Mówienie Bogu "tak" to proces, który zaczyna się "tu i teraz"

Mówienie Bogu "tak" to proces, który zaczyna się "tu i teraz"
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Depositphotos
RTCK Tymoteusz Filar

Gdyby Jezus w pamiętnym dla mnie 2014 roku powiedział mi: "Tymek, idziesz i głosisz!", to ja z pewnością odpowiedziałbym Mu: "Nie ma opcji!". Ale wtedy usłyszałem: "Zacznij czytać słowo Boże" i podjąłem to zadanie, a to poprowadziło mnie dalej i przygotowało na to, co miało nadejść.

By odpowiedzieć na Boże słowo, które - jak wierzymy - jest żywe, skuteczne, aktualne (por. Hbr 4,12) - trzeba żyć z Bogiem na co dzień.

Często wyobrażamy sobie, że gdy wejdziemy w bliską relację z Panem, to od razu doświadczymy potężnych Bożych interwencji i zobaczymy wielkie znaki.

I choć On oczywiście może tak działać, bo ma taką moc, to najczęściej proponuje jednak prostą drogę podążania za Nim krok za krokiem, a nie od razu do spektakularnych cudów. To nie jest tak, że jeśli nie doświadczamy wielkich dzieł Bożych i nie widzimy, jak z mocą przemienia On rzeczywistość, to nie jest obecny w naszym życiu. Bóg każdego z nas pragnie prowadzić, najczęściej małymi, prostymi krokami.

DEON.PL POLECA

Wszystko zaczyna się od czytania Słowa Bożego

Sam tego doświadczyłem, gdy po tym, jak powiedziałem Jezusowi "tak", zacząłem codziennie czytać słowo Boże. Z czasem zauważyłem, że ono zaczęło zmieniać moje serce i rodzić we mnie nowe rzeczy. Rok po tamtych pamiętnych wydarzeniach pojechałem na kolejne rekolekcje, podczas których modlono się za mnie. Jednej z osób podczas tej modlitwy pojawił się w sercu obraz desek służących do budowy, ale bez narzędzi. Wziąłem więc ten obraz na modlitwę, aby się nad nim zastanowić, usiadłem przed Jezusem na adoracji i słuchałem. Akurat w tym momencie mojego życia budowałem studio muzyczne i też prosiłem Boga o pomoc w tej kwestii. Pomyślałem, że może ten obraz jest jakąś odpowiedzią na pytania o studio. Podczas adoracji nagle przyszło jak gdyby wewnętrzne olśnienie i zrozumiałem, że deski to moje życie, a brakującym narzędziem ma być po prostu moje "tak" dla Bożych zamiarów, moje zaufanie. On jest najlepszym "stolarzem", stąd dokładnie będzie wiedział, jak mnie poprowadzić. Po mojej stronie jest tylko całkowite oddanie się w Jego ręce, a resztą On się zajmie - będzie szlifował moje życie, budował je i z tych prostych desek zrobi piękne dzieło. To nie oznaczało bierności z mojej strony (bo jesteśmy też powołani do podejmowania decyzji), ale przede wszystkim chodziło o postawę serca, które ufa.

W tym okresie mojego życia bardzo prosiłem też Boga, by pokazał mi, do czego jestem powołany. Wołałem często: "Boże, powiedz mi, czy mam być księdzem, czy mężem. Chcę jak najlepiej przygotować się do powołania, które masz dla mnie". Podczas tej adoracji zrozumiałem jednak, że wszystkiego dowiem się w swoim czasie. Czułem, jakby Bóg mówił do mnie:

"Tymek, twoim zadaniem jest Mi zaufać. Uwierzyć, że wiem, co robię. Ty nie musisz wiedzieć wszystkiego od razu, ale Ja wiem, dokąd chcę cię doprowadzić. Zaufaj Mi, będę kształtował twoje serce i prowadził cię dalej i dalej".

Po tej modlitwie przeniknął mnie ogromny pokój. Odetchnąłem wewnętrznie, bo uświadomiłem sobie, że nie muszę się spinać i wymyślać, co będzie za pięć czy dziesięć lat. Nie muszę na siłę zastanawiać się, co jest moim powołaniem, bo wystarczy, że będę trwał przy Panu i pozwolę Mu się poprowadzić tam, gdzie On chce mnie posłać - krok za krokiem. Mam przyjąć Jego łaskę, która jest dana tu i teraz, i w tej chwili mojego życia pójść za Nim. To doświadczenie pozwoliło mi "odpocząć w Bogu", uspokoić moje serce, a w tym utwierdziły mnie też słowa Matki Teresy z Kalkuty, które przeczytałem w jednej z książek dwa tygodnie później. Brzmiały one mniej więcej tak: "Moim zadaniem jest być tylko prostym ołówkiem w ręku Boga, który pisze historię. I pozwolić Mu, by On stworzył z niej swoje arcydzieło". Dla mnie jest to jedna z najlepszych definicji życia w zaufaniu Bogu. Gdy Mu ufam, mogę w Nim odpocząć, bo wiem, że On się troszczy i ma wszystko pod kontrolą!

