Miłosierdzie jest lepsze niż kamienowanie
To zadziwiające, jak niekiedy bardzo przywiązujemy się do tego, co znamy, zabijając w sobie jednocześnie pragnienie rozwoju i poszukiwania tego, co lepsze. Jak w świecie finansów, tak i w świecie duchowym potrzeba inwestycji, choć może to być chwilowo bardzo odczuwalne i kosztowne, by móc potem osiągnąć w przyszłości konkretne korzyści.
„Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie” (Iz 43,18-19). Bóg składa obietnicę nowego i lepszego życia w Jego Królestwie. Warunek: porzucić stare życie. I tu zaczynają się schody... Bo trudno jest nam rozstać się z życiem, które znamy. Ma ono swoje blaski i cienie, ale jest takie... nasze. Przyzwyczailiśmy się do niego. To trudne życie, ale to moje życie. Św. Paweł zachęca nas jednak: „Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa (…)” (Flp 3,8).
Warto w tym fragmencie zwrócić uwagę na słowo „śmieci”, którym autor polskiego tłumaczenia oddał greckie słowo σκυβαλα (skybala). I trzeba powiedzieć, że z różnych wariantów znaczeniowych wybrał ten milszy dla ucha i łagodniejszy w wymowie. Słowo to bowiem można także przetłumaczyć jako „gnój”. A to już wzmacnia wymowę Pawłowego zdania. „Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za gnój, bylebym pozyskał Chrystusa (…)” (Flp 3,8). Czujemy różnicę. Porzucenie starego życia, czyli nawrócenie, jest uznaniem tego, co nie jest Chrystusowe, za bezwartościowe, odpychające i nienadające się do niczego.
Tym właśnie, co nie pozwala nam iść naprzód w duchowej drodze, a powinno być przez nas odrzucone stanowczo (bo śmierdzi i brudzi jak gnój), jest grzech. Konsekwencje naszych złych wyborów sprawiają, że nie potrafimy żyć dalej, a przeszłość staje się dla nas kulą u nogi. Inni ludzie niekiedy wykorzystują wiedzę o naszych słabościach, żeby mieć na nas „haki”, a czasem po to, żeby nas upokorzyć i zniszczyć. My natomiast nie potrafimy samym sobie przebaczyć. Z takiego stanu ducha może uratować nas jedynie Jezus. „Idź, a od tej chwili już nie grzesz” (J 8,11). Zbawiciel wie, że nie potrzebujemy oberwać za karę kamieniem, bo największą karą, jaką sami sobie zadaliśmy, był nasz grzech i jego konsekwencje.
Jednak grzech działa zawsze w dwie strony: sprawia, że trudno nam dostrzec w sobie samych kogoś wartościowego, ale także zamyka nasze serce na miłosierdzie wobec drugiego człowieka, przez co stajemy się bezwzględni w rozliczaniu czyichś grzechów. I tu, jako lekarstwo, pojawia się otrzeźwiające zdanie Jezusa wypowiedziane do uczonych w Piśmie i faryzeuszów, którzy przyprowadzili do Niego w szabat cudzołożną kobietę: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień” (J 8,7).
Przyjrzyjmy się jednak tej scenie od początku: „«Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?» Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich” (J 8,4-9). Pojawia się kilka pytań, które pozostawię otwarte. Dlaczego brakuje nam wyrozumiałości wobec grzesznika? Skąd chęć potępienia i ukamienowania? Może to próba odwrócenia uwagi od samego siebie? Albo lęk przed tym, że i moje grzechy zostaną wyciągnięte na światło dzienne?
Zastanawiające jest w tej scenie również to, co Jezus pisał palcem po ziemi. Ważniejszy wydaje się jednak sam fakt, że pisał. Sytuacja rozgrywa się podczas szabatu, który obwarowany jest wieloma religijnymi przepisami. Uczeni w Piśmie i faryzeusze zastawiają na Jezusa pułapkę. Jeśli wydałby wyrok, to sądziłby w szabat, co jest zakazane, a poza tym pominąłby rzymski wymiar sprawiedliwości. Jeśli ułaskawiłby kobietę, to sprzeciwiłby się Prawu Mojżeszowemu. Jezus zaczyna więc pisać palcem po ziemi, co… było złamaniem szabatowego zakazu pisania! Co widzą więc oskarżyciele? Nauczyciela łamiącego szabat, ale uświadamiającego im zarazem, że sami to robią, odbywając sąd nad cudzołożnicą. Rozeszli się więc.
Warto też w tym miejscu zatrzymać się chwilę nad symboliką kamienia. Dla wielu ludów oznacza siłę, stabilność, trwałość, pewność, a nawet życie. W ewangelicznej opowieści o cudzołożnej kobiecie kamień jest jednak narzędziem, które niesie śmierć jako karę za ciężki grzech, oznacza siłę, która jest agresją skierowaną przeciwko komuś. Chrystus powstrzymuje jednak kamienowanie, jakby chciał wskazać, że kamieni można użyć do dobrych celów. Dzięki nim można zbudować drogę, wznieść dom czy inne schronienie. Zwraca swoim słuchaczom uwagę na to, by kamienie, które przygotowują do wymierzenia kary przyprowadzonej przed Niego cudzołożnicy, nie stały się symbolem ich zatwardziałych serc, opornych na nowość Ewangelii.
„«Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?». A ona odrzekła: «Nikt, Panie!». Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz»” (J 8,10-11). Jezus nie mówi kobiecie, że nic się nie stało. Przynosi jej jednak Dobrą Nowinę, że mimo grzechu może się stać coś bardzo dobrego. Grzech, wstyd z nim związany i społeczne potępienie – to już wystarczająco dobija, nie trzeba więc dokładać komuś kamieniem. Zamiast ściskać w ręce kamień, lepiej ująć grzesznika za dłoń, pomóc mu wstać z ziemi i pokazać niebo.
Mądra miłość pomaga stanąć w prawdzie, nazwać rzeczy po imieniu, ale robi to w perspektywie nadziei, przekonując: „Może być lepiej! Nie jesteś z góry skazany na porażkę! Choć już tyle razy przegrałeś, to wciąż masz kolejną szansę!”. Miłosierdzie nie jest „głupim” wybaczaniem (na lewo i prawo, jak leci), ale jest kuracją przywracającą zdrowie – jest zajęciem się ranami i opatrywaniem ich, jest leczeniem bólu. Miłosierdzie jest proponowaną nam przez Boga terapią – jest drogą, która ma określony cel: uznanie w Chrystusie Zbawiciela, który chce życia dla grzesznika.
Miłosierdzie, doświadczane przez nas najmocniej w sakramencie pokuty i pojednania, „odbywa się” zawsze we wspólnocie, choć dotyka nas indywidualnie. Ma być jednak znakiem dla wszystkich mówiącym, że Kościół jest wspólnotą wierzących, którzy grzeszą. Jesteśmy żywymi kamieniami, które tworzą jedną świątynię. Grzechy, choć czynią nasze serca zatwardziałymi, dzięki Miłosierdziu mogą stać się budulcem trwałej relacji z Bogiem, jeśli ułożymy te kamienie w nowym porządku, a ich spoiwem uczynimy miłość. To będą prawdziwe rekolekcje, czyli zebranie i ułożenie na nowo tego, co rozsypane. Niech w wielkopostnych zmaganiach towarzyszy nam myśl św. Pawła: „(…) zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie” (Flp 3,13-14). Pragnąc takiego celu, nigdy się nie zatrzymam.
Skomentuj artykuł