Postawa, która przeciwstawia się wierze w Chrystusa

fot. Mario Azzi / Unsplash

"Wydaje się, że z pychą mamy do czynienia wyłącznie wtedy, gdy człowiek chodzi z zadartym nosem, jest próżny, butny, samowystarczalny i gburowaty. Uważa, że jest panem wszystkiego, i ciągle trąbi o tym całemu światu. To jednak tylko jedna strona medalu" - pisze Dariusz Piórkowski SJ.

I co nam pozostało w spadku po Adamie i Ewie? Duchowi mistrzowie różnie nazywali tę rzeczywistość: miłość własna, własna wola, własna korzyść, a dzisiaj częściej mówimy o egoizmie lub zaborczym i władczym "ja". Nie chodzi o zdrową miłość do samego siebie, która jest warunkiem miłości bliźniego, lecz o jej wypaczenie, zazwyczaj zmieszane z właściwą miłością do samego siebie. Ogień miłości własnej rozpala pożądanie. Biblia wyraża tę ambiwalencję miłości do samego siebie, odwołując się do obrazu serca podzielonego (między Boga i inne stworzenia) lub "cudzołożnego" (zdradzającego tego, kogo się kocha). Jednak wszystkie odcienie tej tajemniczej rzeczywistości najczęściej sprowadzają się do wspólnego mianownika: pycha. Ta wada, a może raczej postawa, umiera w nas ostatecznie trzy dni po śmierci. Zwykle trudno ją rozpoznać, ponieważ na podobieństwo kameleona do perfekcji opanowała kunszt maskowania się.

Oblicza pychy

Potoczne rozumienie pychy jest zbyt wąskie. Nie wystarczy, aby się od niej uchronić. Wydaje się, że z pychą mamy do czynienia wyłącznie wtedy, gdy człowiek chodzi z zadartym nosem, jest próżny, butny, samowystarczalny i gburowaty. Uważa, że jest panem wszystkiego, i ciągle trąbi o tym całemu światu. To jednak tylko jedna strona medalu. Z reguły pycha próbuje zachwiać w nas i tak kruchą harmonię, która spina ze sobą dwie fundamentalne i uzupełniające się sfery naszego człowieczeństwa. Z jednej strony jesteśmy zależnymi, niepozornymi stworzeniami, które całe istnienie i wszelkie dobro czerpią z nieskończonego Boga. Z drugiej strony nosimy w sobie, jak to określił Władimir Sołowjow, "absolutne znaczenie i nieskończoną godność", których nic nie może nas pozbawić. Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Diabeł robi wszystko, aby to napięcie w nas zniszczyć, to znaczy, byśmy nie uznali swojej absolutnej godności. Pycha działa wtedy subtelnie, niepostrzeżenie, jak ukryty dyrygent naszego serca. Po prostu nie widzimy, jak łatwo ulegamy jej powabowi, ponieważ staje się niejako elementem naszego krwiobiegu. Pycha wywyższa i lubuje się w wyostrzaniu skrajności. To znaczy każe nam przekreślić naszą "glinowatość", a wmawia nam, że jesteśmy jedynie czystym, niezniszczalnym złotem. "Odmawia uznania swojego ubóstwa. Pyszni nie potrafią wyciągnąć pustych rąk do Boga, upierają się przy oferowaniu cnót, dobrych uczynków, samowyrzeczeń, czegokolwiek, po to tylko, żeby coś mieć". Chcemy wtedy oczarować Boga swoimi wyczynami. Może się to przejawiać w niezwykłej aktywności religijnej czy społecznej. Człowiek dwoi się i troi, by wyrosnąć niejako ponad samego siebie. Dietrich Bonhoeffer określa ten pęd do działania "chęcią osiągnięcia półboskiego charakteru". Najczęściej człowiek religijny sądzi, że takich moralnych zapasów oczekuje od niego sam Bóg. Hiszpański mistyk uważa, że dzieje się tak, "ponieważ [ludzie ulegający tej wadzie] opierają się na własnej woli i własnym upodobaniu, i to uważają za Boga". Nie badają, skąd pochodzą ich myśli i poruszenia do działania. Bardzo łatwo jednak pomylić własną "pobożną" myśl z wolą Boga. Mocno piętnuje tę mentalność św. Paweł w Liście do Galatów.

