Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II zależało, aby podczas Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 szczególnie wybrzmiał głos świadków - osób, które swoim cierpieniem zaświadczyły o wierze w Chrystusa.
Jednym z nich był kard. François X. Nguyen Van Thuan, który dla papieża i Kurii Rzymskiej głosił wówczas rekolekcje wielkopostne. Na zakończenie powiedział do ich uczestników: "Nie troszczcie się o to, w jaki sposób przyciągnąć do kościoła tłumy; jeśli będziecie blisko Jezusa, ludzie sami przyjdą" ("Tygodnik Powszechny" 2000 nr 13, s. 2).
Wietnamski hierarcha całym swoim życiem zaświadczył o wierności Chrystusowi, a zwłaszcza wtedy, gdy trzynaście lat spędził w więzieniu, z czego dziewięć w całkowitej izolacji. Czekam na zakończenie jego procesu beatyfikacyjnego - patrona ubogich środków w Kościele. Wzruszające są opisy Eucharystii, którą sprawował w więziennej celi, zgięty na łóżku, w warunkach całkowitej konspiracji, gdzie kielichem z trzema kroplami wina i jedną kroplą wody była jego dłoń, zaś Najświętszy Sakrament "przemycano" w woreczkach z bibułki po papierosach. Po latach wspominał te "celebracje" jako najpiękniejsze w swoim życiu (por. Świadkowie nadziei. Rekolekcje watykańskie).
Dziś zastanawiamy się oraz debatujemy nad stanem Kościoła w Polsce i świecie, spieramy się na temat jego kryzysu i reformy, organizujemy specjalne sympozja, powołujemy komitety i komisje, radzimy, co tu robić, aby do Kościoła przyciągnąć wiernych lub aby z niego nie odchodzili. W służbę nowej ewangelizacji zostały wprzęgnięte wszelakie zdobycze techniki, Kościół z orędziem Dobrej Nowiny już na dobre zadomowił się w sieci, nie są mu obce najnowsze nowinki ze świata IT, ba, temat niejednego doktoratu i habilitacji skupiono wokół roli i zadań mediów oraz innych "cudowności" w przekazie Ewangelii. Kiedy jednak zadaję sobie pytanie, co trzeba zrobić, aby ludzie pozostali w Kościele, przewrotnie chciałbym odpowiedzieć: "Nic nie trzeba robić!". Trzeba "tylko" - lub zdecydowanie "aż" - trwać wiernie przy Chrystusie. A to jest najtrudniejsze.
Mam wrażenie, że obecnie bardziej skupiamy się na środkach, które prowadzą do celu, niż na samym celu. Celem zaś nie jest "coś", ale "Ktoś". Łatwiej jest nam doskonalić środki przekazu Ewangelii lub ogłosić kolejną akcję ewangelizacyjną niż pracować nad swoją relacją z Chrystusem. Za dużo actio za mało contempltio.
Naturalnie, nie chodzi o to, aby wylewać dziecko z kąpielą. Problem nie tkwi w samych środkach, tylko w rozłożeniu akcentów. Dobrym przykładem są święci. W tym dostojnym gronie należy wymienić św. Maksymiliana Kolbego, św. Urszulę Ledóchowską, bł. Jakuba Alberione - to postaci, które mogą poszczycić się spektakularnym rozwinięciem form przekazu Ewangelii: tysiące egzemplarzy wydanych książek i czasopism; sięganie po najnowsze - dostępne wówczas - technologie; misje, które nie znały geograficznych i politycznych granic. Ale, jedna ważna uwaga! Każde ich dzieło zaczynało się i było "kontynuowane" dyskretnie, w ciszy, na modlitwie. Nasi Święci dobrze wiedzieli, że to był najważniejszy czas każdego dnia i zarazem… skuteczny środek ewangelizacji.
