Ks. Pawlukiewicz: "Co o mnie powiedzą? - to potężne bóstwo zatruwające wiele umysłów

Ks. Pawlukiewicz: "Co o mnie powiedzą? - to potężne bóstwo zatruwające wiele umysłów
fot. RTCK TV / YouTube
Ks. Piotr Pawlukiewicz

"Jesteśmy świadomi naszych wewnętrznych i zewnętrznych nieszczęść, naszych niskich samoocen, zranień, niedoskonałości, grzechów i nałogów. W ogromnej jednak większości szukamy winnych, zamiast wziąć za nie odpowiedzialność".

"Potem przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów».

Natomiast uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: «Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy».

Wtedy przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: «Jak może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie jest skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i wtedy dom jego ograbi.

DEON.PL POLECA

Zaprawdę, powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego». Mówili bowiem: «Ma ducha nieczystego».

Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. A tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: «Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie». Odpowiedział im: «Któż jest moją matką i którzy są braćmi?». I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką»”.

Mk 3, 20-35

Pewnie nieraz słyszeliście, że Biblia jest księgą pełną mądrości. Moglibyśmy nawet powiedzieć, że jest księgą genialną. Potrafi w jednym zdaniu opisać historię człowieka. W jednym zdaniu wyrazić jego tajemnicę.

Pismo Święte zaczyna się od historii Adama, który spożył owoc z drzewa i zerwał pierwotne przymierze z Bogiem Ojcem. Oddalił się od Niego, odciął łączącą go z Nim pępowinę, przez którą do tej pory pobierał miłość, wiedzę i dobroć Stwórcy. Adam okazał nieposłuszeństwo, brak zaufania. Został sam. Zawsze, kiedy człowiek odejdzie od Boga, zaczyna Go widzieć inaczej. Spotykam czasami różnych znajomych, kolegów sprzed lat, i kiedy któryś z nich już w trzecim czy czwartym zdaniu zaczyna najeżdżać na Kościół, to wiem, że jest on z jakiegoś powodu oddalony od Boga. Czasami przez romans, czasami przez pokręcenie życiowych dróg. Kościół przestaje zachwycać, kiedy przestaje się do niego chodzić. Znany jest powszechnie homiletyczny przykład z witrażami w świątyniach. Kiedy patrzy się na nie z zewnątrz, wydają się tylko czarną plamą, ale gdy wejdzie się do środka, stają się arcydziełami sztuki.

Im bardziej oddalamy się od Boga, tym bardziej Kościół wydaje nam się brzydki, podejrzany, tajemniczy. Jak zareagował Adam, kiedy już po grzechu usłyszał głos Pana Boga? Przestraszył się. Jan Chryzostom mówił, że każdy kapłan, który głosi słowo Boże, walczy z szatanem, dlatego też powinien znać jego chwyty. To nie dotyczy tylko księży. Każdy z nas powinien poznać broń stosowaną przez szatana. Przede wszystkim jest to wzbudzanie wstydu i strachu. Właśnie dlatego Adam przestraszył się, kiedy usłyszał Boży głos w raju. Przestał postrzegać Boga jako swojego ojca i przyjaciela, a zaczął jako tego, który coś ukrywa, czegoś mu nie daje. "To jak w końcu jest - mógł pomyśleć Adam - jestem tym Jego ukochanym dzieckiem czy nie jestem, skoro On coś przede mną ukrywa?". Tak zaczyna się lęk przed Bogiem.

Czy ja postrzegam Boga jako przyjaciela? Wielu ludzi chodzi do kościoła i śpiewa: "Tylko Tyś jest święty, tylko Tyś jest Panem", a w głębi serca potwornie boi się Boga. Pewien pan bardzo nie lubił, gdy ktoś mu mówił: "Śniłeś mi się".

- Śniłem ci się? A jak ci się śniłem? - pytał wtedy, bo bardzo wierzył w to, że w snach można usłyszeć głos Pana - Co ja w tym śnie robiłem? - dopytywał.

