Kobiety, które napominały Kościół. Wierne, zdeterminowane i uparte
Żyły w czasach, w których kobieta niewiele miała do powiedzenia, a jednak wpływały na losy świata i Kościoła, pisząc, mówiąc i napominając hierarchów. A przede wszystkim – kochając.
Ich historie są przypomnieniem, że kobieta w Kościele może o wiele więcej, niż się wydaje, i dowodem na to, ile dobra może się wydarzyć, gdy kobiety odważają się służyć wspólnocie i hierarchii swoją wrażliwością i szczerością. Co ważne, żadna z tych trzech inspirujących kobiet nie robiła tego dla siebie – po to, by zaistnieć, mieć władzę, móc decydować. Sława i rozgłos przychodziły same, jako skutek uboczny, niekoniecznie pożądany.
Mistyczka z powodzeniem uprawiająca dobrą politykę
Historycznie najmniej odległa jest dla nas Katarzyna ze Sieny, urodzona w połowie XIV wieku. Ta uprawiająca politykę mistyczka swoją dyplomacją i determinacją potrafiła sprawić, że w skłóconych włoskich księstwach wrócił pokój, a z Awinionu do Rzymu wrócił papież.
Obdarzona przenikliwością umysłu, była głęboko zatroskana o Kościół, a przede wszystkim o jego pasterzy. Dlatego napominała kapłanów, zarówno zwykłych prezbiterów, jak i biskupów z papieżem na czele, by byli wierni swojemu powołaniu i Ewangelii.
W „Dialogu o Bożej Opatrzności”, podyktowanym pod koniec życia, mamy dowody, jak surowo oceniała stan kapłańskiej nieświętości. „Gdyby zastanowili się nad stanem swoim, nie popadliby w takie nieszczęścia; byliby tym, czym winni być i czym nie są. Przez nich cały świat jest zepsuty, gdyż postępują gorzej, niż sami ludzie świata. (…) Mieli dbać o dusze, a ubiegają się tylko o wysokie urzędy i wielkie dochody. Z powodu swego złego życia wywołują u ludzi świeckich pogardę i nieposłuszeństwo względem Kościoła, choć pogarda ta i to nieposłuszeństwo jest rzeczą godną potępienia i grzech kapłanów nie usprawiedliwia błędu ludzi świeckich".
Świecka wdowa poruszająca grzeszne serca kapłanów
Konsekwentnego, wiernego, chrześcijańskiego życia domagała się też od kapłanów, a zwłaszcza hierarchów Kościoła Brygida Szwedzka. Urodzona pod Uppsalą, w samym początku XIV wieku, kilkadziesiąt lat przed Katarzyną, podobnie jak ona upominała się o powrót papieża z Awinionu do Rzymu. Po śmierci męża chciała założyć swój zakon, jednak zatwierdzenie reguły było mocno utrudnione ze względu na kryzysową sytuację papiestwa. Gdy w 1350 roku wybrała się do Rzymu, by zatwierdzić regułę, zamiast na kolebkę wiary trafiła na miejsce opuszczone przez papieża, w sam środek lawiny upadku obyczajów.
I właśnie dlatego Brygida pisze do papieża, jasno i ostro formułując napomnienia, które ma dla niego sam Bóg. Jezus obiecał jej to w trakcie jednej z mistycznych wizji, mówiąc: „Zostaniesz Moją oblubienicą i Moją rzeczniczką”. Jej życie, od kiedy została wdową, toczy się wokół Kościoła i jego spraw. Chce zreformować w nim to, co reformy i odnowy potrzebuje. Dlatego śmiało wyraża swoje zdanie, gdy zakonnicy i kler sprzeniewierzają się powołaniu.
