Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?

Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?
fot. unsplash.com

Poczucie nieobecności Boga czy wręcz opuszczenia przez Niego to doświadczenie duchowe wielu chrześcijan, bardzo trudne do udźwignięcia. Opowieść o burzy na jeziorze, którą czytamy podczas liturgii słowa dzisiejszej niedzieli, mówi bardzo dużo o tym, co przeżywa człowiek mierzący się w swoim sercu z sytuacją, w której nie widzi, nie czuje i nie słyszy Boga, bo przesłaniają mu Go i zagłuszają niebezpieczeństwa, którym musi stawić czoła.

Jest coś, z czym się mierzy, z czym walczy, a Bóg zdaje się mu w tym nie pomagać. Co więcej: zdaje się w ogóle tym nie interesować!

Wyobrażam sobie, jak wielkie zamieszanie musiało panować w miotanej falami łodzi. Na pokład wdziewa się woda, więc z pewnością krzyczą i biegają, próbując opanować sytuację i uratować się. Jest przerażenie, które uruchamia instynkt przetrwania. Dlatego tak bardzo mnie rozbraja to zdanie z Markowej Ewangelii: „On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu” (Mk 4,38). On naprawdę wtedy… spał?! Dało się wtedy w ogóle spać – pośrodku burzy, w tym całym wrzasku i pośród nawałnicy? Kompletnie nie dziwi więc pytanie uczniów: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” (Mk 4,38). Ile w nim wyrzutu! Ile pretensji! Tam nie było dyplomacji, nikt nie myślał o kurtuazji i grzeczności.

„On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza” (Mk 4,39). W ewangelicznej opowieści te słowa Jezusa skierowane są w stronę jeziora. Ale kiedy je czytamy, mamy je odnieść także do samych siebie. Potrzebujemy ciszy i milczenia, żeby spotkać się z Panem, żeby usłyszeć Jego słowo. Trzeba zatrzymania, poświęcenia uwagi tylko Jemu. A to wszystko po to, by zobaczyć Jego obecność obok nas. Burze, których doświadczamy w naszym życiu, nie są dowodem na to, że Bóg się nami nie interesuje. Może inaczej: nie muszą być dla nas tego dowodem. Poczucie opuszczenia przez Boga to jedno. Ono jest zwykle związane z bardzo silnymi emocjami, z jakimś ogromnym i nieopisanym smutkiem. Jednak ważne jest wyrobienie w sobie intelektualnego przekonania o tym, że Bóg jest blisko. A to można osiągnąć po prostu poprzez konkretną duchową robotę, która będzie nas kosztowała wiele czasu i sił. I trzeba też wiele cierpliwości. Nie do Boga. Do siebie samego.

To lepsze niż dotykać smartfona

W relacji z Bogiem jest podobnie jak w relacji z drugim człowiekiem. Musimy mu poświęcić swój czas i być na sto procent – nierozproszeni, niezajęci niczym ważniejszym (och, jak trudno uwierzyć w to, że ktoś mnie słucha, gdy zagląda wciąż do telefonu!). Prawdziwe spotkanie między ludźmi jest możliwe tylko wtedy, gdy jedynym ekranem, w który patrzymy, jest twarz drugiego. Spotykając się z kimś, bądźmy prawdziwie blisko, a nie tylko obok. Nie ma spotkania, jeśli oczy nie patrzą w oczy. Dotknijmy twarzy drugiego. Gdy trzeba, to otrzyjmy także jego łzy. To lepsze niż dotykać smartfona. Jesteśmy na spotkaniu? Smartfon na bok! Facebook czy Instagram poczekają, dajmy drugiemu swoją obecność! Podobnie w relacji z Panem: nie dokładajmy sobie rozproszeń na modlitwie poprzez jakieś nasze niedbalstwo, ale zróbmy wszystko, by być w przeznaczonym na nią czasie do dyspozycji Tego, z którym chcemy porozmawiać.

Można powiedzieć, że uczniowie mieli trochę prościej, bo widzieli fizyczną obecność Jezusa w łodzi. Obudzili Go więc. Jak wiele w tym intuicji! Chrystus nie był przecież rybakiem, to oni prowadzili łódź. On był pasażerem. Po co Go obudzili? Ponieważ był dla nich Mistrzem, chcieli poczuć, że jest z nimi w tej trudnej sytuacji. Kiedy więc czuję się przez Boga opuszczony, nie tyle mam Go szukać, ile zauważyć Go tuż obok siebie – śpiącego w łodzi, która tonie. I może właśnie tu jest odpowiedź na pytanie, dlaczego Jezus zdawał się mieć „gdzieś” to, że wszyscy są w wielkim niebezpieczeństwie. Burza stała się okazją do tego, by objawić przed uczniami Bożą Moc – Chrystus jest Panem przyrody: „Wołali w nieszczęściu do Pana, a On ich wyzwolił od trwogi. Zamienił burzę na powiew łagodny, umilkły morskie fale” (Ps 107,28-29).

Jezus ucisza burzę

Spróbujmy sobie wyobrazić tę scenę. Jezus ucisza burzę i uspokaja jezioro. Uczniowie stoją oniemali. Bo co niby mieliby na to powiedzieć? Zwyczajnie ich zatkało. Są pod wielkim wrażeniem. Przed chwilą przerażeni i pełni wyrzutów wobec (według nich) obojętnego Mistrza. Teraz przerażeni – Jego mocą. I ten przeszywający, lecz pełen miłości wzrok Jezusa. Patrzy każdemu z nich głęboko w oczy i odpowiada pytaniem na pytanie: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!” (Mk 4,40).

I my także „potrzebujemy” burzy, żeby zrozumieć, że Jezus jest Bogiem. Potrafimy Go wychwalać, kiedy nam się dobrze wiedzie. Nie wątpimy wówczas w Jego obecność. Choć w sumie warto zadać sobie pytanie, czy w ogóle wtedy pragniemy tej Jego bliskości. Może nie czujemy, że jest nam potrzebny? Świadkowie spektakularnego cudu opanowania przez Jezusa burzy zadają sobie pytanie: „Kim On jest właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?” (Mk 4,41). Jakże różni się ono od pierwszego, tak bardzo gorzkiego pytania!

W tym widać już podziw i zastanowienie, w miejsce bólu i zawodu. Z pewnością jeszcze bardziej zrozumieli, że Jezus to nie tylko mądry człowiek, że ta zewnętrzna cielesna powłoka kryje w sobie „coś” więcej: „Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób” (2 Kor 5,16). Kto wie, może już wtedy pojawiła się w nich myśl, że On jest Tym, który zna świat od podszewki: „Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone, gdy chmury mu dałem za ubranie, za pieluszki – ciemność pierwotną?” (Hi 38,8-9).

Nie zazdroszczę nikomu, kto przeżywa swoją burzę na jeziorze. To doświadczenie bardzo boli. Jest jednak niezwykle potrzebne. Jest bardzo oczyszczające. Nie wahajmy się mówić Bogu o naszym bólu. Jeśli tak czujemy, to wyrzućmy z siebie to dramatyczne pytanie: „Nie obchodzi Cię, Panie, że sobie nie radzę, że umieram z tęsknoty za Tobą?”.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Adam Szustak OP

„Nasza wiara to nie jest byle co. To nie jest jakiś tam system wartości etycznych i obyczajów religijnych. Twoje życie może stać się ołtarzem Boga. Pozwól Mu tylko dokonać przemiany. Wstań i wejdź w Jego...

Skomentuj artykuł

Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.