Niesakramentalni. Jak im pomóc?

(fot. jon.swanson/flickr.com)
ks. dr Jan Abrahamowicz / „Czas Serca”

Doświadczenie, którym pragnę się podzielić, jest doświadczeniem duszpasterza praktyka. U jego początku jest Jubileuszowy Rok 2000. Wówczas to zrodziło się w mojej duszy pytanie: Co powinienem zrobić, aby otworzyć człowieka na Chrystusa w tym szczególnym roku? Chrystusowe poszukiwanie zagubionych, ludzi o zagmatwanym losie, życiowych rozbitków przyniosło podpowiedź: spróbuj pomóc tym, „którzy się źle mają”. Ale jak im pomóc?

Wielką pomocą okazała się adhortacja apostolska o rodzinie Jana Pawła II Familiaris consortio (1981). Omawiając problematykę małżeństwa i rodziny, obok wskazań i zachęt ukazał w niej Ojciec Święty bolączki i niedoskonałości dotyczące niektórych, a także występujące nieprawidłowości. Nakazał przy tym pomoc Kościoła dla osób w sytuacjach nieprawidłowych. Zachwyt teologów dotyczył zazwyczaj części pozytywnej dokumentu – papieskiej wykładni teologii rodziny. Nieprawidłowe sytuacje, o których wspomina w nr 79-84, zazwyczaj nie znajdywały duszpasterskiego rezonansu. Księża wprost mówili: Po co się tym zajmować? To problem marginalny. Ci ludzie i tak nie przychodzą do kościoła. Gdyby jednak dokładnie wczytać się w tekst papieskiego przesłania dostrzeżemy, że zarówno pasterze, jak i wierni mają obowiązek „okazania pomocy rozwiedzionym, aby nie czuli się odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni powinni uczestniczyć w jego życiu” (nr 84).

DEON.PL POLECA

Co zatem zrobić, aby usłyszeli, że Kościół jest dla nich, że na nich czeka? W Wielkim Poście 2000 roku odważyłem się zaprosić na rekolekcje do kościoła pw. Świętego Krzyża w Krakowie osoby pozostające w związkach niesakramentalnych. Najpierw była szeroka informacja w mediach, potem oczekiwanie pełne niepewności. W mroku świętokrzyskiej świątyni spotkało się wówczas ponad 400 osób. Szukali Boga, ale też odpowiedzi na dręczące ich pytania o przeszłość i przyszłość. I usłyszeli, że są w Kościele, że Chrystus nigdy z nich nie zrezygnował, że powinni korzystać z dostępnych i dla nich środków pomocnych na drodze wiary jak: kontakt ze słowem Bożym, Msza św. – choć bez Komunii eucharystycznej, modlitwa, troska o katolickie wychowanie dzieci, działania na rzecz wspólnoty Kościoła, czy też podejmowanie czynów pokutnych, aby uprosić u Boga potrzebne łaski.

Dziś wiem, że niektórzy włączyli się w opiekę hospicyjną i pełnią samarytańską posługę wobec terminalnie chorych. Inni próbują swoich sił w pracy charytatywnej w swojej parafii. To bardzo cenna odpowiedź na słowo Boże.

Choć wspomniana adhortacja wymienia aż 5 rodzajów sytuacji nieprawidłowych (małżeństwo na próbę, rzeczywiste wolne związki, katolików związanych tylko ślubem cywilnym, żyjących w separacji i rozwiedzionych, którzy nie zawarli nowego związku oraz rozwiedzionych, którzy zawarli nowy związek), to jednak w kręgu powstałego u nas duszpasterstwa zasadniczo znalazły się osoby z tej ostatniej grupy, a także dwóch wcześniejszych. „Niech wiedzą duszpasterze, że dla miłości prawdy mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne” (nr 84). Duszpasterstwo próbuje pomóc im we właściwej, zgodnej z ewangeliczną prawdą, ocenie sytuacji. Małżeństwo ważnie zawarte jest nierozerwalne. Grzech domaga się nawrócenia, zadośćuczynienia i pokuty. Tylko Chrystus może darować człowiekowi jego winę. Mam obowiązek naprawy wyrządzonego zła. Pełnię środków zbawienia pozostawił dla mnie Chrystus w Kościele.

Wielka jest tęsknota niesakramentalnych za Bogiem w sakramentach, choć działanie Boga nie ogranicza się do samych sakramentów. Odczuwają oni, jakoby coś zostało im odebrane, tymczasem sami zamknęli się na Boga w sakramentach Kościoła. Ta bolesna prawda jeszcze bardziej wzmaga w nich głód Eucharystii. Pragną oni gorąco pełnego spotkania z Bogiem. W naszym kręgu posługujemy się, odmawianą prywatnie, modlitwą komunii duchowej. Oto ona: „Panie Jezu, który najlepiej znasz ludzkie serca. Ty wiesz, jak bardzo brak mi Chleba żywego i jak wielki jest ten głód odczuwany przez dni, miesiące, lata… Ty znasz dramat mego sumienia, wiesz, ile we mnie wątpliwości, niepokoju i pytań. Wiesz także, jak bardzo pragnę spotkania z Tobą. Szukam nieustannie dróg prowadzących do Ciebie, szukam prawdy o sobie, o drugim człowieku, bo chcę więcej rozumieć i właściwie odczytać sens mego życiowego doświadczenia. Nie mogę przystąpić dziś do Twego stołu, ale budzę w moim sercu pragnienie bycia przy Tobie, Boże, w Najświętszej Eucharystii. Jednoczę się z Tobą i z tymi, którzy przyjęli Cię teraz sakramentalnie. Dziękuję Ci, Panie, za wielki dar, jakim jest gotowość spotkania się ze mną w komunii duchowej. W tej szczególnej chwili mocno odczuwam, że Ty, Jezu, oddałeś za wszystkich ciało swoje i wylałeś krew swoją. Obejmij i mnie Twoją miłosierną miłością. Panie, pozwól mi czerpać siłę z tego spotkania z Tobą i odbudować w sobie nadzieję, że kiedyś dotrę do Ciebie, który jesteś Źródłem wszelkiej łaski. Amen”.

Duszpasterstwo osób w związkach niesakramentalnych służy osobom, które posiadają wewnętrzne pragnienie spotkania z Bogiem, a przy tym są w pewnym stopniu podobne do Zacheusza. Ów celnik, bardzo pragnął zobaczyć Jezusa. Był ciekawy Jezusa, poszukiwał Go, dlatego wspiął się na drzewo sykomory. Mają więc dobrą wolę, niezbędne minimum wiary i aktywną, zaangażowaną postawę. Zagubiony człowiek szuka prawdy, Boga, pomocy, grupy wsparcia, duchowego kierownictwa. Mam wrażenie, że taki jest zasadniczy sens tego duszpasterstwa. Zaprosić pogubionych, wsłuchać się w ich opowieść (a każda jest naprawdę inna), rozświetlić życie światłem Ewangelii, dać nadzieję, że póki żyjemy nie wszystko jest stracone. Proponowane formy spotkań mają charakter indywidualny, jak i wspólnotowy. Wiele dobrych owoców przynoszą rekolekcje, dni skupienia, nabożeństwa, comiesięczne spotkania duszpasterstwa, wspólna modlitwa i pielgrzymowanie, ale także rozmowy indywidualne czy wizyta kolędowa w ciągu roku. „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają”.

„Nie przyszedłem wzywać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników”. Zapewnienie o pomocy Jezusa jest oczywiste.

Historia duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych w Polsce sięga roku 1983, kiedy to w Gdańsku kapucyn o. Dudziak zorganizował dla nich pierwsze rekolekcje. Cztery lata później, powtórzył ten pomysł w Warszawie ks. Mirosław Paciuszkiewicz, jezuita, i założył systematyczne duszpasterstwo. Dzisiaj istnieje kilkanaście ośrodków tego typu w Polsce. Problem małżeństw rozbitych i po rozwodzie narasta (więcej niż co 4 małżeństwo w Polsce się rozpada), zatem w diecezjach, powołane dekretem biskupim, zaczęły powstawać dla nich zorganizowane formy pomocy duszpasterskiej. Nie obejmuje ona jednak szerokiego kręgu osób, gdyż u podstaw zainteresowania tą formą leży utrata kontaktu z Bogiem i tęsknota za Nim, a także potrzeba porządkowania własnego życia, a tego nie można w żaden sposób nakazać.

Jak zapewnia Jan Paweł II: „Kościół z ufnością wierzy, że ci nawet, którzy oddalili się od przykazania Pańskiego i do tej pory żyją w takim stanie, mogą otrzymać od Boga łaskę nawrócenia i zbawienia, jeżeli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości” (nr 84).

W 2006 roku spełniło się nasze marzenie, mogliśmy odbyć pielgrzymkę dziękczynną do grobu sługi Bożego Jana Pawła II i złożyć na płycie jego grobu w Rzymie list, w którym ze wzruszeniem napisaliśmy: „Ojcze Święty, nas również szukałeś, a teraz my przybywamy do Ciebie! Ojcze Święty, przybywamy podziękować Ci za adhortację Familiaris consortio, w której wezwałeś gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, byśmy nie czuli się odłączeni od Kościoła, skoro jako ochrzczeni powinniśmy uczestniczyć w jego życiu. Dzięki tym słowom możemy nadal być w Kościele i należeć do Duszpasterstwa małżeństw niesakramentalnych przy kościele Świętego Krzyża w Krakowie, który okazał się dla nas – tak jak tego pragnąłeś – miłosierną matką podtrzymującą nas w wierze i nadziei (…).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niesakramentalni. Jak im pomóc?
Komentarze (223)
AB
~Arletta Bolesta Bolesta
11 listopada 2021, 08:58
Stąd staranie się o stwierdzenie nieważności małżeństwa dr Arletta Bolesta adwokat kościelny
MM
Małgorzata Majewska
19 czerwca 2018, 11:05
Zapraszamy: [url]https://www.facebook.com/niesakramentalni.lodz[/url]
U
U6N
8 czerwca 2013, 11:34
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,1198,czego-oni-chca.html "....chodzi nie o zmianę prawa, ale o zmianę społeczeństwa. Niesakramentalny grzeszy, ale też może mieć poczucie winy lub niższości. Według niesakramentalnego poczucie winy jest spowodowane presją społeczną oraz prawami wymyślonymi przez ludzi i instytucje. Jeśli te prawa zmienić, jeśli usunąć ze świadomości ludzi przykazania, to wtedy człowiek będzie w końcu wolny i szczęśliwy. Tak więc trzeba zmienić myślenie społeczeństwa ( nazwać cudzołóstwo "małżeństwami niesakramentalnymi"), a wtedy nieznośne sumienie na koniec zamilknie. chodzi nie o zmianę prawa, ale o zmianę społeczeństwa..".
M
MODERACJA!!
8 czerwca 2013, 08:55
Mam dobrą radę - nie cce Wam ksiądz dać.... ... Dlaczego portal pozwala, żeby jakiś gówniarz obrażał Jezusa Eucharystycznego! post z 2013-05-25 21:04:25
M
Marcudi
8 czerwca 2013, 03:59
Przychodzi pewnego razu młody chłopak do spowiedzi i mówi: - Proszę księdza popełniłem ciężki grzech. Zgwałciłem młodą dziewczynę. - To nie jest grzech odpowiada ksiądz ty ją wprowadziłeś w dorosłe życie. Przychodzi po raz kolejny ( po pewnym czasie) i mówi: - Proszę księdza popełniłem ciężki grzech. Zgwałciłem staruszkę. - To nie jest grzech odpowiada ksiądz ty jej przypomniałeś młode lata. Przychodzi po raz kolejny ( po pewnym czasie) i mówi: - Proszę księdza popełniłem ciężki grzech. Zgwałciłem księdza z sąsiedniej parafii. - To jest grzech, bo tu jest twoja parafia.
A
anty
28 maja 2013, 08:40
"NIEsakramentalni. Jak im pomóc?" Jak pomóc by się nie rozwiedli: Jeździć z nimi na pielgrzymki do grobu JPII by dziękowali papieżowi, że wydał Familiaris Consortio, dzięki któremu mogą spokojnie życ bez wyrzutów sumienia, że grzeszą.
27 maja 2013, 09:33
OK, Pan uleczy z najgorszych grzechów, nawet wyznanych na łożu śmierci. Zgoda, grzesznik, ktrzywdziciel ma zawsze szansę. Ale problem jest inny, co ma zrobić porzucony małżonek, który zostaje sam i do końca życia musi się borykać z cierpieniem i samotnością? @Paweł: prawosławni dają rozwody porzuconym i zdradzonym małżonkom oraz dają im możliwość zawarcia nowego małżeństwa w kościele. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego nasz Kościół Katolicki wrzuca wszystkich krzywdzicieli i skrzywdzonych do jednego worka i nie pomaga cierpiącym (dając im prawo do nowego związku małżeńskiego) Tłumaczenie pojęcia "nierządu" w KK jest moim zdaniem błędne, i dostosowane do obranej koncepcji bezwzględnego zakazu rozwodów @odp Wydaje się, że jedym masz rację. Traktowanie małżeństwa jest dostosowane do koncepcji danego Kościoła. Kosciół katolicki odowłuje się raczej do przymierza Boga z ludźmi - mimo ludzkiej zdrady On pozostaje wierny. Kościół prawoslawny odwoluje sie raczej do nauczania Mojżesza, który zezwala na oddalenie żony "ze względu na zatwardziałośc serca" oddalającego. Proszę jednak zwrocić uwage że mozna oddalić tylko dwie żony, czyli Kościół prawosławy dopiero osobe wilokrotnie pokrzywdzoną "wrzuca do tego samego worka"? ;-) PS. Do tego samego worka trefia się dopiero w momencie gdy samemu sie kogos krzywdzi, zawierając związek niesakramentalny.
A
Asmodeus
25 maja 2013, 21:04
Tekst czyta się z prawdziwym obrzydzeniem, bo wynika niego, że Ci tak zwani "niesakramentalni" domagają się od KK różnych łask, proszą o nie, a tym czasem KK im odmawia. Żebrzą więc o litość u instytucji, która przeżarta jest korupcją, złodziejswem i pedofilią. Żenujące. Mam dobrą radę - nie cce Wam ksiądz dać komunii - to wepchnijcie mu ją do gardła - niech czarna kanalia sama zeżre ciało swojego semickiego bożka i się ni udławi.
SR
skutki rozwodu
25 maja 2013, 18:48
Rzadko mówi się o faktycznych skutkach rozwodów, stawia się jedynie nacisk na to by były one kulturalne tzn. przebiegały bez większych napięć i w miarę możliwości po uzgodnieniu stron. Zapomina się, że podstawowym prawem dziecka jest wychowanie przez oboje rodziców w stabilnej rodzinie. A przecież możliwe jest upowszechnianie wiedzy nt. skutków rozwodów w programach szkolnych czy profilaktycznych choćby takich instytucji jak pomoc społeczna. W odniesieniu do dzieci rozwód ich rodziców, oznacza regres w ich rozwoju fizycznym, intelektualnym i emocjonalnym. U dzieci rozwodzących się rodziców, częściej niż u dzieci żyjących w stabilnych rodzinach, pojawia poczucie beznadziejności, lek i niepokój, brak poczucia sensu życia i wiary w przyszłość, poczucie winy, agresja i rozpacz. Rozwody często niekorzystnie wpływają też na rozwodzących się (np. na ich sytuację ekonomiczną, stan zdrowia, poczucie osamotnienia i przegranej). Kilka lat temu niepotrzebnie zlikwidowano w procedurze rozwodowej postępowania pojednawcze, które dawały szansę na ponowne przemyślenie swojej decyzji. Tymczasem niedawno władze Norwegii zaniepokojone liczbą rozwodów i kosztami jakie to powoduje dla budżetu państwa, zobowiązały rodziców zamierzających się rozwieść, a mających dzieci, do szkoleń w zakresie skutków rozwodów dla dzieci. W podobnym kierunku chce pójść Wielka Brytania. Warto u nas poważnie przemyśleć wprowadzenie obowiązkowej mediacji szczególnie, gdy chcący się rozwieść mają małoletnie dzieci. Być może mediacja powinno poprzedzać złożenie wniosku o rozwód. Należy też wyeliminować możliwość rozwodu tuż po jego zawarciu, rozwijać poradnictwo małżeńskie i rodzinne, propagować wzór trwałej rodziny. Nie chodzi o sztuczne ograniczenie możliwości rozstania się skonfliktowanych małżonków, ale o wszelką pomoc w trudnej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Przemawiają na tym też badania Gallupa, z których wynika, że większość rozwiedzionych po latach stwierdza, że zrobiło za mało dla ratowania swojego pierwszego małżeństwa.
NN
nigdy nie jest za późno
25 maja 2013, 18:40
Można sobie tu pisać, postulować zmianę duszpasterstw, by były skierowane do POMOCY porzuconym, czy małżeństwom sakramentalnym, ale przecież nikogo to nie obchodzi. ...  NIGDY nie jest za późno, by domagać się POMOCY dla poszkodowanych, skrzywdzonych, samotnych po porzuceniu i cierpiących. Jak przestaniesz o tym pisać, to kto stanie w obronie na przykład niewinnych dzieci, które niedojrzały tatuś czy niedojrzała mamusia zostawia by być z kimś dla siebie? Jak się tego nie powie, to czy dowiedzą się o tym, że robią źle i czy to cos da, a może nic nie da? Uważam, że warto mówić o tym! Za dużo płaczu dookoła i beztroski :( Słychać ich płacz nawet zza grobu, gdy odbiera sobie życie takie porzucone dziecko :(
N
nie
25 maja 2013, 13:53
Można sobie tu pisać, postulować zmianę duszpasterstw, by były skierowane do POMOCY porzuconym, czy małżeństwom sakramentalnym, ale przecież nikogo to nie obchodzi.  Zamiast tego KK twierdzi się, że małżeństwom zagrażają  związki homoseksualne. Nie wierzę, że jak ktoś jest heteroseksualny, to porzuci małzonka po to by wejsć w związek homoseksualny.?
CO
chodzi o
25 maja 2013, 12:17
@ :( proponowana przez Ciebie nazwa jest jak najbardziej do przyjęcia. Nikt nie miałby zastrzezeń do takiego duszpasterstwa, jak i do duszpasterstwa pomagajacemu samotnym, z nikim nie związanym. ... "Duszpasterstwa dla osób porzuconych żyjących w drugim związku "- czy do takiej nazwy ktoś się przyczepi?!? Nikt nie miałby wątpliwości o co chodzi, nikt nie powiedziałby złego słowa na ludzi skrzywdzonych, którzy związali się z kimś z powodu KRZYWDY. Ale nie, musi się nazywać zwodniczo duszpasterstwo dla "niesakramentalnych", żeby przyciągać katów, których będzie mogło się nawracać na niby w tym miszmaszowskim duszpasterstwie, a którzy i tak nie chodzą ->> to jest im potrzebne do usprawiedliwienia, że mają przecież opiekę Kościoła Katolickiego. Mało tego - ci kaci do niego nie chodzą! Ale wykorzystują to w rozmowach - "mogę wziąść rozwód, Kościół mnie kocha, mam swoje duszpasterstwo" - - cynicznie kpią z porzuconych, skrzywdzonych, i cierpiących, bo nazwa szumna "niesakramentalni" im na to pozwala.
A
amp
25 maja 2013, 10:45
@odp: Jezus nie porzucił Kościoła nawet jak ten się od niego odwrócił i Go ukrzyżował... Jezus nakazuje by trwać w tym co się przed Bogiem przyrzekło.Cierpienie porzuconych jest wielkie, dlatego potrzebują naszego wpsarcia a nie rad typu: ułóż sobie na nowo życie. Wzięło się odpowiedzialność za drugą osobę "na dobre i złe", jak przychdzi czas "zły" (nawet nie z naszej winy) to uciekamy od krzyża bo "mam prawo do szcześcia". Chrześcijanin to człowiek dążący nie do ziemskiego szcześcia ale do zbawienia siebie wraz z tym, którego sobie wybrał.
M
Maria
25 maja 2013, 10:28
Rekolekcje adwentowe, wielkopostne...homilie...chodzę, bo wiem, że powinnam, ale gdy słyszę: zona powinna dbać o siebie, dbać o wspolne posiłki, czas wolny, dbać o atosferę w domu, pozwolić mężowi się realizowac....jeżeli mąż to będzie miał będzie zadowolony - mój to miał, .... wychodzę po takiej nauce czując się winna, winna tego, że moje dzieci nie mają pełnej, szczęśliwej rodziny
N
NN
25 maja 2013, 10:18
@Maria; nie jesteś sama w tym odczuciu. Ludzie nie rozróżniają rozwiedzionych z własnej winy i rozwiedzionych-porzuconych. Najgorsze, że też niektórzy kapłani nie widzą różnicy. To odpycha od wszystkich, i od Kościoła, i od Boga
M
Maria
25 maja 2013, 09:59
Jestem osobą porzuconą....i czuję się coraz bardziej odrzucona przez Kościół
O
odp.
25 maja 2013, 09:59
@Tomasz; cierpienie cierpieniu nie jest równe. Jeśli nie wiesz jakie jest cierpienie porzuconego z dziećmi to proszę nie dokładaj się do jego bólu swoimi bezwzględnymi radami trwania w samotności. Myślisz, że Jezus też by powiedział porzuconej osobie, że ma radzić sobie sama, bo każdy związek z mężczyzną to od razu piekło? @ :(;  proponowana przez Ciebie nazwa jest jak najbardziej do przyjęcia. Nikt nie miałby zastrzezeń do takiego duszpasterstwa, jak i do duszpasterstwa pomagajacemu samotnym, z nikim nie związanym.
:
:(
25 maja 2013, 09:04
"Duszpasterstwa dla osób porzuconych żyjących w drugim związku "- czy do takiej nazwy ktoś się przyczepi?!? Nikt nie miałby wątpliwości o co chodzi, nikt nie powiedziałby złego słowa na ludzi skrzywdzonych, którzy związali się z kimś z powodu KRZYWDY. Ale nie, musi się nazywać zwodniczo duszpasterstwo dla "niesakramentalnych", żeby przyciągać katów, których będzie mogło się nawracać w tym miszmaszowskim duszpasterstwie. Mało tego - ci kaci do niego nie chodzą! Ale wykorzystują to w rozmowach - "mogę wziąść rozwód, Kościół mnie kocha, mam swoje duszpasterstwo" - robią dokładnie to, co opisuje ksiądz psycholog Marek Dziewiecki - cynicznie kpią z porzuconych, skrzywdzonych, i cierpiących, bo nazwa szumna "niesakramentalni" im na to pozwala.
:
:(
25 maja 2013, 08:53
Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego nasz Kościół Katolicki wrzuca wszystkich krzywdzicieli i skrzywdzonych do jednego worka i nie pomaga cierpiącym ... Kościół Katolicki jako hierarchowie i jako księża, którzy nie okazują troski skrzywdzonym? Rzeczywiście wrzuca do jednego worka, może z braku mądrości, z braku troski, braku wyczucia, braku rozeznania? Oj, brakuje, brakuje... Jesli ktoś porzuca rodzinę dla nowego modelu (w tym małe dzieci, albo co gorsza żonę w ciąży, więc również jeszcze nienarodzone dzieci), to jest albo umysłowo upośledzony, albo opętany (grzechem cudzołóstwa). To jest różnica, że ktoś zostaje sam z dwójką, trójką, czwórką dzieci (również mężczyźni zostają sami z dziećmi). To chyba ten co zostaje sam z dziećmi, to chyba jest różnica, której księża i gorliwi katolicy nie widzą. I wrzuca się do jednego worka i traktuje na równi z krzywdzicielami - nie dziwię się, że tacy podwójnie skrzywdzeni nie mają ochoty być w Kościele Katolickim i chyba tylko Jezus osobiście może ich przyciągnąć, bo Kościół jako ludzie to raczej już nie. Wstyd mi za księży, którzy nie umieją rozeznać! Wstyd mi za gorliwych katolików, którzy są pseudokatolikami, bo nie widzą różnicy między tymi ludźmi.
25 maja 2013, 08:33
Ale problem jest inny, co ma zrobić porzucony małżonek, który zostaje sam i do końca życia musi się borykać z cierpieniem i samotnością? A co ma zrobić każdy katolik stojący w obliczu cierpienia w imię wiary? Wiem, co ma zrobić Kościół, czyli każdy z nas – żarliwie modlić się za każdego, a szczególnie za tych doświadczonych cierpieniem. Trzeba też wspomagać w wytrwaniu w wierze dobrym słowem, obecnością. Natomiast nie jest wspomaganiem proponowanie dróg na skróty, przeciwnych wierze.
O
odp.
