(Nie)atrakcyjność chrześcijaństwa

(fot. infomatique / flickr.com / CC BY)

Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II zależało, aby podczas Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 szczególnie wybrzmiał głos świadków - osób, które swoim cierpieniem zaświadczyły o wierze w Chrystusa.

Jednym z nich był kard. François X. Nguyen Van Thuan, który dla papieża i Kurii Rzymskiej głosił wówczas rekolekcje wielkopostne. Na zakończenie powiedział do ich uczestników: "Nie troszczcie się o to, w jaki sposób przyciągnąć do kościoła tłumy; jeśli będziecie blisko Jezusa, ludzie sami przyjdą" ("Tygodnik Powszechny" 2000 nr 13, s. 2).

Wietnamski hierarcha całym swoim życiem zaświadczył o wierności Chrystusowi, a zwłaszcza wtedy, gdy trzynaście lat spędził w więzieniu, z czego dziewięć w całkowitej izolacji. Czekam na zakończenie jego procesu beatyfikacyjnego - patrona ubogich środków w Kościele. Wzruszające są opisy Eucharystii, którą sprawował w więziennej celi, zgięty na łóżku, w warunkach całkowitej konspiracji, gdzie kielichem z trzema kroplami wina i jedną kroplą wody była jego dłoń, zaś Najświętszy Sakrament "przemycano" w woreczkach z bibułki po papierosach. Po latach wspominał te "celebracje" jako najpiękniejsze w swoim życiu (por. Świadkowie nadziei. Rekolekcje watykańskie).

Dziś zastanawiamy się oraz debatujemy nad stanem Kościoła w Polsce i świecie, spieramy się na temat jego kryzysu i reformy, organizujemy specjalne sympozja, powołujemy komitety i komisje, radzimy, co tu robić, aby do Kościoła przyciągnąć wiernych lub aby z niego nie odchodzili. W służbę nowej ewangelizacji zostały wprzęgnięte wszelakie zdobycze techniki, Kościół z orędziem Dobrej Nowiny już na dobre zadomowił się w sieci, nie są mu obce najnowsze nowinki ze świata IT, ba, temat niejednego doktoratu i habilitacji skupiono wokół roli i zadań mediów oraz innych "cudowności" w przekazie Ewangelii. Kiedy jednak zadaję sobie pytanie, co trzeba zrobić, aby ludzie pozostali w Kościele, przewrotnie chciałbym odpowiedzieć: "Nic nie trzeba robić!". Trzeba "tylko" - lub zdecydowanie "aż" - trwać wiernie przy Chrystusie. A to jest najtrudniejsze.

Mam wrażenie, że obecnie bardziej skupiamy się na środkach, które prowadzą do celu, niż na samym celu. Celem zaś nie jest "coś", ale "Ktoś". Łatwiej jest nam doskonalić środki przekazu Ewangelii lub ogłosić kolejną akcję ewangelizacyjną niż pracować nad swoją relacją z Chrystusem. Za dużo actio za mało contempltio.

Naturalnie, nie chodzi o to, aby wylewać dziecko z kąpielą. Problem nie tkwi w samych środkach, tylko w rozłożeniu akcentów. Dobrym przykładem są święci. W tym dostojnym gronie należy wymienić św. Maksymiliana Kolbego, św. Urszulę Ledóchowską, bł. Jakuba Alberione - to postaci, które mogą poszczycić się spektakularnym rozwinięciem form przekazu Ewangelii: tysiące egzemplarzy wydanych książek i czasopism; sięganie po najnowsze - dostępne wówczas - technologie; misje, które nie znały geograficznych i politycznych granic. Ale, jedna ważna uwaga! Każde ich dzieło zaczynało się i było "kontynuowane" dyskretnie, w ciszy, na modlitwie. Nasi Święci dobrze wiedzieli, że to był najważniejszy czas każdego dnia i zarazem… skuteczny środek ewangelizacji.

