Służący, u którego radził się sam arcybiskup

(fot. shutterstock / sz)

Był bardzo czuły i pełen wdzięczności. Zawsze reagował na ludzkie cierpienie. Gdy zabrakło pieniędzy na pomoc ubogim, zaproponował, by sprzedano go do niewoli i w ten sposób zyskano trochę złota.

Urodził się 9 grudnia 1569 r. w Limie i był nieślubnym dzieckiem hiszpańskiego szlachcica i rycerza Juana de Porres oraz pochodzącej z niższych sfer Mulatki Anny. Początkowo ojciec, który miał więcej nieślubnych dzieci, wspierał kształcenie syna, ale był zawstydzony kolorem skóry potomka. W tamtych czasach wciąż istniały uprzedzenia, a osoby ciemnoskóre były głównie niewolnikami. W krótkim czasie został jednak gubernatorem Panamy i wyrzekł się syna Mulata, aby nie blokować sobie kariery politycznej. Marcin jednak wciąż nosił jego nazwisko. Juan de Porres potajemnie przesyłał pieniądze na kształcenie syna, aby nie wydało się, że go zaniedbuje. Tak Marcin zdobył wykształcenie. Porzucił jednak studia farmaceutyczne i medyczne, aby zostać fryzjerem (balwierzem). Podczas pracy jako fryzjer zaczął spotykać się z ubogimi ludźmi, którzy poruszyli jego serce.

Wkrótce Marcin postanowił poprosił o przyjęcie do zakonu dominikanów w Limie. Na przeszkodzie stał jednak nie tylko kolor skóry, ale przede wszystkim brak ojca w dokumentach. Według panujących zwyczajów bracia odmówili mu przyjęcia. Marcin bardzo prosił i obiecał zostać tercjarzem oraz wykonywać najgorsze obowiązki jako służący, aby móc z nimi zostać. Przyjęto go w tej formie na próbę. Ojciec polityk dowiedział się o tym i zabiegał o usunięcie syna z klasztoru, aby ten nie kalał nazwiska rodu byciem służącym. Marcin nie zważał na to, dalej ciężko pracował i zdobywał tym uznanie zakonników. W końcu dominikanie pozwolili mu zostać bratem bez święceń kapłańskich.

Marcin zajął się w klasztorze prowadzeniem małego szpitala, który z czasem stał się również szpitalem miejskim. Wspomagał leczenie chorych, zbierał pieniądze na ubogich, organizował pomoc i lekarstwa. Żebrał i prosił o pomoc zamożnych. Szybko stał się bohaterem całej Limy i ukochanym opiekunem ubogich, szczególnie Indian południowoamerykańskich. Dokumenty podają, że w szczytowym okresie na wykup niewolników i pomoc ubogim przeznaczał niebotyczne sumy dochodzące nawet do 2000 dolarów. Pod swoją opieką miał setki osób. Gdy pewnego dnia pieniędzy zabrakło, oddał się w ręce przeora z prośbą, aby go samego sprzedano do niewoli. Bracia jednak bardzo kochali Marcina i nie zgodzili się na to. Pomoc przychodziła z samego nieba.

DEON.PL POLECA

Marcin wiele pracował i nie miał w ciągu dnia czasu na modlitwę, dlatego spotykano go często jak spędzał noce na adoracji. Niczym św. Dominik płakał nad losem grzeszników i biednych, przechodził ekstazy i miał dar proroctwa oraz bilokacji. Ubodzy mówili również, że czytał z ludzkich serc, dlatego niejednej osobie pomógł się nawrócić i wyspowiadać. Swoim współczuciem obdarzał również zwierzęta, prowadząc schronisko, w którym pomoc znajdowały nawet myszy. O tym, jak słuchały go zwierzęta, krążą już tylko legendy.

Już za życia Marcina działy się cuda tam, gdzie się pojawiał. Rozwiązał wiele kryzysów swojego zgromadzenia i był bardzo ważną postacią w zakonie. Po rady przychodził do niego regularnie sam arcybiskup Limy.

Zmarł z wycieńczenia, zarażony malarią od jednego ze swoich pacjentów. Papież Jan XXIII kanonizował go w 1962 r. i był pod wielkim wrażeniem działalności dominikanina, o czym powiedział w swojej homilii. Św. Marcin de Porres OP pomagał tak wielkiej rzeszy ludzi i opiekował się tyloma dziełami, że Paweł VI powierzył mu również niezliczoną liczbę patronatów w Kościele. Warto o nim pamiętać, bo potrafił czerpać z życia to, co najlepsze i najpiękniejsze.

Szymon Żyśko - redaktor DEON.pl, grafik, prowadzi autorskiego bloga "Pudełko NIC".

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Służący, u którego radził się sam arcybiskup
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.