Spisane wizje św. Brygidy, opublikowane pod tytułem „Revelationes celestes” („Objawienia niebiańskie”) są jasnym dowodem na to, jak odważną i głęboko wierzącą kobietą była. W przeciwieństwie do św. Katarzyny, dominikańskiej tercjarki, była świecką kobietą – a mimo to surowo upominała duchownych, których życie i nauczanie wyraźnie się ze sobą rozmijały. W jednym z objawień Brygida usłyszała zresztą od Maryi: „Masz być jak czyste i klarowne zwierciadło i jak ostry cierń. Zwierciadłem przez prawe i święte obyczaje, cierniem przez wstręt do grzechu”.
Wizjonerka sprzed tysiąca lat, głosząca kazania mężczyznom
Podobne zadanie Pan Bóg postawił przed inną, wyprzedzającą znacząco swoje czasy, niezwykłą kobietą – Hildegardą z Binden, w naszych czasach szerzej znaną jako specjalistka od… diety. Urodzona w końcu XI wieku, jako dziesiąte dziecko została oddana na służbę Bogu. Pod opieką przeoryszy benedyktynek otrzymała klasyczne wykształcenie, które w połączeniu z inteligencją sprawiło, że w wieku 38 lat została wybrana przeoryszą w miejsce swojej opiekunki. Miała prostą i klarowną wizję kobiecego życia zakonnego; chciała, by mniszki żyły jako „poślubione Chrystusowi”. Przekonana o słuszności swojej wizji, jako pierwsza kobieta samodzielnie założyła w średniowieczu klasztor żeński, oddzielony i niezależny od klasztoru męskiego.
Gdy zaczęła słynąć z prorockich wizji, zwróciła się o radę do słynnego cystersa, św. Bernarda z Clairvaux, który ocenił, że dobrze będzie przyjąć łaskę, jaką otrzymuje. Postarał się też o to, by jej głoszenie otrzymało papieskie błogosławieństwo; zbadane na zlecenie papieża pisma Hildegardy okazały się zgodne z nauczaniem Kościoła, a ona sama otrzymała zachętę do dalszego zapisywania tego, co zostanie jej objawione.
Wiarygodność, jaką się cieszyła, sprawiała, że radzili jej się listownie wielcy jej świata, nie tylko hierarchowie Kościoła, ale także królowie i książęta. Pozwoliła jej też na rzecz niebywałą – na podróże kaznodziejskie, w trakcie których głosiła kazania zachęcające do zmiany życia, do reformowania klasztorów i ostrzegała przed herezjami. Głosiła w kościołach i na placach, starając się o odnowę duchowieństwa i jedność Kościoła. Ostro upominała wielkich, ale dla małych zawsze miała słowa pocieszenia i wsparcie. Niezwykłe było też jej dążenie do poprawy stanu kobiet: w swoim klasztorze egzekwowała najpierw przestrzeganie praw, które przysługiwały jej mniszkom, a dopiero potem – obowiązków, które do nich należały, i taką wizję kobiety w społeczeństwie starała się przekazać męskiej części świata.
Delikatność, wrażliwość, determinacja
Nic tak bardzo nie pomaga rozwijać, ratować i uświęcać Kościoła, jak kobiety, które nie boją się w jego służbie używać swoich talentów, wrażliwości, uważnego spojrzenia, zdolności do mądrej oceny cudzego serca, a czasami także uporu, żelaznej konsekwencji i wiary w to, że potrafią być sobą. Najlepszą wersją siebie, według Bożego planu i wizji. Bo to właśnie kobieca delikatność i determinacja pomagają mówić mężczyznom o trudnych rzeczach, które wynikają z braku ich osobistej świętości. Niekoniecznie od razu papieżowi i biskupom, jak to robiły trzy wielkie święte: Katarzyna, Brygida i Hildegarda. Może na początek – proboszczowi albo wikaremu? Przecież to jest wartość, którą (jako jedną z wielu) kobiety wnoszą do Kościoła: miłość, która nie jest ślepa, która widzi, ocenia i działa dla dobra i świętości wszystkich zebranych w Kościele. Taka miłość, która nie boi się mówić prawdy ani za nią iść, nawet, gdy to zajęcie mało modne i trudne do pokazania na Instagramie.
Skomentuj artykuł