Marcin Zieliński: wtedy po raz pierwszy w życiu szczerze się pomodliłem

fot. Marcin Zieliński / YouTube
RTCK Marcin Zieliński

"W którymś momencie usłyszałem z ust księdza takie słowa: »Możesz być pobożnym człowiekiem, możesz nawet korzystać z sakramentów, ale jeżeli przez całe życie chodzisz do kościoła, a nie było momentu, w którym spotkałeś Jezusa i wszedłeś z Nim w osobistą relację, to wyjdź na środek, pomodlimy się«. Wtedy po raz pierwszy w życiu szczerze się pomodliłem" - pisze Marcin Zieliński w książce "Chwała Mu. Jak uwielbiać?".

My często lubimy patrzeć na finał historii. Chętnie podziwiamy tłumy ludzi na spotkaniach, na to, jak Bóg uzdrawia, chcemy widzieć owoce posługi. Lubimy też czytać o świętych i o niezwykłych dziełach ich życia. Ale myślę, że czasem dużo bardzo pożyteczne jest przyjrzenie się temu, jak to się wszystko zaczyna. Gdzie jest początek tego, co finalnie daje wspaniały owoc?

Jeden z moich znajomych księży zawsze mi powtarza: "Nie wiesz, co powiedzieć, powiedz świadectwo". Nie wiesz, jak kogoś przyprowadzić do Jezusa, opowiedz mu swoją historię. Każdy z nas potrzebuje takiego doświadczenia. Od razu też powiem, że warto wymieniać się świadectwami i swoim doświadczeniem we wspólnocie. Takie wsparcie jest niezwykle pomocne, bo nie dość, że widzisz, iż rozwijacie się jako wspólnota, to jeszcze masz pewność, że sam zmierzasz w dobrym kierunku.

Wiele razy na różnych spotkaniach i w książkach opowiadałem o tym, jak to się stało, że ja sam zacząłem współpracować z Bożą łaską, walczyć z grzechami, z pokusami i z własnym ego. Momentem przełomowym, gdy Bóg wkroczył w moje życie, był 26 maja 2007 roku, kiedy poszedłem na spotkanie modlitewne (bo miałem akurat wolny wieczór, a chciałem zrobić przyjemność mojej mamie). Tak to się zaczęło.

DEON.PL POLECA

Ksiądz na tym spotkaniu, a było to czuwanie przed uroczystością zesłania Ducha Świętego, mówił o Jezusie tak, że aż mu się oczy świeciły. Po prostu wiadomo było, że ten człowiek ma z Nim bliską relację. Mówił na przykład, że jest tu pani Zdzisia w trzeciej ławce, która kilka dni temu została uzdrowiona, a pani Zdzisia wstawała i machała wszystkim. Pół kościoła biło brawo, a drugie pół - wśród nich i ja - zastanawiało się, że może jednak coś z tego będzie, że może i ja mogę doświadczyć Boga w taki sposób.

W którymś momencie usłyszałem z ust księdza takie słowa: "Możesz być pobożnym człowiekiem, możesz nawet korzystać z sakramentów, ale jeżeli przez całe życie chodzisz do kościoła, a nie było momentu, w którym spotkałeś Jezusa i wszedłeś z Nim w osobistą relację, to wyjdź na środek, pomodlimy się". Wtedy po raz pierwszy w życiu szczerze się pomodliłem:

"Jezu, jeżeli naprawdę jesteś, jeżeli to, co on mówi, jest prawdą, to oddaję Ci dzisiaj całe moje życie, zrób z nim, co zechcesz. Tylko pokaż mi, że jesteś". To była bardzo odważna modlitwa jak na piętnastolatka. Skończyłem się modlić, wróciłem do ławki i co? Niebo się nie otworzyło, organista nie spadł z chóru z wielkim hukiem. Dopiero kiedy ksiądz błogosławił Najświętszym Sakramentem i przechodząc koło mojej ławki powiedział "Wiesz, Marcin, Pan Jezus cię bardzo kocha", zadziało się we mnie coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Poczułem się tak przeniknięty miłością Boga i tak kochany, że zacząłem po prostu płakać. Mam naprawdę fajną rodzinę, ale to był taki rodzaj miłości, co do której wiedziałem, że żaden człowiek nie byłby mi w stanie jej dać.

Tamtej nocy nie zasnąłem aż do białego rana. Kiedy w końcu zmorzył mnie sen, a po kilku godzinach obudziłem się, poczułem się tak lekki, jak jeszcze nigdy wcześniej w mojej piętnastoletniej historii. Zaczęło się dla mnie nowe życie. Poczułem na przykład w sobie siłę, by przeciwstawiać się pokusom. Sięgnąłem po Biblię, dosłownie wszędzie chodziłem z Pismem Świętym, zapisałem się też do szkoły biblijnej, choć wcześniej nigdy nie miałem Biblii w ręku. (Znacie to? Ksiądz raz do roku przychodził po kolędzie, to trzeba było odkurzyć, że niby się czyta). Pamiętam, jak kiedyś na godzinie wychowawczej nauczycielka powiedziała: "Dobra, zrobiliśmy już wszystko, co mieliśmy w planie, wyciągnijcie sobie coś mądrego do poczytania". No i co zrobił Marcin Zieliński? Marcin Zieliński otworzył sobie Biblię i zaczął czytać. Ona tak dziwnie spojrzała na mnie, a ja jej mówię: "No nic mądrzejszego nie mam". Potem ponoć pytała moją mamę, czy ja tak na serio… Zresztą mama też nie miała wtedy ze mną lekko, bo myślała, że jej dziecko oszalało! Mówiła mi: "Weź ty, Marcin, zacznij żyć jak twoi rówieśnicy, bo dzieciństwo stracisz". Rodzice w ogóle nie ogarniali w tamtym momencie tego, co się dzieje…

Tamtej nocy nie zasnąłem aż do białego rana. Kiedy w końcu zmorzył mnie sen, a po kilku godzinach obudziłem się, poczułem się tak lekki, jak jeszcze nigdy wcześniej w mojej piętnastoletniej historii.

Ludzie czasem mnie pytają, jak to jest, że jestem taki młody, a tyle rzeczy już widziałem. Prawda jest taka, że kiedy raz doświadczyłem mocy i miłości Pana Boga, to już nie chciałem się cofnąć. Nie chciałem wrócić. Nie miałem potrzeby szukać już niczego innego, bo wiedziałem, że to, co znalazłem, jest prawdziwe. To trochę tak, jakbyś się napił prawdziwej coli, gdy przez całe życie piłeś podróbę z dyskontu. Raz skosztujesz tej oryginalnej i już nigdy więcej nie sięgniesz po nic innego, bo będziesz wiedział, że to jest po prostu słabe.

Fragment książki Marcina Zielińskiego "Chwała Mu. Jak uwielbiać?"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Marcin Zieliński: wtedy po raz pierwszy w życiu szczerze się pomodliłem
Komentarze (2)
Don Camillo
21 października 2022, 09:55
Macin, jest super. Polecam każde spotkanie z nim, każdą modliwe. A spotkanie w Łodzi na "Chwała Mu" było TOP!!!!!!!!!!
OL
~Ola Las
21 października 2022, 09:25
Co Wy tak tego Zielińskiego cały czas wrzucacie...