- No, byłeś chory, wiesz? Jakieś krosty miałeś.

- Matko, niedługo umrę.

On tak się bał Boga, że bał się snów. Zresztą nie tylko ich. Kiedyś na pewnych rekolekcjach siostry przygotowały na kartkach fragmenciki z Pisma Świętego, żeby każdy wylosował sobie jakiś cytat. On wylosował, ale bał się na niego spojrzeć. Lękał się, czy nie jest tam przypadkiem napisane: "A Judasz poszedł i się powiesił".

"Niech Bóg nic do mnie nie mówi. Ja Mu dam na tacę, ja odmówię różaniec, tylko niech On nic do mnie nie mówi. Ja się Go boję". Do tego strachu trzeba dołożyć ludzi, którzy podają w wątpliwość Bożą wszechmoc. Czy Bóg mógłby uzdrowić biedaków z onkologii na Ursynowie? Czy mógłby zrobić pola golfowe na Saharze? Czy mógłby wskrzesić wszystkich umarłych leżących na Powązkach? Skoro jest wszechmocny, to czemu tego nie robi? Podejrzany On jest.

Wróćmy do raju. Adam i Ewa chodzili po nim nadzy i byli piękni. Wszystko, co Bóg stworzył, było dobre. Przyszedł jednak szatan i zasiał poczucie wstydu. Gdy pierwsi rodzice oderwali się od Pana Boga, cały świat, który do tej pory był dla nich przyjazny, stał się nagle zagrożeniem. Adam i Ewa zaczęli być z siebie niezadowoleni, ponieważ stali się perfekcjonistami, dążyli do bycia jak najlepszymi, by udowodnić Bogu, że do niczego nie jest im potrzebny. Bez Boga człowiek zaczyna wierzyć w to, że sam może się zbawić. Perfekcjonista nie pozwala sobie na słabość, a nagość jest słabością, odkrywa nas, odsłania. Właśnie dlatego powstały pierwsze ubrania z liści figowych - by się ukryć, zakryć swoją nieidealność. Człowiek zaczyna bawić się z Bogiem w chowanego.

"Chcesz się ze mną bawić w chowanego? To się pobawimy" - zdaje się mówić Pan Bóg. Jest cierpliwy, zniża się do ludzkiego poziomu. W przytoczonym fragmencie Ewangelii uczeni w Piśmie stawiają Panu Bogu absurdalny zarzut, twierdząc, że On mocą diabła wyrzuca diabła. Pan Bóg jest cierpliwy. Jezus siada i mówi: "Jak to? Co wy mówicie? Przecież gdyby diabeł sam siebie wyrzucał, to jego królestwo dawno byłoby już pokonane". Jezus nie mówi:

"Zadajecie durne pytania", tylko siada i odpowiada im na te durne pytania.

Pamiętacie, co było, gdy Jezus przyszedł do łodzi świętego Piotra i chciał go powołać? On nie powiedział: "Piotrze, wiesz, buduję taki Kościół... On będzie trwał tysiące lat i ty będziesz papieżem. Będziesz mieszkał w Rzymie i będziesz pierwszym wśród biskupów całego świata". Piotr nic by z tego nie zrozumiał. Właśnie dlatego Chrystus powiedział mu: "Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił". I Piotr mógł pomyśleć: "A, no to już coś wiem". Pan Bóg zniżył się do jego poziomu. On zawsze będzie chciał rozmawiać z tobą na takim poziomie, jaki sobie wybierzesz. Co się wydarzyło, gdy Adam i Ewa ubrali się już w swoje liście figowe? Zaczęło się narzekanie, spychanie odpowiedzialności. "To ona dała mi owoc". Jesteśmy świadomi naszych wewnętrznych i zewnętrznych nieszczęść, naszych niskich samoocen, zranień, niedoskonałości, grzechów i nałogów. W ogromnej jednak większości szukamy winnych, zamiast wziąć za nie odpowiedzialność. "No, może i jestem dziki, ale moje dzieciństwo było takie, że nie mogę być inny. No, nie dostałem się na studia, ale nie miałem pieniędzy na korepetytorów. Przecież to nie moja wina, rodzice mogli ciężej pracować, żeby dać mi na nich pieniądze".

