Ks. Halik: Właściwa, głęboka radość rodzi się z przyjętego i przemienionego bólu

Ks. Tomáš Halik (fot. Akademická farnost Praha – Salvátor / YouTube.com)

Z kilku tekstów nabożeństwa trzeciej niedzieli Adwentu słyszymy gorące wezwania do radości. „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!”, pisze św. Paweł (Flp 4,4). Takie słowa mogą w nas czasem budzić opór. Czy w ogóle można cieszyć się na rozkaz? I czy można się radować w chwilach ciężkich prób, bólu i zmartwień, na przykład takich, przez które dziś przechodzi cały świat? I co to właściwie jest radość? Co oznacza to pojęcie, tak częste w Biblii, od którego wyprowadzana jest także nazwa Ewangelii – „radosna nowina”? – pisze ks. Tomáš Halik w książce "Przebudzenie aniołów. Kazania o bliskości Boga w niespokojnych czasach".

Nie mylmy radości ze zwykłą ulotną emocją, z dobrym nastrojem. Nastroje przychodzą i odchodzą, zmieniają się w zależności od tego, jak się wyspaliśmy, co zjedliśmy, co się dzieje w naszym ciele, jaka jest pogoda czy jak intensywnie świeci światło, i od szeregu innych nietrwałych okoliczności. Wiele przyjemnych niespodzianek w ciągu dnia może nam – jak to się mówi – sprawić radość, ale cały czas nie jest to owa radość, o której mówi Pismo. Radość jest czymś znacznie głębszym i wewnętrznym.

DEON.PL POLECA

Czasem myślę, że nasza cywilizacja utraciła poczucie radości, radości w głębokim biblijnym sensie – i że ten deficyt przykrywa szeregiem tanich imitacji. Powierzchowną namiastką radości jest jej karykatura – zabawa. O utracie radości nic nie świadczy tak wymownie jak rozpowszechnienie się przemysłu zabawy komercyjnej. „Zabawić się na śmierć” – brzmi tytuł książki jednego z analityków współczesnej cywilizacji, Neila Postmana.

Wielu ludzi, którzy nie poznali prawdziwej radości, poszukuje zabawy i używa jej jak narkotyku. Czasem zabawa już na pierwszy rzut oka jest głupia, jak niektóre seriale telewizyjne z dodanym śmiechem. Czasem w niedostrzegalny sposób zdobywa nowe sektory życia społecznego. W życiu politycznym, które z odpowiedzialnej troski o sprawy publiczne przesunęło się do wirtualnego świata konkursów telewizyjnych, punkty zbierają klauni – wspomnijmy Donalda Trumpa, który przy swoich demagogicznych wystąpieniach z radością klaskał sam sobie. Niestety ten tragikomiczny błazen, którego mimika i gesty wyraźnie przypominały Benita Mussoliniego, nie potrafił się śmiać sam z siebie.

Ks. Tomáš Halik "Przebudzenie aniołów. Kazania o bliskości Boga w niespokojnych czasach" (Wydawnictwo WAM)

Zabawa przenika nie tylko do sztuki komercyjnej, produkującej powódź kiczu, i do politycznego świata populistycznych błaznów, ale także do świata religii. Każdy, kto kiedyś miał okazję oglądać religijne programy w licznych kanałach amerykańskiej telewizji, widział szereg podobnych zawodowych rozweselaczy, sprzedających – zwykle w zabawnej formie – tani religijny kicz. Wydaje mi się, że relacja między radością i zabawą jest taka sama jak relacja między nadzieją i optymizmem.

Zabawa to powierzchowna namiastka radości, a optymizm – założenie, że wszystko automatycznie idzie ku dobremu – jest powierzchownym naśladownictwem nadziei. Nadzieja to cnota, która daje nam siłę wytrwać także w sytuacjach, kiedy sprawy mają się coraz gorzej. Nie przypadkiem prawdopodobnie najważniejszy kościelny dokument XX stulecia, Konstytucja II Soboru Watykańskiego o Kościele w świecie współczesnym, ma tytuł „Gaudium et spes” – radość i nadzieja.

