Kościół musi rozwinąć duchowe towarzyszenie poszukującym

fot. Akademická farnost Praha – Salvátor / youtube.com

W pewnym sensie prototypem tego powołania jest posługa duszpasterska sprawowana szczególnie w szpitalach i więzieniach – jest ona skierowana do wszystkich potrzebujących, nie tylko do „wierzących”, i nie zmierza do „nawracania” w tradycyjnym, kościelno­‐religijnym sensie.

W wielu miejscach na naszej planecie, zwłaszcza zaś w naszym zachodnim społeczeństwie (a bardzo silnie w mojej ojczyźnie, Republice Czeskiej), rośnie liczba „nonów”, to jest ludzi, którzy nie chcą dać się zaliczyć do wyznawców żadnej istniejącej religii. Jeszcze niedawno ludzi tych pochopnie określano jako „ateistów”.

Jednak faktyczni ateiści (którzy zdecydowanie negują możliwość istnienia Boga i „rzeczywistości duchowej”) stanowią wśród nich stosunkowo mały procent – a także spośród nich wielu odrzuca nie tyle Boga, co pewien określony rodzaj teizmu, związany z wyobrażeniami religijnymi (Często również teolog katolicki musi zgodzić się z odrzuceniem przez nich pewnych form teizmu, naiwnych albo wypaczonych ludzkich wyobrażeń o Bogu).

„Noni” stanowią grupę bardzo zróżnicowaną i barwną, począwszy od apateistów (ludzi obojętnych religijnie), agnostyków, antyklerykałów, „niezależnych entuzjastów religijnych”, poprzez zwolenników  alternatywnych duchowości, synkretystów, aż po ludzi rozczarowanych lub zranionych przez instytucje religijne i osoby szczerze poszukujące rzeczywistości duchowej.

Ważny nurt teologii współczesnej, teologia wyzwolenia, koncentruje się na ludziach pozostających na marginesie społeczeństwa, na przedstawicielach mniejszości, ubogich, prześladowanych, wyzyskiwanych i marginalizowanych w społeczeństwach, które skupiają się na nieustannym pomnażaniu dobrobytu, nawet jeśli dzieje się to kosztem niszczenia całej planety. Teologia ta twierdzi, że Ewangelia jest przede wszystkim dobrą nowiną dla ubogich i że jej prawdziwy sens mogą pojąć jedynie ci, którzy sami są ubodzy lub solidaryzują się z ubogimi i marginalizowanymi.

Obecna pandemia koronawirusa z pewnością przypomni o aktualności i istotności wielu tematów teologii wyzwolenia. Sądzę jednak, że niezbędne jest rozwinięcie równolegle do niej teologii, która podejmuje refleksję nad duchowym doświadczeniem „nonów”, którzy w Kościołach są marginalizowani, którzy często są rozczarowani lub zranieni przez „zorganizowaną religię”, ludzi sytuujących się na marginesie świata dogmatów i obrzędów religijnych, ludzi bez zakotwiczenia, ubogich w pewniki i oczywistości, a mimo to otwartych i szczerze poszukujących, często także łaknących i pragnących prawdy i sprawiedliwości. Również tych „ubogich” mamy zawsze u siebie i zawsze ich mieć będziemy (por. J 12,8)!

Jestem przekonany, że Kościół przyszłości obok duszpasterstwa wierzących, zadomowionych w swoich wspólnotach parafialnych i kościelnych, oraz obok klasycznych misji, zorientowanych na pozyskanie nowych członków, będzie musiał rozwinąć trzeci rodzaj posługi: duchowe towarzyszenie poszukującym.

W pewnym sensie prototypem tego powołania jest posługa duszpasterska sprawowana szczególnie w szpitalach i więzieniach – jest ona skierowana do wszystkich potrzebujących, nie tylko do „wierzących”, i nie zmierza do „nawracania” w tradycyjnym, kościelno­‐religijnym sensie. Mimo to również w centrum tej posługi musi znaleźć się nawrócenie w sensie metanoi – egzystencjalnego zwrotu od życia na powierzchni ku życiu w głębi. 

Fragment pochodzi z książki "Odkrywanie wspólnoty. Wiara w czasach pandemii koronawirusa".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół musi rozwinąć duchowe towarzyszenie poszukującym
Komentarze (1)
JM
Jacek Muszynski
13 września 2021, 03:35
Tak, to prawda, pracuje w szpitalu w Stanach i spotykam bardzo dużo ludzi deklaruje się jako "None" przy formalnej rejestracji pacjenta. Podczas rozmowy indywidualnej natomiast pojawia się "koloryt" warunków odejścia od formalnego kościoła nie tylko z reszta Katolickiego. Często są to osoby głębokiej modlitwy, zaufania Bogu, Są jednak osoby, które nie miały jakiegoś szczególnego związku, albo w ogóle żadnego związku ze wspólnota wyznaniowa. W większości do tej grupy należą ludzie młodzi do ok 35 roku życia. W wiekszosci potrzebuja spotkania i towarzyszenia "tu i teraz" wobec przygniatajacej rzeczywistosci choroby i cierpienia.