Ludzie w ogóle mają niezwykłą skłonność do narzekania. Na okrągło znajdujemy w sobie mnóstwo defektów - waga, wzrost, objętość. Takie ciągłe narzekanie to wyraźny dowód na odcięcie się od Pana Boga.

Z ust jednego z księży usłyszałem kiedyś taki wierszyk:

"To za małe, to za duże, też by chciała śpiewać w chórze albo chociaż w jakiejś scholi, a nie śpiewa, to ją boli".

Niektórzy żyją tak jak bohaterka tego wiersza. To jest za duże, to za małe, to jestem za gadatliwa, to za milcząca, to jestem pracoholikiem, to leniem. Rozgoryczeni, szukający sensu schowani w swoim strachu. Jeśli ktoś przestał wierzyć w Boga, to nie znaczy, że w nic już nie wierzy. To znaczy, że zaczął wierzyć w byle co. Pamiętam, jak kiedyś, przejeżdżając samochodem przez Raszyn, słuchałem audycji radiowej. Pewna dziennikarka mówiła w niej, że każdy z nas ma swojego duchowego brata.

Jeśli ktoś przestał wierzyć w Boga, to nie znaczy, że w nic już nie wierzy. To znaczy, że zaczął wierzyć w byle co.

Twierdziła, że gdy rodzi się człowiek, to gdzieś na sawannie w Afryce lub w australijskim buszu rodzi się zwierzę, które jest z tym człowiekiem w jakiś sposób połączone. Kiedy my w Warszawie chorujemy na grypę, to ono w tej Australii też kaszle. Kiedy my się cieszymy, to ono też ma tam dobre dni. Jednak nie daj Boże, żeby człowiek pojechał do Australii i spotkał to swoje zwierzę, bo jeśli spojrzą sobie w oczy, to będą się działy straszne rzeczy. Jeśli jednak nic takiego się nie stanie, to kiedy my będziemy umierać, nasze bratnie zwierzę w Afryce również umrze. Gdybym kiedyś spotkał tę panią, zapytałbym ją:

"Dawno pani była u komunii? Ile to już lat minęło, od kiedy zerwała pani z Kościołem?". Jeśli człowiek przestaje wierzyć w Chrystusa, jego bóstwem często staje się myślenie o tym, co powiedzą inni. Niejeden człowiek zapomniał już, jakie ma poglądy. Niejeden człowiek zapomniał już, czego tak naprawdę chce, bo bez przerwy pyta o to, co myślą inni. Niektórzy mają domy urządzone nie tak, jak by chcieli, tylko tak, żeby spodobały się gościom, którzy do nich zawitają. Czytają takie książki, żeby można się było nimi pochwalić, oglądają takie filmy, żeby inni docenili ich wybór. Co o mnie powiedzą? - to potężne bóstwo zatruwające wiele umysłów. Ktoś powie: "Proszę księdza, no dobrze. My przecież doskonale wiemy, żeby się od Boga nie oddzielać, bo człowiek wpadnie w tarapaty, gąszcz grzechów, kłamstw i iluzji. Ale skąd brać do tego siłę?". Słowa uczą, przykłady pociągają.