Pytając o "sukces" apostolatu świętych - na podstawie ich biografii - należałoby wskazać takie środki jak: Pismo Święte, cisza-milczenie-słuchanie, praktyka sakramentalna, kierownictwo duchowe. Czytając ich życiorysy, łatwo dostrzec zasadę, że, im kto dalej jest posunięty na drodze życia duchowego, tym formy jego pobożności upraszczają się. W jednym ze swoich tekstów Hans Urs von Balthasar SJ pisał: "Podobnie jak Chrystus jako Świadek Ojca unikał tego wszystkiego, co przypominało użycie siły lub propagandę, reklamę, kampanię werbunkową, tak samo świadectwo «uświęconego» powinno powstrzymywać się od wszelkich światowych środków, a to ze względu na świadectwo o Uświęconym. […] Dla chrześcijan nie ma bowiem innej agitacji, jak całkowite i możliwe pełne składanie świadectwa, a im ono jest prawdziwsze, tym większy odniesie skutek - dzięki Bożej łasce, a nie dzięki naturalnej sile przekonywania" (Teologia a świętość).

Nie przysporzy Kościołowi wiarygodności i świętości perfekcyjnie funkcjonująca działalność charytatywna, bogata paleta środków ewangelizacyjnych, błyskotliwi, ale "niepraktykujący" teolodzy, doskonale zorganizowana konferencja wraz z publikacją (którą przeczyta kilka osób), najlepsze portale internetowe z zawrotną liczbą odwiedzin, twettów czy też lajków. Jest odwrotnie - według szwajcarskiego kardynała, to właśnie święci i świętość są najlepszym znakiem wiarygodności Kościoła (por. Wiarygodna jest tylko miłość).

Kościół musi zachować czujność, aby nie dać się wciągnąć w logikę, której odpowiada mentalność typu "jak przyciągnąć klienta", gdyż dla wspólnoty wierzących może to być niedźwiedzia przysługa - im bardziej bowiem Kościół staje się nowocześniejszy, tym bardziej jest postrzegany jako dobrze prosperująca instytucja-firma, która musi zabiegać o odpowiednią wysokość słupków w sondażach poparcia.

Przykładem przyjęcia takiej optyki są kuriozalne publikacje, które próbowały odbrązowić postać bł. Matki Teresy z Kalkuty. Z ich lektury można się było dowiedzieć m. in., że dzieło założycielki Sióstr Misjonarek Miłości wcale nie było takich imponujących rozmiarów, że wiele instytucji podobną działalność prowadzi lepiej i skuteczniej. Tak, patrząc na statystyki, autorzy tych publikacji mają rację, ale zupełnie rozmijają się z istoty sprawy.

Posłannictwo Kościoła nie może być mierzone kategoriami "więcej", "lepiej", "wydajniej", "skuteczniej", "szybciej", "atrakcyjniej", gdyż sprzeniewierzyłoby się przesłaniu Ewangelii. Kościół to nie korporacja, w której "robi się karierę". Chrześcijanin nie pokłada nadziei w sobie, w swojej zaradności, lecz w łasce Chrystusa.

Nie ogranicza go zatem - podkreśla przywołany już kard. Nguyen Van Thuan - świadomość ubogich nieraz środków, takich jak prymitywna proca Dawida, ubogi grosz wdowy, pięć chlebów i dwie rybki".

Pan Bóg pomnoży i wspomoże to, co wydaje się ubogie i proste: "W wielu sytuacjach jesteśmy mniejszością jeśli chodzi o liczbę, siły, możliwości, środki. Ale tak jak Dawid idziemy zawsze naprzód in nomine Domini".

Najważniejszym i najskuteczniejszym środkiem-narzędziem zbawienia jest krzyż Chrystusa. Można pomyśleć, że z punktu widzenia public relations, tak ważnego w naszych czasach zabiegania o dobry wizerunek to zupełna porażka - cóż może być atrakcyjnego w przekazie Wielkiego Piątku?! A jednak: "Nauka […] krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia" (1 Kor 1, 18).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