25 maja 2013, 08:17
OK, Pan uleczy z najgorszych grzechów, nawet wyznanych na łożu śmierci. Zgoda, grzesznik, ktrzywdziciel ma zawsze szansę. Ale problem jest inny, co ma zrobić porzucony małżonek, który zostaje sam i do końca życia musi się borykać z cierpieniem i samotnością? @Paweł: prawosławni dają rozwody porzuconym i zdradzonym małżonkom oraz dają im możliwość zawarcia nowego małżeństwa w kościele. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego nasz Kościół Katolicki wrzuca wszystkich krzywdzicieli i skrzywdzonych do jednego worka i nie pomaga cierpiącym (dając im prawo do nowego związku małżeńskiego) Tłumaczenie pojęcia "nierządu" w KK jest moim zdaniem błędne, i dostosowane do obranej koncepcji bezwzględnego zakazu rozwodów
25 maja 2013, 08:05
I w całej tej dramatycznej, tragicznej sytuacji grzechu jest niesamowicie wielka Dobra Nowina - nikt nie musi zostać potępiony na wieki. Nikt nie musi trwać w przekleństwie grzechu. Jeśli uwierzysz - Pan cię uleczy z najgorszych grzechów.  
na łożu śmierci
24 maja 2013, 17:05
Ale też widzę dramat, tych, co porzucili. Bo to ich sumienie obciąża to niewyobrażalne zło, które uczynili. Zgadza się - na łożu śmierci sumienie ich rusza. Wcześniej nie (albo rzadko).
24 maja 2013, 15:12
Powiesz to młodym , bezdzietnym, których mężowie/żony porzucili/porzuciły ? Może mogą pójść do sądu duchownego, ale... niestety, jesli małżeństwo ważnie zawarte?! Kto uniesie takie cierpienie w wieku 28 lat lub 34 lat?? Całe życie przed nimi - czekanie 20 lat na niewiernego, widzisz to? Nie, nie widzę. Widzę za to ogrom cierpienia, dramat kobiety lub mężczyzny, którzy wierni swojej wierze, poważnie traktujący Boga, poważnie traktujący słowa przysięgi małżeńskiej czekają. Widzę też wielka niesprawiedliwość, bo wielu zamiast wspomóc takie osoby i ulżyć ich cierpieniu dziwi się, dlaczego wiara, dlaczego Bóg maja być ponad „po ludzku rozumianemu szczęściu”. Ale też widzę dramat, tych, co porzucili. Bo to ich sumienie obciąża to niewyobrażalne zło, które uczynili. Odpowiedzialność za zło, które jest wielkie, biorą na siebie także ci, co tak bezrefleksyjnie opowiadają, iż się nie da wrócić, ze małżeństwo się nie udało, że dzieci są ważniejsze od małżonka i stek innych bzdur. I na koniec pocieszająca refleksja - nie znamy planów Boga, natomiast cuda się zdążają codziennie.
P
pawel
24 maja 2013, 13:37
Szukam odpowiedzi także w różnych wątkach. Nie wszyscy przecież czytają wszystkie wątki i liczę na odpowiedź także osób spoza grona moderatorów. Skoro Ewangelie dotyczące tej sprawy trochę się różnią od siebie mimo, że pisane pod natchnieniem tego samego Ducha świętego to może i różne osoby znają różne odpowiedzi. "szukajcie a znajdziecie"
24 maja 2013, 13:24
A zatem czego dotyczą słowa PAna JEzusa: z Mateusza 19,9 : A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo." Czy to jest nie  wyjątek dla oddalenia cudzołożnej żony i tworzenia nowego związku? Odpowiedź . patrz w drugim wątku w którym wpisałes pytanie [url=http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,1525,po-co-jest-wiernosc-mk-10-1-12.html]http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazani/art,1525,po-co-jest-wiernosc-mk-10-1-12.html PS. postaraj się zapamietać uzywany nick ;-)[/url]
P
pawel
24 maja 2013, 13:20
A zatem czego dotyczą słowa PAna JEzusa: z Mateusza 19,9 : A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo." Czy to jest nie  wyjątek dla oddalenia cudzołożnej żony i tworzenia nowego związku?
UP
uratowane przez Boga
24 maja 2013, 13:13
"Przyjmując, iż ofiara rozstania jest niewinna, to faktycznie jest to jej dramat. Ale to nie usprawiedliwia tego, kto ofiarą rozstania bierze i żyje jak mąż z żoną. Cudza żona, cudzy maż nie są ludźmi wolnymi, lecz pośłubionymi już komuś." Powiesz to młodym , bezdzietnym, których mężowie/żony porzucili/porzuciły ? Może mogą pójść do sądu duchownego, ale... niestety, jesli małżeństwo ważnie zawarte?! Kto uniesie takie cierpienie w wieku 28 lat lub 34 lat?? Całe życie przed nimi - czekanie 20 lat na niewiernego, widzisz to? Chociaż wiadomo, łaska Boża może zaskoczyć i łaskę może Bóg dać :) Jaką łaskę? Uratowanego Małżeństwa Sakramentalnego :) znam księdza, który tak mocno wierzył w uzdrowienie małżeństwa sakramentalnego, że nawet nie dopuszczał innej mysli, jak ta, że Bóg uratuje małżeństwo złączone przy Ołtarzu, że tak się stało! Ku zaskoczeniu wszystkich (bo nikt oprócz ksiądza w to nie wierzył, o dziwo).  
24 maja 2013, 12:24
@fuj – zniesmacza Cię mówienie o życiu jak brat z siostra. Czy tak samo zniesmacza cię rozwód i życie z inną osoba, a nie z małżonkiem? ... Jak ktoś decyduje się na pożycie z cudzym mężem, z cudzą żoną - to zależy, czy jest krzywdzicielem czy ofiarą!! Do ofiar nic nie mogę powiedzieć, dość mają krzyża. Natomiast na krzywdzicieli reaguję zawsze! Upominam, czasem nawet skutecznie! Wytykam im krzywdę, którą czynią! Są świadectwa OPAMIĘTANIA SIĘ, znam je! Ofiarom nie mówię nic, nie pouczam - nie mam prawa im dokładać bólu. ... Przyjmując, iż ofiara rozstania jest niewinna, to faktycznie jest to jej dramat. Ale to nie usprawiedliwia tego, kto ofiarą rozstania bierze i żyje jak mąż z żoną. Cudza żona, cudzy maż nie są ludźmi wolnymi, lecz pośłubionymi już komuś.
są świadectwa opamiętania
24 maja 2013, 12:05
@fuj – zniesmacza Cię mówienie o życiu jak brat z siostra. Czy tak samo zniesmacza cię rozwód i życie z inną osoba, a nie z małżonkiem? ... Jak ktoś decyduje się na pożycie z cudzym mężem, z cudzą żoną - to zależy, czy jest krzywdzicielem czy ofiarą!! Do ofiar nic nie mogę powiedzieć, dość mają krzyża. Natomiast na krzywdzicieli reaguję zawsze! Upominam, czasem nawet skutecznie! Wytykam im krzywdę, którą czynią! Są świadectwa OPAMIĘTANIA SIĘ, znam je! Ofiarom nie mówię nic, nie pouczam - nie mam prawa im dokładać bólu.
N
nie
24 maja 2013, 11:27
Duch  Święty jest wobec tego wyjątkowo zmienny (jeśli to On obecnie oświeca kapłanów) . Kiedyś podpowiadał im, by nakładali ekskomunikę za zycie w konkubinacie "...święty sobór postanawia, że ...konkubenci, zarówno nieżonaci, jak i żonaci, wszelkiego stopnia, godności i stanu, gdy po trzykrotnym upomnieniu w tej sprawie ze strony ordynariusza, również działającego z urzędu, nie oddalą konkubin i nie zerwą z nimi wszelkich związków, będą podlegać karze ekskomuniki..." a dziś zezwala na rozgrzeszanie dla "brata" i "siostry" bez zerwania wszelkich związków i oddalenia... "siostry"
23 maja 2013, 20:55
@fuj – zniesmacza Cię mówienie o życiu jak brat z siostra. Czy tak samo zniesmacza cię rozwód i życie z inną osoba, a nie z małżonkiem?
23 maja 2013, 20:54
@nie – spowiednik ma wielką władzę, czyli jest wielkim sługą. Otrzymał prawo odpuszczania grzechów od Boga. Ma do pomocy Ducha Świętego. Jak dla mnie kończy to dyskusję, bo my takiej władzy i takich darów Ducha nie otrzymaliśmy. Ps. Dobrze, ze księża maja różne spojrzenie i publicznie o tym mówią. Pokazuje to niezwykłą powagę problemu.
LS
le sz
23 maja 2013, 20:24
@XLeszek - w jakim celu piszesz tutaj (na Deonie) swoje prywatne opinie? A Ty w jakim celu piszesz tutaj (na Deonie) swoje prywatne opinie? Kiedyś uczono, że odpowiadaniem pytaniem na pytanie jest oznaka braku wychowania. Widac teraz są inne czasy. I tyle w temacie bezsensownych dyskusji z XLeszkiem. @TomaszL,  bezsensowne dyskusje to są przede wszystkim z Tobą. Najpierw rzucasz oszczercze oskarżenia, a jak Ci to wytknę to jak gdyby nic rzucasz pytanie bez jakiegokolwiek związku z tematem. A jak zapytałem Ciebie o to samo to wykręcasz się od odpowiedzi przechodząc do ataku personalnego i diagnozujesz mi brak wychowania. Cały @TomaszL. Tylko pogratulować obłudy i zakłamania. Najwyraźniej Twój cel pisania tutaj (na Deonie) Twoich prywatnych opinii musi być wstydliwy lub wręcz kompromitujący Ciebie.
5W
5 warunków ważnej spowiedzi
23 maja 2013, 17:27
1. Rachunek sumienia 2. Żal za grzechy 3. Mocne postanowienie poprawy 4. Szczera spowiedź 5. Zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu
N
nie
23 maja 2013, 17:21
Tomasz, różni kapłani mają różne zdania na temat rozgrzeszania niesakramentalnych, którzy mieszkają nadal razem. Nie przekonuje mnie absolutnie, że wystarczy nie spać w jednym łóżku by otrzymać rozgrzeszenie, jeśli nadal prowadzi się wspólny dom tak jak każde małżeństwo. Poza tym ta niby "czystość", "życie jak brat z siostrą" zdarza się zwykle u par starszych wiekeim. czy uwazasz, że oni rezygnują sami dobrowolnie ze współżycia, czy raczej natura powoduje zmniejszenie potrzeb? NIe tylko ks. Dziewiecki ma takie zdanie, ale inni kapłani też. Było o tym na Deonie 
23 maja 2013, 17:11
@nie – dyskutujemy o religii katolickiej. W ostatnią niedzielę była Uroczystość Zesłanie Ducha Świętego. Warto sięgnąć do tego dnia, aby zrozumieć poniższy wpis z Katechizmu KK: Skoro Chrystus powierzył swoim Apostołom posługę jednania, to biskupi, jako ich następcy, oraz prezbiterzy, współpracownicy biskupów, nadal spełniają tę posługę. Bowiem na mocy sakramentu święceń biskupi i prezbiterzy mają władzę odpuszczania wszystkich grzechów "w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego".[1461] Skoro tak, to Spowiednik nie jest panem, lecz sługą Bożego przebaczenia. Szafarz tego sakramentu powinien łączyć się z intencją i miłością Chrystusa 59 . Powinien mieć głęboką znajomość chrześcijańskiego postępowania, doświadczenie w sprawach ludzkich, szacunek i delikatność wobec tego, który upadł; powinien kochać prawdę, być wierny Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła i cierpliwie prowadzić penitenta do uzdrowienia i pełnej dojrzałości. Powinien modlić się za niego i pokutować, powierzając go miłosierdziu Pana. [1466]
23 maja 2013, 16:54
@XLeszek - w jakim celu piszesz tutaj (na Deonie) swoje prywatne opinie? A Ty w jakim celu piszesz tutaj (na Deonie) swoje prywatne opinie? Kiedyś uczono, że odpowiadaniem pytaniem na pytanie jest oznaka braku wychowania. Widac teraz są inne czasy. I tyle w temacie bezsensownych dyskusji z XLeszkiem.
LS
le sz
23 maja 2013, 16:25
@TomaszL, I co? Nadal nie podajesz niby to w jaki sposób rzekomo ja daję fałszywe świadectwo, osądzam i potępiam? Ale tradycyjnie, zgodnie ze swoim zwyczajem oczywiście również nie przepraszasz za oszczerstwo? Jedynie nabierasz wody w usta ijakgdyby nic zmieniasz temat? Ano trudno, przyzwyczaiłem się, takaTwoja moralność... @XLeszek - w jakim celu piszesz tutaj (na Deonie) swoje prywatne opinie? A Ty w jakim celu piszesz tutaj (na Deonie) swoje prywatne opinie?
N
nie
23 maja 2013, 14:43
Tomasz, życie 'jak brat z siostrą" nie jest zadnym wyjściem powodującym otwarcie do przyjmowania Komunii Świętej. Jeśli ktoś ma zonę czy męża sakramentalnego to zobowiazuje się życ w jednym domu z osobą, którą poślubił. W zadnym wypadku nie ślubuje, że będzie żył/mieszkał po ślubie z "siostrą" ;-) . Jeśli wybiera "siostrę", zamiast zony, czy "brata" - zamiast męża, to łamie przysięgę małżenską, czyli żyje w grzechu
BT
brak troski Kościoła
23 maja 2013, 14:36
Historia duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych w Polsce sięga roku 1983. A gdzie wówczas powstały duszpasterstwa dla porzuconych i skrzywdzonych, by nie łączyli się w drugie związki cywilne? Odp: nigdzie, w żadnym mieście.
F
fuj!!
23 maja 2013, 14:06
Życie jak brat i siostra (nie żadne białe małżeństwa) ... Całowaleś kiedyś siostrę w usta? Więc nie pisz obrzydliwych porównań. Nie moga być jak brat z siostrą, bo przecież żyli przedtem ze soba na sposób małżeński!! A brat z siostrą - a fe, przecież nigdy!!! Fe!! Fuj! Brat z siostra nigdy się w usta (raczej) nie całują. Co za nazewnictwa! Nie może byc normalnie: że związek, który nie cudzołoży, albo związek, który nie ma pozycia jak MĄŻ Z ŻONĄ. A nie , że związek co jest jak BRAT Z SIOSTRĄ! Fuj!!
23 maja 2013, 13:58
@XLeszek - w jakim celu piszesz tutaj (na Deonie) swoje prywatne opinie?
LS
le sz
23 maja 2013, 13:05
Stosując Twoją mentalność i Twój tok rozumowania, to skoro permanentnie rwiesz się by świadomie i dobrowolnie wydawać fałszywe świadectwa przeciw swoim bliźnim, to właśnie Ty wykazujesz się zatwardziałością serca i nie chcesz się nawrócić lecz świadomie i dobrowolnie wybierasz życie w grzechu śmiertelnym. @XLeszek – dajesz fałszywe świadectwo, osądzasz i potępisz. Widzisz jakaś różnicę między nami? @TomaszL, a Ty, jak zwykle, zamiast podać przykład tego mojego rzekomego osądzania i potępiania, jedynie autorytatywnie oznajmiasz że ja rzekomo osądzam i potępiam. W związku z tym jestem przekonany, że nie masz żadnych przykładów tego mojego rzekomego osądzania i potępiania. A jedynie, ponieważnie nie jesteś w stanie zaprzeczyć podawanym przeze mnie przykładom osądzania i potępiania przez Ciebie, to w odwecie usiłujesz mi dokuczyć obrzucić mnie błotem :-( Czy widzę różnice między nami? Tak, oczywiście, wiele. Zasadnicza z nich polega na tym, że ja nikogo nie osądzami nie potępiam, a co najwyżej osądzam czyjeś czyny. Natomiast Ty nie jesteś w stanie powstrzymać się od osądzania i potępiania bliźnich. Osądzanie i potępianie bliźnich wręcz uznajesz za swoją cnotę i wprost w głowie Ci się nie mieści, że nie należy tego robić. Kolejna z różnic między nami polega na tym, że jak ja wyrażam jakiś pogląd czy osąd to go uzasadniam, natomiast Ty jedynie oznajmiasz swoje poglądy czy osądy jako oczywiste i bezdyskusyjne prawdy objawione nie wymagające jakiegokolwiek uzasadnienia.
23 maja 2013, 11:50
Życie jak brat i siostra (nie żadne białe małżeństwa) to jest pewien sposób, w którym osoby mające „nowe” rodziny, wychowujące dzieci mogą same dla siebie określić priorytety swojego życia. Jeśli ktoś faktycznie cierpi z braku dostępu do Stołu Pańskiego, ma otwartą drogę i nie może w żaden sposób zasłaniać się dobrem dzieci, odpowiedzialnością za drugiego człowieka i milionem innych powodów. Danie wszystkim uwikłanym w tragedie grzechu jasnego, prostego wyjścia, pokazanie drogi powrotu do pełni życia sakramentalnego jest doskonałym krokiem. Oczywiście burzy pojęcie sprawiedliwości rozumianej po ludzku, ale jasno pokazuje obraz miłosiernego Kościoła. Pytanie, czemu tak wielu, co płaczą na forach o odrzuceniu przez Kościół, o zakazie Sakramentów etc nie stara się skorzystać z tej drogi pozostawię otwarte.
N
nie
23 maja 2013, 11:30
"Białe małżeństwo" (czy biały związek, wszystko jedno jak to nazwiemy)  to dziwaczna instytucja wymyślona chyba po to, by wmówić ludziom,  ze jesli nie cudzołożą, to nie grzeszą przeciwko małżeństwu i małżonkowi , którego porzucili. Chyba ten, kto wpadł na pomysł "białego"? zwiazku nie wie czym jest małżeństwo, albo kojarzy go wyłącznie z seksem. Ksiądz Dziewiecki w rekolekcjach, które były przywołane w artykule "Małżenstwo w kryzysie", wypowiada się stanowczo przeciwko rozgrzeszaniu za sam brak seksu osób,  zyjących w zwiazkach cywilnych, niesakramentalnych.  Oni przecież nadal grzeszą, bo łamią przysięgę małżeńską, łamią przyrzeczenie miłości. Ponadto łamią zobowiazanie życia z małżonkiem do śmierci.
A
Alfista
23 maja 2013, 10:39
Białe małżeństwo niie jest to instytucją dla małżeństwa skaramentalnego.
23 maja 2013, 10:13
Stosując Twoją mentalność i Twój tok rozumowania, to skoro permanentnie rwiesz się by świadomie i dobrowolnie wydawać fałszywe świadectwa przeciw swoim bliźnim, to właśnie Ty wykazujesz się zatwardziałością serca i nie chcesz się nawrócić lecz świadomie i dobrowolnie wybierasz życie w grzechu śmiertelnym. @XLeszek – dajesz fałszywe świadectwo, osądzasz i potępisz. Widzisz jakaś różnicę między nami?
BA
białe, ale w małż. sakrament.
23 maja 2013, 09:54
A co z instytucją "białego małżeństwa" ? Pewnie zbędna ... Białe małżeństwo dotyczy tylko i wyłącznie małżeństwa sakramentalnego. Przykład: Błogosławieni małżonkowie Maria i Alojzy Quattrocchi !!
RJ
różnica jest ogromna
23 maja 2013, 09:51
Ksiądz Łusiak specjalnie opisał porzuconych zyjących w drugich związakch cywilnych, którzy nie otrzymali opieki w dodatku w czasie kiedy byli jeszcze samotnymi osobami. Nie otrzymali opieki od niego, bo Kosciół "takimi" sie wtedy nie zajmował. Porzuceni, skrzywdzeni poradzili sobie jak umieli - wiążąc się z kimś innym porzuconym. Czy kogoś skrzywdzili skoro byli ofiarami?? - to jest pierwsza grupa osób. Nie napisał jednak, że jest i inna grupa (moim zdaniem ksiądz zrobił to specjalnie, żeby mysleć, że nie chodzą do niego). Są to ci, co skrzywdzili i porzucili by sie wiązać z nowymi modelami (żon/mężów), skrzywdzili po drodze wiele osób, dzieci, i rodziców (którzy nie popierali ich nowe życie w egoiźmie). I chyba jednak chodzi o te drugie osoby - którzy po paru latach odczuwają jakiś dyskomfort (albo jedno z nich), ale to nie jest ich nawrócenie.  W pierwszym przypadku cudzołóstwo nie nakłada się z krzywdzicielstwem. Jest okupione cierpieniem, choć nie jest mniejszą przyjemnością niż w drugim przypadku. Bowiem zawsze pozycie wiąże się z namiętnością. A tę podobno Bóg zesłał, ale Pan Jezus pouczył jak się ją pożytkuje (w małżeństwie, raczej nie cywilnym).  Ale na pewno namietność jest ta sama. W drugim przypadku ich świadome cudzołóstwo wraz z krzywdzeniem woła o pomstę do nieba.
A
Alfista
23 maja 2013, 09:37
A co z instytucją "białego małżeństwa" ? Pewnie zbędna w tych duszpsterstwach. XLeszek, a słyszałeś o wspólnocie trudnych małżeństw "Sychar"? Końcówka tego listu jakże ckliwa...ludzie ci w ogóle nie chcąc naprawy wyrządzonego zła żyją w permanentnym grzechu licząc na miłosierdzie Pana Jezusa. Coś takiego toż to grzech przeciwko Duchowi św.
LS
le sz
23 maja 2013, 09:22
Są przez Ciebie i Tobie podonych osądzani i potępiani jako tacy którzy nie chcą się nawracać, lecz świadomie i dobrowolnie pragną żyć w stanie grzechu ciężkiego.Oceniają i potępiają się sami, bowiem świadomie i dobrowolnie wybierają życie w grzechu śmiertelnym. @TomaszL, po raz kolejny piszesz nieprawdę. Po raz kolejny uzurpujesz sobie Boskie atrybuty i uznajesz się za znawcę ludzkich, serc. Po raz kolejny uznajesz się za posiadacza Boskiej wiedzy, zdolnego do nieomylnego orzekania czy ktoś dokonuje świadomych i dobrowolnych wyborów. I potwierdzasz tylko w ten sposób prawdziwość tego co poprzednio napisałem. Stosując Twoją mentalność i Twój tok rozumowania, to skoro permanentnie rwiesz się by świadomie i dobrowolnie wydawać fałszywe świadectwa przeciw swoim bliźnim, to właśnie Ty wykazujesz się zatwardziałością serca i nie chcesz się nawrócić lecz świadomie i dobrowolnie wybierasz życie w grzechu śmiertelnym.
Jadwiga Krywult
23 maja 2013, 09:22
Fakty są takie: w duszpasterstwie ks. Łusiaka nikt nie decyduje się na rezygnację z  seksu, a w duszpasterstwie w diecezji bielsko-żywieckiej jest wiele takich osób. Wniosek jest prosty: ks. Łusiak utwierdza w grzechu, ks. Bojan nawraca.
Jadwiga Krywult
23 maja 2013, 09:18
Przez zaślepionych żądzą oceniania i potępiania bliźnich fanatyków są oni uznawani za nie chcących się nawracać Nie przez żadnych zaślepionych żądzą, ale przez czytelników, którzy potrafią czytać ze zrozumieniem. Przecież z artykułu jano wynika, że ks. Łusiak głaska po główkach cudzołożników. 
LS
le sz
23 maja 2013, 09:05
Są przez Ciebie i Tobie podonych osądzani i potępiani jako tacy którzy nie chcą się nawracać, lecz świadomie i dobrowolnie pragną żyć w stanie grzechu ciężkiego. Z artykułu nt. duszpasterstwa ks. Łusiaka jasno wynika, że w tym konkretnym duszpasterstwie (ks. Łusiaka) nie chcą się nawracać lecz świadomie i dobrowolnie pragną żyć w stanie grzechu ciężkiego. [...] ... @Kingo, jak widać, sama potwierdzasz to co napisałem. Przez zaślepionych żądzą oceniania i potępiania bliźnich fanatyków są oni uznawani za nie chcących się nawracać lecz świadomie i dobrowolnie pragnących żyć w stanie grzechu ciężkiego.
DP
do Pawła
23 maja 2013, 08:43
Przeredaguj swoje pytanie i sam na nie odpowiedz: "Czemu się czepiasz duspasterzy opiekujących się cudzołoznikami, zyjącymi w bigamii? Co źle, że posługują nakłaniając grzeszników, by nie rezygnowali z cudzołóstwa i odkładali nawrócenie do śmierci...?" ??
23 maja 2013, 07:42
Jest jednak pewna dość istotna różnica. Ci w/w przez Ciebie "wszyscy inni grzesznicy", gdy pójdą do spowiedzi i powiedzą że żałują i postanawiają poprawę to dostaną rozgrzeszenie. I żaden żądny osądzania i potępiania zaślepiony fanatyk nie będzie domagał się wykluczenia ich z Kościoła. Nawet gdy po odejściu od konfesjonału będą nadal w ten sam sposób grzeszyć. Każdy grzesznik (pomijając ekskomunikowanych) gdy pójdzie do spowiedzi i powie że żałuje i postanawiają poprawę to dostanie rozgrzeszenie. Są przez Ciebie i Tobie podonych osądzani i potępiani jako tacy którzy nie chcą się nawracać, lecz świadomie i dobrowolnie pragną żyć w stanie grzechu ciężkiego. Oceniają i potępiają się sami, bowiem świadomie i dobrowolnie wybierają życie w grzechu śmiertelnym. I duszpasterstwa powinny wspomagać takie osoby w dążeniu do przywrócenia ich do pełnego, sakramentalnego życia w Kościele. Troską wszystkich katolików powinna być szczera modlitwa w intencji każdego grzesznika, a nie uciekanie od odpowiedzialności za innych, tchórzliwe chowanie głowy w polityczna poprawność mentalności rozwodowej i założenie, ze nic nie da się zrobić. I tyle w temacie.
