Lęk - usuń źródło, nie objawy

(fot. Kelsi Barr/flickr.com/CC)
Anna Kaik

Lęk to jedno z najbardziej nieprzyjemnych uczuć. Zanim poczujemy, że tracimy nad nim kontrolę, warto spróbować ukręcić łeb tej hydrze, która skutecznie potrafi nas niszczyć.

Na początek małe pocieszenie: lęk jest powszechnym stanem ludzkiej kondycji. Nie omija on żadnego człowieka. Nawet św. Jan Paweł II, którego pontyfikat przebiegał pod hasłem: "Nie lękajcie się", na pewno także doświadczał tego przykrego uczucia. Jednak z pewnością był równocześnie człowiekiem, który w pełni nad lękiem panował - nie odwrotnie.

DEON.PL POLECA

Można więc powiedzieć, że sam fakt bycia człowiekiem, zakłada, że będziemy się lękać. Mówi Elżbieta Krawczyk, doktorantka psychiatrii Collegium Medicum UJ, doświadczona psycholog i psychoterapeutka: - Lęk przeżywają zarówno osoby zdrowe, jak i cierpiące na różnorakie zaburzenia. Odwaga nie oznacza braku lęku, ale zdolność wyciszania czy pokonywania go.

Strach ma wielkie oczy

Z lękiem trzeba bardzo uważać. Pozostawiony sam sobie, może bowiem osiągać takie rozmiary, że zaczyna sterować zachowaniem, wpływa na decyzje, zmienia myślenie, a nawet zniekształca postrzeganie rzeczywistości. Człowiek wobec sytuacji czy osoby, której się lęka, przestaje być sobą, a to, co wywołuje lęk, ocenia jako zagrożenie, choć dla obiektywnego obserwatora sytuacja jest neutralna i zupełnie bezpieczna. - Człowiek pod wpływem lęku ma osłabiony obiektywizm spojrzenia na sytuację, gotów jest wyjaśniać zdarzenia w sposób skrajnie negatywny. Możliwe zagrożenie staje się irracjonalnie "ogromne" i irracjonalnie "pewne", a dochodzące sygnały wydają się jedynie potwierdzać zagrożenie. Przykładem mogą być objawy somatyczne, pasujące do wszystkich najbardziej niebezpiecznych chorób, które właśnie u siebie diagnozujemy posiłkując się fragmentarycznymi informacjami o chorobach - wyjaśnia Elżbieta Krawczyk.

Często bywa jeszcze inaczej. Lęk odwraca uwagę od rzeczywistości, a skupia ją na przeżywaniu i opanowywaniu nieprzyjemnej emocji, zamiast na konkretnym działaniu. Jednocześnie obniża dostrzeganie własnego wpływu na sytuację. Jeśli zagrożenie wydaje nam się olbrzymie, a my wobec niego bezradni - jak się nie bać? Jak widać, spirala lękowego myślenia nakręca się sama.

Teoretyzowanie nie pomaga

Każdy z nas posiada pewien, właściwy sobie poziom tzw. pogotowia lękowego. Jest to swoista predyspozycja do reagowania lękiem, od małego po zupełnie paniczny na różnego rodzaju bodźce. Mówiąc prościej: im mamy wyższe pogotowie lękowe, tym bardziej problem lęku nas dotyczy. Skąd bierze się to, że jedni na tę samą sytuację reagują lękiem, a dla innych jest ona zupełnie neutralna? - Wyjaśnienie genezy lęku nie jest proste - stwierdza E. Krawczyk. - Psychoterapeuci psychodynamiczni uważają, że lęk towarzyszy różnym okresom rozwojowym i pozostaje w nieświadomości przez całe życie, a sposób radzenia sobie z nim zależy od relacji z najbliższymi osobami w dzieciństwie. Behawioryzm uznaje lęk za wyuczoną reakcję. W teoriach systemowych nasilenie lęku, jego powstawanie i utrzymywanie się można tłumaczyć rozmytymi granicami wewnętrznymi i zwykle sztywnymi granicami zewnętrznymi, uniemożliwiającymi szukania wsparcia poza rodziną. Zwolennicy koncepcji neurofizjologicznych wskazują na dysfunkcje układu GABAergicznego czy części układu limbicznego - tłumaczy E. Krawczyk.

Temat lęku jest przez naukowców, jak widać, eksploatowany na wszelkie sposoby. Co z tego wynika dla przeciętnego Nowaka, który chce po prostu skutecznie pozbyć się tego utrudniającego życie objawu? Osobiście znam wiele osób borykających się z problemem lęku, jednocześnie zniechęconych bezskuteczną według nich, często długotrwałą terapią. "Pieniądze wyrzucone w błoto", "bezużyteczne rady, które pomagają na chwilę", "nic nie działa" - takie komentarze mogę od nich usłyszeć. Gdzie w takim razie szukać pomocy? Proponuję półkę wyżej - nie w psychologii, lecz w duchowości.

Pasja, która leczy

Mieczysław Kożuch SJ, kierownik duchowy, ceniony psycholog i rekolekcjonista w swojej książce pt. "Jak sobie radzić z lękiem" podaje szereg sposobów na pokonanie w sobie tego "ducha bojaźni". Nie są to jednak rady typu: "wyobraź sobie, że leżysz na słonecznej plaży", ale zachęta do prawdziwego przebudowania swojego życia. Brzmi odstraszająco, bo niby jak się do czegoś tak wielkiego zabrać? Spokojnie, czyli najlepiej małymi krokami.

