Małżeństwo - produkt z krótkim terminem ważności

Małżeństwo - produkt z krótkim terminem ważności
(fot. roberthuffstutter/flickr.com/CC)

Omawiając na lekcjach religii Dekalog sporo emocji wśród moich uczniów wywołuje temat zakupów w niedzielę - to a propos trzeciego przykazania oraz zdziwienie, jakie towarzyszy odkryciu - co najmniej na miarę kopernikańskiego - że w Kościele katolickim nie ma rozwodów.

Proponuję zatrzymać się na samym fakcie przysięgi małżeńskiej z akcentem na wybrane uwarunkowania, jakie jej towarzyszą w czasie "przed" zawarciem związku, a co niewątpliwie ma wpływ, czy wręcz reżyseruje dalszy bieg małżeństwa. Zdaję sobie sprawę, że życie pisze różne scenariusze, częstokroć sytuacja nie jest czarno-biała, a to, co się dzieje na sali sądowej (tej cywilnej czy kurialnej) niejednokrotnie jest pełną bólu i pogmatwaną opowieścią o życiu. W okresie, kiedy pióra niektórych publicystów oraz teologów rozgrzane są do czerwoności w związku ze zbliżającym się synodem biskupów, który ma być poświęcony wezwaniom duszpasterskim wobec rodziny, łatwo zauważyć, że dyskusja schodzi na jeden temat - dopuszczenia osób rozwiedzionych, którzy weszli w nowy związek małżeński, do przyjmowania sakramentów, w tym szczególnie umożliwienie zawarcia nowego związku. Jak to zwykle bywa, dużo uwagi i energii poświęcamy konsekwencjom, zaniedbując przyczyny zastanej sytuacji. W tym świetle chciałbym zwrócić uwagę na dwa znamiona małżeńskiego ślubowania: wierność i wy/trwałość.

Po pierwsze, rodzaj przysięgi małżeńskiej jest - chciałoby się powiedzieć - dużego kalibru. Jest przysięgą, która dotyczy materii ważnej, najważniejszej. Podobną przysięgę - lub raczej jej przedsmak - możemy składać co najwyżej kilka razy w życiu lub też jednorazowo (przykładem może być przysięga w wojsku lub przysięga Hipokratesa). Po drugie, ta przysięga to sakrament - to Bóg wiąże nupturientów, On też jest pierwszym świadkiem zawartego przymierza. Podskórnie wyczuwamy, że dzieje się tu coś wielkiego … - do historii naszego życia wkracza Bóg, uprzednio przez nas zaproszony. Obserwując dzisiaj kryzys małżeństwa, warto uświadomić sobie, że u jego podstaw mamy kryzys przysięgi jako takiej. Jest nam coraz trudniej wejść w trwałe zobowiązanie względem siebie, Boga, drugiego człowieka, takie które miałoby znamiona nierozerwalności i trwałości do przysłowiowej grobowej deski. Przykłady można by mnożyć - począwszy od tych najmniejszych - jak szybko zapominamy o naszych postanowieniach na nowy rok, z okazji świąt, rozpoczynającego się roku szkolnego, albo że "od spowiedzi będę lepszy" lub zacznę się sumiennie uczyć języków obcych. Nie umiemy odmówić sobie kolejnego piwka, papierosa, znowu za dużo siedzimy przy komputerze, albo czas nam ucieka przed telewizorem. Karykaturalną staje się sytuacja, kiedy dla kogoś bliskiego stajemy się powiernikami, kiedy ktoś z rodziny powierza nam jakąś tajemnicę, prosząc o zachowanie dyskrecji - nie mija wiele czasu jak ów sekret staje się "tajemnicą", o której wszyscy wiedzą i na dodatek poważnie udają, że nic nie wiedzą. Słyszymy o przypadkach, że ktoś rzucił sutannę, nie zachował ślubów wieczystych, że nie dochował wierności w małżeństwie. Z tym ostatnim jest o tyle gorsza sytuacja, spowodowana wielką liczbą rozbitych związków, że szczęśliwe małżeństwa z długim stażem lub większą liczbą dzieci czują się jak dinozaury - taki stan prowokuje pytanie o to, co tu jest normalne i co wyznacza porządek…

Nie sposób nie zauważyć, że stosunkowo łatwo deklarujemy podjęcie tzw. decyzji trwałych, gładko przyjmujemy zobowiązania, ale z ich wypełnianiem już mamy problem. Przyczyny, które należałoby tu wskazać to niedojrzałość oraz nieodpowiednie przygotowanie osób składających przysięgę, ślub, podejmujących się jakiegoś zobowiązania oraz - kolokwialnie rzecz ujmując - znudzenie, które jest przykrą pochodną wytrwałości. Małżeństwo bowiem oraz każda inna misja, której się podejmujemy, z biegiem czasu weryfikuje nasze neofickie zaangażowanie i rozpalone policzki, czyli emocje, jakie towarzyszyły w początkach nowej drogi. Oczywiście, weryfikowanie, o którym tu mowa, to nie jakieś brutalne odzieranie ze złudzeń, co raczej hartowanie, stawanie w prawdzie i nierzadko konfrontowanie z młodzieńczymi projekcjami własnej wyobraźni, typu: "A ja myślałem…"; "Mi się wydawało". Ten proces, a często wręcz kryzys, ma prowadzić do dojrzałości - niestety wiele osób go nie osiągnie, lub nie da mu szans, wcześniej zwijając swoje zabawki i kwitując jednym zdaniem: "To koniec! Nie ma sensu".