(Nie)atrakcyjność chrześcijaństwa
Komentarze (23)
S
skierka
17 lutego 2015, 11:52
  Eh ! To chyba nie o to chodzi .  Nie mozna mierzyć atrakcyjności lub [nie ] atrakcyjnosci  chrześcijaństwa miarą, statystykami , grzechami itp. najważniejszą jego miarą jest : RADOŚĆ , z góry przyjmuję oskarżenia o obrazoburstwo ,  tak jestem prowokatorem . Ale do rzeczy, ów brak wynika z będnego stosunku do wiary ...instytucji a w ślad za nią wiernych . Co ja tu bym nie napisał bedzie to jedynie komentarzem do tego co napisał Malachiasz ,  więc do rzeczy , jednym zdaniem . Kościół ,świątynia jest ukoronowaniem całego tygodnia pracy , radości i trosk , życia społecznego , naukowego itd.  jest jego integralną częścią u nas ...dodatkiem do zupelnie innego świata . My nie poświęcamy Bogu tego co najlepsze my oddajemy mu ...Panie odpuść...resztki naszego życia ,jałmużnę z czerdziestu minut co niedzielę . Piszę to jako człowiek niemłody ,nie, te brzydkie wyrazy które slyszę w obfitości na ulicy nie Wy młodzi wymyśliliście , nie byliśmy święci. myśmy byli ...radośniejsi. Ale to kwestia uczuć , ta sa nieprzekazywalne , więc milknę.
T
teribelka
16 lutego 2015, 22:09
część druga komentarza, bo był za długi W pojedynkę zostaniemy pożarci... Dlaczego Polacy, w większości katolicy, tradycjonaliści, tacy pro-rodzinni, zamiast się sprężyć, żeby coś zmienić, uciekają na zachód, a jak trzeba głosować, wykazują daleko posuniętą bierność, dlaczego pozwalamy, żeby prawo stanowiono ponad naszymi głowami, przcież to my jesteśmy pracodawcami dla urzędników, dla posłów, senatorów, tak - to my ich utrzymujemy - oni żyją za nasze pieniądze i nie wypracowują PKB, tylko go przejadają i obracają się przeciwko nam, tworząc przepisy, które nam szkodzą... Niestety, myślę, że wojna duchowa toczy się też w Kościele - różne ludzkie przywary, namiętności, grzechy i słabości też dotyczą ludzi Kościoła - księża nie biorą się znikąd... Albo się obudzimy, albo nas zjedzą...
O
opodal
18 lutego 2015, 12:43
Z kilku powodów , najważniejszy z nich to ten ,ze byliśmy pozbawieni przez dlugie okresy bytu narodowego państwa, własnego państwa , my nie doceniamy [ odwrotnie niż Żydzi czy muzułmanie ]wartości moralnej tak moralnej państwa ,dla nich to CZĘŚĆ RELIGII , CZĘŚĆ BYTU DNIA POWSZEDNIEGO dla nas państwo to...ciało obce , a jeśli nie potrafimy mysleć kategoriami państwa stajemy sie łupem narodów takich jak Niemcy czy Francuzi którzy mimo czlonkostwa w UE potrafią dbać o swe interesy , my chcemy sie do UE ...przytulić. Ot niewolnicy liczacy na "łatwy chleb " to złudzenie , darmo nikt nie daje [ oprócz Boga ] To tak jakby ..sypiać z wrogiem , tak UE jest antyreligijna ,a pośrednio jej wartosci wrogie są temu co tradycyjnie polskie ,  mam złą wiadomość , nie "sprężymy się" . Dla mnie wzorem postepowania są w tej Norwegowie czy Szwajcarzy ,oni sie rozwijają ... Co nam moze pomóc bo ja wiem ..lektura Koranu czy ST.Od Adama i Ewy .
T
teribelka
16 lutego 2015, 22:08
już starożytni mawiali "qui non ardet, non accendit" kto nie płonie, nie zapala, w Polsce większość ludzi jest ochrzczona, ale ktoś prowadzi agencje towarzyskie, sex-shopy, sprzedaje prezerwatywy, pigułki "dzień po" wykonuje in vitro, lobbuje za homo-środowiskiem, etc, związki na "kocią łapę" przekładają się na pracę "na kocią łapę", albo odwrotnie - szara strefa w pracy to podobne podejście jak "szara strefa" w związkach międzyludzkich. Niedawno obumarł mi pewien mit, w który wierzyłam, a mianowicie, że da się normalnie żyć w świecie, robić swoje i żyć w spokoju, guzik prawda... Często stykałam się z wojną duchową - myślałam, że to incydentalne, ale teraz doszłam do wniosku, że to nie incydent, tylko prawidłowość. My, chrześcijanie, zamiast podbijać świat Ewangelią, zdobywać go dla Chrystusa, czyniąc go coraz bardziej ludzkim, pozwalamy sobie na wewnęrzne konflikty i bierność.  