Powołanie świętego Piotra

Z powołaniem Szymona Piotra było podobnie - Jezus nie od razu zaprosił go do bycia pierwszym papieżem. Nie powiedział przy ich pierwszym spotkaniu nad Jeziorem Tyberiadzkim: "Słuchaj, ty jesteś Piotr i ciebie wybieram na głowę Mojego Kościoła". Najpierw Jezus zaprosił Szymona do tego, by wypłynął i zarzucił sieci. To był pierwszy krok - jego tu i teraz, a jednocześnie to był Boży moment (kairos), od którego Pan zaczął wprowadzać Szymona w jego powołanie.

Także w naszym życiu zdarzają się takie momenty, w których Bóg zaczyna coś inicjować, przygotowywać na to, co dla nas wybrał. Trzeba więc starać się rozpoznać ten czas i przyjąć, że to jest początek, bo jeśli tego nie zrobimy i na przykład będziemy chcieli od razu widzieć efekt końcowy, to może się nic nie wydarzyć. Nigdzie nie dojdziemy, jeśli nie zrobimy tego pierwszego kroku. Zapytaj więc siebie, gdzie jest twoje tu i teraz. Jakie słowo Bóg wypowiada właśnie nad twoim życiem - w tym momencie, w którym aktualnie jesteś, i w takich, a nie innych okolicznościach?

Nie musimy od razu wiedzieć wszystkiego

Bóg z czasem będzie odkrywał przed nami kolejne etapy naszego powołania. Tak jak było to w przypadku Szymona, gdy dopiero po cudownym połowie powiedział do niego: "Nie bój się, odtąd będziesz rybakiem ludzi" (por. Łk 5,10), tym samym opowiedział mu więcej na temat jego drogi. Później, przy innej okazji, Szymon usłyszał, że będzie skałą, na której Jezus zbuduje swój Kościół (por. Mt 16,18). Wejście na drogę realizacji naszego powołania zaczyna się więc tu i teraz. Warto zrzucić z ramion presję, że wszystko od samego początku musimy wiedzieć albo że wszystko musimy mieć pod kontrolą, dokładnie przemyślane i rozpoznane do końca. To oczywiście też jest ważne, ale na start możemy odpocząć w Panu i przyjąć Jego pokój, który wynika z tego, że On jest dobrym pasterzem, który nas zna i nas poprowadzi. Zacznij od jednego pytania: "Boże, jaki jest następny krok?" lub: "Na jakie Twoje słowo mam dziś odpowiedzieć w moim życiu?".

Taka postawa zaufania to praktyczny wymiar bycia na drodze uczniostwa. Pamiętam, jak na Przystanku Jezus w 2017 roku podczas jednej z modlitw usłyszałem w swoim sercu ciche poruszenie: "Tymek, chcę ci dawać odwagę, otwórz się na nią". Ta myśl była inna niż pozostałe myśli rodzące się w mojej głowie, niosła ze sobą pewien słodki ciężar i jakby wybrzmiewała w moim sercu. Wiedziałem, że jeżeli Bóg będzie chciał ukształtować we mnie odwagę, nie stanie się to przez czytanie o niej w książkach, ale przez to, że będzie stawiał mnie przed wyzwaniami, w których będę potrzebował Bożej łaski, by pokonać mój lęk.

"Wiedziałem, że to był Pan"

Bezpośrednio po tej modlitwie udaliśmy się na posiłek. Dosiadłem się do mojego kolegi, który rozmawiał z siostrą zakonną. Gdy właśnie zajmowałem miejsce, siostra zapytała go o to, czy jest w jakiejś wspólnocie, a on odpowiedział, wskazując na mnie:

"Tak, Tymek ją założył". W tym momencie siostra spojrzała mi w oczy i powiedziała: "Przyjedziesz do nas w październiku i poprowadzisz rekolekcje dla naszych wolontariuszy?". Trochę mnie zatkało, nie wiedziałem, co powiedzieć, miałem wtedy 17 lat i nikt wcześniej nie prosił mnie o takie rzeczy. Od razu przyszło mi do głowy mnóstwo myśli typu: "Ja? Rekolekcje? Przecież nigdy nic takiego nie robiłem! Jestem za młody, boję się", ale w głębi serca wiedziałem, że był to Pan. To nie mógł być przypadek, że od razu po tym, jak usłyszałem, że Bóg chce mi dawać odwagę, otrzymałem takie zaproszenie. Odpowiedziałem więc pozytywnie, chcąc być posłusznym Panu, otwierając się na Jego łaskę i prowadzenie.

