Kuszony przez szatana patron proboszczów – św. Jan Maria Vianney
O św. Janie Marii Vianneyu, patronie proboszczów, zrobiło się głośniej, kiedy Benedykt XVI uczynił go szczególnym patronem ogłoszonego w latach 2009/10 Roku Kapłańskiego. Wtedy bowiem przypadała 150. rocznica śmierci wieloletniego proboszcza z Ars. Jan Maria Vianney został ukazany jako szczególny, ponadczasowy wzór posługi kapłana we wspólnocie wierzących. Warto poznać jego sylwetkę i spróbować zobaczyć, co uczyniło go tak wyjątkowym.
Jan urodził się 8 maja 1786 roku w Dardilly, niedaleko Lyonu, w południowej Francji. Przyszedł na świat w ubogiej, wiejskiej rodzinie.
Do Pierwszej Komunii św. przystąpił potajemnie w szopie, zamienionej na prowizoryczną kaplicę, w 1799 roku. Były to lata po Rewolucji Francuskiej. Kościół nie mógł swobodnie działać. Pozamykane były szkoły parafialne.
Jan zaczął się uczyć czytać i pisać dopiero w wieku 17 lat, kiedy otwarto wiejską szkołę. Nie poszedł do wojska, bo był poważnie chory. W 1812 roku wstąpił do niższego seminarium duchownego, a rok później rozpoczął formację w wyższym seminarium duchownym w Lyonie.
Jan Vianney nie błyszczał mądrością, nie ‘czarował słowem’. Wielu miało go nawet za dziwaka. Większość rozpoznawała w nim jednak zaangażowanego i świętego człowieka. Ci, którzy otwierali przed nim serce, byli przekonani, że ma dar poznania ludzkich sumień i dar proroctwa.
Jam miał ogromne trudności w nauce. Późno zaczął, ale i nie był zbyt zdolny. Niektórzy radzili mu nawet, żeby opuścił seminarium. On jednak został i ze względu na dotkliwy brak księży w diecezji przyjął święcenia w sierpniu 1815 roku.
Pierwsze trzy lata posługi kapłańskiej spędził w Ecully, będąc wikarym zaprzyjaźnionego proboszcza, ks. Balley’a, który w młodości uczył go łaciny i wspierał w trakcie jego formacji.
Po śmierci proboszcza opiekuna, Jan został posłany jako kapelan do Ars. Był tam mały, zaniedbany i zwykle pustawy kościółek. Nie było parafii, bo mała mieścina, zaledwie ponad dwieście osób, nie byłaby w stanie utrzymać księdza. Ludzie byli obojętni religijnie. Niewielu przychodziło do kościoła na Msze niedzielne. Prawie zamarło przystępowanie do sakramentów.
Mimo tych okoliczności, Jan z zapałem poświęcił się pracy. Na początek wiele godzin dziennie modlił się przed Najświętszym Sakramentem. Żył w surowych warunkach. Nie miał nawet łóżka, sypiał na gołych deskach. Często nie miał nic do jedzenia. A mimo to był uprzejmy dla ludzi. Odwiedzał swoich parafian. Rozmawiał z nimi przyjaźnie. Nie był wielkim mówcą. Jąkał się, często gubił wątki. Zjednywał sobie ludzi życzliwością i zaangażowaniem. Powoli więc zaczęli przychodzić do kościoła.
Jan Vianney nie błyszczał mądrością, nie ‘czarował słowem’. Wielu miało go nawet za dziwaka. Większość rozpoznawała w nim jednak zaangażowanego i świętego człowieka. Ci, którzy otwierali przed nim serce, byli przekonani, że ma dar poznania ludzkich sumień i dar proroctwa. Napływali więc ze wszystkich stron, aby się u niego wyspowiadać. Prości mieszkańcy wiosek i elita z Paryża. Na początku były to dziesiątki, potem liczne dziesiątki tysięcy. Mówi się, że w ciągu 41 lat pobytu w Ars Jan Maria Vianney wyspowiadał około miliona osób. Czasami spowiadał po kilkanaście godzin dziennie.
Był uprzejmy dla ludzi. Odwiedzał swoich parafian. Rozmawiał z nimi przyjaźnie. Nie był wielkim mówcą. Jąkał się, często gubił wątki. Zjednywał sobie ludzi życzliwością i zaangażowaniem. Powoli więc zaczęli przychodzić do kościoła.
Przez 35 lat Jan Vianney zmagał się z szatanem, walcząc z jego pokusami i doświadczając niszczycielskiej siły zła w bardzo realny sposób.
Schorowany i wyczerpany zmarł 4 sierpnia 1859 roku. Beatyfikował go Pius X, a kanonizował w roku 1925 Pius XI.
W ikonografii ukazywany jest w stroju duchownym ze stułą na szyi.
Skomentuj artykuł