Czy jest jakaś godziwa praca dla chrześcijnina, którą może wykonywać bez konfliktu sumienia ("a jak nie, to dziękuję") - normalne są: seks, środki wczesnoporonne, aborcje, takie procedury, że już nie widać człowieka, praca w niedziele, pieniądz nade wszystko - już człowiek sie nie liczy, człowiek jest tylko zasobem, który służy do pozyskiwania środków pieniężnych...
16 lutego 2015, 23:32
Smutne to, co Pani pisze. Robić swoje, modlić się i wspierać się wzajemnie. Z Bogiem! Niech się Pani nie poddaje
16 lutego 2015, 17:02
NOrmalnie wystarczyłoby mocno wierzyć. Wtedy człowiek automatycznie wszystko czyni znakiem swojej wiary począwszy od spraw najprostszych. Dziś wierzący tak ni8e robią, bo ktośim wmówił, że tego typu działanie jest "formalizmem:, "magicznie pojmowaną wiarą", "mieszaniem sięreligii" do innyhch sfer życia, w tym do polityki. Trzeba siępo prostu wyzbyćtego zgubnego przeświadczenia i zrobić tak: [url]http://misjakultura.blogspot.com/2015/02/zwyke-sprawy-znakiem-wiary.html[/url]
L
life4jezus.blogspot.com
16 lutego 2015, 14:57
Problemem nie jest brak atrakcyjności chrześcijaństwa. Chrześcijanie autentyczni, świadczący swoim życiem o przywiązaniu do Chrystusa i Ewangelii, żyjący autentycznie Ewangelią są podziwiani przez świat. Podziw nie oznacza "sympatii", gdyż zawsze będą wyrzutem sumienia dla tych, którzy wartości Ewangelicznych nie przyjęli. Wystarczy popatrzeć na ludzi takich jak: Matka Teresa z Calcuty, Brat Roger z Taize, Jan Paweł II... i wielu innych - świat ich podziwiał. Ich życie stało się Ewangelią a Ewangelia ich życiem. Tysiące anonimowych chrześcijan oddaje dziś swoje życie za wiarę, Chrystusa i Ewangelię. Natomiast problem leży w utożsamianiu Chrześcijaństwa z Kościołem Katolickim. Niestety wielu ludzi Kościoła Katolickiego nie jest dziś wzorem do naśladowania. Obłuda, pazerność, rozwiązłość, pycha, brak profesjonalizmu w tym, do czego zostali powołani... sprawiają, że człowiek zaczyna omijać  "kościół instytucję", brak w nim przejrzystości i wiarygodności. Błąd ze strony wiernych polega na tym, iż swoja wiarę uzależniają od postaw ludzi Kościoła Katolickiego. Krytykujemy, osądzamy, odchodzimy zapominając że wiara to moja osobista relacja do Boga i kiedyś z niej będę musiał zdać sprawę przed Stwórcą a nie z grzechów i płycizny duchowej niektórych ludzi Kościoła Katolickiego. W Ewangelii jest zawarta cała mądrość życia, droga rozwoju osobistego, zbawienia i poczucia szczęścia. Fakt nieudolność przekazu tej mądrości przez ludzi KK nie zwalnia mnie z poszukiwania Boga w moim życiu właśnie w Chrystusie i Ewangelii. Tu jest potężna moc budowania wartościowego i szczęśliwego życia, szkoda że osłabiona przez infantylizm i nieudolność przekazu. Nie dziwię się, że człowiek próbuje szukać innyc dróg duchowego rozwoju.
Ć
ćma
16 lutego 2015, 16:53
Tak się złożyło ,że już na początku tej wypowiedzi pojawiają sie dwa pytania : Chrześcijanie świadczący swoim życiem o przywiązaniu do Chrystusa i Ewangelii , ok , ale.. świadczący w ramach kościoła  czy poza nim ? jeżeli to pierwsze ; to pytanie w jaki sposób kościół przygotowuje do swiaczenia o Ewangelii np. na gruncie ekonomii ?  ja ..nie widziałam . Jeżeli poza nim, to do czego sluży kosciół  w tej materii jeśli do dawania świadectwa nie przygotowuje ?  Ogólne wskazania kościoła? te są niepotrzebne ,tekst Ewangelii jest znany , więc ponawiam pytanie do czego sluży kościół w aspekcie dawania świadectwa , jeśli nie daje wsparcia organizacyjnego , wspólnotowego to wierny który chce dawac świadectwo na kościół nie może liczyć , zostaje sam ... w takim razie kościół do niczego nie sluży .  Błąd logiki czy prawidłowe myślenie ?  W takim razie czy ma sens mówienie o atrakcyjnosci lub nie chrześcijanstwa  ? to bezprzedmiotowe , można co najwyżej mowić o atrakcyjności postawy takiego czy innego POJEDYNCZEGO człowieka nie chrześcijanstwa.