DEON.PL POLECA

Przeświadczenie, że można zjednać sobie przychylność Boga i uczynić się doskonałym przez zachowywanie Prawa, przeciwstawia wierze w Chrystusa. Oczywiście chodzi o Prawo żydowskie, które zdaniem Pawła było tylko wychowawcą i brutalnie odsłaniało ludzką bezsilność, bo nikt nie był w stanie go całkowicie zachować. Zabrakło wewnętrznej siły. Galatowie chcieli wrócić do "innej Ewangelii", która mieszała to, czego nauczał Jezus, z judaizmem. Dzisiaj w chrześcijaństwie też pojawiają się nawroty do mentalności prawnej.

Nie ma warunków wstępnych

Tymczasem Paweł wyjaśnia, że "Prawo zaś nie uwzględnia wiary" (Ga 3,12). Na czym polega tutaj wiara? Na przyjęciu daru przebaczenia przez człowieka winnego, niedoskonałego, pełnego braków i wad. Trzeba po prostu uznać, że to możliwe, że nie ma żadnych warunków wstępnych. I dopiero wtedy otwiera się przed nami droga wzrostu. Pycha, która podszywa się w nas pod Boga, każe nam odwrócić ten kierunek. Arcybiskup Grzegorz Ryś słusznie zauważa, że "usprawiedliwienie w chrześcijaństwie nie jest punktem dojścia, ale punktem wyjścia". Pycha ma inne priorytety: zbawienie dopiero trzeba osiągnąć. A zdecydowanie lepiej się je "przetrawi", jeśli sami sobie przyrządzimy tę boską potrawę. Jak? Zachowując przykazania, których w gruncie rzeczy człowiek nie jest w stanie bezbłędnie wypełnić. Chce jednak zdobyć prawo do daru, chce być nagrodzony, bardziej niż doznać wewnętrznej przemiany. Jest to o tyle dziwne, że w głębi serca wszyscy pragniemy darmowości, bycia obdarowanym za nic. Pragniemy miłości, która nie oczekuje odpłaty. A jednak to pycha w sferze religijnej rodzi w nas opór wobec bezinteresowności daru.

Usprawiedliwienie w chrześcijaństwie nie jest punktem dojścia, ale punktem wyjścia.

Z nutą sarkazmu opisuje tę postawę Clive Staples Lewis w książce "Podział ostateczny". Rysuje w niej sylwetkę umarłego człowieka, upiora, który w rozmowie z dobrą duszą uczepił się swego roszczenia do otrzymania należności. Przyjęcie czegokolwiek za darmo uwłacza jego godności. Jeśli już miałby coś przyjąć, to jedynie w formie zapłaty w zamian za wykonaną pracę. Wyznaje bowiem z nieskrywaną dumą: "Starałem się być jak najlepszy dla innych, taki już jestem. Nigdy nie prosiłem o to, co mi się należało. Jak się chciałem napić, to płaciłem, jak brałem wypłatę, to zarabiałem na nią uczciwą robotą (…). Chcę tylko tego, co mi się należy. Nikogo nie proszę o łaskę". Pycha z wdziękiem i czułością pielęgnuje w nas naturalną potrzebę niezależności. Wyśrubowuje poczucie sprawiedliwości, którą odmierzamy na wadze. Człowiek dotknięty tą chorobą "woli raczej zasłużoną karę niż niezasłużoną dobroć".