Jadwiga Krywult
23 maja 2013, 07:31
Są przez Ciebie i Tobie podonych osądzani i potępiani jako tacy którzy nie chcą się nawracać, lecz świadomie i dobrowolnie pragną żyć w stanie grzechu ciężkiego. Z artykułu nt. duszpasterstwa ks. Łusiaka jasno wynika, że w tym konkretnym duszpasterstwie (ks. Łusiaka) nie chcą się nawracać lecz świadomie i dobrowolnie pragną żyć w stanie grzechu ciężkiego. Ks. Łusiak nawet nie proponuje im, żeby zrezygnowali z seksu. Nie wszystkie duszpasterstwa są takie. Była mowa o duszpasterstwie w diecezji bielsko-żywieckiej, gdzie jest całkiem inaczej.
LS
le sz
23 maja 2013, 06:56
Czemu się czepiasz duszpasterzy malzenstw niesakramentalnych?! Co, źle że posługują? Czyży kapłani sprawujący duchową opiekę nad bezdomnymi, więźniami, prostytutkami, narkomanami również mieli z tej posługi zrezygnować, BO KLIENCI SĄ NIEORTODOKSYJNI!?!?! ... Warto wszkże dokładnie tak samo wspomagać w duszpasterstach morderców,  złodziei, cudzołożników, kłamców, oszczerców i wszystkich innych grzeszników. ... Ależ oczywiście, że tak, choć zapewne nie mieści Ci się to w głowie. Jest jednak pewna dość istotna różnica. Ci w/w przez Ciebie "wszyscy inni grzesznicy", gdy pójdą do spowiedzi i powiedzą że żałują i postanawiają poprawę to dostaną rozgrzeszenie. I żaden żądny osądzania i potępiania zaślepiony fanatyk nie będzie domagał się wykluczenia ich z Kościoła. Nawet gdy po odejściu od konfesjonału będą nadal w ten sam sposób grzeszyć. A z żyjącymi w związkach niesakramentalnych jest inaczej. Są przez Ciebie i Tobie podonych osądzani i potępiani jako tacy którzy nie chcą się nawracać, lecz świadomie i dobrowolnie pragną żyć w stanie grzechu ciężkiego.
22 maja 2013, 23:47
Czemu się czepiasz duszpasterzy malzenstw niesakramentalnych?! Co, źle że posługują? Czyży kapłani sprawujący duchową opiekę nad bezdomnymi, więźniami, prostytutkami, narkomanami również mieli z tej posługi zrezygnować, BO KLIENCI SĄ NIEORTODOKSYJNI!?!?! ... Warto wszkże dokładnie tak samo wspomagać w duszpasterstach morderców,  złodziei, cudzołożników, kłamców, oszczerców i wszystkich innych grzeszników.
P
Pawel
22 maja 2013, 22:29
Czemu się czepiasz duszpasterzy malzenstw niesakramentalnych?! Co, źle że posługują? Czyży kapłani sprawujący duchową opiekę nad bezdomnymi, więźniami, prostytutkami, narkomanami również mieli z tej posługi zrezygnować, BO KLIENCI SĄ NIEORTODOKSYJNI!?!?! Pisząc takie rzeczy jesteś 200% NIEORTODOKSYJNY!!!! Zastanów się, co mówisz...
DP
do Pawła
22 maja 2013, 22:14
Masz rację w tym, że należy pomagać Sakramentalnym!,  żeby się nie rozpadli przez brak opieki Kościoła. Przypominać czym jest Sakrament małżeństwa ( to przede wszystkim powinni sobie przypomnieć duszpasterze niesakramentalni), przypominać o małżeństwie jako drodze do świętości, a nie do zaspokajania własnych potrzeb
P
Pawel
22 maja 2013, 22:04
Sakrametalni? Jak IM pomóc? ...wyleczyć się z fałszywego przeświadczenia, że są lepsi... ...uświadomić, jak wielu z nich zawarło związek sakramentalny z zupełnie niereligijnych pobudek... ...jak wielu w małżeństwie tak zapięczętowanym szuka jedynie pewnego wiktu, opierunku, wysprzątanego mieszkania, no i prawomocnego seksu (on) oraz finansowego zabezpieczenia, dawcy dobrego nasienia, bo przystojny, pracowity i uczciwy (ona)
N
nie
22 maja 2013, 21:17
Odpowiedź na tytułowe pytanie: zlikwidowwać duszpaterstwa dla niesakramentalnych, a ich samych przekierować do innych zdrowych,wspólnot w Kosciele, gdzie nie będzie się tworzyć dobrej atmosfery dla życia w bigamii. Zaś wszystkich dotychczasowych duszpasterzy dla niesakramentalnych wysłać na rekolekcje, a potem do pracy z porzuconymi. Od razu zmieni im się punkt widzenia o 180 stopni
A
Alfista
22 maja 2013, 07:28
Jak im pomóc? Nic prostszego: zlikwidować duszpasterstwa głaskające po główkach "biednych zdradzaczy".
E
ekskomunika
21 maja 2013, 23:29
Jak pomóc niesakramentalnym? Odpowiedx bardzo prosta: przywrócić ekskomunikę, za życie w bigamii. Ilość rozwodów i ponownych związków zmniejszy się o co najmniej połowę
RC
robta co chceta piekła nie ma
12 kwietnia 2013, 12:49
Podobno coraz więcej pracy mają egzorcyści, którzy mówią, że ludzie żyją obecnie tak, jakby Boga nie było, nasila się relatywizm moralny, ten kto nausza przykazania jest usprawiedliwiany, a sprawiedliwy jest wyśmiewany  Szatan wkrada się do fKoscioła pod pozorem dobra
DP
dziś pytanie, dziś odpowiedź?
5 lutego 2013, 12:58
Niesakramentalni. Jak im pomóc? Odpowiedź? Żeby się nie rozwiedli drugi raz?
KJ
KRÓL JEST NAGI
17 stycznia 2013, 19:50
"trzy kropku"  - to dziecko powiedziało i to dziecko cierpi widzisz coś oprócz wlasnego nosa???
KJ
KRÓL JEST NAGI
17 stycznia 2013, 19:48
Własnie dziś kolejne dziecko powiedziało, że jego tatuś może mieć kochankę, bo Kościół Katolicki to popiera - tak powiedział mu tatuś rzucając przy tym hasło - "są dla nas duszpasterstwa i tu wymienił nazwę ..." ... KRÓL JEST NAGI. Dziecko powiedziało.
E
e
17 stycznia 2013, 18:47
Przywołujmy Boga do swojego życia.Sam będzie za nas walczył i rozwiązywał problemy. Przywołujmy i ufajmy.Takie jest moje doświadczenie z bezrobocia i wykluczenia społecznego mojej rodziny:"Biedak zawołał i Pan go wysłuchał"
E
e
17 stycznia 2013, 18:38
A jak pomóc długotrwale bezrobotnym ?,Jak pomóc wykluczonym społecznie ,rodzinom z przewlekle chorym dzieckiem,z alkoholikiem (zazwyczaj bezrobotnym) w domu ?Trzeba próbować działać, ale tak naprawdę skutecznie może pomóc tylko Bóg (mnie i mojej rodzinie skutecznie pomagał w "wykluczeniu społecznym").Ufać, bo przecież widzi krzywdę...."Biedak zawołał i Pan go wysłuchał"-jakże prawdziwe jest to zdanie.
.
...
17 stycznia 2013, 17:40
Tylko, który ksiądz się odważy wprost powiedzieć facetowi że ma odejść z tego paierowego związku? ...  KARYGODNE!! To nie jest Kościół Jezusa! Ludzie słabej wiary myslą, że KK dopuszcza rozwody i się nie mylą. Bo dopuszcza!! I dlatego to nie jest Kościół Jezusowy! To jest prawosławie! KK to kościół prawosławny, tylko się kamufluje. Skandal.... piszesz straszne bzdury ... jak tak tu cierpisz, to ZMIEŃ KOŚCIÓŁ 
ŻK
żaden ksiądz tak nie powie
17 stycznia 2013, 16:16
Tylko, który ksiądz się odważy wprost powiedzieć facetowi że ma odejść z tego paierowego związku? ... Nie ma takiego księdza, zapewniam Cię. Każdy rzuci w Ciebie - "poczytaj FC 84" i zamknie Ci usta. Własnie dziś kolejne dziecko (zajmujemy sie tez dziećmi) - powiedziało, że jego tatuś może mieć kochankę, bo Kościół Katolicki to popiera - tak powiedział mu tatuś rzucając przy tym hasło - "są dla nas duszpasterstwa i tu wymienił nazwę ..." KARYGODNE!! To nie jest Kościół Jezusa! Ludzie słabej wiary myslą, że KK dopuszcza rozwody i się nie mylą. Bo dopuszcza!! I dlatego to nie jest Kościół Jezusowy! To jest prawosławie! KK to kościół prawosławny, tylko się kamufluje. Skandal.
B
bogusia
17 stycznia 2013, 15:23
Naprawdę pomóc może tylko i wyłącznie twarde stanowisko kościoła: związki niesakramentalne są sprzeczne z nauką Jezusa, są złe, grzeszne. i nie ma  zadnego usprawiedliwienia dla tego sposobu zycia. Księża powinni głośno o tym mówić w kazaniach, a nie prawić kazania oderwane od rzeczywistosci. Od kilku lat bacznie słucham tego co mówia księża w moim kościele. i tylko JJEDEN RAZ uslyszałam że kościół jest za trwałością małzeństwa, że posiadanie kochanki to grzech, że związek cywilny to nie małżeństwo. Pomóc - to znaczy pomagac w powrocie do rodziny. A nie głaskać i utwierdzać w tym, że dobrze robią. Tylko, który ksiądz się odważy wprost powiedzieć facetowi że ma odejść z tego paierowego związku?
17 stycznia 2013, 13:49
@TomaszL Niesakramentalny. Jak mu pomóc? Problem w tym, że te najciekawsze listy czytane są na Mszach św. w tygodniu... 
17 stycznia 2013, 12:52
Im sie wyłacznie wydaje, że nie wyszło Taaa, ty wiesz najlepiej... Nie, nie wiem najlepiej, wierzę natomiast w obietnice trwałości małzeństwa, nawet wbrew ułomnym pomysłom człowieka. I przy okazji BraciePolaku - daruj sobie te osobiste wędrówki, bo naprawdę nie wiesz co piszesz.
17 stycznia 2013, 12:19
Oni też chcieli żyć wiele dziesięcioleci w małżeństwie. Widzieli wiele długoletnich małżeństw. Także kochających się i szanujących. Także wegetujących w niby-związku. IM nie wyszło, więc ten osobisty przykład - psu na budę... Im sie wyłacznie wydaje, że nie wyszło. Ich sie utwierdza w róznych miejscach, ze im nie wyszło. Co gorsza, z zazdrości o trwałość małżeńśtwa niekiedy pisza tez o "wegetacji", nie rozumiejąc czym jest małżeństwo dla katolików. Ale na całe szczęście często przychodzi opamietanie i nawrócenie. I o to warto sie modlić.
B
bratPolak
17 stycznia 2013, 11:46
@TomaszL Witaj przy "odgrzewanych kotletach"! Artykuł był opublikowany 25.05 2011 roku. Osobisty przykład małżonków żyjących wiele dziesięcioleci w małżeństwie wbrew współczesnym trendom i wbrew opiniom głoszonym przez "postępowych katolików". To twoja odpowiedź na pytanie: Jak pomóc niesakramentalnym?! Oni też chcieli żyć wiele dziesięcioleci w małżeństwie. Widzieli wiele długoletnich małżeństw. Także kochających się i szanujących. Także wegetujących w niby-związku. IM nie wyszło, więc ten osobisty przykład - psu na budę... A jakie to opinie głoszą postępowi katolicy? Niby, że małżeństwa nie mają żyć wiele dziesięcioleci? Co do reszty twojej wypowiedzi - jestem ZA. Zdziwony?
17 stycznia 2013, 11:29
Jak pomóc ? Modlitwa za trwających w grzechu, modlitwa za kapłanów. Osobisty przykład małżonków żyjących wiele dziesięcioleci w małżeństwie wbrew współczesnym trendom i wbrew opiniom głoszonym przez "postępowych katolików". Jasny, czytelny i jednoznacznie brzmiący brak akceptacji dla rozwodów, w tym odrzucenie presji tzw. nowoczesnego i „oświeconego” społeczeństwa.
E
e
17 stycznia 2013, 11:02
Masz wspaniałą cechę :WALECZNOŚĆ.
E
e
17 stycznia 2013, 10:58
BraciePolaku będę się modlić za Ciebie, bo myślę że potrzeba Ci modlitwy innych ludzi.Przepraszam jeśli znów zdenerwowałam Cię swoją wypowiedzią.
B
bratPolak
17 stycznia 2013, 10:50
@~?? po co się za nich modlić, skoro duszpasterze niesakramentalnych robią wszystko, by niesakramentalni nie wrócili do swoich małżonków? Widzę, że masz jeszcze jedno poletko do siania "miłości"... Powiedz - jakim trzeba być gnomem, żebywszędzie widzieć zło a jak go nie ma, to przekręcić treść, coby się znalazło? G...o wiesz o tym co robią duszpasterze w DMNs a autorytatywnie stwierdzasz: duszpasterze niesakramentalnych robią wszystko, by niesakramentalni nie wrócili do swoich małżonków? Lecz się na nogi. Na głowę za późno!
?-
? - ? - ?
17 stycznia 2013, 00:02
po co się za nich modlić, skoro duszpasterze niesakramentalnych robią wszystko, by niesakramentalni nie wrócili do swoich małżonków? ... I naprawdę Święty Boże nie pomoże? Może modląc się o nawrócenie tych sakramentalnych, to dany człowiek modli się tak naprawdę o nawrócenie danego księdza, który "stoi na przeszkodzie".
?
??
16 stycznia 2013, 21:08
Remigiusz; po co się za nich modlić, skoro duszpasterze niesakramentalnych robią wszystko, by niesakramentalni nie wrócili do swoich małżonków?
R
Remigiusz
16 stycznia 2013, 15:43
Jak pomóc? Modlić się o ich nawrócenie. -- Polecam najnowsze treścij: Modlitwa za kochankę/kochanka mojego współmałżonka/mojej współmałżonki 2013-01-16 Pan Jezus mówi jasno i jednoznacznie: „jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo” (Mk 10,12). Obie cudzołożące osoby – niewierna żona (mąż) i jej kochanek (jego kochanka) – popełniają grzech śmiertelny i rozpaczliwie potrzebują nawrócenia. Chrystus pragnie, byśmy nie tylko przebaczali zdradę, ale również modlili się za swych krzywdzicieli, nieświadomych śmiertelnego zagrożenia: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Dlatego proponujemy zdradzonym małżonkom, wiernym pomimo niewierności drugiej osoby, pełną mocy modlitwę, pomagającą zdobyć się na przebaczenie i umożliwiającą zbawcze działanie Boga w chorych związkach: Modlitwa za kochankę/kochanka mojego współmałżonka/mojej współmałżonki ("Miłujcie się!" nr 4/2012 [url]http://www.milujciesie.org.pl/pg/pl/inicjatywy_ms/ruch_wiernych_serc/modlitwa_za_kochanke_kochank[/url]... ---- To dotyczy tych sytuacji również w przypadkach tych związków jak w artykule-wywiadzie, tylko już ich się nie nazywa kochanką/kochankiem, tylko drugą żoną, drugim mężem cywilnymi. Ode mnie słowa dla czekających na powrót do prawowitych sakramentalnych (a wiem, że jest ich bardzo wielu nieobjętych duszpasterskim programem pomocy) --  Módlcie się za nich, nigdy nie ustawajcie! Remigiusz.
CS
co się dzieje w Gdańsku?
15 stycznia 2013, 20:33
"...Historia duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych w Polsce sięga roku 1983, kiedy to w Gdańsku kapucyn o. Dudziak zorganizował dla nich pierwsze rekolekcje.>>" Oj źle zrobił ten kapucyn. Rzucił kamień, który poruszył lawinę dalszych złych decyzji KK prowadzących do pobłażania wiarołomcom. Pierwsze odstępstwa od nauki KK w .. Gdańsku, hm i jak widać nie ostatnie....
P2
po 20 latach czy 25?
19 grudnia 2011, 00:46
Ile związków niesakramentalnych się utworzyło przez 20-25 lat, kiedy to duszpasterstwo dla niesakramentalnych pomagało niesakramentalnym, a tym drugim wcale? <a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/md_duszp_skrzywdzonych.html">http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/md_duszp_skrzywdzonych.html</a>
DA
do Anki
15 czerwca 2011, 08:53
Co nie zmienia faktu, że jej mąż jest jej mężem, a nie Twoim.
DA
do Anki
15 czerwca 2011, 08:51
Co nie zmienia faktu, że jej mąż, że jest mężem, a nie Twoim.
A
Anka
14 czerwca 2011, 23:41
Skrzywdzona żonka, która znieść nie może , że jej mąż nie ma pod górkę i chodzi uśmiechnięty- święta nie jest. Zamiast skupiać uwagę na kimś, niech zacznie pracę nad sobą... Pisałam to w nawiązaniu do sytuacji kiedy ona całe życie życzy mu śmierci, jak byli razem również, a gdy on się do niej uśmiecha to dostaje furii. Dlatego uważam, że kobieta bez męża, sama,  wcale nie musi być święta za życia, więć praca nad sobą chyba wskazana? czy nie?. Skąd to  szukanie nieszczerości, zakłamania,  że nawet w ich modlitwach, rekolekcjach, nadziei na zbawienie doszukuje się czegoś niedobrego, traktowanie poniżej poziomu zwierząt, bo przecież w ewangelii nawet szczenięta dostają coś ze stołu Pana? Po co to wam? JUtro ładna pogoda, proponuję wyjść do parku na ławkę i tak ze zamkniętymi oczami pogrzać się długo, na depresję wskazane. Nawet jak brak garści to na taki siedzący spacer można myślę się zdobyć, byle jak najdłuższy... nawet wbrew chęciom, na siłę, krok do przodu, ławeczka, jakaś fontanna co by od czasu do czasu skropiła,  słonecznik dla gołębi jak lubisz je, na początek. dobrze radzę plan dnia zrobić i starać się go wypełniać, po prostu starać się, nic więcej. W planie nie ma słowa rozmyślanie o rozwodzie, o zdradzie męża, o odrzuceniu.. ale dzień dobry- słonko wstało, i tylko starać się, nic więcej, i też tak mówić dzieciom- wstawaj śpiochu słońce wstało, dzień dobry, a  resztę zostawić Bogu i już będzie dobrze  Nie będę wam już pisać na tej stronie bo widzę, że bardzo to źle odbieracie szczególnie pani, która chyba chciała mi zabronić  tu pisać :) jak by była to jej strona Napisałam, że jestem szczęśliwa i myślę, że to wzbudziło wasz protest. Niemniej życzę wam żebyście też były szczęśliwe tak same z siebie, niezależnie od kogogokolwiek i czegokolwiek Zmykam
A
Anka
14 czerwca 2011, 23:00
Jego prawowita jest sama, miewała czasami kogoś, może rozgrzeszona, ale nienawidzi go. Przy okazji spotkań są tylko wyzwiska, wypominanie i gniew. Ale tu nie ma mowy o mojej wrogości albo przyjaźni. Ja tu opisywałam jej zachowanie. Napisałam, że go nienawidzi- dlatego, że ona tak mówi. Mówi mu żeby się w piekle smażył, żeby zdechł, pluje. Tu nie o wrogość moją chodzi, ale o to, że trzeba zająć się sobą zanim chce się zmienić innych oraz oczekiwać od nich czegoś dobrego jak samemu daje się tylko upodlenie. Dotyczy to wszystkich, skrzywdzonych i krzywdzących bez wyjątku. Pisząc o wypominaniu nie miałam na myśli jej wypominania dotyczącego mnie i może tej obecnej zdrady bo ona mu tego nie wypomina. Wypamina mu całe ich wspólne życie, to, że był z nią, że jej śmierdział, że w łózku jest do niczego, że ich dziecko nie jest jego, że nawet jak nie jest z nią to lepiej by było dla niej żeby zdechł .  Tu nie ma nawiązania do krzywdy,małżeństwa, sakramentu- tego że jest cudzołożnikiem i krzywdzi rodzinę bo nie mieszka z nią.  Tu jest ciągła kontynuacja wspólnego pożycia, które w jednym domu polegało na takiej komunikacji. Dalej jest to co razem zbudowali. Sakrament nie chroni przed nienawiścią. Ona go nienawidzi bo to mówi i widać, on jej unika bo skutkuje to nienawiścią u niego. Praktykujący katolicy mówią, że dobrze, że się rozstali bo tworzyli piekło na ziemi. Ja pisząc to nie krytykuję ale chcę pokazać, że sakrament to  nie zaczarowany pierścionek, ale zadanie i praca przede wszystkim nad sobą, nawet w odosobnieniu. ,
P
pytajnik
14 czerwca 2011, 21:17
"....Jego prawowita jest sama, miewała czasami kogoś, może rozgrzeszona, ale nienawidzi go. Przy okazji spotkań są tylko wyzwiska, wypominanie i gniew. Skrzywdzona żonka, która znieść nie może , że jej mąż nie ma pod górkę i chodzi uśmiechnięty- święta nie jest. Zamiast skupiać uwagę na kimś, niech zacznie pracę nad sobą...". Czy to nie ty pisałaś? Czy te słowa nie odnoszą się do żony twojego partnera? A nawet jeśli to nie chodzi o tę kobietę, tylko inną porzuconą żonę, to twoje słowa nie są przyjazne tylko pełne wrogości. A więc nie dziw się, że zostałaś tak samo potraktowana, tym bardziej, że żyjesz z cudzym mężem i nie widzisz w tym nic złego
A
Anka
14 czerwca 2011, 20:43
Przepraszam w nazwę autora wpisałam kod
H
hv9bj
14 czerwca 2011, 20:42
Anka, Twoje rady są może dobre, ale dla ludzi silnych i zdrowych, a nie będących w depresji i psychicznym załamaniu. Słowa: "weź się w garść" nie działają w dramatycznej sytuacji zdrady i rozwodu.  Nigdzie nie pisałam " weź się w garść" bo wiem co to znaczy gdy tej "garści nie ma" Ale ty tego nie rozumiesz, bo nigdy nie byłaś w takiej sytuacji, a w dodatku wątpliwa jest szczerość twoich rad, biorąc pod uwagę co pisałaś na temat żony, którą porzucił twój partner. Nic o mnie nie wiesz więc nie pisz- nigdy nie byłaś w takiej sytuacji bo może byłam w gorszej, może nie. Przecież nic o mnie nie wiesz Ja nic nie pisałam na temat żony W. i nigdzie nie pisałam, że ją porzucił
?
?
14 czerwca 2011, 20:04
Anka, jak można Ci pomóc?
P
pytajnik
14 czerwca 2011, 19:38
Anka, Twoje rady są może dobre, ale dla ludzi silnych i zdrowych, a nie będących w depresji i psychicznym załamaniu. Słowa: "weź się w garść" nie działają w dramatycznej sytuacji zdrady i rozwodu. Ale ty tego nie rozumiesz, bo nigdy nie byłaś w takiej sytuacji, a w dodatku wątpliwa jest szczerość twoich rad, biorąc pod uwagę co pisałaś na temat żony, którą porzucił twój partner.