H
Hammurabi
16 lutego 2015, 14:11
 I po cóż wyważać otwarte drzwi ? a nie lepiej siegnąc do doświadczeń tych ktorzyt daja sobie radę ?   Dają sobie radę nie gdzieś na Madagaskarze , nie w przeszlości ale tu i teraz w warunkach wysoko rozwinietej gospodarki rynkowej . Nie jestem przekanany czy moje informacje sa pelne , sa to nastepujace wyzania , reigie które wzrastają . a /Islam b/ Świadkowie Jehowy c/ Huteryci [ USA ] Czym róznia sie od nas ? czego nie mamy to co oni mają .  Otóż ich wiedza natury teologicznej jest nieskomplikowana ,ale : Dla nich religia to nie tylko teoria ale i praktyką społeczna, są  wstanie dotrzeć nie tylko do tych którzy sluchają ale i do tych którzy patrzą . My ... nocóż czy ktos może mi powiedzieć jakie w ostatnim dziesiecioleciu ...eh ! trzydziestoleciu postulaty nauki społecznej kościoła wdrożyliśmy, nawet teoretycznie nawet w formie np. doktryny ekonomicznej chrzescijaństwa. Co nic ? No to ..."z czym go gości " Sa dwa sposoby ewangelizacji a / rozważanie teologiczne ,słowa .  b/ praktykowanie społeczne zasad religii , bycie "solą ziemi "w takich dziedzinach jak np. sądownictwo.            Dowody materialne , praktyka społeczna wykazuja że :           b > a I czego tutaj można nie wiedzieć ?  Czym chce k.k. przyciagnąc np.mlodych , gitarami w kościołach ? więcej powagi . Ciekawe, ćwierć wieku temu k.k w Polsce nie miał takich proplemów...              
17 lutego 2015, 11:54
racja. Każdy światopogląd będzie słaby, jeśli będzie wyrażany tylko słowami, albo znakiami oderwanymi od życia. Słowa sąarbitralne i nabierająznaczenie w odniesieniu do tego, co poza nimi, dlatego trzeba czynićznaki wiary ze śrosków pozawerbalnych, docierających do wszystkich zmyłów. Mamy z tym problem bo przyjęliśmy antyrytuyalistyczną postawę. Odrzucamy rytuały i inne zewnętrzne formy jako formalizm, albo magicznie pojmowanąwiarę i chcemy je zastąpićzamymi słowami... a pustka zostaje i tąpustkęzapełniają formy światowe, które niosąze sobą treśćktóra sięza nimi kryje. Ale ta treść jest zazwyczaj sprzeczna z naszą, katolicką... diagnozy i rozwiązanie sątakie: [url]http://misjakultura.blogspot.com/2015/02/zwyke-sprawy-znakiem-wiary.html[/url] [url]http://misjakultura.blogspot.com/2014/10/zrob-to-zostan-zwyczajnym-katolikiem.html[/url] Pozdrawiam
T
tomi
27 lutego 2014, 11:43
Zatem uwzgledniajac linearny charakter funcjonowania świata, nie mozemy zmienic przeszlosci, mozemy tylko co sie nauczyc na doswiadczeniach przeszlosci i podejmowac dzisiaj madrzejsze decyzje. Zatem Kosciół ma obowiazek korzystania z wszystkich środków technicznych z których korzystaja  obecni ludzie, ma wykorzystac wszystkie mozliwe drogi dotarcia do czlowieka z Dobra Nowina, ma zrobic wszystko co tylko mozliwe aby prowadzic wiernych do zbawienia, a reszta w rekach Pana Boga. Zatem nie moze np biskup w swojej diecezji powiedziec ja nie korzystam z internetu, to my tam nie dzialamy, nie publikujemy, nie glosimy, odpuszczamy sobie, bo za moich czasow tego nie bylo, ja nie umiem, stary jestem, a poza tym i tak nie sluchaja. To jest grzech zaniedbania. Człowiek powinien zrobic wszystko co w jego ludzkiej mocy, a reszta nalezy do Stworcy. Technika i rozne dobra jest dla nas, ale to jak je wykorzystamy tez zalezy od nas. Kosciol powinien byc tam gdzie czlowiek, obecny czlowiek. To jest zadanie czasow.
