Mówisz w trudnościach i cierpieniu: "Bóg tak chciał"? To znak, że brakuje ci rezyliencji

Chrześcijanie mają różnorakie poglądy na temat trudności, ich pochodzenia oraz roli. Niektórzy uważają je za przekleństwo i dowód wyjścia spod Bożej łaski, inni twierdzą, że cierpienie jest konieczne na drodze do zbawienia. O ile prawdą jest, że Bóg może użyć trudności, które nas spotykają, aby nas czegoś nauczyć (trzeba przy tym pamiętać, że On zawsze przechodzi je razem z nami), to nie jest prawdą, jakoby Jego zamiarem było karanie nas poprzez celowe zsyłanie chorób, cierpienia czy trudności - pisze Irmina Wolniak w książce "Żyj świadomie, wierz świadomie. Duchowość zdrowa emocjonalnie". Publikujemy fragment.
Uważam, że słowo „rezyliencja” powinno wejść do codziennego języka, ponieważ opisuje ono fundamentalne zagadnienie związane z szeroko pojętym dobrostanem oraz zdrowiem psychicznym i emocjonalnym, a co za tym idzie, również duchowym.
Duchowa rezyliencja i odporność na trudności
Czym jest rezyliencja? Podstawowe znaczenia tego pojęcia to: elastyczność, odporność oraz sprężystość. To zdolność do przystosowywania się i szybkiego powracania do stanu równowagi po doświadczeniu trudności, stresu, zmiany lub kryzysu. Mówiąc inaczej, radzenia sobie z życiowymi wyzwaniami, adaptacji w obliczu niesprzyjających warunków, a także wykazywania elastyczności i odporności na stres.
Rezyliencja nie oznacza, że odznaczająca się nią osoba charakteryzuje się stuprocentową odpornością na wszelkie trudności. Jest natomiast w stanie wykorzystać swoje zasoby wewnętrzne, wsparcie społeczne i poznane strategie, aby przekształcić trudności w okazje do rozwoju. To ważna cecha, która może pomóc w utrzymaniu zdrowia psychicznego i emocjonalnego w obliczu życiowych burz i przeciwności. Każdy z nas potrzebuje rezyliencji, bo wszyscy zmagamy się z przeszkodami.
Powiedzenie "Bóg tak chciał" prowadzi do rezygnacji. Nie o to chodzi
Chrześcijanie mają różnorakie poglądy na temat trudności, ich pochodzenia oraz roli. Niektórzy uważają je za przekleństwo i dowód wyjścia spod Bożej łaski, inni twierdzą, że cierpienie jest konieczne na drodze do zbawienia. Na drodze dysonansu, który powstaje między obrazem Boga jako Dobrego Ojca a pytaniem, dlaczego cierpienie pojawia się w naszym życiu, często dochodzi do tzw. błędu samousprawiedliwienia. Ten błąd często prowadzi do wniosków takich jak na przykład: „Trudno, stało się, najwyraźniej Bóg tak chciał” (poczucie rezygnacji), czy „Bóg chce mnie poprzez tę chorobę czegoś nauczyć” (błędne przekonania na temat istoty Ojca).
O ile prawdą jest, że Bóg może użyć trudności, które nas spotykają, aby nas czegoś nauczyć (trzeba przy tym pamiętać, że On zawsze przechodzi je razem z nami), to nie jest prawdą, jakoby Jego zamiarem było karanie nas poprzez celowe zsyłanie chorób, cierpienia czy trudności. Samousprawiedliwianie takich sytuacji pomaga nam co prawda pozbyć się uciążliwego dysonansu (odpowiada na pytanie „dlaczego mnie to spotkało”), natomiast nie wzmacnia ani nie przynosi dojrzałości, tak jak to czyni ćwiczenie rezyliencji. Dodatkowo może prowadzić człowieka do porzucenia odpowiedzialności za własne decyzje oraz zdemotywować do działania np. w walce z przeciwnościami. Bo skoro „Bóg tak chciał”, to najwyraźniej nic się z tym nie da zrobić.
Nie musimy stać bezradni i patrzeć, jak rozsypuje się nam życie
Jeśli posiadamy zasoby do radzenia sobie z trudnościami, nie musimy usprawiedliwiać siebie ani Boga w obliczu trudności. Nie musimy stać bezradni i patrzeć, jak w wyniku nieprzewidzianych zdarzeń lub konsekwencji naszych decyzji rozsypuje się nam życie. Możemy działać w pełni świadomi, wiedząc, że Boże Słowo wyposaża nas i buduje naszą rezyliencję również na płaszczyźnie duchowej. Jak? Aby to wyjaśnić, powrócę znowu do Kazania na górze.