Jeśli jednak nasze nierealistyczne oczekiwania ugrzęzną w krainie marzeń, to rodzi się gniew i rozgoryczenie. Pryska iluzja własnej wszechmocy i bycia pępkiem świata. Pisze o tym św. Jan od Krzyża, gdy wylicza niedoskonałości początkujących:

Niektóre z tych dusz raz za nic mają swoje błędy i upadki, a kiedy indziej zbytnio się smucą, że w nie popadły. W mniemaniu, że już powinny być święte, obruszają się przeciwko sobie z niecierpliwością, co znowu jest niedoskonałością. Mają wielkie pragnienie, aby Bóg uwolnił je od wszystkich niedoskonałości i błędów, a to raczej dlatego, by bez utrapienia, jakie one sprawiają, żyły w pokoju niż dla samego Boga. Nie zwracają uwagi na to, że gdyby Bóg uwolnił je od tych niedoskonałości, popadłyby może w większą jeszcze pychę i zarozumiałość". Ale ponieważ wierzący chce zachować jak najlepsze mniemanie o sobie, musi te niedogodności czymś "zasłonić". Hiszpański karmelita z właściwym sobie poczuciem humoru opisuje, jak to niektórzy wierni dotknięci "ukrytą pychą" wędrują po różnych spowiednikach, "by nie wydawać się tak złymi, a spowiedź ich jest raczej usprawiedliwianiem się niż oskarżaniem". Zwłaszcza jeśli grzechy się powtarzają, penitenci unikają stałego spowiednika, aby "sądził, że nie ma w nich nic złego, lecz tylko samo dobro".

Lęk w przebraniu pokory

Drugie oblicze pychy, mniej oczywiste, to zamach na własną godność, przekreślanie w sobie nieskończoności i powątpiewanie, że zostaliśmy powołani do wielkich dzieł. Jezus pośrednio mówi o tej pokusie na początku kazania na górze, kiedy uczeń może się zachować nieracjonalnie: zapala lampę i chowa ją pod głębokim naczyniem, zamiast oświetlić nią całe pomieszczenie (por. Mt 5,15). Ukrywa się ze swoimi darami, wstydzi się ich, nie przekazuje ich dalej innym. Musimy zdawać sobie sprawę, że diabeł nie spocznie, dopóki nas nie powstrzyma, nawet najświętszymi sposobami, przed zaangażowaniem na rzecz królestwa Bożego. Małoduszność stawia ziemskość człowieka na piedestale, a także skłania go do niedoceniania i poniżania siebie, do ukrywania Bożych darów przed innymi, co św. Ignacy Loyola nazywał "fałszywą pokorą". Małodusznym można określić człowieka, który nie czyni tego, co może uczynić z natury, czyli nie wykorzystuje i nie pomnaża darów, zdolności, które w nim są. Małoduszny chce zbyt mało. Święty Tomasz z Akwinu podaje tutaj ewangeliczny przykład sługi, który zakopał swój jeden talent ze strachu przed jego utratą. Żeby jakoś uzasadnić ten wybór, należy zgasić wewnętrzny ogień pragnień, skrępować sobie skrzydła, a potem zafiksować się na swojej moralnej biedzie, słabości i spisać całą litanię nieprzekraczalnych ograniczeń. Ten rodzaj pychy zamazuje nam ogląd dobra, które czyni w nas Bóg, i gdy tylko zamierzamy swoim czynem wnieść więcej światła do otoczenia, natychmiast rodzi się myśl, że byłaby to arogancja względem Boga. A skoro jesteśmy tak nieporadni, biedni i zdani na siebie, to zapewne Bóg nas opuścił. Ignacy nazywa to "lękiem w przebraniu pokory". W swoim "Dzienniku duchowym" podkreśla, że prawdziwa pokora nigdy nie zawiera w sobie lęku przed czynieniem dobra. Zwykle ta odmiana pychy sprzysięga się chętnie z lenistwem duchowym, podszytym obawą przed popełnieniem błędu i utratą nieskazitelności moralnej, której przecież żaden człowiek nie posiada. Przejawia się w wiecznym niezadowoleniu z samego siebie i patrzeniu na siebie z pogardą, zwłaszcza kiedy popełnimy grzech. W rzeczywistości jednak mamy tutaj do czynienia z nienawiścią do samego siebie - uderza ona w obraz Boga w nas, najgłębszą wartość, której nie jest w stanie naruszyć nawet grzech.

