Wiara przejawia się na trzech etapach: potrzebuję, ufam, zawierzam. Wiara zakłada, że w czasie burzy Bóg nie jest gdzieś indziej, tylko głęboko obecny w twoich łzach, aby dać odpór twojemu strachowi. Bóg jest obecny, ale nie w taki sposób, jak ty byś chciał, lecz tak jak On chce.
Jest obecny, ale na swój sposób. Nie działa zamiast mnie, ale razem ze mną, nie zwalnia mnie z uczestnictwa w burzy, ale daje mi siłę w środku burzy. Wzywa mnie do wytrwałości, do zawzięcia się w sobie, do tego, aby nie opuszczać rąk, aby ponownie chwytać wiosła i wiadro, by opróżnić łódź z wody.
"Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie" - mówi Łukasz - opisując apostołów po Wniebowstąpieniu (Dz 1, 14), a wytrwałość jest pokorną cnotą, bez hollywoodzkich efektów specjalnych, która nie stoi w świetle reflektorów, ale jest cementem dla wspólnoty. Również o pierwszej wspólnocie chrześcijańskiej w Jerozolimie mówi się z użyciem na początku właśnie tego określenia, niczym identyfikatora na piersi, niczym znaku drogowego: "Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach" (Dz 2, 42).
Wytrwałość nie domaga się poklasku, ale jest niewzruszoną cnotą, dzięki której łódź wspólnoty posuwa się naprzód.
Kiedy jak apostołowie nie poddajesz się, ale wytrwale wiosłujesz i walczysz, trzymasz w ręce ster, wypatrujesz brzegu i robisz wszystko, co do ciebie należy, wtedy spotykasz Go w sercu burzy. Wtedy On wyznacza granice i daje odpór twojemu strachowi.
Naga wiara to wytrwać, również po zmroku, mieć pewność, że Bóg jest w mojej łodzi, że łączy swój oddech z moim, swój kurs z moim. Możliwe, że śpi. Możliwe, że milczy. Ale jeśli mówi - to z miłości, a jeśli milczy - to też z miłości.
W paralelnym opowiadaniu Łukasza Jezus pyta żeglarzy: "Gdzie jest wasza wiara?" (Łk 8, 25). Uczniowie zamarli, gdy nagle wiatr ucichł i fale ustały. Ale Jezus potrząsa nimi: Gdzie jest wasza wiara? Gdzie? W znakach wszechmocy? W Bogu, który pokazał, że może przeciwstawić się prawom natury? W Bogu wszechmogącym czy wszechkochającym?
Bardzo łatwo wierzyć wobec cudu, który cię ocala. "Nie, wiara w Wielkanoc nie jest / właściwą wiarą: / jesteś zbyt piękny w Wielkanoc! // Prawdziwa wiara / jest w Wielki Piątek" (David Maria Turoldo).
Słowo "wszechmocny", uporczywie powtarzane w liturgii, nigdy nie pojawia się w Ewangelii, nigdy nie pojawia się na ustach Jezusa jako atrybut Boga. Jezus opowiada nie o wszechmocy, ale o czułości Boga, o Jego ujmującej czułości. Bóg jest miłością, nie może wszystkiego, może tylko to, co może miłość.
Jego moc to nie moc chirurga, który działa i usuwa ból, ani moc wojska, które niszczy nieprzyjaciół, ani moc wulkanu, który zmienia geografię całej wyspy... to moc nasionka, moc kochanka, moc matki czuwającej obok chorego dziecka, którego nie może uleczyć, ale stoi obok niego, nie odchodzi, jedno serce przy drugim. Siła, bezpieczeństwo, wytrwała obecność.
Bóg nie jest "Wszechmocnym, który kocha", królem o władzy absolutnej, który ośmiela się kochać; jest "Miłością wszechmocną", która może kochać swoje stworzenie do samego końca, do głębi, bez granic, jak nikt inny (por. J 15, 13).
On kocha jako pierwszy, kocha i jest na minusie, kocha, nie dostając nic w zamian. Bóg, który może tylko to, co może miłość.
Wszechkochający znaczy piękny, ponieważ normą, zasadą, nómos piękna jest miłość. Piękny jest każdy gest miłości, przepiękny jest ktoś, kto cię kocha aż do końca.
Cesare Sommariva, ksiądz robotnik z diecezji mediolańskiej, zostawił w swoim testamencie te proste, a zarazem wielkie zasady: "Na koniec wszystkiego możemy sformułować trzy zasady wychowawcy człowieka: nie bój się, nie strasz innych, wyzwalaj ze strachu. Liczy się nowa relacja, w której nie będzie niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób łączyć się ze strachem".