JB
Jak Błoto na oczach
14 czerwca 2011, 18:19
Świadectwo ważne. Świadectwo ludzi ochrzczonych. Świadectwo o wzrastaniu w miłości, drodze wiary, która u każdego z nas wymaga oczyszczenia. Mamy nieustanną pokusę, aby interpretować i narzucać Najwyższemu nasze rozwiązania. Nawet prorok Samuel myślał, że wie kto będzie najlepszym kandydatem na króla: Eliab, syn Jessego miał piękny wygląd, odpowiedni wzrost, pewnie również był błyskotliwy i harmonijnie się poruszał. Bóg rzekł do swojego proroka: „Nie zważaj na jego wygląd, ani na wysoki wzrost… nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce” (1 Sm 16,7). Z powodu nieprzyjmowania perspektywy Boga (co zdaje się do końca nie jest możliwe: „Myśli moje nie są myślami waszymi…” – Iz 55,8), możemy się gniewać się na Niego, nie akceptować Bożych ścieżek. Trudno nam bowiem przyjąć coś najbardziej podstawowego, że jesteśmy wszyscy niewidomymi od urodzenia żebrakami, grzesznikami jak ślepy od urodzenia bohater Ewangelii. Dla wierzących pierwszych wieków metafora światła i ciemności była ważna. Grzech jest prawdziwym błotem, który zaślepia i czyni bezowocnym życie człowieka. To natomiast, co uważamy za trudne od Boga (jako nieszczęście i błoto) przynosi owocne życie. Świadectwo Barbary i Michała niesie w sobie wiele owoców światła. Wiara i miłość oczyszczona tak dramatycznym doświadczeniem wiele może powiedzieć każdemu z nas. Wydaje się również, że piętnuje nasze złe wykorzystanie czasu, brak ofiary i konkretów w miłości; brak wiary w to, że Bóg przychodzi w wydarzeniach, również w tych trudnych, bardzo trudnych i pragnie otwierać nam oczy na Mądrość, która nie jest z tego świata i tylko na chwilę. Czyni to Pan nakładając swoje „błoto na nasze oczy” i wzywając do posłuszeństwa. o. Andrzej Prugar Kontakt i o nas | Wspomóż nas | Reklama | Współpraca | Księga Gości Copyright (C) Salwatorianie 2000-2006
JB
Jak Błoto na oczach
14 czerwca 2011, 18:16
O. Andrzej Prugar Historia uzdrowienia niewidomego od urodzenia jest wydarzeniem, które opisuje drogę z ciemności do światła; drogę wiary każdego z nas. Około dwóch lat trwały zmagania z nowotworem Barbary. Dziękując Bogu, że po wielu latach oczekiwania z mężem na dziecko, znalazła się w stanie błogosławionym, został wykryty u Barbary nowotwór złośliwy – ziarnica. Wśród zmagań, cierpienia i wielu łez o utrzymanie ciąży, radioterapii, kolejnych badań i pobytach w szpitalach, oboje z mężem postawili sobie cel: walczyć o życie żony, dziecka oraz wychować dziecko. Mateusz urodził się i dobrze się rozwija. Kilka osobistych słów Michała – męża Barbary: „Prosiłem Boga o jedno, aby dał mi czas…cudem było to, że czas dostałem… nie traciliśmy go na zabobony czy histerie (…) Bóg nie jest kosmicznym sadystą, choroba to nowy plan, coś do przepracowania”. Z powodu choroby Barbara w ostatnich chwilach nie mogła przyjmować Komunii Św. Kapłan przynosił Najświętszy Sakrament i kładł Jezusa na dłonie cierpiącej żony i matki. Wszyscy modlili się w ciszy…. Barbara zmarła. Mąż czyta zapiski z ostatnich tygodni życia żony. „Miłość to nie słodkie wzdychanie, miłość to konkret: 'Prasuj Mateuszowi ubranka', 'Przed pierwszą Komunią wyślij Go na rekolekcje', Jak będzie większy chodź z nim w kulturalne miejsca, a czasem do knajpy', 'Pamiętaj, ze wszystko ma sens, i to, że jest Mateusz, i to, że jestem chora'. Dziś więcej się modlę… przez dwa lata nauczyłem się, ze religijność to nie zrywy raz na pół roku i spowiedź od święta, że w życiu nie chodzi o bohaterstwo; dobre życie to sensownie wypełniona codzienność” (cały wywiad z Michałem Paradowskim, mężem Barbary zatytułowany „Szczyt we mgle”, można przeczytać: Newsweek, 5/2008 z dnia 3 lutego 2008, s.79-81).
A
Anka
14 czerwca 2011, 17:38
o ściągnięcie czarnych okularów wzywam, o wyzwolenie się z jarzma grzechu, o łzy ale tylko na chwilę bo makijaż i dzieci widzą...  czy to takie złe rady?  Co byście wolały: biadolenie o tym jakie jesteście biedne, jaki dramat, jaki mąż łajdak, a ta jego druga to chodzące zło? Wszyscy winni, kościół winny... do czego wam jest to potrzebne? Toż to piekło win, do którego wstępujecie. Kto jest winien? " Niech odpowedź bedzie " Ja jestem Dzieckiem i oni są dziećmi". I koniec tematu, dla własnego dobra
A
Anka
14 czerwca 2011, 17:29
I takie właśnie działania przynoszą dobry skutek. Ona sie uśmiecha, sama coś inicjuje, dzieci są mniej marudne, zaczynają normalnie żyć. paradoksalnie to co dramatyczne staje sie dla niej powodem jej wzrostu. Krzyż, który on na nią nałożył przestaje być jarzmem, jest lekki, dzieci się uśmiechają i stają się małymi wrażliwymi ludźmi, a ona dzielną babką z klasą. Nawet jej kontakty z mężem się poprawiają, nie traktuje go jak wroga, nie wykorzystuje dzieci do rozgrywek z nim, wszyscy na tym korzystają, a ja jestem pewna, że on zaczyna się zastanawiać jak mógł nie widzieć, że miał taka wspaniałą żonę. A ona pracuje nad tym żeby nie uzależniac swojego samopoczucia od jego wzgardy albo od jego uznania. Bo sama musi wiedzieć, że jest wspaniałą babka, że jest kochana przez wiele osób, a przez Boga szczególnie. I nie mówcie, że nie ma w kosciele wsparcia dla porzuconych kobiet bo jest np. sychar. I szukanie winy w duszpasterstwach, do których wasi mężowi ( tych kobiet tutaj) dam sobie ręke uciać nie należą,  to jak wsadzanie ręki do ognia. Czy naprawdę wokół was nie ma osób za których miłość i wsparcie  mogłybyście być wdzięczne? Czy naprawdę nie wiecie, że wszelkie złe myśli ( depresyjne) przez które czujecie bezsens, odrzucenie, poczucie niskiej wartości nie pochodzą od dobrego Boga? Czy nie wiecie, że to skutek grzechu, cudzołóstwa, od których macie uciekać i niedopuszczać ich żeby nie zdominowały was i waszych dzieci? Czy naprawde nie wiecie, że Jezus was kocha i troszczy sie o was? Czy nie lepiej zamiast szukania winnych, osądzania innych skupić sie na sobie, na tym jaka ładna dziś pogoda, synuś dostał piątkę, sąsiadka przyniosła ciasto, pani w sklepie była taka miła, tak mi dobrze dziś minął dzień, koleżanka zadzwoniła, i w końcu- Panie Boże dziekuje Ci za to wszystko czym mnie obdarowywujesz?
A
Anka
14 czerwca 2011, 16:51
dla twojej wiadomości nie zabrałam męża innej kobiety, ale wy i tak odniesiecie to do siebie, a mojej sytuacji nie znacie   Ale jak komus si e wydaje, ze cierpienie osób zyjacych w zwi azku niesakramentalnym jest równe lub może nawet wieksze od cierpienia porzuconych i samotnych - to lepiej niech się nie wypowiada na ten temat. Kto tak pisał bo przecież nie ja Nie mam prawa was ranić i przepraszam jeśli tak się stało  ale i wy nie macie prawa ranić mnie To, że wy jesteście skrzywdzone przez swoich mężów, nawet jeśli ich wina jest 100%,  nie daje prawa do ranienia mnie, do osądów bo robiąc to krzywdzicie siebie same A moje rady są dobre bo uważam, że  kobiety skrzywdzone powinny dążyć do tego żeby nie uzależniać swojego samopoczucia od męzów i ich obecnego życia. Że muszą pogodzić się z tym co się stało w sensie akceptacji co ochroni je przed urazami psychicznymi, przed pogłębiającą się depresją, poczuciem odrzucenia i niskim poczuciem własnej wartości. Bo nie ma takiego człowieka, krzywdziciela, który powinien mieć nad nimi władzę. Mam koleżankę, którą mąż porzucił w bardzo dramatycznych warunkach i ja nie jestem za tym żeby jej ciągle przypominać jaka jest biedna, nieszczęśliwa. Kiedy płacze po prostu pocieszam ją, ale nie biadoląć, ale mówiąc będzie dobrze, ale zaraz po tym odciągamją od tego właśnie poprzez wymyślanie jakiś zajęć, zapraszam np. na pizze, robimy sobie domowe spa, malujemy pazurki. Kiedy zaczyna się dręczyć nowym życiem męża, nazbyt wnika co u niego- odciągam ją od tego bo wiem, że to dla niej za dużo. Jak idzie do pustego domu wymyślamy plan co ma dziś robić- żadnych albumów, ale dobra komedia, wyjście z dzieckiem na spacer i sen o przyzwoitej porze. Układamy plan zajęć, wychodzimy do ludzi żeby nie czuła się tak samotna.
NR
nie rań innych proszę Anka
14 czerwca 2011, 08:27
I dlatego napisałam- za robotę i opiekę nad dziećmi się wiźcie. Bo niedobrze przez kogoś, przez krzywdę nabawić się depresji, ale jeszcze gorzej jak się nie chce z niej wyjść. Kobieta porzucona ma dążyć do tego żeby być babką z klasą, dzielną, wierną, uśmiechniętą i szczęśliwą. Pisałam o tym, że nie ma uzależniać swojego samopoczucia od postępowania męża nie dlatego że ma go mieć gdzieś, żeby je krytykować ale po to właśnie żeby chroniły siebie przed urazami psychicznymi, żeby nie uzależniały poczucia własnej wartości od nich i ich postępowania. Tak jak w dawniejszych czasach- jak mąż poszedł w długą to silne Bogiem kobiety nie pozwalały sobie na pogrążanie się bo to do niczego nie prowadzi, ale kwitowały, że stary po prostu zdurniał i wracały do swoich obowiązków. Raz na jakiś czas wyglądały czy mąż czasem nie wraca, ale zaraz " wracały do siebie" i do obowiązków. Nie było czasu na poczucie niższości i odrzucenia bo jaka to kobieta odrzucona i mniej warta jak stary po prostu zdurniał. Tyle chciałam przekazać ale przy okazji " ktoś mi podciął nogę", źle odebrał, zarzucił zbyt wiele... Jak się rzuca kamieniami to może się zdarzyć, że i samemu się oberwie Rady Anki, która zabrała męża innej kobiety...
S
samotna
14 czerwca 2011, 08:05
O cierpieniu najwiecej wiedza oczywiscie teoretycy, ( nie ujmując nic Benedyktowi xvi). Ale jak komus si e wydaje,  ze cierpienie osób  zyjacych w zwi azku niesakramentalnym jest równe lub może nawet wieksze od cierpienia porzuconych i samotnych - to lepiej niech się nie wypowiada na ten temat. Niesakramentalni  zyją we dwoje i to ich chroni przed samotnością, brakiem milosci, depresją i jeszcze mają wsparcie kościoła który ich przekonuje, że Bóg ich kocha. Porzuconym nikt nie mówi, że ich ktoś kocha; ani Bóg, ani drugi człowiek. Zycie samotnych z dziećmi to dramat!
BX
Benedykt XVI o niesakramentalnyc
13 czerwca 2011, 23:23
"Pierwsza część mojej odpowiedzi związana jest z zapobieganiem: nie tylko w sensie przygotowania, ale i towarzyszenia, obecności sieci rodzin, która pomogłaby zaradzić współczesnej sytuacji, gdzie wszystko przemawia przeciw wierności na całe życie. Trzeba pomagać odnaleźć tę wierność i uczyć się jej nawet z bólem. Jednak w sytuacji upadku, to znaczy gdy małżonkowie okazują się niezdolni do trwania w pierwotnej woli, zawsze pozostaje pytanie czy rzeczywiście była to wola w sensie sakramentu. I tu ewentualnie zostaje proces orzeczenia nieważności. Jeśli zawarte było prawdziwe małżeństwo, w wyniku czego ci ludzie nie mogą ponownie wstąpić w związek małżeński, stała obecność Kościoła pomaga tym osobom stawić czoła innemu cierpieniu. W pierwszym przypadku mamy cierpienie przezwyciężania kryzysu, cierpliwego uczenia się dojrzałej wierności. W drugim mamy cierpienie trwania w nowym związku, który nie jest sakramentalny i dlatego nie zezwala na pełną komunię w sakramentach Kościoła. W tym przypadku trzeba by nauczać i uczyć się żyć z tym cierpieniem. W naszym pokoleniu, w naszej kulturze, ogólnie mówiąc, musimy odkrywać wartość cierpienia, uczyć się, że cierpienie może stanowić rzeczywistość bardzo pozytywną, pomagającą nam dojrzewać, stawać się bardziej sobą i zbliżać się do Pana, który cierpiał za nas i nadal z nami cierpi. Również w tej drugiej sytuacji obecność księdza, rodzin, ruchów, komunia osobista i wspólnotowa w takich sytuacjach ma zatem ogromną wagę. Myślę, że tylko odczuwanie tej miłości Kościoła, która realizuje się poprzez różnorakie towarzyszenie, jest w stanie pomóc tym osobom, aby poczuły się przez Chrystusa kochane, by poczuły się członkami Kościoła, nawet będącymi w trudnej sytuacji, i tak żyły wiarą".
A
Anka
13 czerwca 2011, 23:19
I dlatego napisałam- za robotę i opiekę nad dziećmi się wiźcie. Bo niedobrze  przez kogoś, przez krzywdę nabawić się depresji, ale jeszcze gorzej jak się nie chce z niej wyjść.  Kobieta porzucona ma dążyć do tego żeby być babką z klasą, dzielną, wierną, uśmiechniętą i szczęśliwą. Pisałam o tym, że nie ma uzależniać swojego samopoczucia od  postępowania męża nie dlatego że ma go mieć gdzieś, żeby je krytykować ale po to właśnie żeby chroniły siebie przed urazami psychicznymi, żeby nie uzależniały poczucia własnej wartości od nich i ich postępowania. Tak jak w dawniejszych czasach- jak mąż poszedł w długą to silne Bogiem kobiety nie pozwalały sobie na pogrążanie się bo to do niczego nie prowadzi, ale kwitowały, że stary po prostu zdurniał i wracały do swoich obowiązków. Raz na jakiś czas wyglądały czy mąż czasem nie wraca, ale zaraz " wracały do siebie" i do obowiązków. Nie było czasu na poczucie niższości i odrzucenia bo jaka to kobieta odrzucona i mniej warta jak stary po prostu zdurniał. Tyle chciałam przekazać ale przy okazji " ktoś mi podciął nogę", źle odebrał, zarzucił zbyt wiele... Jak się rzuca kamieniami to może się zdarzyć, że i samemu się oberwie
A
Anka
13 czerwca 2011, 22:18
Bo do tej pory wyobrażałam sobie tak: że poznaje się mężczyznę, zawiązuje znajomość, znajomość jest co raz bliższa aż w końcu jest na tyle blisko Ciebie duchowo że pragniesz być z nim do końca życia, wziąć ślub, mieć dzieci i doczekać późnej starości w otoczeniu wnuków ;)   I dobrze sobie wyobrażałaś, ale zapewne nie zawsze tak jest. Dlaczego tak ostro krytykujesz te kobiety za to, że czepiają się swoich mężów? Co w tym złego, że kobieta oczekuje opieki, która należy się jej z racji tego, że jest słabsza- że zachodzi w ciążę i trudniej jej utrzymać stałą pracę, że dzieci chorują i chciałaby się nimi zająć a nie siedzieć na dwie zmiany w pracy i zastanawiać się co się dzieje z jej dzieckiem. Nie z tego powodu  krytykuję te kobiety Moja krytyka wynika stąd, że one tutaj zaczęły krytykować mnie a nawet mnie nie znają ani mojej sytuacji. Więc jak ktoś robi Ci zarzuty, rzuca może kamieniami, to ja niestety robię to samo.  Dla mnie  kobieta, która po latach  iluś tam dalej żyje z poczuciem krzywdy, gorzknieje, zadręcza się i  przenosi to na swoje dzieci święta za życia też nie jest. A jak nie jest święta to niech pracuję nad sobą, a nie chce poprawiać innych. Dla mnie nie jest dobre żeby po latach iluś tam uzależniać swoje być albo nie być od męża. I nie chodzi mi o to żeby przestać kochać, być wierną i uczciwą, ale nie być uzależnioną od męża.  A jak są  uzależnione od mężów to zamiast kogoś obrzucać kamieniami niech lepiej skupią się na sobie.
P
pytajnik
13 czerwca 2011, 21:54
Porzuceni, jak im pomóc: "..... kategoria osób, które przeżyły rozpad małżeństwa i zdecydowały się na trudną, niekiedy wręcz heroiczną drogę wierności jest w Kościele wciąż jeszcze zapoznana. Obiektywnie rzecz ujmując sytuacja osób samotnych po rozwodzie ..., może być  trudniejsza od strony psychologicznej, materialnej i społecznej. Zazwyczaj osoby te nie mają przeszkód w prowadzeniu pełnego życia sakramentalnego. Problem stanowi jednak akceptacja zaistniałej sytuacji, samotność, której przecież nie wybierały, kwestia przebaczenia, znalezienie motywacji i siły by wytrwać w wierności, a także gotowość do pojednania i podjęcia na nowo życia małżeńskiego, gdyby zaistniały takie okoliczności. Sytuacji separacji i samotności po rozwodzie cywilnym Jan Paweł II poświęcił numer 83 swojej adhortacji: "Samotność i inne trudności - pisze Papież - są często udziałem małżonka odseparowanego, zwłaszcza gdy nie ponosi on winy. W takim przypadku wspólnota kościelna musi w szczególny sposób wspomagać go; okazywać mu szacunek, solidarność, zrozumienie i konkretną pomoc, tak aby mógł dochować wierności także w tej trudnej sytuacji, w której się znajduje (...)  (FC 83). .... Rozwód należy do najcięższych doświadczeń ludzkich porównywalnych do śmierci bliskiej osoby. Rozwiedzeni czy porzuceni małżonkowie niejednokrotnie popadają w depresję i tracą sens życia wiązany dotychczas z małżeństwem i rodziną....wielu poczuło się ludźmi gorszymi od innych. Podważyło to w nich poczucie własnej wartości i pozytywny stosunek do siebie. Noszą w sobie wiele urazów psychicznych, doświadczają odrzucenia i skrzywdzenia, nie radzą sobie z uczuciami agresji i lęku. ..... <a href="http://www.orrk.pl/index.php/kongresy-tematyczne/rodzina/inspiracje/342-grupy-wsparcia">http://www.orrk.pl/index.php/kongresy-tematyczne/rodzina/inspiracje/342-grupy-wsparcia</a> 
?
?
13 czerwca 2011, 18:55
Zgadzam się z ~ ... ( trzy kropki) i "pomoc" masz świętą rację! a Pan Leszek nie powinien raczej wypowiadać się w tym temacie bo jego złośliwe uwagi są stale takie same i wnoszą tylko ferment w dyskusji. Widać że ten człowiek ma jakiś uraz do porzuconych małżonków. Pozostaje tylko modlić się za niego: Ojcze nasz...
L
leszek
13 czerwca 2011, 13:09
Jesli zacznie się pomagać małżeństwom w kryzysie, czy też takim, będących w separacji i po rozwodzie, wówczas mniej osób zdecyduje się na związek niesakramentalny po porzuceniu. Będzie mniej związków niesakramentalnych, "problem" sam umrze śmiercią naturalną, nie będzie potrzeby tworzenia większej ilości duszpasterstw dla niesakramentalnych kiedy opieką duszpasterską obejmie się małżeństwa w kryzysie i w separacji, a nawet te po rozwodzie. Aż tak dobrze to nie będzie aby problem sam umarł śmiercią naturalną. Ale rzeczywiście, przy opiece duszpasterskiej małzeństw w kryzysie powinna spaść liczba małzeństw niesakramentalnych. Tyle że cienko widzę te duszpasterstwa dla małżeństw w kryzysie. Bo co by nie wymyśleć, to zainteresowani wpierw musieliby sami chcieć! A jak pokazuje praktyka, niewiele osób potrzebujących pomocy ma świadomość tego że potrzebują pomocy, a jeszcze mniej osób jest gotowych korzystać z takiej pomocy.
P
POMOC
13 czerwca 2011, 12:43
Jesli zacznie się pomagać małżeństwom w kryzysie, czy też takim, będących w separacji i po rozwodzie, wówczas mniej osób zdecyduje się na związek niesakramentalny po porzuceniu. Będzie mniej związków niesakramentalnych, "problem" sam umrze śmiercią naturalną, nie będzie potrzeby tworzenia większej ilości duszpasterstw dla niesakramentalnych kiedy opieką duszpasterską obejmie się małżeństwa w kryzysie i w separacji, a nawet te po rozwodzie.
DL
do leszka
13 czerwca 2011, 12:11
Leszek, współczuję Ci bardzo.
L
leszek
13 czerwca 2011, 12:06
do tchórzliwej/tchórzliwego... Piszesz takie bzdury, że nawet nic dziwnego, że nie chcesz się pod tym podpisać. Ale jak widać, nawet jak coś się omówi n razy, to jak ktoś ma swoje obsesje to i tak napisze o tym po raz n+1 bo ma nadzieję że wreszcie okaże się że białe jednak jest czarne. Trudno, napiszę po raz kolejny... Od roku 1983 istnieją duszpasterstwa dla niesakramentalnych związków, a dopiero od 2003 istnieje tylko jedna grupa dla malżeństw przeżywająch kryzys i porzuconych, dla tych w kryzysie i separacji - stworzona zresztą przez świeckich, nie duchownych (i prowadzą siebie nawzajem w tym jak ślepy ślepego, ale prowadzą razem). Nic dziwnego że to świeccy stworzyli taką grupę wzajemnego wsparcia. Kościół nie jest od udzielania komukolwiek pomocy psychoterapeutycznej czy finansowej, również tym którzy zostali porzuceni przez małżonka. Od psychoterapii są specjalne ośrodki/poradnie, elementarną pomoc socjalną można uzyskać na miarę możliwości w parafialnym Caritasie lub w miejskim MOPR. Kościół jest od udzielania pomocy DUSZPASTERSKIEJ. Udzielania pomocy DUSZPASTERSKIEJ tym którzy są zagrożeni odejściem z Kościoła i/lub utratą wiary. I takiej pomocy DUSZPASTERSKIEJ potrzebują na ogół ci którzy weszli w związek niesakramentalny, i to niezależnie od tego czy sami porzucili małżonka czy zostali porzuceni. Potrzebują pomocy DUSZPASTERSKIEJ ponieważ nie mogą prowadzić życia sakramentalnego, a często są manifestacyjnie odrzucani przez różnych fanatyków/inkwizytorów. Pomoc DUSZPASTERSKA  jest im potrzebna aby zachowali świadomość że Bóg ich i tak kocha, i że ciągle nie wszystko jest stracone. Te 20 lat różnicy w czasie mówi samo za siebie - teraz jest więcej związków niesakramentalnych (i też rozwód uzyskuje się w ciągu pół godziny), więc już jest za późno na pomoc, bo pomaga się wcześniej ZAPOBIEGAJĄC, a teraz?.. to można się TYLKO modlić i to głównie nie za niesakramentalnych, tylko za hierarchów naszego Kościoła, żeby ujrzeli problem inaczej niż do tej pory. Piszesz głupoty. Skąd to wytrzasnęłaś że rozwód dostaje się w pół godziny? Na pomoc nigdy nie jest za późno. Ale może lepiej wpierw pomódl się sama za siebie, za swoją psychikę, abyś ujrzała problem inaczej niż do tej pory. Pomaga się skrzywdzonym najpierw, a nie krzywdzącym! Tak nakazuje sprawiedliwość, która jest podstawą sądownictwa. Wiadomo - sądy ludzkie omylne są, ale jednak próbują być obiektywne. Bzdura. Pomaga się najpierw tym którzy najbardziej tej pomocy potrzebują! A najbardziej potrzebują pomocy DUSZPASTERSKIEJ ci którzy są zagrożeni odejściem z Kościoła! A są to osoby które wskutej wejścia w związki niesakramentalne nie mogą prowadzić życia sakramentalnego, a są wręcz napiętnowane przez różnych fanatyków. Nawet prawo cywilne broni niewinnie porzuconych! Dlatego Kościół Katolicki nie może być mniej kompetentny w tym temacie, a niestety jest i to jest bardzo smutne i przygnębiające. Smutne i przygnębiające to jest to, że można być aż tak opętanym nienawiścią jak Ty. Ta nienawiść zżera Ciebie, odbiera Ci rozum i wypala emocjonalnie. Jakiej pomocy DUSZPASTERSKIEJ wymagają ci porzuceni którzy nie weszli w żadne kolejne związki? Czy może na Mszę św. ktoś nie chce ich wpuszczać? Czy może nie potrafią zrobić sobie rachunku sumienia lub wyspowiadać się? A może nie są w stanie o własnych siłach przyjść do kościoła i samodzielnie podejść do Komunii św. czy do Spowiedzi? Czy może nikt im nie chciał ustąpić miejsca siedzącego? A może ktoś im nie dawał rozgrzeszenia? Uniemożliwiał im przystępowanie do Komunii św.? Czy może nie dopuszczano ich jako świadków chrztu czy bierzmowania?!? Albo odmawiano im dopuszczania do sakramentów ich dzieci?
.
...
13 czerwca 2011, 10:26
Od roku 1983 istnieją duszpasterstwa dla niesakramentalnych związków, a dopiero od 2003 istnieje tylko jedna grupa dla malżeństw przeżywająch kryzys i porzuconych, dla tych w kryzysie i separacji - stworzona zresztą przez świeckich, nie duchownych (i prowadzą siebie nawzajem w tym jak ślepy ślepego, ale prowadzą razem). Te 20 lat różnicy w czasie mówi samo za siebie - teraz jest więcej związków niesakramentalnych (i też rozwód uzyskuje się w ciągu pół godziny), więc już jest za późno na pomoc, bo pomaga się wcześniej ZAPOBIEGAJĄC, a teraz?.. to można się TYLKO modlić i to głównie nie za niesakramentalnych, tylko za hierarchów naszego Kościoła, żeby ujrzeli problem inaczej niż do tej pory. Pomaga się skrzywdzonym najpierw, a nie krzywdzącym! Tak nakazuje sprawiedliwość, która jest podstawą sądownictwa. Wiadomo - sądy ludzkie omylne są, ale jednak próbują być obiektywne. Nawet prawo cywilne broni niewinnie porzuconych! Dlatego Kościół Katolicki nie może być mniej kompetentny w tym temacie, a niestety jest i to jest bardzo smutne i przygnębiające.