O dziwo, nie przeszkadza nam, bo tego nie widzimy, że podejmujemy bardzo wiele działań, spodziewając się równocześnie różnego rodzaju zapłaty. Wcale nie jesteśmy tacy bezinteresowni, jak nam się wydaje. Gdy jednak pod wpływem modlitwy i działania Ducha Świętego spostrzegamy, że pośród naszych dobrych intencji plączą się plewy osobistego pożytku, próżności, chęci zwrócenia na siebie uwagi, nagle stwierdzamy, że właśnie z tego powodu powinniśmy zaprzestać dobrego działania. Pycha kryje się w przekonaniu, że nasze motywy zawsze muszą być bezinteresowne i nie możemy czegoś robić dobrze, jeśli dostrzegamy w sobie różne duchowe "zanieczyszczenia". Stąd już tylko jeden krok do grzechu zaniechania i zaniedbania dobra. Człowiek obawia się wówczas, że gdy podejmie jakąś inicjatywę, zwłaszcza niekonwencjonalną, to natychmiast zostanie posądzony o bycie zarozumiałym. Cała walka rozgrywa się jednak w jego sercu. Kilka takich porażek i uników, a niepostrzeżenie do życia wkrada się zazdrość, niechęć do tych, którzy odważają się działać. Wylewa się wtedy kwas na ich sukcesy i z wolna przestaje się wierzyć, że w ogóle jakiekolwiek większe dobro jest w tym świecie możliwe. Próg duszy przekracza cynizm.

Zapomnienie o tym, że jedynie Bóg jest dobry, a my powoli "dociągamy" do tej miary, prowadzi do dwóch skrajności: wszystko przypisuję sobie albo nie chcę, aby mnie przypisywano dobro, bo takie poczynania obraziłyby Boga. Pycha, która ukrywa się w perfekcjonizmie, wodzi nas za nos między duchowym zniechęceniem a manią wielkości. Raz czujemy się jak napuszony paw, a innym razem jak wiecznie niedoceniony i rozkapryszony dzieciak. Prawdziwa pokora jest rozpoznaniem, kim jesteśmy w oczach Boga. Jak mawiał Bonhoeffer: "Człowiek prawdziwy nie jest ani przedmiotem pogardy, ani ubóstwienia, lecz przedmiotem miłości Bożej".