Pytając o "sukces" apostolatu świętych - na podstawie ich biografii - należałoby wskazać takie środki jak: Pismo Święte, cisza-milczenie-słuchanie, praktyka sakramentalna, kierownictwo duchowe. Czytając ich życiorysy, łatwo dostrzec zasadę, że, im kto dalej jest posunięty na drodze życia duchowego, tym formy jego pobożności upraszczają się. W jednym ze swoich tekstów Hans Urs von Balthasar SJ pisał: "Podobnie jak Chrystus jako Świadek Ojca unikał tego wszystkiego, co przypominało użycie siły lub propagandę, reklamę, kampanię werbunkową, tak samo świadectwo «uświęconego» powinno powstrzymywać się od wszelkich światowych środków, a to ze względu na świadectwo o Uświęconym. […] Dla chrześcijan nie ma bowiem innej agitacji, jak całkowite i możliwe pełne składanie świadectwa, a im ono jest prawdziwsze, tym większy odniesie skutek - dzięki Bożej łasce, a nie dzięki naturalnej sile przekonywania" (Teologia a świętość).
Nie przysporzy Kościołowi wiarygodności i świętości perfekcyjnie funkcjonująca działalność charytatywna, bogata paleta środków ewangelizacyjnych, błyskotliwi, ale "niepraktykujący" teolodzy, doskonale zorganizowana konferencja wraz z publikacją (którą przeczyta kilka osób), najlepsze portale internetowe z zawrotną liczbą odwiedzin, twettów czy też lajków. Jest odwrotnie - według szwajcarskiego kardynała, to właśnie święci i świętość są najlepszym znakiem wiarygodności Kościoła (por. Wiarygodna jest tylko miłość).
Kościół musi zachować czujność, aby nie dać się wciągnąć w logikę, której odpowiada mentalność typu "jak przyciągnąć klienta", gdyż dla wspólnoty wierzących może to być niedźwiedzia przysługa - im bardziej bowiem Kościół staje się nowocześniejszy, tym bardziej jest postrzegany jako dobrze prosperująca instytucja-firma, która musi zabiegać o odpowiednią wysokość słupków w sondażach poparcia.
Przykładem przyjęcia takiej optyki są kuriozalne publikacje, które próbowały odbrązowić postać bł. Matki Teresy z Kalkuty. Z ich lektury można się było dowiedzieć m. in., że dzieło założycielki Sióstr Misjonarek Miłości wcale nie było takich imponujących rozmiarów, że wiele instytucji podobną działalność prowadzi lepiej i skuteczniej. Tak, patrząc na statystyki, autorzy tych publikacji mają rację, ale zupełnie rozmijają się z istoty sprawy.
Posłannictwo Kościoła nie może być mierzone kategoriami "więcej", "lepiej", "wydajniej", "skuteczniej", "szybciej", "atrakcyjniej", gdyż sprzeniewierzyłoby się przesłaniu Ewangelii. Kościół to nie korporacja, w której "robi się karierę". Chrześcijanin nie pokłada nadziei w sobie, w swojej zaradności, lecz w łasce Chrystusa.
Nie ogranicza go zatem - podkreśla przywołany już kard. Nguyen Van Thuan - świadomość ubogich nieraz środków, takich jak prymitywna proca Dawida, ubogi grosz wdowy, pięć chlebów i dwie rybki".
Pan Bóg pomnoży i wspomoże to, co wydaje się ubogie i proste: "W wielu sytuacjach jesteśmy mniejszością jeśli chodzi o liczbę, siły, możliwości, środki. Ale tak jak Dawid idziemy zawsze naprzód in nomine Domini".
Najważniejszym i najskuteczniejszym środkiem-narzędziem zbawienia jest krzyż Chrystusa. Można pomyśleć, że z punktu widzenia public relations, tak ważnego w naszych czasach zabiegania o dobry wizerunek to zupełna porażka - cóż może być atrakcyjnego w przekazie Wielkiego Piątku?! A jednak: "Nauka […] krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia" (1 Kor 1, 18).
Skomentuj artykuł