Wiecie, że powiedziano: „Masz kochać swego bliźniego, a wroga mieć w nienawiści”. Ja wam natomiast mówię: kochajcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują. Tak czyniąc, zachowujcie się, jak przystało na dzieci waszego Ojca w niebie. On sprawia, że słońce wschodzi nad złymi i dobrymi, a deszcz spada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Bo jeśli okazujecie miłość tym, którzy was kochają, co wam wynagradzać? Czyż celnicy nie czynią podobnie? A jeśli pozdrawiacie tylko swoich braci, co w tym nadzwyczajnego? Poganie też to robią. Wy bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec w niebie. (Mt 5,43–48)
Wezwanie, byśmy byli doskonali, jak doskonały jest nasz Ojciec w Niebie, każdego może przyprawić o ból głowy. Często spotykam się z opinią, że ten fragment przytłacza. I rzeczywiście, gdyby Jezus wypowiedział to zdanie w formie rozkazu, musielibyśmy żyć w stanie ciągłego napięcia, bo człowiek z zasady nie jest w stanie być taki jak Bóg. Wypełnienie takiego wymagania jest po prostu niemożliwe.
Rezyliencja podpowie, co zrobić, gdy trafiamy na przeszkodę nie do pokonania
Przeczytajmy cały ten fragment uważnie, może tam znajdziemy coś, co nam pomoże? Jest tam kilka interesujących zaleceń. Jednym z nich jest kochanie swoich wrogów. Czy to cokolwiek zmienia w tym kontekście? Nie bardzo, bo to przecież kolejne niezwykle wymagające zadanie. I tutaj pomoże nam rezyliencja. To ona podpowie nam, co zrobić, gdy napotkamy przeszkodę, która może wydawać się nie do przejścia. Kieruje ona naszą uwagę na zasoby, które posiadamy. Za pomocą praktycznego przykładu „rozbrojenia” tego wersetu postaram się wyjaśnić, jak rozwijanie rezyliencji może wpłynąć na nasze postrzeganie duchowości. Wierzę, że wspomniana cecha może mieć odbicie w przeżywaniu sfery duchowej, ponieważ nie ogranicza jej sfera ciała ani duszy. Nazwałam ją roboczo rezyliencją duchową. Pamiętajmy, że Duchowość Zdrowa Emocjonalnie traktuje człowieka holistycznie, dlatego jeśli pada tutaj przymiotnik „duchowa”, mam po prostu na myśli odniesienie do tej sfery, a nie osobny rodzaj rezyliencji. Jest ona zdolnością, którą możemy rozwijać, trenować i używać w każdej dziedzinie życia.
Wróćmy zatem do „niemożliwych” do spełnienia norm z Ewangelii Mateusza. Jak możemy wykorzystać tutaj tę zdolność? Jak to się ma do przechodzenia trudności? Tak bardzo przywykliśmy do patrzenia na świat z perspektywy kar i nagród, że nawet nasza interpretacja Biblii polega na wychwytywaniu rozkazów, które trzeba wykonać, aby dobrze wypaść. Rezyliencja pomaga nam spojrzeć na zasoby, którymi dysponujemy, a które pozwalają nam osiągać różnego rodzaju cele. Zasoby te również zostały przedstawione (i przy okazji dane nam) przez samego Jezusa. Co to znaczy?
To bardzo ważne, by mieć świadomość, jakie mamy duchowe zasoby
Jezus wyraźnie wskazuje, że ważnym zasobem jest nasza tożsamość dziecka Boga Ojca. „Tak czyniąc, zachowujcie się, jak przystało na dzieci waszego Ojca w niebie” (Mt 5,44). Już sam ten fakt powinien mieć wpływ na postrzeganie naszej wiary i rzeczywistości duchowej. Drugim zasobem jest wiedza, z której możemy (i powinniśmy) korzystać. Znając treść wszystkich Ewangelii i Listów Apostolskich, wiemy, że osoby, które uwierzyły w Jezusa i przyjęły zbawienie jako dar łaski, nie podlegają już potępieniu. Od tej pory Bóg patrzy na każdą z nich przez pryzmat odkupieńczej ofiary Jego Syna. Jednym słowem w oczach Boga jesteś doskonały i święty dzięki Jezusowi. „Teraz zatem nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie. Bo prawo Ducha, właściwe dla życia w Chrystusie Jezusie, uwolniło cię od prawa grzechu i śmierci” (Rz 8,1–2).
Wsparciem jest nie kto inny jak Duch Święty, a naszą strategią jest wykorzystanie wiedzy, którą mamy, aby skutecznie działać. Słowem, rezyliencja zwraca uwagę na posiadane zasoby związane z naszą duchową tożsamością. Z takiej perspektywy dużo łatwiej patrzeć na to, co powiedział Jezus. To słowa, które mają nas zachęcić do naśladowania Boga – nas, ukochanych dzieci, a nie żołnierzy, których spotka surowa kara, jeśli nie staną na wysokości zadania. Chrystus jasno wskazuje na to, że Bóg jest Dobrym Ojcem, a nie generałem ani katem.
---
Tekst jest fragmentem książki Irminy Wolniak "Żyj świadomie, wierz świadomie. Duchowość zdrowa emocjonalnie", wydanej przez Wydawnictwo WAM. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
Skomentuj artykuł