Dzięki Nowennie Pompejańskiej i świętemu Józefowi spełniliśmy nasze marzenie

fot. David Dvořáček / Unsplash
Świadectwo anonimowe

Codziennie modliłam się pompejanką. Chociaż nie było to łatwe, wiedziałam, że muszę, chcę dać radę. Wspólnie z mężem prosiliśmy również o pomoc świętego Józefa.

Jesteśmy rodziną z dziećmi, mieszkamy w jednym z większych miast w Polsce. Od kilku lat marzył nam się własny dom, lub większe mieszkanie. Dzieci dorastają, potrzebują przestrzeni dla siebie, nasze dotychczasowe mieszkanie niby nie było takie małe, ale dość nieustawne i po prostu było ciasno. Dodatkowo postępująca betonoza dookoła sprawiła, że bardzo chcieliśmy się przeprowadzić.

Ceny mieszkań, wiadomo jak galopowały, a my coraz bardziej traciliśmy nadzieję na to, że uda nam się zamienić mieszkanie na większe.

Na początku 2021 roku w naszym kościele parafialnym na stoliku z gazetkami leżała jakaś gazetka z informacjami misyjnymi. Wzięłam ją do torebki, z myślą, że poczytam w domu. Córka się ze mnie śmiała, mówiąc: "mamo, a co ty jak babcia gazetki kościelne będziesz czytać?" (czy jakoś tak). Wieczorem przeczytałam, że misjonarze karmelici budują domy w Afryce, w Burundi. Pigmeje z Burundi mieszkają w słomiano-glinianych chatkach, a dzięki zaangażowaniu misjonarzy i wsparciu darczyńców, za około 550 euro można zbudować dom dla 1 rodziny. Bardzo prosty, ale równocześnie stabilny i porządny.

Pomyślałam sobie, że skoro my nie możemy mieć nowego mieszkania, to może chociaż uzbierajmy przez cały rok pieniądze na dom dla jednej rodziny z Afryce. Nam się nie polepszy, ale niech się innym polepszy - pomyślałam. Przygotowałam skarbonkę, powiedziałam o pomyśle mężowi i dzieciom i zaczęłam odkładać drobne kwoty - tu 10, tam 20 zł, czasem tylko 5.

W międzyczasie zaczęliśmy intensywnie myśleć o zmianie mieszkania. Na wiosnę podjęliśmy decyzję, że sprzedajemy/kupujemy. Równolegle zaczęliśmy się rozglądać za większym mieszkaniem.

Po kilku tygodniach nasze mieszkanie trafiło na sprzedaż i... cisza. Były pojedyncze telefony, z rzadka jacyś oglądający. W międzyczasie my znaleźliśmy fajne mieszkanie do kupienia. Ale żeby kupić większe, musimy najpierw sprzedaż to obecne.

Nowe mieszkanie spodobało nam się na tyle, że zdecydowaliśmy się je zarezerwować - nie mając nawet widoku na kupca naszego mieszkania. Udało się z właścicielami wynegocjować dłuższy czas do podpisania umowy końcowej. Tak aby znaleźć klienta, żeby on dostał kredyt i żebyśmy my dostali kredyt. Ufff.

Naszego mieszkania nadal nikt nie chciał. Minął miesiąc od rezerwacji nowego mieszkania, a tu nic się nie działo. Wciąż było dużo czasu, ale z każdym dniem coraz mniej.

Pojechaliśmy z mężem do św. Józefa, prosić o pomoc. Słyszałam tyle świadectw, że on "pomaga" w nieruchomościach.

Nie mogłam spać w nocy, ciągle z mężem myśleliśmy co zrobić, nie chcieliśmy stracić 10 proc. Te pieniądze przepadłyby, gdyby nie udało się kupić mieszkania w umówionym czasie.

1 lipca przyszła do mnie myśl, że chyba już nic więcej nie mogę zrobić, muszę tę sprawę zawierzyć Bogu. Skoro my nie możemy sprzedać, to On nam pomoże. Wiedziałam od razu, że to słuszna decyzja. Wiedziałam też, że najskuteczniejsza jest niezawodna (i bardzo wymagająca) Nowenna Pompejańska. Początek miesiąca był dobrym czasem na to, żeby zacząć. Zaczęłam. Z nadzieją, że uda się to, na czym nam najbardziej zależy, czyli zamiana mieszkania. To był 1 lipca. 3 lipca mieszkanie oglądało małżeństwo, którym mieszkanie bardzo się spodobało. Pierwsze osoby, które powiedziały, że mieszkanie jest fajne!

Dopiero 3 dzień, a Matka Boża już działa! W kolejnym tygodniu mieszkanie oglądał kolejny klient, który... złożył ofertę kupna! Kilka dni później podpisaliśmy umowę u notariusza - przedwstępną. A to był dopiero 2 tydzień nowenny.

Ja modliłam się codziennie pompejanką, chociaż nie było to łatwe (nigdy nie było, to była moja 3 pompejanka w życiu, za każdym razem było trudno), ale wiedziałam, że muszę, chcę dać radę.

Pompejankę ukończyłam, kilkanaście dni później sprzedaliśmy ostatecznie mieszkanie i dostaliśmy kredyt. Zatem mogliśmy kupić większe mieszkanie.

Pojechaliśmy znów do św. Józefa, po akcie notarialnym, jak dzieci we mgle, szczęśliwi ale nie dowierzając trochę, że to się udało. Że już nic po drodze się nie wysypie, że bank nie odmówi nam kredytu, że nikt się nie rozmyśli itp.

Zaczęliśmy szykować się do przeprowadzki. Przez cały czas pamiętałam o zbiórce na Afrykę. Potrzebowaliśmy 550 euro, a w skarbonce miałam mniej niż ¼ kwoty. W związku z przeprowadzką zaczęłam wyprzedawać różne niepotrzebne już rzeczy przez internet, odkładając każde 10,15 zł ze sprzedaży do skarbonki. Skarbonka zapełniała się coraz szybciej. W końcu - udało się, uzbieraliśmy pełną kwotę, którą z wielką radością przed Bożym Narodzeniem przesłałam na konto Fundacji ad Gentes, budującej domy w Burundi.

Cieszymy się ogromnie, że mamy większe mieszkanie. Ale czuję też wielką satysfakcję, że nie tylko my ten nowy dom będziemy mieć. Bóg zapłać.

Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dzięki Nowennie Pompejańskiej i świętemu Józefowi spełniliśmy nasze marzenie
Komentarze (1)
MK
~Magdalena K.
28 stycznia 2022, 21:25
Ja właśnie z mężem staramy się o nowe mieszkanie. Dosłownie dzisiaj wreszcie znaleźliśmy lokum dla nas i ktoś nas ubiegł w kupnie. Szukamy dalej. Przypadkowo trafiłam na to świadectwo. Dziękuję za nie. Jestem Magda i jestem w 9 miesiącu ciąży :)