Nie bój się, nie strasz innych, wyzwalaj ze strachu - to misja eklezjalna, pedagogika, którą powinniśmy uczynić naszą, dla całego Kościoła.
Nie bój się. Często zarówno my, dorośli, jak i nastolatkowie mamy inną twarz, kiedy odgrywamy jakąś rolę, a inną, kiedy jesteśmy z przyjaciółmi, inną, kiedy jesteśmy z rodziną, inną przed kolegami z pracy, a jeszcze inną przed przełożonymi.
Nosimy maski, które dla nas samych stanowią komunikat, że nie jesteśmy wolni. A nie jesteśmy wolni, dlatego że się boimy. Przede wszystkim boimy się osądu innych, żyjemy odbiciem, odblaskiem, echem tego, co inni mówią o nas.
Trochę jak w mediach społecznościowych, jak na Facebooku czy Twitterze, gdzie użytkownicy śledzą efekt swoich wpisów, reakcje na komentarze innych, liczbę kontaktów lub polubień, co niejako prowadzi ich do życia poza sobą samym.
Mamy wiele twarzy i boimy się, ponieważ nie jesteśmy osobami zadowolonymi z siebie, pewnymi siebie, spełnionymi. Mieć jedną twarz i nie bać się - to by mi wystarczyło do bycia prawdziwym.
Krótka przypowieść: idziemy przez życie i prowadzimy na smyczy dwa szczeniaki. Jeden to strach, drugi to wiara. Pies, którego będziesz więcej karmił, będzie coraz większy i silniejszy, coraz bardziej będzie cię ciągnął w swoją stronę. A drugi pies pozostanie mały.
Jeśli podsycam strach, jeśli się w niego wsłuchuję, jeśli skupiam na nim swoją uwagę, przyznaję mu rację, on będzie nieustannie wzrastał. Jeśli natomiast będę dbał i strzegł, podsycał i chronił wiarę i nadzieję, to właśnie one będą nieustająco wzrastać.
Nie strasz innych. Przez długi czas Kościół głosił wiarę podszytą strachem. Wiarę opartą na mechanizmie winy i kary, a nie na dojrzewaniu do pełni. Ksiądz zastraszał chłopców ze wsi, a my uciekaliśmy.
Strach zrodził się w Adamie, ponieważ nie potrafił sobie nawet wyobrazić miłosierdzia i jego owocu, jakim jest radość. Radość nieba, pasterza, dobrego ojca, kobiety, która znajduje drachmę. Strach natomiast prowadzi do smutnego chrześcijaństwa, do Boga bez radości.
Niektórzy nawet znajdują przyjemność w podawaniu w wątpliwość i zastraszaniu innych. W ten sposób stają się antystwórcą.
Wyzwalaj ze strachu. To aktywne działanie w celu uwolnienia z ciężaru strachu czającego się w sercach tak wielu ludzi, strachu przed innymi ludźmi. To przejście od wrogości do życzliwości, od xenophoma do philoxema, od strachu do serdeczności.
Uwolnić od strachu przed Bogiem, tak jak czynili to przez całą historię Jego aniołowie. Przychodzili, aby zapewnić człowieka, że Bóg nigdy go nie opuści.
Jezus zawsze przychodzi z pomocą wszystkim, których zaskoczy własna bezradność, których uwięzi burza. Przychodzi z pomocą wszystkim tonącym. Wzywamy Go, a On przyjdzie, ale dopiero po naszej walce z falami. Wtedy uciszy wiatr i rozkaże morzu, by się uspokoiło.
Przyjdzie w naszej słabej wierze, aby ocalić nas od wszystkich naszych potopów. A mała łódź rybacka, serce, będzie płynąć na drugi brzeg, gdzie okrzyk strachu przemieni się w czułe spotkanie człowieka z Bogiem.
Nie bój się
Nie bój się
patrzeć do swojego wnętrza,
a odkryjesz, że miłość jest o jeden krok.
Nie bój się patrzeć mi w oczy,
a ja przyjmę twój niepokój
i twoje niedokonane oczyszczenie światłem.
Nie bój się,
a ja będę błogosławił twojemu miłosierdziu, kiedy obejmujesz drugiego, twojej litości, kiedy staje się czuła, twojemu cierpieniu przy łamaniu chleba.
Nie bój się,
również dla ciebie nastanie pokój,
bo moje serce jest w domu zaraz obok twojego.
(Luigi Verdi)
Tekst pochodzi z książki "Naga prawda Ewangelii"
Skomentuj artykuł