Kleryk na wakacjach

(fot. PAP/Darek Delmanowicz)
Ks. Tadeusz Huk

Moją wizję kapłaństwa kształtowało przede wszystkim doświadczenie rodzinnej parafii w niedużej miejscowości na Podkarpaciu. W dzieciństwie ksiądz był dla mnie otoczony nimbem tajemnicy i kimś, kto prowadził nienaganny i idealny styl życia. Otaczała go atmosfera pełna szacunku i wdzięczności dla jego posługi kapłańskiej. W takim klimacie rodziło się i wzrastało moje powołanie.

Bliski kontakt z proboszczem z rodzinnej parafii ks. Stanisławem Gajeckim, który w trakcie moich lat seminaryjnych ugruntował we mnie ten obraz. Miałem szczęście trafić na kapłana o wielkiej wrażliwości na ludzi i wielkiej wiary. Najlepiej może świadczyć o tym wymierny efekt jego duszpasterskiej pracy w postaci dwudziestu siedmiu kapłanów i sióstr zakonnych pochodzących z tej jednej parafii.

DEON.PL POLECA

W tym kontakcie duże znaczenie odegrało bardzo poważne traktowanie przez niego wakacji kleryckich. Właściwie swoją wizję kapłaństwa zawdzięczam jego indywidualnemu prowadzeniu w tych okresach i świadectwu jego kapłańskiego życia. Łącznie w ciągu 6 lat seminarium te okresy wakacyjne można zsumować do prawie dwóch lat formacji, wypełnionych pracą duszpasterską i przy świątyni. A także burzliwymi rozmowami na tematy wiary. Trzeba pamiętać, że był to czas tuż po zakończeniu Soboru Watykańskiego II. Mogę powiedzieć, że oprócz formacji seminaryjnej otrzymałem jako wyposażenie na początku mojej kapłańskiej drogi nie tylko wizję. Otrzymałem także realny przykład bezinteresownej i pełnej wrażliwości na ludzkie problemy kapłańskiej posługi - ofiarowanej zarówno Panu Bogu, jak i ludziom.

Dzięki temu przygotowaniu zetknięcie się z realiami życia parafialnego i duszpasterskiego nie było dla mnie nigdy niemiłym zaskoczeniem. Przeciwnie: przeżyłem wiele sytuacji, które zaskoczyły mnie pozytywnie. Pasja duszpasterska, którą we mnie zaszczepiono, wyzwoliła postawy, których wcześniej w sobie nie przeczuwałem. Przekonałem się, że wystarczy poświęcić trochę czasu i zaangażowania sercem, żeby gromadzić w parafii młodzież, czego wcześniej sam po sobie się nie spodziewałem. Czas ofiarowany ludziom wracał poprzez ich zaangażowanie i utwierdzał mnie w słuszności pierwotnej wizji.

Niemałe znaczenie w tym pierwszym okresie miał kontakt z księdzem Bronisławem Bozowskim. Jego styl życia kapłańskiego, pełen oddania i przejęcia się służbą Panu Bogu, był dla mnie ciągłym bodźcem do utrzymywania tego kierunku. Otrzymywałem też od niego wiele praktycznych życiowych porad oraz wsparcie duchowe. Każda wizyta odradzała mnie i dodawała mi sił.

Grupa wsparcia

Tak, grupa wsparcia jest niezmiernie ważna w życiu księdza. Wspomniałem o księdzu Bronku, ale przecież miałem dzięki niemu możliwość poznania i kontaktu z jego sąsiadem przez ścianę, księdzem Janem Twardowskim. I sporadyczne, ale niezmiernie dla mojego rozwoju ważne kontakty z księdzem Janem Zieją i o. Piotrem Rostworowskim, kamedułą. A także żywe i prawie namacalne wspomnienie w tym środowisku księży Tadeusza i Aleksandra Fedorowiczów. Ci kapłani kształtowali mój stosunek do świata i do Kościoła oraz do mojego powołania. Była to niezwykła grupa wsparcia. Promieniowała od nich miłość do Boga, do Jego Kościoła, do wszystkich ludzi. A na tym gruncie kapłaństwo odczytywane było jako powołanie i pasja życia zarazem. Nie mogę pominąć w tym miejscu roli, jaką w moim życiu odegrała duchowa rodzina brata Karola de Foucauld, Małych Sióstr i Braci od Jezusa.

W moim środowisku wsparcia, jeśli tak mogę się wyrazić, było i jest też całe grono osób świeckich, a wśród nich prof. Stefan Swieżawski, prof. Stanisław Leszczyński i grono duchowej rodziny ks. Bronka, tzw. "bozowszczaków". Nie brakuje też ludzi znacznie młodszych ode mnie, których przyjaźń i wiara są dla mnie wielkim darem. Mogę powiedzieć, że miałem dużo szczęścia w swoim kapłańskim życiu. Pan Bóg na mojej drodze nie poskąpił mi dobrych, a zarazem mądrych ludzi.