Fragment książki Dariusza Piórkowskiego SJ: Nie musisz być doskonały

Do 9 sierpnia 2021 r. wpisując kod IGNACYD otrzymasz rabat do 40 proc. na książki z duchowości ignacjańskiej.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Postawa, która przeciwstawia się wierze w Chrystusa
Komentarze (11)
DL
~Dorota Liszkowicz
10 sierpnia 2021, 13:32
Ja się czasem zastanawiam nad spowiedzią. W spowiedzi wyznajemy grzechy, nie mówimy o tym co dobrego robimy i spowiednik, widzi tylko nasze grzechy, nie ma pełnego obrazu nas. Może nas wcale nie znać, kim jesteśmy a tylko widzieć nas takimi jakie grzechy wyznajemy. Może nas przez to oceniać i tworzyć obraz nas, oby tak nie było. Jezus widzi wszystko i to co słabe w nas i to co piękne. Każdy człowiek ma w sobie słabość i piękno.
AM
~Alicja M.M.
10 sierpnia 2021, 20:59
A ja spotkałam kiedyś spowiednika, który polecił mi wymienić jakieś dobro, choćby drobne, które uczyniłam w czasie objętym spowiedzią. I... to wcale nie była łatwiejsza część spowiedzi!
DL
~Dorota Liszkowicz
11 sierpnia 2021, 11:47
Ja nie spotkałam takiego spowiednika. Skoro mówienie o dobru nie jest dla Pani łatwiejsze niż mówienie o grzechu to już jest pytanie do Jezusa dlaczego tak jest. Ale ja sama bardziej widzę w życiu moim i ludzi Dobro niż grzech. Wybrałam Jezusa w sercu tak na serio, nie tylko w deklaracjach i widzę jak Jezus działa w moim sercu i życiu. Ale to jest moje patrzenie na świat. Każdy niech patrzy jak chce. Jest wolnym człowiekiem. Bóg nie zabronił Adamowi i Ewie grzeszyć ale dał im prawo wyboru jak każdemu z nas. To ja wybieram albo piękno albo grzech. A pokus jest BARDZO wiele w moim życiu.
PR
~Ppp Rrr
9 sierpnia 2021, 09:01
Wszystko to prawda, ale tak jesteśmy uczeni od małego - nie nasza zatem wina, że tak uważamy. A poza tym, jeśli ktoś FAKTYCZNIE ciężko i dobrze pracował, to NIE WOLNO odmawiać mu prawa do należnej zapłaty - nawet, jeśli jego postawa nie była "idealna". Pozdrawiam.
9 sierpnia 2021, 22:01
ale tu nie chodzi o należną zapłatę tylko o postawę " ja nic ZA DARMO - od nikogo - nie potrzebuję" . Jest to bardzo rozpowszechniona postawa - również wśród naszych wierzących barci i sióstr . A przecież WSZYSTKO dostaliśmy za darmo od Ojca Niebieskiego ....
IN
~Iga N
9 sierpnia 2021, 08:53
Ja bardzo nie lubię słowa Pycha, wg mnie jest to trochę słowo wytrych i dość oskarżające. Co sprawia że taka osoba nawet jak ma z tym problem to czuję się atakowana. Trzeba patrzeć głębiej na człowieka. Wiele rzeczy można wytłumaczyć psychologicznie i na wiele nie mamy wpływu. A tymczasem pycha jest przedstawiana jako jakiś wybór najgorszego zła gdzie jest tyle mechanizmów w nas które się ukształtowały bez naszej woli i tak się objawiają. I czasem trudno wyznaczyć granice. Nie mam nic do artykułu tylko chodzi o samo zbyt łatwe szafowanie tym słowem przez ludzi. A co do postawy na zasługuwanie uczynkami to mam wrażenie że sam Kościół tak ludziom przedstawia wiarę, oczywiście nie zawsze i wszyscy.
9 sierpnia 2021, 22:10
problem w tym , że z reguły osoba dotknięta pychą bardzo nie chce tego przyjąć do wiadomości - zwłaszcza w odniesieniu do samej siebie - bo to boli - BARDZO. Ale nie ma innej drogi żeby się jej wyzbywać (chociaż po malutkim kawałeczku) jak konfrontacja z sobą samym. I nie chodzi tu o nieświadomość - jeśli chcę iść za Chrystusem , w którymś momencie po prostu muszę się spotkać z WŁASNĄ PYCHĄ - to jest nieuniknione. Jeśli udaję, że to mnie nie dotyczy tzn. że ... udaję :), uciekam, boję się itd. - bez wątpienia powodów mogą być tysiące - chodzi tylko o to co z tym zrobię.
AN
~Alicja Nowak
9 sierpnia 2021, 08:48
Dziękuję, to bardzo prawdziwe. Postaram się przeczytać tę książkę.
ŹX
~Źródło Xyz
9 sierpnia 2021, 01:23
Coraz więcej duszpasterzy wręcz czeka na moment aż będzie mogło pójść do emeryturę i przestać się już zamartwiać o to, co robić, by było lepiej. Pogląd swój popieram obserwacją pewnej tendencji, obecnej na moim „kościelnym podwórku”, ale podejrzewam, że nie tylko tutaj.
JN
~Jan Nowak
8 sierpnia 2021, 22:58
Grzech pierworodny polega na tym że człowiek chce poznać dobro i zło, ale chce je poznać tak, jak to robi Bóg. A Bóg określa, decyduje - co jest dobre a co złe. Człowiek sam pragnie decydować, co jest dobre a co złe. Pycha rodzi się z boskich aspiracji człowieka.
ŁM
~Łukasz Morawski
10 sierpnia 2021, 06:59
A może skoro tak zostaliśmy stworzeni, to jest to naturalne że musimy sami poznać co jest dobre a co zle?