A
Asia
12 czerwca 2011, 00:22
Raczej nie wypowiadam się na forach…. Ale nie mogę czegoś zrozumieć w tej dyskusji ( generalnie jej nie rozumiem, ale to zmartwienie o jednostkę). Nie powinno się pytać o życie osobiste, ale jeśli już wypowiadano się tak szeroko na ten temat…. ”ANKA”: podsumowując Twoje wypowiedzi to: -żyjesz pod jednych dachem z facetem, o którego wyraźnie bardzo się troszczysz; -żyjesz jak brat z siostrą- bez seksu, co pozwala wam na kontynuowanie życia sakramentalnego; -facet ma/miał żonę, ale generalnie jego małżeństwo Ciebie nie interesuje, co więcej nie obchodzi Ciebie nawet czy będą znów razem i wtedy Ciebie opuści mam nadzieję że dobrze zrozumiałam ? Wolałabym nie zadawać pytań na forum, ale nie jestem zalogowana- tylko gościem, więc nie mogę pisać bezpośrednio do osób. Twoja sytuacja bardzo zmusiła mnie do powtórnej refleksji na temat sakramentu małżeństwa: jaki jest jego cel? Bo do tej pory wyobrażałam sobie mniej więcej to tak: że poznaje się mężczyznę, zawiązuje znajomość, znajomość jest co raz bliższa aż w końcu jest na tyle blisko Ciebie duchowo że pragniesz być z nim do końca życia, wziąć ślub, mieć dzieci i doczekać późnej starości w otoczeniu wnuków ;) Zrozumiałam z Twojej wypowiedzi, że Ty mogłabyś mieć ślub, męża i dzieci… więc Dlaczego nie chcesz poszukać osoby która będzie z Tobą do końca życia ? Dlaczego wybierasz niepewność życia z wiarołomnym mężczyzną który nie wiadomo czy nie wróci do swojej żony, albo wybierze jeszcze inną kobietę? Bo przecież już wobec jednej złamał przysięgę ? Czy wyobrażasz sobie swoje życia za 20 lat? Jak ma ono wyglądać, co byś chciała osiągnąć w życiu? Kim być? Gdzie być? Dlaczego tak ostro krytykujesz te kobiety za to, że czepiają się swoich mężów? Co w tym złego, że kobieta oczekuje opieki, która należy się jej z racji tego, że jest słabsza- że zachodzi w ciążę i trudniej jej utrzymać stałą pracę, że dzieci chorują i chciałaby się nimi zająć a nie siedzieć na dwie zmiany w pracy i zastanawiać się co się dzieje z jej dzieckiem. Rodzina to zadanie co najmniej dla dwojga- podziwiam kobiety które dokonują heroicznej pracy ponad jej siły i uwarunkowania psychologiczno-fizyczne, ale czy nie jest to ze szkodą dla niej i dzieci? Nie piszę tego postu aby Ciebie krytkować, ale martwię się o Ciebie, bo może jesteś ofiarą tego dojrzalszego faceta który wspomaga się emocjonalnie na Tobie. ( to tylko moje przypuszczenia, więc może się okazać że są mylne, za co z góry przepraszam)
A
ANKA
11 czerwca 2011, 15:51
I TYM ZAWODOWYM ŻONOM DAJ SKRUCHE I W SWEJ OPIECE JE MIEJ Temat niesakramentalnych jest samograjem deonu dla tych, którzy "na siłę" pragną usprawiedliwienia swych wyborów życiowych... Zawodowa żono ja widzę, że Ty znasz pragnienia innych to może zacznij od swojego męża smutne, że czynią to w agresji do tych, których skrzywdzili... Nazywasz mnie meliniarą ( ja tak siebie nie określałam) i jeszcze chcesz powiedzieć , że jestem agresywna bo napisałam, że wkurzyło mnie to... Czy Ty piszesz o tym, że ja Ciebie skrzywdziłam? Ja Ciebie nie znam, masz już paranoje, weź się lepiej za robotę jakąś Żegnam te pokrzywdzone, wszystkie jak jedna kobiety, takie dobre, które takich łajdaków sobie za mężów przypadkowo wzięły, co nieba im chciałby tylko przychylić, a Ci cmyk Takie biedaczki, które wine widzę wszędzie tylko nie w sobie Piszesz tu, bo chcesz prowokować skrzywdzonych. Do czego można prowokować skrzywdzonych?
zawodowa żona
11 czerwca 2011, 15:31
Temat niesakramentalnych jest samograjem deonu dla tych, którzy "na siłę" pragną usprawiedliwienia swych wyborów życiowych... smutne, że czynią to w agresji do tych, których skrzywdzili... ja zamiast "dyskutować" z Anką/Leszkiem podśpiewuję sobie za Okudżawą "...daj Kainowi skruchę i mnie w opiece swej miej..."
Ż
żona
11 czerwca 2011, 15:08
"Meliniara" to Twoje określenie. Piszesz tu, bo chcesz prowokować skrzywdzonych. Takie jest moje zdanie.
A
Anka
11 czerwca 2011, 15:01
Anka, czemu tutaj piszesz? Jaki masz cel? Zastanów się co chcesz sobie udowodnić, bo przecież nie obcym ludziom tu czytającym. To strona o niesakramentalnych piszę więc bo chcę. A po co Ty tu piszesz? Pytanie retoryczne.  Odpisuję bo ktoś ciągle tu mnie o coś pyta tak jak Ty. A jaki ty masz cel pisząc tutaj? Nad sobą się zastanawiąj a nie nade mną Ja akurat nie jestem ani meliniarą ani koleżanką, z którą ktoś tam sypiał.  Ale czasami lepsze towarzystwo  meliniary i koleżanki od wiadomych rzeczy niż zgorzkniałej własnej dewotki, która sakrament traktuje jak kartę przetargową i sama zapomniała czy on jest. Piszę tak bo wkurzyłaś myślę, że celowo mnie dziewczyno wyzywając od meliniar itp. szkoda z wami rozmawiać "święte" kobiety...
Ż
żona
11 czerwca 2011, 14:44
Anka, czemu tutaj piszesz? Jaki masz cel? Zastanów się co chcesz sobie udowodnić, bo przecież nie obcym ludziom tu czytającym.
Ż
żona
11 czerwca 2011, 14:43
Tak- chłop, który się złajdaczył, rozpił, roztawił rodzinę, skończył nawet jako bezdomny ma prawo, jeśli wróci skruszony do żony a ta go pogoni bo też ma do tego prawo, zamieszkać u swojej koleżanki lub byłej meliniary, z którą nie raz sypiał, w celu zapewnienia sobie dachu nad głową i opieki na stare lata, by żyć w końcu jak człowiek a nie jak pies. Rozumiem, że Ty jesteś tą "meliniarą" czy też "koleżanką z którą sypiał ten mąż", tak? Anka, czemu tutaj piszesz? Jaki masz cel? Zastanów się co chcesz sobie udowodnić, bo przecież obcym ludziom tu czytającym.
A
ANKA
11 czerwca 2011, 13:35
Uważasz, że brak wybaczenia od strony skrzywdzonej uprawnia do dalszego grzeszenia? Uważam, że brak wybaczenia uniemożliwia wspólne życie. Dyskusja nie ma sensu bo zachowujesz się tendencyjnie. Ja nie piszę o dalszym grzeszeniu. Tak- chłop, który się złajdaczył, rozpił, roztawił rodzinę, skończył nawet jako bezdomny ma prawo, jeśli wróci skruszony do żony a ta go pogoni bo też ma do tego prawo, zamieszkać u swojej koleżanki lub byłej meliniary, z którą nie raz sypiał, w celu zapewnienia sobie dachu nad głową i opieki na stare lata, by żyć w końcu jak człowiek a nie jak pies. Czy to oznacza, że według Ciebie można zdradzać nadal i zyć w cudzołóstwie, gdy zdradzony małżonek nie może przebaczyć i pojednać się?, Ja nie pisałam o uprawnieniu do dalszego grzeszenia bo tego grzeszenia w związkach o jakich piszę w tej kwestii nie ma. Nie wiem poza tym o co ci chodzi bo masz na myśli zapewne konkretną sytuację. Niemniej  brak przebaczenia  nikogo nie uprawnia do zdrad i cudzołóstwa, ale może zapewne zachęcić Napisałeś urywek wyrwany z kontekstu bo pisałam o ważnych powodach, nie widzimisie, które dopuszczają w pewnych przypadkach wspólne mieszkanie dwóch osób nie związanych sakramentem dla ich dobra
E
emilia
11 czerwca 2011, 12:17
Anka piszesz: ".... mogę zamieszkać z inną kobietą, w sytuacji kiedy ty nie będziesz mnie chciała, kiedy nie będziesz chciała mi przebaczyć i pojednać się ze mną ..."  Czy to oznacza, że według Ciebie można zdradzać nadal i zyć w cudzołóstwie, gdy zdradzony małżonek nie może przebaczyć i pojednać się? Uważasz, że brak wybaczenia od strony skrzywdzonej uprawnia do dalszego grzeszenia? Jeśli tak nauczają w duszpasterstwie dla niesakramentalnych to szok! Następnie piszesz: "Będę mieszkał z inną kobietą gdy będę stary i będę potrzebował opieki i wsparcia, a ty o mnie już zapomniesz i mi nie będziesz chciała przebaczyć i być razem ze mną na te trudne lata" A to zdanie nawet trudno skomentować, bo takie założenie to czysty egoizm (zdradziłem żonę i zyję z kochanką, bo żona mnie nie chce, ale przecież na starość muszę mieć kogoś, by się mną opiekował)
A
Anka
11 czerwca 2011, 10:59
nigdy nie doświadczysz co to znaczy kochać do końca   No chyba przesadziłeś, żeby pisać coś takiego, że ktoś czegoś nigdy nie doświadczy. Skąd możesz wiedzieć? A mOżna kochać bezwarunkowo nie tylko małżonka sakramentalnego, miłość nieogranicza się tylko do małżonka ale również do innych ludzi. I dlatego to takie smutne co piszesz. Jeżeli w Bogu złozymy całą nadzieję, całą naszą pzyszłośc nie musimy już nic kombinować i będziemy szczęśliwi. Właśnie to robię i jestem szczęśliwa. To moja nisza. Nawet w chorobie, w rozdzieleniu, w smutnych wydawało by się okolicznościach nie powinniśmy kombinować, ale być szczęśliwi. To samo dotyczy kobiet, które zostawił mąż, by się nie zadręczały, ale były szczęśliwe pomimo...
Jurek
11 czerwca 2011, 07:28
A jednak to smutne co piszesz Anka. Owszem, znalazłaś sobie jakąs niszę, w którą się schowałaś, ale nigdy nie doświadczysz co to znaczy kochać do końca, bezwarunkow i w pełnej wolności. A to najpiekniejsza rzecz na świecie. I dlatego to takie smutne co piszesz. Jeżeli w Bogu złozymy całą nadzieję, całą naszą pzyszłośc nie musimy już nic kombinować i będziemy szczęśliwi.
A
Anka
10 czerwca 2011, 22:26
Dzięki za uściślenie. Ale jednak uważam, że nie ma takich ważnych względów, które uprawniałyby do wspólnego zamieszkania niesakramentalnych. Słowa w przysiędze małżeńskiej nie pozostawiają żadnej furtki typu: " mogę zamieszkać z inną kobietą, jeśli będę miał z nią dziecko". Każda sytuacja jest inna. Gdzieś czytałam słowa papieża, który mówił kiedy coś jest dobre, a mianowicie wtedy kiedy to co się robi można by zastosować jako zachętę, normę dla inncych będących  w jakiś warunkach, nawet tak poplątanych jak powtórne związki. Więc powiem Ci kiedy dla mnie można zamieszkiwać z inna kobietą niż żona. "mogę zamieszkać z inną kobietą,  w sytuacji kiedy ty nie będziesz mnie chciała, kiedy nie będziesz chciała mi przebaczyć i pojednać się ze mną mimo tego co się stało. Będę razem z nią wychowywać swoje dziecko jeśli mnie odrzucisz, jeśli razem ze mną nie będziesz chciała  sprostać temu co się stało, bym mógł być mężem dla ciebie, ale i ojcem dla tego dziecka, które nie jest niczemu winne". " lub "Będę mieszkał z inną kobietą gdy będę stary i będę potrzebował opieki i wsparcia, a ty o mnie już zapomniesz i  mi nie będziesz chciała przebaczyć i być razem ze mną na te trudne lata" To ze strony ewentualnego męża. Ze strony niesakramentalnej było by inaczej.
TJ
taka jedna
10 czerwca 2011, 21:53
Dzięki za uściślenie. Ale jednak uważam, że nie ma takich ważnych względów, które uprawniałyby do wspólnego zamieszkania niesakramentalnych. Słowa w przysiędze małżeńskiej nie pozostawiają żadnej furtki typu: " mogę zamieszkać z inną kobietą, jeśli będę miał z nią dziecko".
A
Anka
10 czerwca 2011, 21:43
żyjąc jak mąż i żona. Naprawdę widzę sytuację kiedy współmałżonek po prostu nie chce być z druga stroną i co? na siłę?  Kiedy mówi, że nie kocha to też na siłę? Ja rozumiem porzucone kobiety i ich krzywdę, ale też rozumiem porzucone kobiety, które są wierne, uczciwe i kochają i mówią po latach po prostu -nie- i mają do tego prawo. Kochają na odległość i mają do tego prawo. Rozumiem kobiety cierpiące, ale nie pochwalam kobiet, które przez pół życia żyją w cieniu mężów, którzy porzucili, gorzknieją i dręczą same siebie i tym samym swoje dzieci. Bo tu nie ma jeszcze przyjęcia tego co się stało, nie ma zgody na to co je spotkało, a to jest potrzebne do tego by mogły normalnie żyć, a może nawet pojednać się z mężem
A
Anka
10 czerwca 2011, 21:30
Jak więc możesz mówić, że papież zezwolił na opuszczenie małżonka i życie z inną osobą??? Każdy kto tak robi łamie przysięgę, czyli grzeszy. Nie tylko cudzołożenie jest grzechem przeciwko małżeństwu Chyba  mówimy o czymś innym. Gdzie ja napisałam, że papież zezwolił na opuszczenie małżonka i życie z inną osobą? Gdzie? Ja napisałam, że dopuszcza wspólne zamieszkiwanie niesakramentalnych ze sobą z ważnych względów jak dzieci, podeszły wiek itp.  A dzieje się to wtedy najczęściej długo po tym jak małżonkowie się rozchodzą i nie są razem.  To dwie odrębne sprawy. Najpierw jest złamanie przysięgi, grzech, zdrada, potem opamiętanie, wspólne sprawy i życie i dopiero potem dopuszczenie tych ludzi do jedności z kościołem gdy uznają grzech, żałują i z ważnych powodów pozostają ze sobą bo inaczej często byłoby jeszcze gorzej. Nie ma tu więc sytuacji, że są razem, a prawowita żona i ich dzieci czekają na powrót. Sytuacje są różne. Ale wiem jedno- porzucona kobieta nie może być zdana na łaskę i nie łaskę jaśniepana. Ma zadbać o siebie jak mąż tego nie robi. jest wierna, uczciwa i kocha również jak jest szczęśliwa, ma prawo do szczęścia sama byle nie z innym
A
Anka
10 czerwca 2011, 21:17
Anka, a kto powiedział, ze jestem bez żony. Za zaproszenie dziekuję, nie wyglada to dobrze.  Ostatnio bylismy razem z żoną i moim synem i synową na wspólnym wyjeździe i to jest świadectwo dla moich dzieci, które im daję  Było w  sensie, że nie mieszkasz z nią.  Dobrze,  dawaj świadectwo jakie chcesz. Ale jak ona powie Ci   na mieszkanie i coś więcej z Tobą kategoryczne nie- to musisz to przyjąć, czy Ci się to podoba czy nie bo jest wolnym człowiekiem i ma do tego prawo.  Może być wierna, kochać i być uczciwa wobec siebie i ciebie na odległość i też dawać tym świadectwo. Że małżeństwo to nie widzimisie, ale też odpowiedzialność i konsekwencja. I wyrywanie sobie włosów z głowy, zadręczanie raczej nic nie da. O cierpliwość po prostu chodzi
TJ
taka jedna
10 czerwca 2011, 21:15
Anka. Słucham i czytam uwaznie co piszesz i widzę, że nie rozumiesz co się ślubuje w przysiędze małżeńskiej. Są tam słowa: "nie opuszczę cię do śmierci". Jak więc możesz mówić, że papież zezwolił na opuszczenie małżonka i życie z inną osobą??? Każdy kto tak robi łamie przysięgę, czyli grzeszy. Nie tylko cudzołożenie jest grzechem przeciwko małżeństwu
A
Anka
10 czerwca 2011, 21:02
Nie Teresa,  to Ty nie rozumiesz.  Jedne Ciało,  ale trzy osoby, wolne, a nie zniewolone sobą. Jedność trzech odrębnych osób, które się nie wtapiają w siebie, ale obdarowywują sobą nawzajem. Kobieta,  dla której mąż jest być albo nie być, nie jest zdolna do małżeństwa jakie jest zamysłem Bożym. Taka kobieta tworzy z męża bożka co ogranicza  ją i jego i z sakramentu czyni " jedność" podobną do uzależnienia.  Kobieta musi być szczęśliwa sama z siebie, sama z sobą by podzielić się  swoim szczęściem z mężem tj. dać mu samą siebie. Jeżeli ona uzależnia swoje życie i szczęście od niego to naprawdę nie ma mu nic do dania, to jest miłość zaborcza, która niszczy małżeństwo.  Ktoś wrażliwy nie jest się w stanie się  pogodzić z tym, że mąż porzucił?   I to po latach? A co ze zgodą wobec tego co nas w życiu spotyka? A co ze słowami- Niech twoja wola a nie moja będzie? Bo przecież tu chodzi nie tylko o miłe rzeczy, ale i dopuszczanie tych, których byśmy sobie nie życzyli. Czy przyjęcie krzyża porzuconej żony to nie pogodzenie się ze swoją sytuacją? I niechodzi o to by mówić, że zamysł Boży to rozwody :), i dobra jest wrażliwość na kryzysy małżeństwa,  ale  chodzi o przyjęcie tego co mnie spotkało, bez szemrania i narzekania. Zycie swoim życiem, dalej jako Jedno Ciało do końca, ale jako odrębna osoba- niezniewolona zdradami i postepowaniem drugiego. Żaden mąż nie wróci do kobiety, która nic nie robi tylko czeka, żyje przeszłością i karmi sie krzywdą bo taka kobieta nie jest wolna, jest zagrożeniem, no chyba że na rachunki nie będzie miał i wróci by mieć wikt i opierunek. A chyba nie o to chodzi
Jurek
10 czerwca 2011, 20:40
Anka, a kto powiedział, ze jestem bez żony. Moją żoną jest ta, której ślubowałem przed ołtarzem i tak zostanie.(mimo rozwodu) Za zaproszenie dziekuję, nie wyglada to dobrze. Obiady gotowałem przewaznie ja więc nie mam z tym problemu. Ostatnio bylismy razem  z żoną i moim synem i synową na wspólnym wyjeździe i to jest świadectwo dla moich dzieci, które im daję Anka słuchamy Cie dobrze i jesteśmy coraz bardziej przerażeni Twoim podejściem do sakramentu malżeństwa.
T
teresa
10 czerwca 2011, 20:37
Aniu,nie rozumiesz- to się nazywa Jedno ciało, do granic wytrzymałości rozciągnięte- spójrz na symbol  blue-connect-w środku trzy nici,jedna Boża.I teraz w te nici włazi czwarta,piąta, Elizabeth to i 7 oficjalnie wtrętów miała . Jeżeli ktoś jest wrażliwy nie jest w stanie z tym się pogodzić, nie da się zaakceptować sytuacji,która jest sprzeczna z Bożym zamysłem wobec ludzkiego małżeństwa.
A
Anka
10 czerwca 2011, 20:27
Papież jeśli nie wiesz powiedział, że niesakramentalni mogą z ważnych względów mieszkać razem, nie współżyć ale mieszkać. Wracają wtedy do jedności z kościołem i Bogiem, nie ma cudzołożenia, nie ma dzielenia wspólnego łoża. Jest wspólne mieszkanie, jak człowiek z człowiekiem, a i drugiego człowieka można, a nawet powinno się kochać. Czy Ty " słuchasz" czy udajesz, że słuchasz i słyszysz to co chcesz słyszeć?
T
teresa
10 czerwca 2011, 20:25
Ślubuję ci miłość,wierność,uczciwość małżeńską i że cię nie opuszczę aż do śmierci.Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący i wszyscy święci.   Czego tu się bać?  Pewnie będzie ciężko, warto się zastanowić,przemyśleć,poznać całą rodzinę,zrobić badania lekarskie, ale obiecać sobie wieczne uczucie ,chcieć tego,aby przysięga się spełniła to najwspanialsze ,wszyscy w głębi serca o tym marzą.   Jeżeli korci cię do romansu z osobą związaną sakramentem-czy nawet małżeństwa cywilnego -dobrze się zastanów.Całe życie bez sakarmentu pokuty i eucharystii,tyle grzechów zbieranych i nie przebaczonych, skleroza i nagła śmierć ,skoro można wyleczyć się z depresji po śmierci małżonka to tym bardziej z uczucia do żywego człowieka.Trzeba tylko pamiętać o tym co mówi Bóg do swego ludu.A jeśli już się stało-rozważ rozstanie , to  Bóg zbawia ,nie żona/mąż.
A
Anka
10 czerwca 2011, 20:22
Czasami myślę, że te kobiety, które przez lata nie mogą pogodzić się z odejściem męża mają problem same ze sobą, że są od swych chłopów uzależnione ( I przykazanie). Dlatego najpierw praca nad sobą bo mąż to nie Bóg, od którego zależy bycie lub nie kobiety i matki. To tyle
TJ
taka jedna
10 czerwca 2011, 20:21
Coraz ciekawszych rzeczy można się dowiedzieć; czyli niesakramentalni uważają, że to papież zezwolił im na życie w z cudzym małżonkiem? Gdyby papież głosił takie herezje to nie byłby błogosławionym. A jeśli duszpasterze niesakramentalnych tak interpretują jego słowa to po prostu prowadzą swoje owce na ... manowce.
A
Anka
10 czerwca 2011, 20:12
przepraszam pomiliłam sie, miałobyć- czy nie wystarczy
A
Anka
10 czerwca 2011, 20:10
Chore jest to nauczanie dla niesakramentalnych jeśli niektórzy z nich uważają, że nie robią nic złego żyjąc z cudzym mężem lub z cudzą żoną. Albo że wystarczy właściwa (?) relacja z Bogiem, modlitwa czy wyjazd na rekolekcje by nadal żyć spokojnie w grzechu cudzołóstwa i święcie wierzyć, że się dostąpi zbawienia. Sama tak to sobie wymyśliłaś czy ktoś Ci powiedział, może ja? Może mi wytłumaczysz na czym polega właściwa relacja z Bogiem? Może mi powiesz, jeśli nie jesteś z mężem, po jakiego grzyba zadręczasz się jego osobą, a jeśli masz dziecko po co i je Ty tym obciążasz? Czy one wystarczy, że on to zapewne robi?
A
Anka
10 czerwca 2011, 19:57
Anka, wybacz ale jesteś przykładem osoby, która w takim podejsciu do niesakramentalnych przez niektórych duszpasterzy zrobiła sobie alibi bycia w takim związku. Pisząc o niektórych duszpasterzach masz chyba na myśli naszego papieża. W jakim  takim związku? Jak jesteś sam bez żony i chcesz żeby wszyscy rozwiedzeni byli sami to bardzo proszę. Jak nie to zapraszam do mojego domu, będziesz miał z kim pogadać , a i obiad Ci czasem ugotuje. A i Twoją żonę zapraszam, nie jestem homo i nie o to chodzi. I ona znajdzie coś dla siebie. Straszne rzeczy jak ktoś nie " słucha co się mówi" tylko wszystko odbiera pod siebie i swoją sytuację.  Nara Straszne rzeczy.
Jurek
10 czerwca 2011, 19:44
Anka, wybacz ale jesteś przykładem osoby, która w takim podejsciu do niesakramentalnych przez niektórych duszpasterzy zrobiła sobie alibi bycia w takim związku.
A
Anka
10 czerwca 2011, 18:01
Nie wiesz co piszesz
TJ
taka jedna
10 czerwca 2011, 16:03
Chore jest to nauczanie dla niesakramentalnych jeśli niektórzy z nich uważają, że nie robią nic złego żyjąc z cudzym mężem lub z cudzą żoną. Albo że wystarczy właściwa (?) relacja z Bogiem, modlitwa czy wyjazd na rekolekcje by nadal żyć spokojnie w grzechu cudzołóstwa i święcie wierzyć, że się dostąpi zbawienia.
A
Anka
9 czerwca 2011, 21:38
nie moja droga, nie rozbijam- on jest rozbity.  I nie do mnie należy sklejanie go bo to nie mój "dzbanek" i też dlatego że choćbym chciała go sklejać to nie umiem. Więc nie mów mi co powinnam bo wiem co powinnam, co mogę a co nie. Nie ma mojego w porządku czy nie w porządku wobec niej, przykre to, ale takie jest życie, które nie lubi stagnacji. Są rzeczy, które możemy zmienić i takie, których nie możemy. I godzę się na to. Ja zrobiłam wszystko co mogłam, reszta należy do kogoś innego. Nie szukaj dziury w całym w moich postach bo nie ma sensu.