Czy kapłan powinien oddzielać się od świata? Po pierwsze, nie odczuwam osobiście jakiejś wyraźnej "inności" od ludzi świeckich. Mam wystarczająco dużo pracy oraz kontaktów z ludźmi i nie mam tego typu doświadczenia. Natomiast jestem przekonany, że ludzie niekoniecznie oczekują od księdza, żeby był taki jak oni. Owszem, nie lubią zamknięcia się w kastowym, czy jak kto woli - klerykalnym kręgu. Ale oczekują, że ksiądz naprawdę poświęca swój czas na osobiste zbliżanie się do Boga i na dzielenie się swoim doświadczeniem oraz wiedzą religijną z nimi. Relacja tego typu od razu narzuca stosunki bliskie i serdeczne, ale nie kumplowskie. Nie ma w tym nic z prób zrównania z innymi i przypodobania się ludziom. Nauczyłem się, między innymi od księdza Bronka, że autentyczne przeżywanie kontaktu z Panem Bogiem nie prowadzi do alienacji ani poczucia samotności i oderwania od ludzi. Wręcz przeciwnie, zbliża do ludzi i czyni bardziej wrażliwym na ich problemy.

Problem wierności powołaniu nie jest sprawą dotyczącą tylko księży. Wierność wymaga wyłączności albo w miłości do konkretnego człowieka w małżeństwie, albo w miłości Bogu w kapłaństwie. W obydwu powołaniach człowiek podporządkowuje dobrowolnie swoje naturalne pragnienia i temperament tej wyłączności. Można zapytać, dlaczego tyle się mówi o męczeństwie w celibacie, a nie mówi się o męczeństwie w małżeństwie. A przecież każdy idzie drogą paschalną, w którą wpisana jest tajemnica krzyża. A kiedy krzyż męczy? Wtedy, gdy nas nie podnosi, gdy nie widzimy sensu wyrzeczenia. Celibat męczy, gdy kapłan przeżywa go w oderwaniu od Miłości.

Potrzebne jest bardzo indywidualne towarzyszenie kandydatom do kapłaństwa w ich drodze. Sami kandydaci podkreślają, że potrzebują więcej pracy z ich historią życia. Ważna jest nie tyle liczba kapłanów, ile ich przygotowanie. Ksiądz Bronek komentując ten problem, zwykł mawiać, że kiedyś Dwunastu potrząsnęło duchowo Europą, a dziś sto dwadzieścia tysięcy nie potrafi tego powtórzyć. Na podstawie mojego własnego doświadczenia powtórzę to, co napisałem na początku - ogromne znaczenie w tym przygotowaniu ma wspólnota rodzinna i parafialna, z której kandydat wychodzi, i świadectwo życia duszpasterza. A także jego osobiste zaangażowanie w indywidualny proces formacji wakacyjnej kleryka, która powinna odgrywać rolę nie tyle biernego wypoczynku, co stać się okazją do wcielania w życie nauk pobranych w seminarium.

Ks. Tadeusz Huk (ur. 1948) jest proboszczem parafii NMP Wspomożenia Wiernych w Zalesiu Dolnym koło Piaseczna. Pochodzi z Cieszacina Wielkiego pod Jarosławiem, przez wiele lat był ojcem duchownym Wyższego Seminarium Duchownego w Warszawie. Ceniony rekolekcjonista, kierownik duchowy, ojciec duchowny kapłanów w Archidiecezji Warszawskiej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kleryk na wakacjach
Komentarze (2)
B
borys
14 lipca 2013, 12:35
o czym jest ten tekst?
K
Krystyna
13 lipca 2012, 21:56
Ks. Tadeusz Huk prowadził kiedyś w Centrum Duchowości Salwatorianów w Krakowie, sesję weekendową. Na zawsze zapamiętam Osobę tego Kapłana, mocną po męsku i jednocześnie z ogromną wrażliwością na drugiego człowieka. Słuchaliśmy Jego wykładów, z otwartymi buziami; myślę że nikt nie miał wątpliwości że podawane treści zostały głęboko i praktycznie przepracowane przez Wykładowcę, że tak Ksiądz mówi jak żyje. Nie ulega najmniejszych wątpliwości że tego formatu Kapłan, miał i ma  wielki wpływ na formację innych ludzi. Nie bez wzruszenia przeczytałam dzisiejsze Księdza refleksje o własnym kapłaństwie, o duchowych przyjażniach, o pomocnym  towarzyszeniu ludziom przygotowującym się do kapłaństwa. Bardzo pięknie odniósł się Ksiądz do celibatu, jako swiadomego wyboru Drogi Miłowania Boga. To temat szczególnie wulgaryzowany w ostanim czasie... Dziękuję bardzo serdecznie za tę dzisiejszą wypowiedż. Szczęść Boże.