W jednym z tygodników ukazał się artykuł o małżeństwie Jima i Michelle Duggarów. Mieszkają w Ameryce i mają dziewiętnaścioro dzieci. Co ciekawe, żadne z nich nie jest aktorem, a kiedy patrzy się na ich zdjęcia, uderza to, jak nieprawdopodobnie są uśmiechnięci. To uśmiech, który jest albo szczery, albo wyuczony w wyniku wielu godzin ćwiczeń aktorskich. Innej możliwości nie ma. Czy są szczęśliwi? Piszą, że tak. I to znajduje potwierdzenie w ich uśmiechu. Czy są bogaci? Nie, nigdy nie kupili nowego samochodu. Na co dzień dzieci uczone są skromności. Dziewczynki noszą uszyte przez siebie suknie i spódnice, a chłopcy długie spodnie. Większość kupowanych ubrań pochodzi ze sklepów z używaną odzieżą. Dla ułatwienia prania dzieci starają się nosić stroje w tych samych kolorach. Nie wydają również pieniędzy na fryzjera. Pieką własny chleb. Kupują ubrania z tkanin, które się nie gniotą, by uniknąć prasowania. Jedzą na papierowych talerzach, potrafią zrobić własny płyn do prania i mokre chusteczki higieniczne. Ale to nie sprawy materialne są fundamentem tej rodziny i jej szczęścia. Są nim zasady pochodzące od odważnego ojca i mądrej matki.

Pierwsza z nich jest najważniejsza. Naucz dzieci kochać Boga całą duszą, sercem i umysłem. Nie mamę, nie tatę. Naucz dzieci kochać Boga. To bardzo ważne zadanie, zwłaszcza dla tych, którzy są w relacji narzeczeńskiej. Nie ciesz się tak bardzo, kiedy widzisz, że twój chłopak naprawdę cię kocha, że biega za tobą, wiersze ci pisze, że jest gotów nosić cię na rękach. To jest piękne, to jest dobre, ale nie jest wystarczające. Czy on kocha Boga? Jeśli Go kocha, będzie świetnym mężem, jeśli nie kocha Boga, a tylko ciebie, sytuacja może odwrócić się o sto osiemdziesiąt stopni.

Druga zasada: naucz dzieci mieć usłużne serce, pokazując siebie jako przykład. Trzecia: ucz je codziennie cytatów z Biblii na pamięć i rozmawiaj z nimi na ich temat. Kolejna: módl się z dziećmi. Następna: proś Boga o pomoc w walce ze złością, która może zniszczyć waszą relację. I ostatnia: chwal dzieci dziesięć razy częściej, niż je krytykujesz.

Warto to powiedzieć zwłaszcza w kontekście zmniejszającego się przyrostu naturalnego w naszym kraju. To jest nie tylko problem kobiet, które potencjalnie mogą być matkami. To jest również problem facetów, którzy nie wlewają spokoju w serca swych partnerek. Nie dają im poczucia, że pomogą przy dziecku, choćby byli zawaleni robotą. Jest to także kwestia opinii, jaką macierzyństwo ma w biurach, dziekanatach i w miejscach pracy.

Niejedna kobieta panicznie boi się ciąży i urodzenia dziecka, bo nie chce usłyszeć od koleżanek: "No coś ty, w bachora się wpakowałaś?". Niejedna kobieta czuje wstyd, gdy zajdzie w ciążę, tak jakby zrobiła coś złego.

Pójdźmy dalej, jest to też wina księży, którzy nie potrafią przekonać ludzi, że droga rodzicielstwa jest piękną drogą miłości. Dlaczego nie umiemy wlać odwagi w ludzkie serca? Dlaczego w Polsce, tak oddanej Janowi Pawłowi II, ludzie boją się przekazywać miłość, dlaczego boją się mieć dzieci? To wszystko mówi całkiem sporo o naszym męstwie, naszej odwadze i o naszej bliskości, wzajemnej i z Panem Bogiem.

Wróćmy jeszcze na chwilę do przytoczonej Ewangelii. Ci uczeni w Piśmie nie byli przecież głupimi ludźmi. Czy więc nie jest podejrzane, że mówią do Jezusa takie bzdury? Że ma diabła w sobie i wyrzuca diabła? Diabeł wyrzuca diabła w imię diabła przeciwko diabłu? No przecież to bezsens. Tymczasem wyjaśnienie tej sprawy jest dość proste - jeśli człowiek czegoś nie chce, to będzie gadał największe głupoty, byleby tylko tego czegoś nie przyjąć.