Ale to nie koniec! Tego samego dnia wieczorem ksiądz, który był odpowiedzialny za całą inicjatywę, zaczepił mnie i zapytał: "Tymek, poprowadzisz jutro uwielbienie dla całego Przystanku Jezus, ok?", "Dla tych wszystkich pięciuset osób, tak?" - dopytałem, "Tak, dokładnie". Stanąłem jak wryty i znowu wiedziałem, że to działa Pan, który chce dawać mi odwagę i prowadzić mnie dalej na drodze mojego powołania, choć jednocześnie czułem, że bardzo się boję i najłatwiej byłoby mi się wycofać. I rzeczywiście, kolejnego dnia rano stanąłem na scenie i poprowadziłem uwielbienie z ufnością, że jeżeli Bóg zaprasza mnie do czegoś, co jest daleko poza strefą mojego komfortu, do czegoś, czego po prostu się boję, to Jego łaska tam na mnie czeka, żeby wypełnić moje braki i lęki. Kiedy stanąłem w miejscu prowadzenia, miałem silne doświadczenie pokoju i Bożej obecności, tak silne, że liderując modlitwę, zacząłem nawet prowadzić ludzi w spontanicznym proroczym uwielbieniu. Sam byłem w szoku!

Po powrocie do domu, podczas jednej z codziennych modlitw miałem przekonanie, że Bóg mówi mi, że ten rok będzie dla mnie rokiem odwagi, w którym On będzie chciał ją we mnie kształtować. I tak było. Ni stąd, ni zowąd dostawałem zaproszenia, żeby posługiwać i głosić w różnych miejscach Polski, a pewnego dnia przyjechał nawet do naszego domu ksiądz (przyjaciel naszej rodziny) i zapytał się mnie, czy nie pojechałbym z nim kolejnego dnia do TVP, żeby jako osoba młoda podzielić się świadectwem mojej wiary. Kolejny szok! Najchętniej od razu bym uciekł, ale wiedziałem, że to był Pan.

Boże zaproszenie w tym, co niewygodne

Andrzej Sionek powiedział kiedyś, że aby przekonać się, czy prawdziwie jest się uczniem Pana, trzeba sprawdzić, czy jest się w stanie zrobić rzeczy, których się nie chce robić, na które nie ma się ochoty, które są poza strefą naszego komfortu, ponieważ z tym też wiąże się uczniostwo. Za każdym razem, kiedy przychodzi Boże zaproszenie, które nie jest wygodne, mamy dwie opcje: albo uciec i wybrać komfort, albo pójść za Bogiem z ufnością, że kiedy On zaprasza, daje też łaskę. I za każdym razem, kiedy wybieramy Jego zaproszenia, pozwalamy, by nas kształtował i by Jego łaska zabierała nas ponad nasze ograniczenia. Możemy narzekać, że nic nie dzieje się w naszym życiu, że Bóg nie działa i nie interweniuje, ale czy jesteśmy w stanie dostrzec Jego interwencje i zaproszenia właśnie w tym, co może być niewygodne?

Tam też czekają na nas Jego łaska i dobroć! Dla mnie często najwspanialszym owocem Bożego działania jest dostrzeganie, jak we mnie i w innych Boża łaska i Boże słowo, na które odpowiadamy, pokonują nasze ograniczenia!

Pozwólmy się Bogu prowadzić w naszym tu i teraz, krok za krokiem i może właśnie dzięki Niemu to, co dziś wydaje ci się niemożliwe, jutro już takie nie będzie. Gdyby Jezus w pamiętnym dla mnie 2014 roku powiedział mi: "Tymek, idziesz i głosisz!", to ja z pewnością odpowiedziałbym Mu: "Nie ma opcji!". Ale wtedy usłyszałem: "Zacznij czytać słowo Boże" i podjąłem to zadanie, a to poprowadziło mnie dalej i przygotowało na to, co miało nadejść. Ten jeden krok pozwolił mi potem zrobić kolejne, za którymi stał owoc działania Ducha Świętego! Do czego dzisiaj zaprasza cię Pan?

Artykuł pochodzi z książki Tymoteusza Filara "Na Jego Słowo".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Tymoteusz Filar

Nie potrzebujesz dramatycznej historii nawrócenia, która wywołuje ciarki na plecach słuchaczy, ale serca gotowego odpowiedzieć na Jego słowo. Czy masz gotowość, aby wejść w Boże marzenia już tutaj na ziemi i pozwolisz Mu się poprowadzić?

...

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Mówienie Bogu "tak" to proces, który zaczyna się "tu i teraz"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.