T
tomi
27 lutego 2014, 11:30
Pozwole odrobine sie nie zgodzic z autorem artykulu. Uważam zatem, że sila Kościoła jest Jezus, On pomnaża skromne środki. Ale Kościół jest dzis, tu i teraz, a nie 1500lat 600 lat temu, 100 lat temu, ani nawet 20 lat temu, tu i teraz, w tym świecie. Nie moze sie zatrzymac, sa obecne czasy, obecne problemy, obecni ludzie. W tych realiach dziala Kościół. A zatem nie moze byc tak ze jak dzisiaj poruszamy sie samochodami, to katolicy beda jezdzic na osiolkach, wszak Pan Jezus jezdzil na osiołkach. Dalej uzywac telefonu, maila, internetu, radia, telewizji, bo dawniej tego nie bylo i teraz trzeba tylko listy pisac. Nie mozna tez powiedziec tak dawniej Msza Św byla odprawiana wo grecku albo po łacinie, to ktos powie ja chce po łacinie, albo  ja chce tylko te fragmenty ktore byly w roku 400n.e.. Pan Jezus odprawil Mszę Św. przy stole z 12 uczniami, to my tak chcemy. A inni z kolei ja chce celebracji, procesji, świec, kadzidla, łaciny, a drugi powie przeciez tego nie bylo na Pierwszej Mszy Św w Wielki Czwartek? Wiec odpowiadam mamy 2014, żyjemy w tych realiach, tak jest, wiec mamy realizowac Ewangelie tu i teraz, w tym co jest, nie tesknic, nie powracac do przeszlosci , nie odrzucac zdobyczy cywilizacji.
A
ara
27 lutego 2014, 09:55
Polacy są przez wieki odporni na mądrośc w tym na Chrystusa i tak jak żydzi muszą dostac po dupie aby się nawrócić 
K
kaszmira
27 lutego 2014, 06:51
KSIĄŻKA [url]http://www.fileharmony.com/download/b2ycisoxoy[/url]
G
grzegorz(nieGrzegorz)
26 lutego 2014, 20:20
1/>>Kościół musi zachować czujność, aby nie dać się wciągnąć w logikę, której odpowiada mentalność typu "jak przyciągnąć klienta."<< Trudne a konieczne! 2/Ten niechrześcijański...katolicyzm pobrzmiewa jak nożyce po uderzeniu w stół (co nie znaczy, że nie widzę problemów z religijnością płytką, rytualną).
17 lutego 2015, 11:57
przyczyną tej nieatrakcyjności jest włąśnie odrzucenie rytualnego myślenia i rytuałów- znakó zakorzenionych w zwykłych sprawach i pozawerbalnych: [url]http://misjakultura.blogspot.com/2014/10/zrob-to-zostan-zwyczajnym-katolikiem.html[/url] [url]http://misjakultura.blogspot.com/2015/02/zwyke-sprawy-znakiem-wiary.html[/url] Z Bogiem!
MR
Maciej Roszkowski
26 lutego 2014, 18:48
Co to jest niechrześcijański polski katolicyzm?
A
abouding
26 lutego 2014, 16:55
Obawiam się, że zaszło tu pewne nieporozumienie, albowiem nie chodzi o ewentualną nieatrakcyjność chrześcijaństwa, ale katolicyzmu, a w "naszym" wydaniu często - i niestety coraz częściej - określanego i nazywanego niechrześcijańskim polskim katolicyzmem.
MR
Maciej Roszkowski
26 lutego 2014, 11:18
Klienta przyciągnie się zgodą na rozluźnienie moralności. Ale czy taki klient będzie lojalny. To podstawowy problem każdej firmy.
R
rafi
16 lutego 2015, 11:56
"przyciąga się" - to znaczy kto przyciąga?
MR
Maciej Roszkowski
16 lutego 2015, 15:11
Widać to w wypowiedziach i rozluźnieniu wymogów kanonicznych przez wielu hierarchów w Niemczech, USA... Niedawne przygotowanie do synodu w Rzymie to pokazało.
R
rafi
16 lutego 2015, 18:26
Dla mnie to jest zupełnie jakaś abstrakcja. Mnie przyciąga do Kościoła wyłącznie Osoba - Jezus.
Miłosz Skrodzki
26 lutego 2014, 10:57
Wietnamskiemu męczennikowi nie chodziło oczywiście o rezygnację ze śodków masowego przekazu, tylko z socjotechniki, psychologizowania i rzekomej mądrości.