Na dobranoc i dzień dobry - J 21, 15-19
Piotr otrzymuje władzę pasterską
Gdy Jezus ukazał sie swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Odpowiedział Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham.
Rzekł do niego: Paś baranki moje. I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? Odparł Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś owce moje. Powiedział mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?
Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: Czy kochasz Mnie? I rzekł do Niego: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego Jezus: Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz.
To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: Pójdź za Mną!
Opowiadanie pt. "Jan Boży"
Pierwsza część księgi życia Jana Ciudad to "lata zmarnowane". Jako ośmioletni chłopiec uciekł z domu. Rodzice byli mu najwidoczniej obojętni. Matka tak bardzo dręczyła się ucieczką syna, że po kilku tygodniach zmarła ze zgryzoty. Ojciec czekał na syna przez parę miesięcy, potem wstąpił jako brat do zakonu franciszkanów. Początkowo Jan był pasterzem w Hiszpanii. Jego chlebodawca nazwał go "Bożym", co wówczas oznaczało znajdę. Dzięki namowom werbowników Jan Boży zaciągnął się do wojska. W nowym życiu wszystkie zasady moralne odrzucił precz. Wskutek pewnego incydentu dowódca rozkazał natychmiast powiesić Jana. Tylko wstawiennictwo wyższego zwierzchnika uratowało mu życie.
Żołnierski chleb przestał Janowi Bożemu smakować. Przybył do Grenady i u bram miasta rozłożył swój kram domokrążcy. Znany kaznodzieja (konwertyta żydowski) Jan z Avili głosił w Grenadzie kazania. Nauczanie takie spadło na Jana Bożego jak grom z jasnego nieba. Ogarnęło go duchowe wzburzenie. Został pochwycony i zaprowadzony do domu dla obłąkanych. Czy Jan Boży był istotnie przez jakiś czas obłąkany? Wydarzenie, jakim było dla niego kazanie, mogło wywołać silny wstrząs duchowy. Po pewnym czasie mógł opuścić zakład. Podziękował przełożonemu i nędznie ubrany, poszedł swoją drogą.
Widział w domu dla obłąkanych, jak okrutnie obchodzono się z chorymi, jak często ich bito. Zaczął więc na własną rękę pielęgnować tych ludzi. Wszystko to zaczęło się niepozornie, trudno nawet dokładnie określić początek. Ludzie dawali mu liczne ofiary. Otrzymywał pieniądze, ubranie, chleb i mięso. Założył dom dla chorych. Nad głównym wejściem do hospicjum umieścił napis: "Z nakazu serca".
Stał się Jan w ten sposób chrześcijaninem serca. Napis zawierał cały jego program życiowy: miłosierdzie. Przede wszystkim zajmował się pacjentami chorymi umysłowo. Wiedział, że oni potrzebują najbardziej miłości. W odróżnieniu od zazwyczaj zimnej anonimowości, Jan działał wśród konkretnych ludzi, obce mu były wszelkie organizacyjne reguły. Pracy było coraz więcej, nie mógł już sam wszystkiemu podołać. Znalazł kilku ludzi, którzy mu pomagali, nazywając siebie "braćmi miłosierdzia". Nowy, zbawienny czyn Jana Bożego polegał na tym, że opiekę nad chorymi zorganizował na podwalinach zakonu żebraczego.
Tak jak życie, tak i jego śmierć była samotna. Znaleziono go martwego w pozycji klęczącej. Orszak żałobny dawnego kamieniarza i domokrążcy podobny był do orszaku księcia.
Skromna historia jego życia posłużyła jego naśladowcom jako zachęta, aby płomień Boży nieść w świat, nawet wówczas, kiedy człowiek własne życie po większej części zaprzepaścił. Kto pomaga drugiemu człowiekowi, kto stara się być bezinteresowny i miłosierny, ten doświadczy Boga w swoich poczynaniach i miłosierdziu.
Refleksja
Władza zawsze jest nam dana. Dlatego kiedy wykonujemy nasze zadania, powinniśmy być zawsze wdzięczni za to, co otrzymaliśmy. Sumienność w wykonywaniu naszych zadań i obowiązków powinna przyświecać dobru drugiego człowieka. Jeśli jest w nas egoizm i zapatrzenie w samego siebie, wtedy nasza porażka jest "murowana". Jest to tylko kwestia czasu…
Jezus uczy nas, że Ci, którzy dostają władzę, powinni wykonująć ją, używać przede wszystkim swojej pokory. Powinna być w nich postawa wdzięczności wobec tych, którzy nas wybrali, ale też i tych, z którzy są pod naszą jurysdykcją. Pokora i wdzięczność powinny być obecne na każdym etapie relacji z drugim człowiekiem. Jeśli nie ma tej postawy, wtedy grozi każdemu z nas zagubienie w pysze, która niszczy nie tylko nas, ale całe społeczeństwo…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy potrafisz umiejętnie wykorzystać daną Ci władzę?
2. Czy jesteś człowiekiem sumiennym?
3. Czy pamiętasz o codziennej pokorze w Twoim życiu?
I tak na koniec...
Człowiek dopiero wtedy jest w pełni szczęśliwy, gdy może służyć, a nie wtedy, gdy musi władać. Władza imponuje tylko małym ludziom, którzy jej pragną, by nadrobić w ten sposób swoją małość. Człowiek naprawdę wielki, nawet gdy włada, jest służebnikiem (Stefan Wyszyński)
Skomentuj artykuł