TJ
taka jedna
9 czerwca 2011, 20:30
"....Nie ma żadnych moich w porządku czy nie w porządku wobec niej, nie interesuje mnie to. Ich małżeństwo, nie moje. ..." Nie interesuje? A powinno. Bo ty weszłaś w ten związek i tak czy inaczej rozbijasz go.
A
Anka
9 czerwca 2011, 19:39
Jak ja sobie radzę bez seksu to też moja słodka tajemnica. Dlatego pytanie o to było conajmniej dziwne.
A
Anka
9 czerwca 2011, 19:38
Każdy zdrowy człowiek potrzebuje seksu. Nie twierdzę inaczej, ale nie za wszelką cenę. Anka, to może lepiej zostaw 'swojego' niesakramentalnego i daj mu szansę powrotu do żony i odbudowania ich małżeństwa? Może lepiej zostaw, może nie... Szansa powrotu i odbudowania małżeństwa to jego, ich sprawa, ja nie muszę mu niczego dawć. Dorośli to nie dzieci. Jednak miejsce męża jest przy żonie , a nie przy osobie z którą go nie łączy małżeństwo. Wcale nie jesteście obydwoje w porządku wobec swoich małżonków. ( czy tylko wobec jego żony) Gdzie jest jego miejsce to już on sam wiedzieć powinien najlepiej.  Miejsce męża przy żonie to nieobowiązek za wszelką cenę. Czy on jest w porządku wobec swojej to niech on sobie do tego dochodzi, ja nie zrobię tego za niego. Nie ma żadnych moich w porządku czy nie w porządku wobec niej, nie interesuje mnie to.  Ich małżeństwo, nie moje.
R
R
9 czerwca 2011, 19:11
Dziwny to Ty jesteś, że pytasz o mój pociąg. Spytaj się samotnych małżonków jak radzą sobie z pociągiem albo samego siebie gdy jesteś długo sam to będziesz wiedział. Nie wiem w sumie czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Albo spytaj księdza jak sobie radzi z celibatem. To jak celibat we dwoje. Można przeżyć. Coś jak Klara i Franciszek? Każdy zdrowy człowiek potrzebuje seksu. jak sobie radzą księża to ich słodka tajemnica. Jestem płci męskiej.
TJ
taka jedna
9 czerwca 2011, 18:35
Anka, to może lepiej zostaw 'swojego' niesakramentalnego i daj mu szansę powrotu do żony i odbudowania ich małżeństwa? Piszesz, że sobie mieszkacie razem i dobrze wam jest i że żyjecie bez seksu. Jednak miejsce męża jest przy żonie , a nie przy osobie z którą go nie łączy małżeństwo. Wcale nie jesteście obydwoje w porządku wobec swoich  małżonków. ( czy tylko wobec jego żony) 
A
Anka
8 czerwca 2011, 23:34
Dziwny to Ty jesteś, że pytasz o mój pociąg. Spytaj się samotnych małżonków jak radzą sobie z pociągiem albo samego siebie gdy jesteś długo sam to będziesz wiedział. Nie wiem w sumie czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Albo spytaj księdza jak sobie radzi z celibatem.  To jak  celibat we dwoje. Można przeżyć.
R
R
8 czerwca 2011, 18:10
Nudzi się Wam? Nie macie co robić tylko swoje domniemania tu uskutczniać? A co Wy możecie wiedzieć o niesakramentalnych? Ja jestem w takim związku. I przepuszczam, że w moim związku może być o wiele więcej miłości niż w niejednym waszym- gdzie "święta" kobieta zajmuje się zdominowaniem swojego męża by zrobić z niego pantoflarza, alkoholika i innego degenerata, albo mąż znęca się nad swoją wybranką i ich dziećmi. I co - wtedy nie ma grzechu cięzkiego? Gdy mąż alkoholik, a żona nałogowo sobie używa poza domem? Ja ze swoim niesakramentalnym żyję w czystości, zero seksu, ale jesteśmy sobie razem bo nie dobrze żeby człowiek był sam. Jego prawowita jest sama, miewała czasami kogoś, może rozgrzeszona, ale nienawidzi go. Przy okazji spotkań są tylko wyzwiska, wypominanie i gniew. Gadajcie sobie co chcecie, ale wiem jedno. Straszny to grzech cudzołóstwo, ale zmianę czegokolwiek zaczynajcie od siebie. Skrzywdzona żonka, która znieść nie może , że jej mąż nie ma pod górkę i chodzi uśmiechnięty- święta nie jest. Zamiast skupiać uwagę na kimś, niech zacznie pracę nad sobą. A my sobie mieszkamy razem bo chcemy i dobrze nam tak. Uciekam do kościoła na koniec miasta żeby Was nie gorszyć, gotuję potem obiad i jestem szczęsliwa. Będę szczęśliwa nawet kiedy wróci do sakramentalnej- daj im Boże. Ale wiele musiało by się zmienić. Przede wszystkim ona. Zacznijcie od siebie. Bo nie należycie do swych mężów ale do Chrystusa i na Nim się skupcie. Sorrry, dziwne. I nawet sie nie dotykacie? A może nie odczuwacie pociągu?
A
Anna
8 czerwca 2011, 17:51
Nudzi się Wam? Nie macie co robić tylko swoje domniemania tu uskutczniać? A co Wy możecie wiedzieć o niesakramentalnych? Ja jestem w takim związku. I przepuszczam, że w moim związku może być o wiele więcej miłości niż w niejednym waszym- gdzie "święta" kobieta zajmuje się zdominowaniem swojego męża by zrobić z niego pantoflarza, alkoholika i innego degenerata, albo mąż znęca się nad swoją wybranką i ich dziećmi. I co - wtedy nie ma grzechu cięzkiego? Gdy mąż alkoholik, a żona nałogowo sobie używa poza domem? Ja ze swoim niesakramentalnym żyję w czystości, zero seksu, ale jesteśmy sobie razem bo nie dobrze żeby człowiek był sam. Jego prawowita jest sama, miewała czasami kogoś, może rozgrzeszona, ale nienawidzi go. Przy okazji spotkań są tylko wyzwiska, wypominanie i gniew. Gadajcie sobie co chcecie, ale wiem jedno. Straszny to grzech cudzołóstwo, ale zmianę czegokolwiek zaczynajcie od siebie.  Skrzywdzona żonka, która znieść nie może , że jej mąż nie ma pod górkę i chodzi uśmiechnięty- święta nie jest. Zamiast skupiać uwagę na kimś, niech zacznie pracę nad sobą. A my sobie mieszkamy razem bo chcemy i dobrze nam tak. Uciekam do kościoła na koniec miasta żeby Was nie gorszyć, gotuję potem  obiad i jestem szczęsliwa.  Będę szczęśliwa nawet kiedy wróci do sakramentalnej- daj im Boże. Ale wiele musiało by się zmienić.  Przede wszystkim ona. Zacznijcie od siebie. Bo nie należycie do swych mężów ale do Chrystusa i na Nim się skupcie.
P
porównania...
2 czerwca 2011, 19:57
Może głupie porównania, ale jednak możnaby porównać te trzy: Nie zabijaj - za zabójstwo idzie się do więzienia. Nie kradnij - za kradzież idzie się do więzienia. Nie cudzołóż - nie idzie się do więzienia. jednak tyle osób cierpi - bo z cudzołóstwa też rodzą się dzieci... Żal niewinnych, skrzywdzonych dzieci.
T
teresa
2 czerwca 2011, 19:26
Problem wziął się z braku argumentacji wobec tych osób oraz narastającej ilości rozwodów i związków nieformalnych. I tak to się dalej potoczyło.Sprawę pogarsza fatalistyczny kanon 1095,którym tłumaczy się wszystko,alkoholizm,niewierność, aborcję,antykoncepcję,schedę po rodzicach,wszystko. A tu 999- liczy się czas. Albo w ciągu roku następuje rozwód,po prawidłowo trwającym okresie narzeczeństwa[min. pół roku] i tu mówimy ogólnie ,nie wnikając w szczegóły o oszustwie małżeńskim[ OSZUSTA NALEŻY KANONICZNIE UKARAĆ DLA PRZYKŁADU] - z założenia sakramentu nie było,bo przysięga jest dobrowolna i dwustronna.Jeśli rozpad po wyżej 3 lat-  zwyczajne wygodnictwo- dzieci płaczą,żona zaczyna domagać się pomocy, mężczyzna bierze nadgodziny i nocki itp... tu daje o sobie znać EGOIZM. Z egoizmem można walczyć,ale trzeba wiedzieć jak. KOściół wyspecjalizował się w  wyszukiwaniu powodów, pomaga usprawiedliwić odejście, więcej -wyraża akceptację dla rodzin nieformalnych[ obojętne,czy żona sakramentalna żyje ,czy nie] .Dzieci. Dzieci trzeba wychowywać dla Boga. Uczą się o Nim, Jego przykazań,konfrontują z rzeczywistością i dochodzą do wniosku,że widać dekalog nie jest taki ważny, rzecz w tym,że Miłość do Boga jest najważniejsza i dlatego Jego trzeba słuchać przede wszystkim.A co On mówi? Nie cudzołóż- VI/IX nie pożądaj. I tylko o to mi chodzi. Trzeba zakręcić ten żółty kurek.You can doit. Im not. I wzywać do spowiedzi świętej- choć raz w roku... Jeśli przestrzeganie zasad nie ma sensu, to co ma sens?    Bóg umacnia związek
R
R
2 czerwca 2011, 19:24
Co za smętna dysputa. "Kochajta i róbta, co chceta" - Św. Augustyn. I zakończta te intelektualne masturbacje, bo zabieracie miejsce ciekawszym wątkom.
E
emilia
2 czerwca 2011, 19:06
 duszpasterze niesakramentalnych tak zamotali sumieniami tych ludzi, że ktoś wcześniej napisał tak: ".... niesakramentalni ...owszem, trwają w grzechu, ale osoby zgrom. w takich wspólnotach są to osoby, które mają świadomość obecności Boga .....i chcą nawiązać z Nim relację....'     Czyli owszem grzeszę i będę grzeszył (kradł, mordował, cudzołożył), ale to nie przeszkadza mi w niczym, bo mam przecież świadomość obecności Boga...., chcę się modlić, .... ha ha ha,  ciekawe czy Panu Bogu takie wyjaśnienie przypadnie do gustu       
E
emilia
2 czerwca 2011, 18:39
 Jak pomóc niesakramentalnym? Po prostu zastosować słowa Jezusa: "wzywać do nawrócenia grzeszników", a nie utwierdzać w przekonaniu, że sama modlitwa, słuchanie słowa Bożego czy rekolekcje sprawią, że ci ludzie poczują się na tyle dobrze, że zapomną na czym polega nawrócenie. To, co dotychczas robią duszpasterze niesakramentalnych to prowadzenie tych ludzi prosto do piekła - bo pozwala się im zyć w związkach cudzołożnych niby dla wychowania dzieci. czy Jezus kiedykolwiek powiedział do grzeszników, że mają jeszcze czas na nawrócenie? Nie. Onwszystkim mówił: "idź i nie grzesz więcej" 
P
POMOC
30 maja 2011, 08:11
Jak pomóc niesakramentalnym? To pytanie niesie za sobą wyższość, jeśli zadaje go osoba świecka (ksiądz zawsze może zaprosić danego małżeonka do sakramentu pokuty i pojednania, nawet nie udzielając rozgrzeszenia, z powodu stanu niesakramentalności danej osoby - tak robią zakonnicy - ze wspaniałym "efektem" nawróceń!) A jak pomaga się tuż przed rozpadem małżeństwa? Tuż obok, tu i teraz, rozgrywa się dramat - wystarczy go zobaczyć i pomóc przed tragedią. Ujrzeć/zobaczyć to - to łaska od Boga, nie każdy potrafi zobaczyć miłość u małżonków, którzy przechodzą dramat! Po pierwsze pomagać PRZED (kryzys, separacj, rozwód). Niesakramentalni - to już temat nie na FORUM.
D
detektyw
29 maja 2011, 23:11
Tym wpisem Leszek się ujawnił. Widać jak bardzo skrzywdził swoją żonę sakramentalną i teraz atakuje inne, obce żony/matki, bo jego własna jest jego wyrzutem sumienia. Człowieku nawróć się. Niektórzy sądzą, że jest jeszcze gorzej. Z jego wpisów można wywnioskować, że leszek nie miał żony sakramentalnej, tylko jako ksiądz mieł przygodę zakończoną niechcianym ojcostwem. I do matki jego dziecka można odnieść jego histeryczne deklaracje: A Ty byś chciała się go pozbyć i wcisnąć komuś na siłę aby go taszczył za Ciebie?!? Nic z tych rzeczy! VETO! Ja nie mam zamiaru harować by zapewnić byt Tobie i Twoim dzieciom lub Tobie podobnym.
V
VETO
29 maja 2011, 22:54
Ty "plujesz" na rozmówców tego forum od roku 2009 nie z ukrycia.
L
leszek
29 maja 2011, 19:53
A Ty byś chciała się go pozbyć i wcisnąć komuś na siłę aby go taszczył za Ciebie?!? Nic z tych rzeczy! VETO! Ja nie mam zamiaru harować by zapewnić byt Tobie i Twoim dzieciom lub Tobie podobnym. Jak chcesz to Ty możesz poharować aby zapewnić byt mojej rodzinie albo jakiejś innej. Tym wpisem Leszek się ujawnił. Widać jak bardzo skrzywdził swoją żonę sakramentalną i teraz atakuje inne, obce żony/matki, bo jego własna jest jego wyrzutem sumienia. Człowieku nawróć się. do tchórza plującego z ukrycia Musisz wyjątkowo nikczemną i zaślepioną nienawiścią osobą skoro posuwasz się do tego typu oszczerstw.
L
leszek
29 maja 2011, 19:49
@zdradzona, granice zwykłej przyzwoitości to przekracza to co wypisujesz Ty i Tobie podobni. Faktem jest, że zostaliście skrzywdzeni, ale nie oznacza to że staliście się pępkiem świata który teraz wszyscy muszą niańczyć aby z nawiązką wynagrodzić Wam Wasze krzywdy. A Wasza krzywda odbiera Wam rozum i wszędzie wietrzycie niezasłużone profity swoich krzywdzicieli i domagacie się niczym nieuzasadnionych względów. leszak, prosze Cię nie obrażaj ludzi. Nikt nie ma prawa oceniać miary Krzyża jakiego doswiadczają krzywdzeni przez niewiernych małzonków. JurkuS, jak osoba ukrywająca się pod nickiem @zdradzona pisze: to co wypisuje leszek przekracza granice zwykłej przyzwoitości. ten człowiek nie ma pojęcia co przeżywają opuszczeni małżonkowie i wypisuje bzdury i inwektywy pod adresem skrzywdzonych ludzi. to nie jest wg Ciebie obraźliwe? I dopiero ja obrażam? JurkuS, nikt nie ma prawa oceniać czy osądzać kogokolwiek! Krzywdzeni przez niewiernych małżonków nie mają tu żadnych szczególnych przywilejów! Więc tak samo nikt nie ma prawa oceniać czy osądzać krzywdzicieli. A jakim prawem i na jakiej podstawie piszesz fałszywe świadectwo przeciwko mojej osobie? Niby gdzie i w jaki sposób rzekomo oceniam miarę krzyża jakiego doświadczają porzuceni przez niewiernych małżonków?!? Konkretnie! Najwyraźniej masz moralność Kalego :-( A przy tym czy nie widzisz swojej niekonsekwencji? Porzuceni nie mogą być według ciebie "pępkiem świata", a niesakramentalni tak. JurkuS, kolejne Twoje fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu... Nigdy i nigdzie nie twierdziłem, że niesakramentalni mogą być pępkiem świata...
GW
głębokie współczucie
29 maja 2011, 17:06
A Ty byś chciała się go pozbyć i wcisnąć komuś na siłę aby go taszczył za Ciebie?!? Nic z tych rzeczy! VETO! Ja nie mam zamiaru harować by zapewnić byt Tobie i Twoim dzieciom lub Tobie podobnym. Jak chcesz to Ty możesz poharować aby zapewnić byt mojej rodzinie albo jakiejś innej. Tym wpisem Leszek się ujawnił. Widać jak bardzo skrzywdził swoją żonę sakramentalną i teraz atakuje inne, obce żony/matki, bo jego własna jest jego wyrzutem sumienia. Człowieku nawróć się.
Jurek
29 maja 2011, 16:57
leszek napisał: @zdradzona, granice zwykłej przyzwoitości to przekracza to co wypisujesz Ty i Tobie podobni. Faktem jest, że zostaliście skrzywdzeni, ale nie oznacza to że staliście się pępkiem świata który teraz wszyscy muszą niańczyć aby z nawiązką wynagrodzić Wam Wasze krzywdy. A Wasza krzywda odbiera Wam rozum i wszędzie wietrzycie niezasłużone profity swoich krzywdzicieli i domagacie się niczym nieuzasadnionych względów. leszak, prosze Cię nie obrażaj ludzi. Nikt nie ma prawa oceniać miary Krzyża jakiego doswiadczają krzywdzeni przez niewiernych małzonków. A przy tym czy nie widzisz swojej niekonsekwencji? Porzuceni nie mogą być według ciebie "pępkiem świata", a niesakramentalni tak.
L
leszek
29 maja 2011, 14:21
to co wypisuje leszek przekracza granice zwykłej przyzwoitości. ten człowiek nie ma pojęcia co przeżywają opuszczeni małżonkowie i wypisuje bzdury i inwektywy pod adresem skrzywdzonych ludzi. ------- a jeśli naprawde nie wiesz to ci napiszę: tak porzuceni nieraz muszą opuścić wraz z dziećmi swoje mieszkanie, bo nie da się mieszkać razem ze zdradzającycm mężem, który przyprowadza do domu kochankę=niesakramentalną żonę. Bardzo często brakuje iporzuconym matkom pieniędzy na utrzymanie dzieci, bo tak się składa, że ten kto zdradza i odchodzi do niesakramentalnej żony zapomina, że powinien płacić jakieś alimenty. @zdradzona, granice zwykłej przyzwoitości to przekracza to co wypisujesz Ty i Tobie podobni. Faktem jest, że zostaliście skrzywdzeni, ale nie oznacza to że staliście się pępkiem świata który teraz wszyscy muszą niańczyć aby z nawiązką wynagrodzić Wam Wasze krzywdy. A Wasza krzywda odbiera Wam rozum i wszędzie wietrzycie niezasłużone profity swoich krzywdzicieli i domagacie się niczym nieuzasadnionych względów. Masz rację, opuszczeni małżonkowie mają z reguły znacznie cięższe życie. Nie mam jednak najmniejszego zamiaru wdawać się z tego powodu w jakiekolwiek rozważania czy w związku z tym żyjący w pełnych związkach sakramentalnych mają w ramach jakiegoś haraczu od szczęścia rodzinnego extra opodatkowywać się na rzecz żyjących w samotności. Chcę jedynie przypomnieć Ci, że wątek ten zaczął się od idiotycznego wpisu stwierdzającego, że najpierw pomaga się skrzywdzonym a nie krzywdzącym, gdyż tego domaga się minimum sprawiedliwości, a tymczasem skrzywdzeni rzekomo nie mają żadnego wsparcia w Kościele. A dzięki Twojemu wpisowi wychodzi cały idiotyzm tych pretensji... Bo Kościół prowadzi duszpasterstwa dla niesakramentalnych aby świadczyć im pomoc DUSZPASTERSKĄ a nie pomoc socjalną. Celem duszpasterstw nie jest świadczenie pomocy socjalnej. Od pomocy socjalnej jest w każdej parafii Caritas. Ale to że Kościół prowadzi pomoc DUSZPASTERSKĄ dla niesakramentalnych, którzy potworzyli kolejne związki, już niesakramentalne, jest solą w oku dla tych porzuconych, którzy najchętniej by swojego krzywdziciela w łyżce wody utopili. Wymyślają więc sobie zarzuty, że Kościół świadczy pomoc krzywdzicielom, a tymczasem to pokrzywdzeni są w znacznie gorszej sytuacji materialnej. I zachowują się tak jakby Kościół świadczył jakąś pomoc materialną/finansową krzywdzicielom, a pokrzywdzonym odmawiał takiej pomocy. Pomoc kościoła niejednokrotnie sprowadza się tylko do stwierdzenia, że każdy musi nieść swój krzyż, I bardzo dobrze! Tak powinno być! Od pomocy socjalnej jest Caritas, MOPR itp a nie Kościół. co w przypadku porzuconych matek oznacza harówkę od rana do nocy by zapewnić byt sobie i dzieciom. A Ty byś chciała się go pozbyć i wcisnąć komuś na siłę aby go taszczył za Ciebie?!? Nic z tych rzeczy! VETO! Ja nie mam zamiaru harować by zapewnić byt Tobie i Twoim dzieciom lub Tobie podobnym. Jak chcesz to Ty możesz poharować aby zapewnić byt mojej rodzinie albo jakiejś innej.
Z
zdradzona
29 maja 2011, 12:46
to co wypisuje leszek przekracza granice zwykłej przyzwoitości. ten człowiek nie ma pojęcia co przeżywają opuszczeni małżonkowie i wypisuje bzdury i inwektywy pod adresem skrzywdzonych ludzi. ------- a jeśli naprawde nie wiesz to ci napiszę: tak porzuceni nieraz muszą opuścić wraz z dziećmi swoje mieszkanie, bo nie da się mieszkać razem ze zdradzającycm mężem, który przyprowadza do domu kochankę=niesakramentalną żonę. Bardzo często brakuje iporzuconym matkom pieniędzy na utrzymanie dzieci, bo tak się składa, że ten kto zdradza i odchodzi do niesakramentalnej żony zapomina, że powinien płacić jakieś alimenty. Pomoc kościoła niejednokrotnie sprowadza się tylko do stwierdzenia, że każdy musi nieść swój krzyż, co w przypadku porzuconych matek oznacza harówkę od rana do nocy by zapewnić byt sobie i dzieciom.
WS
wydaje się, że
29 maja 2011, 11:30
uderz w stół, a nożyce się odezwą problemem jest to, że w duszpasterstwie dla niesakramentalnych "ukrywają się" osoby, które zniszczyły kanonicznie ważnie zawarte małżeństwo. I to jest tak "jakby" najgorsze. To opowiadanie opuszczonych malżonków, którzy nie mają dokąd pójść, paradoksalnie - w Kościele nie mają gdzie znaleźć pomocy. Co za bzdury wypisujesz... nic dziwnego, że nie masz odwagi się pod tym podpisać... Niby w jaki sposób w duszpasterstwie dla niesakramentalnych ukrywają się osoby które zniszczyły kanonicznie ważnie zawarte małżeństwo?!? Pod stołami, czy w szafach? A może za ołtarzem? Przychodzą i udają że żyją w związkach sakramentalnych? I co Ty pleciesz z tymi opuszczonymi małżonkami którzy nie mają dokąd pójść?!? Ktoś ich wyrzucił z miejsca zamieszkania? A może do kościoła ktoś nie chce ich wpuszczać? Jakiej pomocy nie mają gdzie znaleźć w Kościele? Nie potrafią zrobić sobie rachunku sumienia czy wyspowiadać się? A może nie są w stanie o własnych siłach przyjść do kościoła i samodzielnie podejść do Komunii św. czy do Spowiedzi? Czy może nikt im nie chciał ustąpić miejsca siedzącego? A może ktoś im nie dawał rozgrzeszenia? Uniemożliwiał im przystępowanie do Komunii św.? Czy może nie dopuszczano ich jako świadków chrztu czy bierzmowania?!? Albo odmawiano im dopuszczania do sakramentów ich dzieci? I pomimo protestów i poszukiwania pomocy nie znaleźli jej? Możesz sprecyzować jakiej to pomocy nie znaleźli w Kościele?
L
Lesia
29 maja 2011, 11:09
hahaha
L
leszek
29 maja 2011, 10:34
problemem jest to, że w duszpasterstwie dla niesakramentalnych "ukrywają się" osoby, które zniszczyły kanonicznie ważnie zawarte małżeństwo. I to jest tak "jakby" najgorsze.  To opowiadanie opuszczonych malżonków, którzy nie mają dokąd pójść, paradoksalnie - w Kościele nie mają gdzie znaleźć pomocy. Co za bzdury wypisujesz... nic dziwnego, że nie masz odwagi się pod tym podpisać... Niby w jaki sposób w duszpasterstwie dla niesakramentalnych ukrywają się osoby które zniszczyły kanonicznie ważnie zawarte małżeństwo?!? Pod stołami, czy w szafach? A może za ołtarzem? Przychodzą i udają że żyją w związkach sakramentalnych? I co Ty pleciesz z tymi opuszczonymi małżonkami którzy nie mają dokąd pójść?!? Ktoś ich wyrzucił z miejsca zamieszkania? A może do kościoła ktoś nie chce ich wpuszczać? Jakiej pomocy nie mają gdzie znaleźć w Kościele? Nie potrafią zrobić sobie rachunku sumienia czy wyspowiadać się? A może nie są w stanie o własnych siłach przyjść do kościoła i samodzielnie podejść do Komunii św. czy do Spowiedzi? Czy może nikt im nie chciał ustąpić miejsca siedzącego? A może ktoś im nie dawał rozgrzeszenia? Uniemożliwiał im przystępowanie do Komunii św.? Czy może nie dopuszczano ich jako świadków chrztu czy bierzmowania?!? Albo odmawiano im dopuszczania do sakramentów ich dzieci? I pomimo protestów i poszukiwania pomocy nie znaleźli jej? Możesz sprecyzować jakiej to pomocy nie znaleźli w Kościele?