Nadzieja zna także ciężar życia, nie ucieka ku iluzji taniego optymizmu, ale pomaga nam ten ciężar przepracować i unieść. Punktem zwrotnym między zabawą i radością, między optymizmem i nadzieją jest moment, kiedy przechodzimy przez dolinę cienia i bólu, a jednak nie damy się im złamać i zstępujemy głębiej. Właściwa, głęboka radość rodzi się z przyjętego i przemienionego bólu. Mało kto potrafi uniknąć w życiu trudnych chwil.

Uważam zresztą, że taki szczęściarz, który albo sam nigdy nie zaznał bólu, albo nigdy nie potrafił empatycznie i solidarnie poczuć i współnieść krzyża innych, nie stałby się całkowicie dojrzałym człowiekiem. Czy ktoś taki mógłby poznać i do głębi przeżyć prawdziwe szczęście? Przecież zdrowie potrafi docenić tylko ten, kto poznał chorobę, wartość i smak jedzenia docenia ten, kto zakosztował głodu, a ludzką bliskość i pomoc ten, kto cierpiał samotność i obojętność innych. Wielu nauczycieli życia duchowego rozróżnia zewnętrzne i wewnętrzne „Ja” człowieka. Mistrz Eckhart wręcz mówi, że zewnętrzny człowiek, człowiek powierzchowny, ma tylko zewnętrznego Boga, to znaczy powierzchowną religijność. Tylko ten, kto z codziennego rozproszenia wstąpił do wewnętrznej świątyni swojego życia, może się naprawdę spotkać z żywym Bogiem. Dlatego praktykujemy medytację, uczymy się kontemplacyjnego podejścia do rzeczywistości.

Różnica między zabawą i radością leży między innymi w tym, że zabawa rozprasza, podczas gdy radość – jednoczy: jednoczy nas z innymi (właśnie w Boże Narodzenie możemy spróbować, zakosztować, że największą radość daje człowiekowi to, że może on sprawić radość innym) i jednoczy nas także z Bogiem. Prawdziwi mistycy, ludzie zanurzeni w Bogu, to ludzie, z których promienieje pokój i radość.

Na szczęście w każdym pokoleniu takich mistyków – radosnych ludzi, którzy mają doświadczenie Bożej bliskości i którzy rzeczywiście żyją głębią – jest więcej, niż nam się wydaje. Na pewno kogoś takiego już spotkaliśmy – możliwe jednak, że mijając, nie zauważyliśmy go, bo tacy ludzie niosą światło, ale nie wystawiają go na pokaz.

Ludzi żywej wiary często rozpoznamy po ich cudownym poczuciu humoru. Bigoteryjne świętoszki, fanatycy religijni i faryzejscy moralizatorzy nie mają poczucia humoru, podobnie jak zgorzkniali sceptycy. Ludzie żywej wiary mają w sobie to, co idzie zawsze ręka w rękę z prawdziwą radością: wewnętrzną wolność. Radość jest owocem wolnego serca.

Opublikowany fragment pochodzi z książki ks. Tomáša Halika "Przebudzenie aniołów" (Wydawnictwo WAM)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Halik: Właściwa, głęboka radość rodzi się z przyjętego i przemienionego bólu
Komentarze (1)
~Q... α ooooomegA
10 grudnia 2022, 23:25
ten problem "radosnego" "poddaństwa" porusza również Jezus dla mnie Jezus jest bliżej niż Paweł ale dla idących za Pawłem Jezus jest na drugim miejscu gdyż dla nich Paweł jest bliżej A Paweł "tropi" nauczanie Jezusa i relatywizuje w kompromisie stąd pewne "nieścisłości" i wiele konfliktów danych ponieważ Paweł idzie drogą wiary i tą drogę promuje "z miłością" ... Jezus idzie drogą prawdy i życia wiecznego w bardzo realnej rzeczywistości szóstego przykazania i dekalogu w całości