Ks. Porosło: Bardzo często boimy się prawdy o nas samych, uciekamy od niej na różne sposoby
Żeby związek mógł się zgrać, to nie wolno w życiu grać – ułożyłem taką rymowankę, aby dzisiejszy temat łatwiej było zapamiętać. Fundamentem zgrania – i nie tylko w związku damsko-męskim, ale w każdej innej relacji, czy tej z Bogiem, czy z drugim człowiekiem – jest niegranie, brak udawania – pisze ks. Krzysztof Porosło w książce „Zgranie. Konferencje dla zakochanych, narzeczonych i małżeństw”, której fragment publikujemy.
Granie wydaje się czymś, co naprawdę Pana Jezusa denerwowało. Rzadko widzimy go na kartach Ewangelii rozgniewanego tak, jak wówczas, gdy spotykał się z ludźmi, którzy grali. Oczywiście nie chodziło o taki prymitywny gniew, ale o złość wywoływaną wewnętrznym bólem. Jezus używał wtedy słowa hypokrites (tłumaczone jako „obłudniku”), najczęściej w stosunku do faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Greckie hypokrites pojawiające się w Piśmie Świętym aż 17 razy, znaczy dosłownie tyle, co „aktor”, czyli ktoś, kto zawodowo udaje, zakłada maskę i odgrywa jakąś rolę.
Między tym, co robi i mówi, a tym, co naprawdę myśli i czuje, nie ma żadnej spójności. Jest tylko odgrywana rola. Taka postawa Jezusa zarówno denerwowała, jak i bolała: praktycznie zawsze, gdy zwracał się do kogoś słowem hypokrites, poprzedzał go słowem „biada”, w języku greckim ouai. Można powiedzieć, że brzmi to trochę jak nasze „ała”, a więc wyraz bólu. Jezus mówi w ten sposób: „Boli mnie to, że gracie, że tylko udajecie”. Używa tak mocnych słów, bo kocha i naucza, że kochający człowiek nie może udawać. Gdy widzę, że robisz coś złego, to mówię ci o tym, bo cię kocham. Taki właśnie jest Jezus – zawsze prawdziwy.
Okładka książki "Zgranie. Konferencje dla zakochanych, narzeczonych i małżeństw"
My z kolei bardzo często boimy się prawdy o nas samych, uciekamy od niej na różne sposoby, to taka nasza podstawowa reakcja. Boimy się prawdy również dlatego, że inni mogą ją wykorzystać i nas zranić. Jesteśmy bardzo zależni od tego, co inni o nas myślą i mówi.
We współczesnym świecie istnieje pewien paradoks, bo z jednej strony kładzie się mocny nacisk na samopoznanie, w czym pomagają na przykład badania psychologiczne i psychoterapie. Wiele osób, korzystając z nich, poznaje swoje wnętrze i dociera do głęboko ukrytych przyczyn swoich życiowych problemów.
Z drugiej jednak strony współczesny świat oferuje nam gigantyczną liczbę narzędzi do uciekania od prawdy o sobie. Można ją zaoglądać serialami, zapić alkoholem lub zagłuszyć innymi używkami. Można też uciec w filantropię i dzieła charytatywne. To bardzo subtelna forma ucieczki, bo z pozoru nie wygląda na coś złego. Jestem dobry, bo ciągle pomagam innym i mam dla nich czas, a sam jestem zbyt mało ważny, żeby się sobą zająć… Tymczasem, jeśli ciągle uciekam i żyję, obawiając się prawdy o sobie, nie jestem w stanie zbudować zdrowej relacji na co najmniej dwóch płaszczyznach.
Po pierwsze, nie mogę spotkać się z Panem Bogiem, bo On spotyka się tylko z tym, co prawdziwe. Nawet jeśli prawda o tobie jest trudna, bardzo boli albo dotyczy ciężkiego grzechu lub dużej słabości, Bóg może cię zbawić i wyzwolić. Ale On nie spotyka się z twoim wyobrażeniem o sobie samym, z fasadą, którą przedstawia się światu zewnętrznemu. Inni mogą cię przez nią odbierać, ale nie Bóg, gdyż On spotyka się tylko z tym, co prawdziwe – tylko to uświęca, uzdrawia, przemienia, i tylko temu błogosławi. Kiedy się gra, można minąć się w relacji z Bogiem, dlatego Jezusa tak to boli.
Po drugie, zakładając maskę w relacji damsko-męskiej, sprawiasz, że druga osoba nie zakochuje się w tobie, ale w roli, którą przed nią odgrywasz. Jeśli dojdzie do ślubu, powie „ślubuję ci miłość”, ale będzie mieć na myśli „ślubuję miłość mojemu wyobrażeniu o tobie”. To musi się skończyć katastrofą. Jeśli nie dajesz się poznać, to nie dajesz się pokochać.
Skomentuj artykuł