DEON.PL POLECA

Środowisko i okoliczności, w których przyszło nam żyć również nie sprzyjają temu, co trwałe i wierne. Ilustracja najbardziej banalna: komórkę, którą aktualnie używasz, nawet jeśli jeszcze pachnie nowością, za kilka miesięcy zastąpi nowy model; twój komputer ma Windowsa 8 - na jesień producent zapowiada już nowszą wersję. Takich przykładów każdy z nas potrafi wskazać wiele… Nie "używamy" aby "zużyć", niejednokrotnie jesteśmy uzależnieni od kupowania, którego celem jest tylko "poużywanie", nie umiemy cieszyć się tym co mamy, za to szybko się tym nudzimy, a od nowości-promocji boli głowa. I tak ledwie tu człowiek "pomyśli" a już w kolejce postawi ją/jego z myślą o wymienieniu na "lepszy model" - jak to kilka lat temu, za Kasią Klich, podśpiewywali sobie rodacy w piosence Lepszy model: "Nie mam do Ciebie cierpliwości / To pewne że już nie będę mieć / Minął termin twojej przydatności / Gwarancja nie obejmuje Cię".

Jest jeszcze jeden argument - bojaźń Boża. Bardzo ważny i z uśmieszkiem traktowany przez luminarzy postępu dar Ducha Świętego. Dziś rzadko słyszymy słowa, które wywołują gęsią skórkę: "Bój się Boga!" albo "Jak ty tak możesz?! Boga się nie boisz?!". Bojaźń wiąże się z formą szacunku względem siebie, Boga lub drugiego człowieka. Przywołajmy sytuację, w której namaszczony na króla Dawid musi uciekać przed szalonym Saulem. Dochodzi do okoliczności, w której obnażywszy słabość strażników króla, Dawid pozostaje z nim sam na sam - jest to dobra okazja, aby rozprawić się z człowiekiem, który zdążył mu napsuć wiele krwi. Przyszły król odchodzi jednak od wymierzania kary ze względu na szacunek względem pełnionej przez Saula funkcji oraz jego powołanie: "Niech mię Pan broni przed podniesieniem ręki na pomazańca Pańskiego!" (1 Sm 26,11). Bojaźń uczy pokory i pokazuje granice, których człowiekowi przekroczyć nie wolno, uczy także odpowiedzialności za wypowiadane słowa, powzięte zobowiązania, uczynione śluby czy postanowienia. Jest miernikiem i odpowiedzią na pytanie, na ile poważnie traktujemy Boga, siebie, bliźniego; czy słowo, które "daje" jest tym, na którym można się "oprzeć", albo przeciwnie - jest nic nie warte. Fragment Psalmu 116 - "Moje śluby, złożone Panu, wypełnię przed całym Jego ludem" (116, 14.18; por. Ps 66,13) - przypomina nam również, że przysięga, którą składamy, to nie tylko prywatna sprawa między człowiekiem a Bogiem. Jej konsekwencje zawsze dotykają trzeciej strony - mogą to być dzieci, wierni, parafianie, pacjenci, uczniowie itd. W takiej sytuacji bojaźń ma także za zadanie chronić tych, którzy są bezbronni, a stają się jedynie "beneficjentami" katastrofalnych konsekwencji (tak jest w przypadku rozpadu małżeństwa rodziców), jednocześnie może zapobiec zgorszeniu, jakie wypływa z faktu zerwania złożonej przysięgi.

Czy "Wierność jest nudna, / A tego nie chce przyznać żadne z nas…" - można zapytać jak w piosence z filmu "Och, Karol 2" w wykonaniu Natalii Kukulskiej? Odpowiadając na poziomie filmu i towarzyszącej mu muzyki, to trzeba powiedzieć, że tak i to koszmarnie, no bo ile tak można: "parę nocy, trochę wina". Na szczęście życie pokazuje, że wierność nie jest nudna, ale trudna i… piękna. Jest wartością, o którą trzeba zawalczyć, aż do śmierci, wówczas bowiem - jak pisze Autor Apokalipsy - otrzymamy wieniec życia (por. Ap 2,10). Wierność jest walką, w czasie której nigdy nie powiemy, że "to już nie ma sensu", albo że "wszystko się skończyło" lub że "jest za późno". Wierność jest zadaniem wzajemnego odkrywania i zachwycania sobą nawzajem na dystansie całego życia. Wbrew temu, co mówi znudzony świat: "Jeszcze zdążymy naszą miłością siebie zachwycić, / Siebie zachwycić i wszystko w krąg / Wojna to będzie straszna, bo czas nas będzie chciał zniszczyć, / Lecz nam się uda zachwycić go" (Edward Stachura, Jest już za późno - koniecznie polecam w interpretacji Starego Dobrego Małżeństwa).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Małżeństwo - produkt z krótkim terminem ważności
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.