich, mają dość ludzi Kościoła i projektują to na sam Kościół Chrystusa. Oczywiście, że grzechy ludzi Kościoła nie są usprawiedliwieniem dla apostazji, ale inspirują takie decyzje. Nie powinniśmy wydawać wyroków potępienia, ale nie powinniśmy też nikogo usprawiedliwiać, tłumaczyć. Nasza wina jest naszą winą, a ich wina – o ile taka jest - jest ich winą. Ile jest winy moralnej w konkretnej apostazji, nie nasza to rzecz.

A jak miałby się zachować kapłan przyjmujący deklarację apostazji?

Winien to robić z zachowaniem najwyższej kultury, z wyczuciem, delikatnością, szacunkiem dla ludzkiej wolności. Jeśli osoba nie życzy sobie pouczeń, nie należy się z nimi narzucać. Nie wolno naciskać na sumienie, budzić w tym momencie poczucia winy. Jeżeli deklarujący apostazję, chce coś powiedzieć, należy go wysłuchać, do końca, ale nie polemizować, nie komentować.

Jeśli osoba nie życzy sobie pouczeń, nie należy się z nimi narzucać. Nie wolno naciskać na sumienie, budzić w tym momencie poczucia winy.

Niestosowne komentarze utwierdzają zwykle dokonującego apostazję w poczuciu słuszności jego decyzji. Konieczne jest pouczenie osoby deklarującej apostazję o konsekwencjach. I to najlepiej na piśmie. I może najważniejsze: z życzliwością zakomunikować, że osoba zrywa z Kościołem, ale Chrystus obecny w Kościele z nią nie zrywa. W każdej chwili może powrócić.

Jak powinno wyglądać nawrócenie apostaty?

Gdy ktoś uświadomi sobie, że dokonał apostazji bez większego namysłu, na fali wzburzonych negatywnych emocji, radziłbym, aby w miarę szybko podjął kroki powrotu na łono Kościoła. Konieczne jest jednak szczere zwrócenie się do Boga. Być może trzeba sobie trochę popłakać, skruszyć się wewnętrznie, prosić o światło Ducha Świętego, który jako jedyny może ukazać zło apostazji. Apostazja jest zdradą. Ale nie Chrystusa najpierw, ale własnego serca, zdradą własnej historii życia. Chrystus cierpi, gdy człowiek zadaje sobie ból. Gdyby ktoś nie był w stanie uznać (na razie), że dopuścił się grzechu niewierności, nie jest to jeszcze czas na deklarację o powrocie do Kościoła. Jeżeli nawet wystąpienie z Kościoła nie miało dla osoby wielkiego znaczenia, to jednak powrót winien wiele znaczyć. Winno to być wydarzenie uroczyste. Ponadto trzeba naprawić zło, które zostało wyrządzone przez apostazję. Jeżeli apostazja była dokonana publicznie, apostata winien publicznie ją odwołać i wyznać swój grzech. Gdy ktoś odchodził z Kościoła z podniesioną głową, winien wracać na kolanach. Nie do Kościoła, ale do Chrystusa, Głowy Kościoła.

Źródło: KAI / kb

 

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
John W. O'Malley SJ

Zyskali sobie powszechne uznanie. Równocześnie wzbudzali lęk i nienawiść, także wśród katolików. Opowiadane o nich historie przez wieki odzwierciedlały to rozdwojenie: jedne przedstawiały jezuitów jako świętych, inne – jako postaci demoniczne. Oczywiście nie brakowało również...

Skomentuj artykuł

Józef Augustyn SJ: grzechy ludzi Kościoła nie usprawiedliwiają apostazji, ale inspirują takie decyzje
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.