Najważniejsze jest to, żeby nie bawić się w pomaganie, ale pomagać
Pomaganie okazuje się nie być utopijnym obrazkiem z hollywoodzkiego filmu, ale trudem, bólem i wyzwaniem w codzienności. Trzeba odróżnić zabawę w pomaganie od realnego niesienia pomocy. Być może i ciebie to dotyka?
Jestem dumny. Dumny z Polaków, którzy z taką hojnością i otwartością wychodzą, by pomóc tym, których dotknęła wojna w Ukrainie. Nagły zryw, który mogliśmy obserwować, to niesamowite świadectwo. Jednak pierwotny entuzjazm chyba trochę przygasa – okazuje się, że pomoc nie jest prostą rzeczą. To nie jest hollywoodzki film, a raczej szara codzienność, która równocześnie bardzo różni się od tego, co było miesiąc temu. Pojawia się coraz więcej trudności, niedopowiedzeń, a nawet oskarżeń. Takiego Wielkiego Postu jeszcze nie mieliśmy.
Być może zapomnieliśmy już o Ewangelii, którą odczytywano w kościołach w Środę Popielcową. A szkoda, bo jest to nadal aktualne wezwanie, które przed nami stoi: „Kiedy dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach [...] niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu” (Mt 6, 2-4). Nasza codzienność staje się nauką rekolekcyjną!
Ten fragment zawsze wydawał mi się oczywisty. Do niedawna, bo świat, ludzie w mediach społecznościowych, zaczęli nagle żądać, by ciągle mówić o tym, co się robi, jak się pomaga i ile czasu na to poświęcasz. A jeśli tego nie robisz na co dzień, to tym gorzej dla ciebie. Przeszywało mnie poczucie winy, że muszę nagle robić zdjęcia i pisać posty, choć tego nie lubię. A jeśli tego nie zrobię, to co drugi przypnie mi łatkę: „nie pomaga”.
I wtedy pomyślałem: „stop!”. Ja nie chcę się bawić w pomaganie. Ja chcę po prostu pomagać. Tak jak umiem, mogę i czuję. Z serca, a nie zewnętrznego przymusu. To jedna z trudności, z którymi się spotkałem, ale jest ich znacznie więcej, a niektóre odbierają siłę, by robić cokolwiek... Postanowiłem zebrać pięć z nich w poniższym filmiku.
Skomentuj artykuł