"Lęk sam w sobie jest rzeczywistością, która zmniejsza się lub wręcz ustępuje, gdy człowiek zaczyna realizować powierzoną mu misję" - pisze ojciec Kożuch. Warto zatrzymać się przy tej myśli, która wydaje się być wiodąca dla całej książki.

Odpowiedzmy sobie najpierw na pytania: czy nasza praca, to, czemu poświęcamy w życiu najwięcej czasu, jest zgodna z naszymi talentami i pragnieniami? Czy może tkwimy w prestiżowej korporacji, bo chcemy tym komuś imponować lub spełniamy w ten sposób czyjeś oczekiwania wobec nas, gdy tymczasem zajęcie jest nudne i nie wykorzystuje w pełni naszego potencjału? Czy czujemy, że jesteśmy tam, gdzie naprawdę chcemy być?

Każdy ma w swym sercu jakieś głębokie, piękne pragnienia. Autorem tych pragnień, tak jak dawcą naszych talentów potrzebnych do ich realizacji jest Bóg, który zna nas lepiej, niż my sami siebie. Jeśli misja, którą realizujemy w życiu jest niezgodna z pomysłem Boga na nas, nie będziemy czuli się spokojni i zrealizowani i, jak twierdzi M. Kożuch, ten konflikt będzie w nas źródłem nieustannego niepokoju.

Być może nie jesteśmy w ogóle świadomi, jakimi talentami i możliwościami dysponujemy. Przypadkowe studia ("jakiekolwiek, żeby tylko nie stracić roku"), pierwsza z brzegu praca - ("dobrze, że w ogóle jakaś jest") - w ten sposób sami wpędzamy siebie w kozi róg. Trzeba zacząć od podstaw: od znalezienia w sobie charyzmatów, jak przekonuje rekolekcjonista. Wbrew pozorom nie jest to takie trudne. Charyzmaty to umiejętności, z których korzystanie przynosi nam satysfakcję i radość.

Co zrobić, gdy już tę część procesu mamy za sobą? Nie można bowiem jedynie pozostać przy tym odkryciu i tylko od czasu do czasu korzystać z niego, po to, żeby się zrelaksować. Potrzebne jest pełne zaangażowanie. To właśnie zaangażowanie w coś, do czego mamy talent ma w sobie ową uzdrawiającą moc.

Ojciec Kożuch doskonale znający meandry ludzkiej psychiki zwraca uwagę, że w chwili próby przebudowy naszego życia może nam nieustannie towarzyszyć myśl: nie dam rady, to nie dla mnie. I od razu wręcz nakazuje nie słuchać tego wątpliwej jakości doradcy. To cię nie przerasta, ty to możesz zrobić! A jeśli nie ufasz sobie w tej kwestii, zaufaj tym, którzy swoim życiem udowadniają, że to możliwe. Czy naprawdę tak bardzo się od nich różnisz?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Lęk - usuń źródło, nie objawy
Komentarze (4)
S
sdff
7 września 2014, 14:45
Aha, i zwracam szlachetną uwagę wszystkich, zeby nie traktować osób porażonych depresją jak "mających złego ducha" bo to jest już straszne świadectwo niezrozumienia naszej wiary i czasów, w których żyjemy. I świątobliwe "unikanie" (a fe!) ich jest po prostu brakiem miłości a niczym innym. To jest sprawdzian i Ciebie o "bliski" choremu i sytuacja mówi coś o Tobie i do Ciebie. Potrzeba im tylko miłości. I nie ma NIC ważniejszego ani nikogo od takiej osoby w naszym otoczeniu. Nie mówcie im "dajcie spokój", nie nudź itp. Jak prosi, żebyś siedział przy łózku i trzymał za rekę to siedź z nim. Siedż z nim, nie zostawiaj go bo masz właśnie show w tv albo zakupy albo po prostu masz dość. Siedź z nim i słuchaj tych wyolbrzymionych nudów i się za niego módl nawet jak czujesz że on sam sobie winien. W momencie tej choroby chory jest święty. Potem się mu bedzie tłumaczyć co wypadałoby zmienić. I herbaty mu słodkiej trzeba zrobić. Z miłości będziemy sądzeni.
S
sfefef
6 września 2014, 22:43
Jest to garść bardzo dobrych uwag do osób przeżywających lęk. Lek jest straszny, może doprowadzić człowieka naprawdę do ostateczności. Nie jest to tylko strach. I rzadko się mówi to ludziom z depresją (to jest choroba lęku, moim zdaniem jest to szatańska sprawa, tfu) - od razu na leki wskakują. Ale jak mają wstac na nogi to i to dobre. Byleby potem wnioski wyciagnęli.  Tak, właśnie, kompromisy i wybory które pochodzą z inercji - będzie depresja. Wszystkim współczuje bo i znam to. I modlę się za ludzi nękanych tym.
U
uyyiyi
19 września 2014, 13:39
A te kompromisy i inercja oznaczają to, ze najpewniej nie pełnło się Woli Bożej ale własną (grzech wygodnictwa, lenistwa, znam z autopsji). A to boli własnie tak. Samemu się oceniało co jest dobre a co złe i z takiego klucza były te wybory. "Szczęśliwy, komu Bóg da poznac swoje grzechy". A pokazuje je nam, jak mało co,jak czyściec po prostu - depresja.
D
dfgg
19 września 2014, 13:41
Osoba szatana spycha najpierw z drogi a potem szantażuje człowieka w depresji. Mówię wszystkim: i nad tym jest Pan i On, wzywany, ucisza tą burzę. Wołajcie Pana w depresji, wołajcie w ciemno a wstaniecie jako nowi ludzie.