Podobno na Śląsku jest takie powiedzenie: "Jak ktoś nie chce, to gorzej, niż jakby nie mógł". Jak ktoś się zaprze... To jest właśnie przypadek uczonych w Piśmie. Nie mieli pojęcia, jak skontrować Jezusa, dlatego powiedzieli: "On ma w sobie diabła". To nienawiść - bo oni nienawidzili Jezusa - prowadzi do takiej głupoty.

Dlaczego w Polsce, tak oddanej Janowi Pawłowi II, ludzie boją się przekazywać miłość, dlaczego boją się mieć dzieci?

Czy wyobrażacie sobie sytuację, że w meczu z Grecją jakiś Polak strzeliłby bramkę, a stadion by go wygwizdał? Pięćdziesiąt pięć tysięcy Polaków gwiżdżących po strzeleniu gola? Powiecie - niemożliwe! Gdyby któremuś udało się strzelić bramkę, to wszyscy z radości skakaliby pod sufit. Tymczasem... Może panowie koło sześćdziesiątki będą pamiętać rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty siódmy. Mecz Polska - Portugalia. Portugalczycy wbili nam bramkę. Jest zero jeden, szansa na awans do mistrzostw świata w piłce nożnej zaczyna się oddalać. Cały stadion krzyczy: "Polska, Polska, wyrównajcie, Polska, wyrównajcie!". Kazimierz Deyna, świeć Panie nad jego duszą, ustawia piłkę w rogu i strzela, trafiając w światło bramki, bezpośrednio z rzutu rożnego. To nieprawdopodobnie piękny gol, a mimo to cały stadion gwiżdże, zamiast się cieszyć. Sześćdziesiąt tysięcy ludzi na stadionie Śląska gwiżdże po zdobyciu bramki przez Polskę. Tak nienawidzili Deyny. Tak go nie cierpieli. Nieważne, że to Polska strzeliła. Nieważne, że zremisowaliśmy. Nieważne, że awansowaliśmy na mistrzostwa. Ważne było tylko gwizdanie z nienawiści.

Tu można znaleźć odpowiedź na pytanie, jak to się dzieje, że ludzie wybierają piekło. Z nienawiści robi się głupie rzeczy. Z nienawiści wybiera się piekło. Z nienawiści i ze złości.

Jeszcze raz przytoczę jedną z zasad, na których rodzina Duggarów oparła wspólnotę dwudziestu jeden osób, dziewiętnaściorga dzieci i dwojga rodziców - proś Boga o pomoc w walce ze złością, która może zniszczyć twoją relację z dziećmi. W złości żadnej roli nie odgrywają argumenty, nikt nikogo nie słucha, rządzi nienawiść i radość z porażki drugiej osoby.

Niech przytoczony fragment Ewangelii będzie dla nas zwierciadłem, w którym się przejrzymy. Pan Bóg ostrzega nas w nim przed błędami, prosi, byśmy nie stchórzyli i nie przestraszyli się Go, ale zawsze widzieli w Nim swego przyjaciela. Czy gdybym zobaczył Boga idącego po chodniku, przeszedłbym na drugą stronę ulicy, czy też, traktując Go jak przyjaciela, podbiegłbym się przywitać? Czy moje serce drży, gdy się do Niego zbliżam? Znalezienie odpowiedzi na te pytania, a potem wypracowanie w sobie tej drugiej postawy jest jedną z największych tajemnic wiary.

Tekst pochodzi z książki ks. Piotra Pawlukiewicza "Życie. Instrukcja obsługi".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Piotr Pawlukiewicz

Jedyna instrukcja obsługi, którą naprawdę musisz przeczytać

Ksiądz Piotr Pawlukiewicz jak nikt inny potrafił poruszyć słowem, dotykając najodleglejszych zakamarków naszych serc. Teraz, w nigdy nie publikowanych, bardzo osobistych tekstach, z lekkim przymrużeniem oka bierze na...

Skomentuj artykuł

Ks. Pawlukiewicz: "Co o mnie powiedzą? - to potężne bóstwo zatruwające wiele umysłów
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.