WS
wydaje się, że
29 maja 2011, 10:01
problemem jest to, że w duszpasterstwie dla niesakramentalnych "ukrywają się" osoby, które zniszczyły kanonicznie ważnie zawarte małżeństwo. I to jest tak "jakby" najgorsze.  To opowiadanie opuszczonych malżonków, którzy nie mają dokąd pójść, paradoksalnie - w Kościele nie mają gdzie znaleźć pomocy.
R
R
28 maja 2011, 16:49
Co za nuda i deonanizm umysłowy.
P
pytajnik
28 maja 2011, 15:32
http://home.fidelitas.pl/publicystyka.php?tryb=wyswietl&id=4 tu cały artykuł
P
pytajnik
28 maja 2011, 15:30
c.d. Opieka religijna ze strony Kościoła nad „parami niesakramentalnymi” które żyją ze sobą ze względu na dzieci stanowi pewien newralgiczny punkt tego zjawiska. Dla pewności i spokoju sumień przydałoby się jakieś dodatkowe wyjaśnienie i precyzacja ze strony Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Nie sądzę, aby papieżowi w „Familiaris Consortio” chodziło o usprawiedliwienie trwania w grzechu racją wychowania dzieci, bo nawet najwyższa wartość doczesna stoi niżej od dobra duszy nieśmiertelnej (zob. Mt 26, 16). Myślę, że Jan Paweł II apelował o wytrwałość pasterską, aby nawet osoby tak głęboko uwikłane w grzech (często grzeszące tym samym przeciw Duchowi Św.) również znalazły się w obszarze głoszenia Bożego Miłosierdzia. Warto też nadmienić, że powoływanie się przez te pary na dobro dzieci jest często zwykłym wykrętem dla usprawiedliwienia siebie, a duszpasterze powinni wykazywać się większą stanowczością i zdecydowanie wzywać do porzucenia partnera w grzechu
P
pytajnik
28 maja 2011, 15:29
c.d. Podstawową wadą tych duszpasterstw jest brak wezwania do radykalnego i natychmiastowego nawrócenia, a jest tylko czekanie aż obumrą namiętności i dopiero wtedy będzie można uczynić zadość normom Kościoła. Taka postawa to nieliczenie się z kruchością życia ludzkiego i grozą wiecznego potępienia dla tych, co umarli w grzechu ciężkim. A może właśnie kluczem do zrozumienia tej lekkomyślności duszpasterskiej jest zanik przekonania o wieczności kar piekielnych? Jest to również niewiara w skuteczność Bożej łaski, że można wytrwać w życiu bez grzechu ciężkiego. Zgorszenie, które się pojawia w związku z istnieniem takich duszpasterstw, jest w znacznej mierze uzasadnione i nie ma w sobie nic z niemiłosiernego odrzucenia grzesznika. Powstaje z przeświadczenia o podważaniu nauczania Kościoła o nierozerwalności małżeństwa. Można mieć wrażenie, że nie jest już czymś złym (Kościół się „dostosował”) być w drugim związku za życia małżonka i że kiedyś Kościół dopuści ich do sakramentów. Również trudno oprzeć się wrażeniu, że aby być „oczkiem w głowie” modnych duszpasterzy trzeba porzucić małżonka i związać się z kimś innym… To powoduje zgorszenie. Trzeba tak przekształcić działanie w tym zakresie, aby było jasne, że ci ludzie nie są nowym, eksponowanym stanem w Kościele, że to tylko PRÓBA nawrócenia publicznego grzesznika. Zresztą zwrot „pary niesakramentalne” to tylko eufemizm ukrywający stan publicznego życie w grzechu.....
P
pytajnik
28 maja 2011, 15:25
W poniższym artykule jest przedstawione całkiem inne spojrzenie na niesakramentalnych niz prezentują jezuici z Deona: Włodzimierz Operacz Duszpasterstwa cudzołożników? Wobec tak jednoznacznego stanowiska Pana Jezusa moralna ocena stanu osób żyjących w tzw. „małżeństwach niesakramentalnych” może być tylko jedna – „znajdują się w sytuacji, która obiektywnie wykracza przeciw prawu Bożemu” (KKK 1650). To nie jest jednorazowy grzech, upadek słabego człowieka, ale trwały stan grzechu wybrany dobrowolnie i świadomie. A jednak praktyka duszpasterska w stosunku do nich wydaje się podważać tę naukę i wywołuje poważne zgorszenie. Czasami spotykam się ze zdziwieniem z powodu istnienia duszpasterstw „par niesakramentalnych” i pytaniem czy Kościół zmienił swoje stanowisko w sprawie nierozerwalności małżeństwa. Nie – nic takiego nie miało miejsca i mieć nie może! Osoby, będące w związkach jakbymałżeńskich, gdy żyją ich legalni i faktyczni małżonkowie, znajdują się w stanie grzechu ciężkiego i dopóty nie porzucą pożycia seksualnego, nie mogą otrzymać rozgrzeszenie (trwanie w grzechu i brak gotowości do nawrócenia – por. Kan 987). Osoby grzeszące w sposób ciężki przeciw VI przykazaniu same wyłączają się z możliwości korzystania ze strumienia łaski uświęcającej. Niemniej jednak za grzech cudzołóstwa nie jest przewidziana kara ekskomuniki i żaden grzesznik nie może znaleźć się poza wołaniem Kościoła o nawrócenie. Tej sprawie został poświecony nr 94 Adhortacji Apostolskiej Jana Pawła II „Familiaris Consortio”. Wspomina również o tym Katechizm Kościoła Katolickiego w nr 1650-1651. Dokumenty te dają jednak tylko ogólne wskazania. Niestety praktyka duszpasterska często pozostaje na bakier z wieloma zasadami moralnymi Kościoła....
Marta Staniszewska
28 maja 2011, 13:05
Niektórzy komentujący to najchętniej weszliby w rolę samego Pana Boga, wyznaczając Mu zakres zadań, no i rzecz jasna wręczając Mu separator, co by ci 'grzeszni' (którymi oczywiście nie są autorzy tychże wątków) zostali już na ziemi w ogień wrzuceni. Jasno powiedziane jest, że osoby żyjące w związkach niesakramentalnych nie przystępują do Stołu Pańskiego - nie przyjmują Pana Jezusa w Komunii, natomiast kto powiedział, że przez to ich droga do Pana Boga się zakończyła? Owszem, trwają w grzechu, ale osoby zgrom. w takich wspólnotach są to osoby, które mają świadomość obecności Boga (czego wielu innym, powiedzmy bez przeszkód do przyjęcia Komunii Św. brakuje) i chcą nawiązać z Nim relację. Chcą Go poznać, a mogą dzięki takim właśnie wspaniałym duszpasterzom, którzy nie generalizują i nie wrzucają wszystkich rozwodników do jednego worka, ale starają się przyjrzeć im różnym historiom życia, ale przede wszsytkim głosić Chrystusa, bo do tego są powołani. Głosić Chrystusa WSZYSTKIM.
L
leszek
28 maja 2011, 06:17
Znowu to dopieszczanie niesakramentalnych. Trzeba nam wrócić do Chrystusowego: "Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi". JurkuS, a Ty znowuż swoje z uporem maniaka? Niby kiedy i w jaki sposób dopieszczano niesakramentalnych? Niby w jaki sposób robi się to znowu? Ciągle serwujesz swoje osądy i zarzuty bez jakiegokolwiek uzasadnienia :-( JurkuS, skoro jak sam przyznajesz trzeba Wam wrócić do Chrystusowego: 'Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi', to wróć wreszcie do tego i nie wypisuj swoich fałszywych świadectw żywionych Twoimi fobiami i urazami.
Jurek
27 maja 2011, 23:38
Znowu to dopieszczanie niesakramentalnych. Trzeba nam wrócić do Chrystusowego: "Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi".
R
R
27 maja 2011, 22:09
Czy Leszek to ukryty moderator na Deonie? Odpowiada na każde niemal pytanie, wszystko wie najlepiej i torpeduje każdą dyskusję To zamiast niesakramentalnego związku.
K
ktoś
27 maja 2011, 21:13
Czy Leszek to ukryty moderator na Deonie? Odpowiada na każde niemal pytanie, wszystko wie najlepiej i torpeduje każdą dyskusję
PS
pisz sensownie
27 maja 2011, 20:53
No tak @Bercik, a właściwie @Bercikowa... Cały czas odnosiłem wrażenie że udajesz kogoś innego. Ciągle nie pasował mi ten męski nick do formy pisania, pomimo że z rodzajnikami też męskimi. Aż w końcu sypnęłaś się... ~bercik Do Leszka Zacytuję słowa znajomej ze wspólnoty... ~leszek Do bercika/bercikowej Informacja o cytowaniu jest praktycznie na samym początku. I zaraz potem jest znak rozpoczęcia cytowania. Potem jest cały szereg różnych wywodów, z kilkakrotnym otwieraniem i zamykaniem cytatów. Wygląda więc na to że cytowanie zostało już zakończone, a trwają Twoje wywody.
K
katolik
27 maja 2011, 20:40
Prawda o świecie nie jest łatwa do przyjęcia, bo nasza duma ludzka nie pozwala nam przyznać się nawet przed samym sobą do tego, że być może przez całe życie żyliśmy w błędzie. Wyzwoliłem się z błędu i dlatego ostrzegam przed niebezpieczeństwem piekła. http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
CZ
czytaj ze zrozumieniem
27 maja 2011, 20:19
No tak @Bercik, a właściwie @Bercikowa... Cały czas odnosiłem wrażenie że udajesz kogoś innego. Ciągle nie pasował mi ten męski nick do formy pisania, pomimo że z rodzajnikami też męskimi. Aż w końcu sypnęłaś się... ~bercik Do Leszka Zacytuję słowa znajomej ze wspólnoty...
L
leszek
26 maja 2011, 08:20
Poza tym dlaczego niesakramentalni - skoro ich ta wczesniejsza nie była prawdziwa nie staraja się o stwierdzenie nieważnosci ????    Ważność/skuteczność zawierania małżeństwa sakramentalnego nie zależy od tego czy zakochanie już minęło czy nie, ale od tego czy w momencie zawierania małżeństwa spełnione były warunki jego ważności.
L
leszek
26 maja 2011, 08:17
Do Leszka Zacytuję słowa znajomej ze wspólnoty rozwiedzionych ale w dalszym ciagu wiernych małżonkowi - takich którzy ida dalej wybrana droga mimo , że współmałzonek ich opuscił  " Zgadzam się z Tobą - szczególnie z tym, że ktoś powinien im o tym przypominać... @Bercik, cytować możesz. Ale czy gdybym Tobie zacytował czyjeś słowa mówiące o tym iż nie należy im o tym ciągle przypominać to zmieniłbyś zdanie i uznał, że jednak nie należy? Nie sądzę. Nie dziw się więc że i dla mnie to nie żaden argument. Bo to że ktoś uważa iż należy im o tym przypominać wcale nie świadczy o tym, że rzeczywiscie należy. I tu przypominają mi się słowa księdza ......... z rekolekcji dla nas w Koniakowie. On też się zajmuje związkami niesakramentalnymi i mówi, że za każdym razem kiedy wspomina, że są też rozwiedzeni samotni, którzy nie założyli "nowych" rodzin/związków, to oni się bardzo wkurzają. Niczym nieuzasadniona generalizacja wynikająca z typowego myślenia życzeniowego. Nawet jeśli naprawdę jacyś wiarołomcy bardzo się wkurzali gdy wspominano im że są też rozwiedzeni samotni którzy nie założyli nowych związków, to wcale nie oznacza to że jest to reakcja występująca generalnie u wiarołomców. I jeszcze jedno. Czy gdybym Ci zacytował jakiegoś księdza zajmującego się związkami niesakramentalnymi i twierdzącego że istnienie rozwiedzionych samotnych którzy nie założyli rodziny wcale wiarołomców nie rusza, to zmieniłbyś zdanie? Nie sądzę. Nie dziw się więc że i dla mnie to cienki argument. I powiedział nam na koniec, że nawet nie wiemy jakim jesteśmy dla nich wyrzutem sumienia. Że im byłoby prościej gdyby wiedzieli, że wszyscy wybierają taką jak oni drogę, a tak... mają zgryza ;) No i o to chyba chodzi. Nie generalizowałbym tak. Taka generalizacja nie ma jakiegokolwiek uzasadnienia. Znacznie bardziej wiarygodne byłoby oczekiwanie że części z nich to zwisa i powiewa. Ale dla części z nich (bez rzetelnych badań trudno powiedzieć jakiej więc nie ma co strzelać) rzeczywiście może to być istotny problem. Nie mogą twierdzić, że takie czasy, że wszyscy tak robią. A widzą, że jednak można i da się zachować wierność. Tu nic nie trzeba mówić - ale takie życie w pojedynkę po rozwodzie mówi samo za siebie. Mówi o wierności, mówi o Bogu, mówi... i może podlewa jak ten pęknięty dzban. No niezupełnie. Jeżeli jest to rzeczywiście życie w pojedynkę z zachowaniem wierności to tak. Ale bywa, że jest to co prawda życie w pojedynkę ale z przelotnymi przygodami. Chciałabym tak myśleć, bo inaczej, to nie miałoby sensu. Zapewniam Cię, że to procentuje. TO JEST MODLITWA. Choć... trudno było wytrwać. Choć trudności czasem zwalały z nóg a moja poduszka tylko wie ile nocy przepłakałam. No tak @Bercik, a właściwie @Bercikowa... Cały czas odnosiłem wrażenie że udajesz kogoś innego. Ciągle nie pasował mi ten męski nick do formy pisania, pomimo że z rodzajnikami też męskimi. Aż w końcu sypnęłaś się... A co do modlitwy to wcale nie musisz mnie zapewniać że ona procentuje. Nigdy w żaden sposób tego nie kwestionowałem. I wierzę że czasem trudno jest wytrwać, a trudności mogą czasem zwalać z nóg. " Nasze poduszki wiedzą ile nocy nie przespaliśmy , ile nocy przepłakalismy ile dni nie mogliśmy się pozbierać , ile wycierpiała nasza rodzina - bo sytuacja była nie do zniesienia , ile cierpielismy i cierpimy ........ile czeka na nas pokus , że czujemy się ja gołebie na otwartym niebie gdzie czyha na nas jastrzab , żeby pochwycic Mam świadomość że cena jest miażdżąca. Wśród moich znajomych znam parę osób borykających się w ten sposób. . My musimy sobie radzić . TO JEST NASZA MODLITWA .  Podczas gdy " druga połowa " miło układa sobie zycie , cieszy się życiem na nowo i liczy na nieograniczone Miłosierdzie Boże  .  To dość typowe, że osoba porzucona przypisuje swojemu krzywdzicielowi wszystko co najgorsze i pragnie ukarać osobę która ją porzuciła. Typowie jest również i to, że cierpi gdy widzi że na krzywdziciela nie spada lawina nieszczęść, a im lepiej - choćby tylko pozornie - wiedzie się krzywdzicielowi tym bardziej cierpi z tego powodu osoba pokrzywdzona. Ale nie masz jakichkolwiek podstaw aby osądzać, że ta druga połowa miło układa sobie życie i liczy na nieograniczone miłosierdzie Boże. Tego typu osądy obnażają fakt, że osoba pokrzywdzona nie jest w stanie przebaczyć krzywdzicielowi i pała żądzą odwetu. I właśnie to je najbardziej niszczy...
L
leszek
26 maja 2011, 07:27
Do Leszka Chyba zle odczytałem twój wpis , chyba myślałem , że to co cytujesz to twoje słowa - Przepraszam za pomyłkę , jezeli cię uraziłem to tez przepraszam OK, przyjmuję, każdy może się pomylić. Ważne aby wyjaśniać pomyłki.
B
bercik
25 maja 2011, 22:27
Do Leszka Chyba zle odczytałem twój wpis , chyba myślałem , że to co cytujesz to twoje słowa - Przepraszam za pomyłkę , jezeli cię uraziłem to tez przepraszam
B
bercik
25 maja 2011, 22:21
Do Leszka " chcąc przestrzegać przykazania należy mieć na uwadze to, aby ich przestrzeganie rodziło dobro a nie zło. Czynienie zła jako skutek przestrzegania przykazań jest niedopuszczalne! " Czynienie zła nigdny nie jest dopuszczalne , nawracanie się jest zawsze pożądane , dlatego przestrzegajcie przykazań i nie czyńcie zła nigy !!! 
B
bercik
25 maja 2011, 22:14
Leszek ty się zastanów co ty piszesz , zwłaszcza o tym onanizowaniu się - co ty myslisz , że my jesteśmy " recydywą erotyczna " ?????  Nie badź beszczelny !!!!!  A jeżeli chodzi o prawdziwą miłośc to sobie przeczytaj co o miłosci jest w Liscie do Koryntian , przeczytaj sobie hymn o miłosci , To jest prawdziwa miłość .  która jest twoja prawdziwa miłosć ? ta pierwsza , obecna , czy moze jeszcze jej nie znalazłeś ????  Poza tym dlaczego niesakramentalni - skoro ich ta wczesniejsza nie była prawdziwa nie staraja się o stwierdzenie nieważnosci ????   
L
leszek
25 maja 2011, 22:09
a co do innych racji przedstawiionych w tym tekście ( np. wspólny dom z kochanką, wiek, choroba) to też są ważniejsze niż sakramentalna żona? @pytajniku, zachowujesz się jak ta słynna blondynka, która słysząc jak ktoś zapytał kierowcy autobusu czy dojedzie nim na dworzec i w odpowiedzi usłyszał że nie, jeszcze sama pyta: a ja dojadę? Odpowiadając Ci wcale nie twierdziłem że coś jest ważniejsze niż sakramentalna żona. Zwracałem Ci natomiast uwagę, że: chcąc przestrzegać przykazania należy mieć na uwadze to, aby ich przestrzeganie rodziło dobro a nie zło. Czynienie zła jako skutek przestrzegania przykazań jest niedopuszczalne! I nie szastaj sloganami o sakramentalnej żonie. Bo sakramentalna żona rzadko kiedy i co najwyżej w krótkim terminie po rozstaniu jest skłonna przyjąć wracającego wiarołomnego męża. A po latach to już nie chce go na oczy widzieć.  Powrót po latach do domu, aby żyć z nią jak mąż  z żoną byłby największym świństwem jaki mógłby jej taki wiarołomny małżonek zrobić!
B
bercik
25 maja 2011, 22:06
Do Leszka Zacytuję słowa znajomej ze wspólnoty rozwiedzionych ale w dalszym ciagu wiernych małżonkowi - takich którzy ida dalej wybrana droga mimo , że współmałzonek ich opuscił  " Zgadzam się z Tobą - szczególnie z tym, że ktoś powinien im o tym przypominać... I tu przypominają mi się słowa księdza ......... z rekolekcji dla nas w Koniakowie. On też się zajmuje związkami niesakramentalnymi i mówi, że za każdym razem kiedy wspomina, że są też rozwiedzeni samotni, którzy nie założyli "nowych" rodzin/związków, to oni się bardzo wkurzają. I powiedział nam na koniec, że nawet nie wiemy jakim jesteśmy dla nich wyrzutem sumienia. Że im byłoby prościej gdyby wiedzieli, że wszyscy wybierają taką jak oni drogę, a tak... mają zgryza ;) No i o to chyba chodzi. Tu nic nie trzeba mówić - ale takie życie w pojedynkę po rozwodzie mówi samo za siebie. Mówi o wierności, mówi o Bogu, mówi... i może podlewa jak ten pęknięty dzban. Chciałabym tak myśleć, bo inaczej, to nie miałoby sensu.  Zapewniam Cię, że to procentuje. TO JEST MODLITWA. Choć... trudno było wytrwać. Choć trudności czasem zwalały z nóg a moja poduszka tylko wie ile nocy przepłakałam. " Nasze poduszki wiedzą ile nocy nie przespaliśmy , ile nocy przepłakalismy ile dni nie mogliśmy się pozbierać , ile wycierpiała nasza rodzina - bo sytuacja była nie do zniesienia , ile cierpielismy i cierpimy ........ile czeka na nas pokus , że czujemy się ja gołebie na otwartym niebie gdzie czyha na nas jastrzab , żeby pochwycic . My musimy sobie radzić . TO JEST NASZA MODLITWA .  Podczas gdy " druga połowa " miło układa sobie zycie , cieszy się życiem na nowo i liczy na nieograniczone Miłosierdzie Boże  .  
L
leszek
25 maja 2011, 21:59
[quote Można sie onanizować ile wlezie, chodzic do agencji towarzyskich i zawsze się dostanie rozgrzeszenie. Ale jeśli się kocha rownież fizycznie, wiernie, tę samą (nie żonę sakramentalną) kobietę to już nie. Czy to nie jest chore psychicznie? Aby tak rozumować trzeba mieć wypaczone sumienie... albo być kłamcą... Otóż nie zawsze dostanie się rozgrzeszenie gdy będzie się onanizować ile wlezie i chodzić do agencji towarzyskich. Aby uzyskać rozgrzeszenie należy spełnić warunki dobrej spowiedzi. Czyli: 1. rzetelnie przeprowadzić rachunek sumienia, 2. szczerze żałować za grzechy, 3. mieć mocne i szczere postanowienie poprawy, 4. szczerze się wyspowiadać i 5. wypełnić zadaną pokutę. I jeśli nie będzie szczerego żalu za grzechy czy mocnego i szczerego postanowienia poprawy to i rozgrzeszenia się nie dostanie. Nawet jeśli oszukany ksiądz zrobi dzięcioła. A jeśli ktoś systematycznie cudzołoży współżyjąc seksualnie z jakąkolwiek kobietą nie będącą jego żoną, i nie żałuje tego że z nią współżył, i nie ma zamiaru podejmować wysiłków aby to przerwać, to nie można mówić ani o żalu za grzech, ani o jakimkolwiek zamiarze poprawy. Nie są więc spełnione elementarne warunki dobrej spowiedzi. Uzyskanie rozgrzeszenia jest więc z definicji niemożliwe. ps Nie ma czegoś takiego jak 'się kocha rownież fizycznie'. Nie należy mylić i mieszać kopulacji z miłością.
P
pytajnik
25 maja 2011, 21:58
a co do innych racji przedstawiionych w tym tekście ( np. wspólny dom z kochanką, wiek, choroba) to też są ważniejsze niż sakramentalna żona?
L
leszek
25 maja 2011, 21:45
Jak można skomentować taki tekst?: "....Jakie racje mogą uzasadniać pozostanie ze sobą osób nie związanych ślubem kościelnym? Najpoważniejszym powodem uniemożliwiającym rozstanie się jest potomstwo pochodzące z nowego związku (chodzi także o dzieci adoptowane). Dzieci mają prawo do obojga rodziców, których obecność pod jednym dachem i atmosfera rodzinna są niezbędnymi warunkami do ich prawidłowego rozwoju. Wychowanie potomstwa zostało wskazane przez papieża jedynie tytułem przykładu, z czego należy wnioskować, że mogą istnieć także inne racje usprawiedliwiające pozostanie razem, takie jak podeszły wiek, choroba, wspólny dom, długi „staż cywilny”...." Bardzo prosto! Wiarołomny małżonek porzucając swoją rodzinę skryzwdził nie tylko małżonka ale i swoje dzieci. Gdyby jednak teraz opuścił swoje kolejne dzieci, te pochodzące z kolejnego, już niesakramentalnego związku, to skrzywdziłby w ten sposób swoje kolejne dzieci. Więc domaanie się od niego aby porzucił swoje kolejne dzieci byłoby domaganiem się aby uczynił kolejne zło. Chcąc przestrzegać przykazania należy mieć na uwadze to, aby ich przestrzeganie rodziło dobro a nie zło. Czynienie zła jako skutek przestrzegania przykazań jest niedopuszczlne!
R
R
25 maja 2011, 21:28
Kościół najwyraźniej od dawna zaakceptował wszelkie formy grzeszenia. I wyrazem tego jest ciągle funkcjonujący sakrament Spowiedzi św. Można sobie nagrzeszyć ile wlezie, a potem iść do spowiedzi i uzyskać rozgrzeszenie ze śmieszną pokutą do odprawienia. I choćby natychmiast po odejściu od konfesjonału znowuż tak samo nagrzeszyć i znowuż iść do spowiedzi i znowuż uzyskać rozgrzeszenie z kolejną śmieszną pokutą. Można sobie zdradzać małżonka ile wlezie, do woli, a potem się z tego hurtem wyspowiadać i iść do komunii jako wzorcowy chrześcijanin. Można kraść, gwałcić, mordować, a potem iść do spowiedzi i uzyskać rozgrzeszenie i normalnie przystępować do komunii. Czyż to nie dowody że Kościół najwyraźniej zaakceptował wszelkie grzechy?!? ;-[ Trzeba być albo chorym psychicznie albo opętanym aby mieć takie poglądy :-( apage satanas! Można sie onanizować ile wlezie, chodzic do agencji towarzyskich i zawsze się dostanie rozgrzeszenie. Ale jeśli się kocha rownież fizycznie, wiernie, tę samą (nie żonę sakramentalną) kobietę to już nie. Czy to nie jest chore psychicznie?
P
pytajnik
25 maja 2011, 20:37
Jak można skomentować taki tekst?: "....Jakie racje mogą uzasadniać pozostanie ze sobą osób nie związanych ślubem kościelnym? Najpoważniejszym powodem uniemożliwiającym rozstanie się jest potomstwo pochodzące z nowego związku (chodzi także o dzieci adoptowane). Dzieci mają prawo do obojga rodziców, których obecność pod jednym dachem i atmosfera rodzinna są niezbędnymi warunkami do ich prawidłowego rozwoju. Wychowanie potomstwa zostało wskazane przez papieża jedynie tytułem przykładu, z czego należy wnioskować, że mogą istnieć także inne racje usprawiedliwiające pozostanie razem, takie jak podeszły wiek, choroba, wspólny dom, długi „staż cywilny”...."
L
leszek
25 maja 2011, 18:56
Kochani. Przecież to jasne jak słońce: Kościół najwyraźniej zaakceptował związki niesakramentalne, co widać chociażby tu, na Deonie. Już kolejny artykuł z serii: "jak pomóc niesakramentalnym", a ani jednego jak pomóc porzuconym wytrwać w wierności i samotności. Widocznie nauka Kościoła się zmieniła tylko nikt otwarcie nie ma odwagi o tym powiedzieć. Można żyć jednocześnie w związku sakramentalnym i niesakramentalnym, mieć męża czy żonę sakramentalną i niesakramentalną. Tylko głupcy uwierzyli, że po rozwodzie należy żyć w samotności. Po co skoro nawet papież twierdził, że można otrzymać łaskę zbawienia jeśli się wytrwa w modlitwie, pokucie i miłości ". Czy trzeba być bardziej papieskim niż sam papież??? Kochani. Przecież to jasne jak słońce: Kościół najwyraźniej zaakceptował wszelkie możliwe grzechy, co widać chociażby tu, na Deonie. Już kolejny artykuł z serii: "jak pomóc niesakramentalnym", a ani jednego jak pomóc wytrwać w wierności małżonkowi, bez notorycznego zdradzania go, ani jednego artykułu jak pomóc wytrwać bez kradzieży, bez gwałcenia, bez mordowania itp. Widocznie nauka Kościoła się zmieniła tylko nikt otwarcie nie ma odwagi o tym powiedzieć. Można żyć jednocześnie w związku sakramentalnym i niesakramentalnym, mieć męża czy żonę sakramentalną i niesakramentalną, można też oficjalnie żyć przykładnie z małżonkiem a notorycznie zdradzać go, można również kraść, gwałcić, mordować itp. Tylko głupcy uwierzyli, że po rozwodzie należy żyć w samotności. Tylko głupcy uwierzyli że należy żyć dochowując wierności małżonkowi, nie zdradzając go. Tylko głupcy uwierzyli, że należy samemu ciężko pracować gdyż nie wolno kraść. Tylko głupcy uwierzyli że nie należy gwałcić, nie należy mordować itp. Po co skoro nawet papież twierdził, że można otrzymać łaskę zbawienia jeśli się wytrwa w modlitwie, pokucie i miłości ". Czy trzeba być bardziej papieskim niż sam papież??? Kościół najwyraźniej od dawna zaakceptował wszelkie formy grzeszenia. I wyrazem tego jest ciągle funkcjonujący sakrament Spowiedzi św. Można sobie nagrzeszyć ile wlezie, a potem iść do spowiedzi i uzyskać rozgrzeszenie ze śmieszną pokutą do odprawienia. I choćby natychmiast po odejściu od konfesjonału znowuż tak samo nagrzeszyć i znowuż iść do spowiedzi i znowuż uzyskać rozgrzeszenie z kolejną śmieszną pokutą. Można sobie zdradzać małżonka ile wlezie, do woli, a potem się z tego hurtem wyspowiadać i iść do komunii jako wzorcowy chrześcijanin. Można kraść, gwałcić, mordować, a potem iść do spowiedzi i uzyskać rozgrzeszenie i normalnie przystępować do komunii. Czyż to nie dowody że Kościół najwyraźniej zaakceptował wszelkie grzechy?!? ;-[ Trzeba być albo chorym psychicznie albo opętanym aby mieć takie poglądy :-( apage satanas!
L
leszek
25 maja 2011, 18:39
Gdyby Bóg miał wszystko robić sam-nie stworzyłby człowieka,proroków,ani Kościoła. Sam sobie przeczysz... Stwierdzasz że gdyby miał wszystko robić sam to nie stworzyłby sam człowieka, nie stworzyłby sam proroków, ani Kościoła... Uzurpujesz sobie aspiracje do wyręczania Pana Boga? Aby nie wszystko musiał robić sam? To mam propozycję... daj się ukrzyżować za Niego zamiast rwać się do tego by innych potępiać... Bo gdyby Pan Bóg chciał potępiać grzeszników to nie musiałby za nich umierać... Potępić oznacza nie darować komuś wybaczenia. No i co z tego? W związku z tym masz aspiracje aby komuś nie darowywać wybaczenia? A może też Niderlandy nie będziesz komuś darowywał? Jezus mówi do niej  ,że tylko on może zaspokoić pragnienia serca. On- w sakramentach. Ano właśnie. Tylko ON może. Więc nie uzurpuj sobie prawa do wyręczania Go. A jak to się ma wg Ciebie do Twojego początkowego stwierdzenia, że: Gdyby Bóg miał wszystko robić sam-nie stworzyłby człowieka,proroków,ani Kościoła. Nie robi wszystkiego sam, ale tylko On może to zrobić, więc co?!? Zatem jak pomóc ludziom żyjącym bez sakramentu miłosierdzia i eucharystii w powrocie do Boga? Bardzo dobre pytanie! Uważasz że najlepiej można im pomóc wyrzucając ich z Kościoła? Ogłaszając im 'Dobrą' Nowinę, że skoro są zatwardziałymi grzesznikami to Pan Bóg ich już nie kocha i choćby nie wiadomo co zrobili to pójdą do piekła? Uważasz że tak brzmi Dobra Nowina?!? Czy ucząc,że one nie są ważne,twierdząc ,iż można je zastąpić jakimś  innym aktem ? A niby kto w Kościele tak naucza, że sakrament miłosierdzia i eucharystii nie są ważne?!? Jesteś zwyczajnym kłamcą! Oczywiście-nie wolno wątpić w miłosierdzie Boże,ale jak je uzyskać nie spełniając ku temu warunków ? Nie wątpienie w miłosierdzie Boże polega właśnie na tym iż wierzy się że KAŻDY grzesznik może uzyskać przebaczenie grzechów jeśli tylko będzie za nie żałował i prosił o wybaczenie. Miłosierdzie Boże jest miłosierdziem BOŻYM a nie Twoim, więc to Bóg określa jego warunki a nie Ty. Twoje wyobrażenie miłosierdzia Bożego jest jego zaprzeczeniem.
K
ktoś
25 maja 2011, 16:22
Kochani. Przecież to jasne jak słońce: Kościół najwyraźniej zaakceptował związki niesakramentalne, co widać chociażby tu, na Deonie. Już kolejny artykuł z serii: "jak pomóc niesakramentalnym", a ani jednego jak pomóc porzuconym wytrwać w wierności i samotności. Widocznie nauka Kościoła się zmieniła tylko nikt otwarcie nie ma odwagi o tym powiedzieć. Można żyć jednocześnie w związku sakramentalnym i niesakramentalnym, mieć męża czy żonę sakramentalną i niesakramentalną. Tylko głupcy uwierzyli, że po rozwodzie należy żyć w samotności. Po co skoro nawet papież twierdził, że można otrzymać łaskę zbawienia jeśli się wytrwa w modlitwie, pokucie i miłości ". Czy trzeba być bardziej papieskim niż sam papież???
Ź
Źródła
25 maja 2011, 16:18
Ewangelia św. Jana 4,1-42.Zagadkowe spotkanie przy studni .Panie-obdarz mnie życiem wiecznym [logiczny wniosek płynący  z lektury tego rozdziału-wczytajcie się państwo proszę]. I  odpowiedź  Jezusa na nie: -Idź ,przyprowadź mi męża.Co do innych gałęzi na poranionym krzewie Ofiary Krzyża naszego Zbawiciela- dla wszystkich podstawą naszej wiary jest Stary i Nowy Testament ,a także objawienia jakie dał Bóg ludziom [poprzez świętych].Trudno znaleźć w dzisiejszych czasach kobietę, ktora pochowałaby 5 sakramentalnych mężów,zwykle kończy się na jednym,albo dwóch-ciekawe ,co na to Guiness? Pojęcie sakramentu małżeństwa w ogóle jest dziwne,choćby w przypadku związku ateisty z chrześcijanką. Całe życie kochać  męża i nie wiedzieć,czy Bóg go zbawi? To już lepiej poczekać ,aż przyjmie chrzest ? Sakrament.Coś świętego.Jeśli się wierzy.Skąd czerpać?
R
R
25 maja 2011, 14:47
Gdyby Bóg miał wszystko robić sam-nie stworzyłby człowieka,proroków,ani Kościoła. Potępić oznacza nie darować komuś wybaczenia.Jezus mówi do niej ,że tylko on może zaspokoić pragnienia serca. On- w sakramentach.Zatem jak pomóc ludziom żyjącym bez sakramentu miłosierdzia i eucharystii w powrocie do Boga? Czy ucząc,że one nie są ważne,twierdząc ,iż można je zastąpić jakimś innym aktem ? Oczywiście-nie wolno wątpić w miłosierdzie Boże,ale jak je uzyskać nie spełniając ku temu warunków ? Jak w dowcipie o Jasiu i indiańskim wodzu Panie Jezu, chcę żyć w komunii z Tobą, ale sam wiesz- biznes is biznes a zadowolenie satysfakcją moralną. Czy Prawosławni i Protestanci zostaję tu skreśleni? Tylko i wyłącznie Kościół Rzymsko Katolicki zachowuje tak nieprzejednane stanowisko w sprawie powtórnych związków.
E
eM
25 maja 2011, 13:47
Gdyby Bóg miał wszystko robić sam-nie stworzyłby człowieka,proroków,ani Kościoła. Potępić oznacza nie darować komuś wybaczenia.Jezus mówi do niej  ,że tylko on może zaspokoić pragnienia serca. On- w sakramentach.Zatem jak pomóc ludziom żyjącym bez sakramentu miłosierdzia i eucharystii w powrocie do Boga? Czy ucząc,że one nie są ważne,twierdząc ,iż można je zastąpić jakimś  innym aktem ? Oczywiście-nie wolno wątpić w miłosierdzie Boże,ale jak je uzyskać nie spełniając ku temu warunków ? Jak w dowcipie o Jasiu i indiańskim wodzu Panie Jezu, chcę żyć w komunii z Tobą, ale sam wiesz- biznes is biznes a zadowolenie satysfakcją moralną.
T
tomasz
25 maja 2011, 13:18
jestem sakramentalny, przystępuję do sakramentów, wiem że bez Chrystusa Eucharystycznego nie byłbym zdolny się poprawiać, dobrze żyć itd. Wiem to także i po to, by rozumieć że ani na jotę nie jestem lepszy od niesakramentalnych. jestem facetem i wiem, że namiętności i pożądania nie są jedynie "specjalnością" rozwiedzinych itd. Jezus nie potępił Samarytanki, która miała kilku partnerów. Nie mówił jej, że wolno jej grzeszyć, ale nie potępił. Wystarczy spojrzeć na siebie, także tym sakramentalnym, i zdać sobie sprawę z Ogromu Łaski, że bez Jezusa nic nie można uczynić. Nic dobrego. Więc, poronione płody, w tym i ja, sakramentalni - zostawmy to Bogu, nie sądźmy byśmy nie musieli być sądzeni. Miłość to Miłość, silniejsza niż śmierć, której wszyscy podlegamy. - i w tym tylko jest ambaras, byśmy z Bogiem chcieli naraz :)
D
Dewiza
25 maja 2011, 11:49
Dotychczasowe duszpasterstwo związanych niesakramentalnie przypominazachowanie  sprytnego złodzieja: owszem kradnę,ale 25% z tego oddaję kościołowi.
RP
Radzę przeczytać.
25 maja 2011, 11:43
Rozbiłem sakramentalne małżeństwo,weszłam w relacje z rozwodnikiem ,żyję na kocią łapę i mi się to podoba.Co tam- zajdę parę razy do hospicjum,rzucę na tacę dla Caritas,posiedzę na mszy świętej udając Greka,gdy będzie akurat o rozwodach i Jezusie .Przecież: Jak zapewnia Jan Paweł II: „Kościół z ufnością wierzy, że ci nawet, którzy oddalili się od przykazania Pańskiego i do tej pory żyją w takim stanie, mogą otrzymać od Boga łaskę nawrócenia i zbawienia, jeżeli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości” (nr 84).    Tylko ,gdzie tu miejsce dla Ducha świętego  odkładaniem sakramentu pokuty aż do ...właśnie,czy na koniec będę w stanie prosić Boga o przebaczenie grzechów całego życia,które nawet nie jest szczęśliwe,mimo licznych szczytowań,nie jest- bo nie ma w nim Pełni Boga, jest uparte trwanie w swoim wygodnictwie.Brakuje nam konsekwencji- to wada Homo sapiens..
C
ciekawe
25 maja 2011, 11:40
na wszystkie pytania komentujących odpowiada leszek wszechwiedzący.
L
leszek
25 maja 2011, 11:26
pomoc kościoła dla cudzoloznikow (zwanych dla niepoznaki "niesakramentalnymi') polega na zachecaniu ich do modlitwy, rekolekcji i .... do trwania w cudzolostwie. Mam pytanie, czy pomoc dla zlodziei polega na zachecaniu ich do dalszych kradziezy? Autor w żaden sposób nawet nie sugerował, że pomoc niesakramentalnym polega na zachęcaniu ich do trwania w cudzołóstwie. Więc Twoje insynuacje są zwykłą złą wolą... I drugie pytanie: pisze autor,  ze inaczej sie traktuje tych co porzucili malżonka, a inaczej tych porzuconych. czy moze autor wyjasnic na czym polega ta roznica? Autor już o tym napisał, cytuję: W mroku świętokrzyskiej świątyni spotkało się wówczas ponad 400 osób. Szukali Boga, ale też odpowiedzi na dręczące ich pytania o przeszłość i przyszłość. I usłyszeli, że są w Kościele, że Chrystus nigdy z nich nie zrezygnował, że powinni korzystać z dostępnych i dla nich środków pomocnych na drodze wiary jak: kontakt ze słowem Bożym, Msza św. – choć bez Komunii eucharystycznej, modlitwa, troska o katolickie wychowanie dzieci, działania na rzecz wspólnoty Kościoła, czy też podejmowanie czynów pokutnych, aby uprosić u Boga potrzebne łaski. Generalnie chodzi o to, że będąc w związkach niesakramentalnych na ogół żyją w stanie grzechu i nie mogą uzyskać rozgrzeszenia, więc nie mogą przystępować do Komunii św., nie mogą być świadkami przy sakramentach itp.
L
leszek
25 maja 2011, 11:14
Najpierw pomaga się skrzywdzonym, a nie krzywdzącym. Tego domaga się minimum sprawiedliwości. Natomiast skrzywdzeni nie mają żadnego oparcia w Kościele. Piszę z całą odpowiedzialnością te słowa, bo znam ludzi, którzy sprawdzili to: pytali, szukali, pytali, i nie znaleźli - niektórzy z nich są już tak tą walką o przetrwanie i walką o uzyskanie pomocy tak wykończeni, że związali się (po wielu latach szukania i trwania w krzywdzie i samotności) - związali się z kimś cywilnie dopiero po wyczerpaniu wszystkich poszukiwań oparcia w Kościele będąc na granicy wyczerpania, a raczej po przekroczeniu tej granicy. Zbyt dużo znam tych opowieści, żeby napisać coś optymistyczniejszego. Niby jakiego to oparcia nie znaleźli w Kościele skrzywdzeni?!? O CO pytali?!? CZEGO szukali?!? O walce o JAKIE PRZETRWANIE piszesz?!? Ktoś im nie dawał rozgrzeszenia?!? Uniemożliwiał im przystępowanie do Komunii św.?!? Czy może nie dopuszczano ich jako świadków chrztu czy bierzmowania?!? Albo odmawiano im dopuszczania do sakramentów ich dzieci?!? Kompletnie mieszasz pojęcia i wypisujesz głupoty!
T
teresa
25 maja 2011, 11:13
Wyobraźmy sobie drabinę do nieba. Narzeczeni stoją na różnych szczeblach bliskości z Bogiem,jedni są bardzo daleko,inni -blisko.W przygotowaniach do ślubu sakramentalnego należałoby doprowadzić wszystkich do jak najwyższego  poziomu-zgromadzić na jednej  platformie najważniejszych zasad dla przyszłego  życia:Bóg,potomstwo,partner,praca,rodzina,ja sam/a.Ta hierarcjia wartości musi zostać w pełni zaakceptowana,wówczas małżeństwo rokuje dobrze,także w przypadku nieuniknionego rozstania cywilnego[rozwód majętności[stół chleba] i wspólnego zamieszkiwania[łoże],przy nadal podtrzymanym STOLE SŁOWA BOŻEGO i OPIEKI NAD DZIEĆMI[o ile nie ma tu patologii medycznej].Zwyczajna psychologia człowieka zmierza w kierunku jego uszczęśliwienia,samozadowolenia,czyni prymat z osobistych pragnień .Jeśli ta postawa w małżeństwie wygrywa z zasadami Dobrej Nowiny,jeżeli podążanie za własnym szczęściem oddala nas od odpowiedzialności za stworzoną rodzinę,czy związek łatwo o bolesny rozwód.Nie chodzi mi o to,by trwać w toksycznej relacji,która wywołuje destrukcję,ale aby wyczerpawszy swe zdolności dla uzdrowienia małżeństwa-dokonać  rozwiązania cywilno prawnych więzi dla własnego i dzieci bezpieczeństwa , podtrzymując jednak własną przysięgę przed Bogiem.A to oznacza-wszystko jest ważne co powiedziałam  aż do śmierci-bo w zdrowiu i w chorobie,choć osobno. Po pierwsze  Bóg.To najkrótszy skrót skrótów z Nowego Testamentu wg mnie.
R
radzę
25 maja 2011, 11:11
nie czytać leszka, żeby nie wpaść w jego sidła o nazwie: brak szacunku do rozmówcy.
T
tak
25 maja 2011, 11:09
strona sychar jest chyba jedyna, ktora wspiera porzuconych mal zonkow. ale tam porzuceni pomagaja samym sobie, a nie ma widocznej opieki duszpasterskiej. Natomiast cudzoloznikom pomaga Kosciol instytucjonalnie Tak, musieli wywalczyć i zabiegać o to sami. Czasem tam ślepy prowadzi ślepego, ale już są trochę zauważalni.
L
leszek
25 maja 2011, 11:04
Jednak z uporem maniaczki podtrzymam moje przekonanie,że złamanie przysięgi małżeńskiej podtrzymywane w tym stanie przez kościół[choć Jezus wyraźnie wskazuje drogę grzesznikom ] prowadzi do rozmycia winy,stłumienia głosu prawdziwego sumienia i osłabia jedność powszechną ludzi z Bogiem. Każdy grzech ją osłabia,prowadzi na manowce innych,zaburza prawidłowe postrzeganie sakramentu i Boga.Zatem problem w tym,żeby złodzieja nie zachęcać do trwania w wyuczonym zawodzie, gwałciciela do gwałtu ,nieczystych do luzackich więzi sprzeniewierzających się Bogu. Rzeczywiście, skoro już tyle było mowy o tym, że Kościół nikogo ani nie zachęca ani nie podtrzymuje w stanie złamania przysięgi małżeńskiej, to Twoje przekonanie trudno nazwać inaczej niż maniakalnym. Jak widać nie trafiają do Ciebie jakiekolwiek argumenty bo Ty 'wiesz' swoje. Czy chcesz może również dowodzić, że istnienie sakramentu Spowiedzi św. i uzyskania rozgrzeszenia to również przykład dowodzący jak to Kościół podtrzymuje wiernych w ich stanie grzeszności, gdyż uzyskanie rozgrzeszenia prowadzi do rozmycia winy, stłumienia głosu prawdziwego sumienia i osłabia jedność powszechną ludzi z Bogiem? Przecież jak piszesz, każdy grzech ją osłabia, prowadzi na manowce, zaburza prawidłowe postrzeganie sakramentu i Boga. Najlepiej więc aby zlikwidować sakrament Spowiedzi św. Aby złodzieja nie zachęcać do trwania w wyuczonym zawodzie dając mu rozgrzeszenie. Tak samo nie zachęcać gwałciciela do gwałtu przez dawanie mu rozgrzeszenia.
C
ciekawa
25 maja 2011, 10:56
strona sychar jest chyba jedyna, ktora wspiera porzuconych mal zonkow. ale tam porzuceni pomagaja samym sobie, a nie ma widocznej opieki duszpasterskiej. Natomiast cudzoloznikom pomaga Kosciol instytucjonalnie
L
leszek
25 maja 2011, 10:54
Ciągle te pomyłki: rozwiedziony samotny i niesakramentalny to dwie różne bajki, a tu stosuje się te dwie nazwy jako zamienniki. Może nie tyle pomyłki ale nieznajomość tematu... TWOJA nieznajomość tematu. Bo autor doskonale rozróżniał te pojęcia i nie stosował tych dwóch różnych określeń jako zamienników. Po prostu w różnych kontekstach mówił o czym innym więc używał różnych pojęć. "Gdyby jednak dokładnie wczytać się w tekst papieskiego przesłania dostrzeżemy, że zarówno pasterze, jak i wierni mają obowiązek „okazania pomocy rozwiedzionym, aby nie czuli się odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni powinni uczestniczyć w jego życiu” (nr 84)." W tym miejscu autor zacytował fragment adhortacji mówiący o konieczności okazywania pomocy rozwiedzionym. Cytuję pełne zdanie: Razem z Synodem wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu. Trochę dalej w adhortacji jest natomiast powiedziane: Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. A więc wpierw mowa jest o pomocy rozwiedzionym (bez rozróżniania na tych którzy zawarli lub nie zawarli nowego związku), a dalej mowa jest już o tych rozwiedzionych którzy zawarli ponowny związek. a za chwilę w tym samym tekście: "Co zatem zrobić, aby usłyszeli, że Kościół jest dla nich, że na nich czeka? W Wielkim Poście 2000 roku odważyłem się zaprosić na rekolekcje do kościoła pw. Świętego Krzyża w Krakowie osoby pozostające w związkach niesakramentalnych." Jak słusznie zaznaczasz, jest to dalszy fragment. I dziwne że nie zauważasz że mówi on o czym innym. Autor nie pisał tu już o zaproszeniu wszelkich rozwiedzionych, ale zaproszeniu tych rozwiedzionych którzy znajdowali się w związkach niesakramentalnych. Niezrozumienie tematu... Wyłącznie Twoje niezrozumienie.
G
Giaur
25 maja 2011, 10:46
Najpierw pomaga się skrzywdzonym, a nie krzywdzącym. Tego domaga się minimum sprawiedliwości. Natomiast skrzywdzeni nie mają żadnego oparcia w Kościele. Piszę z całą odpowiedzialnością te słowa, bo znam ludzi, którzy sprawdzili to: pytali, szukali, pytali, i nie znaleźli - niektórzy z nich są już tak tą walką o przetrwanie i walką o uzyskanie pomocy tak wykończeni, że związali się (po wielu latach szukania i trwania w krzywdzie i samotności) - związali się z kimś cywilnie dopiero po wyczerpaniu wszystkich poszukiwań oparcia w Kościele będąc na granicy wyczerpania, a raczej po przekroczeniu tej granicy. Zbyt dużo znam tych opowieści, żeby napisać coś optymistyczniejszego. polecam stronę <a href="http://www.kryzys.org">www.kryzys.org</a>
C
ciekawa
25 maja 2011, 10:44
pomoc kościoła dla cudzoloznikow (zwanych dla niepoznaki "niesakramentalnymi') polega na zachecaniu ich do modlitwy, rekolekcji i .... do trwania w cudzolostwie. Mam pytanie, czy pomoc dla zlodziei polega na zachecaniu ich do dalszych kradziezy? I drugie pytanie: pisze autor,  ze inaczej sie traktuje tych co porzucili malżonka, a inaczej tych porzuconych. czy moze autor wyjasnic na czym polega ta roznica?
L
leszek
25 maja 2011, 10:34
Ja chciałbym się tylko zapytac , czy ci niesakramentali modlą się za swoich współmałżonków których pozostawili , za tych którzy w dalszym ciagu są wierni przysiedze , cierpią samotnośc porzucenie , walczą z pokusami codziennoscią zycia itd . bo " Oni " - Nie sakramentalini , nie wytrzymali lub się zakochali lub jakoś tak wyszło Wiesz @bercik, gdybyś naprawdę 'chciał tylko zapytać' to byś nie napisał tego co napisałeś. Nie trzeba wybitnej inteligencji aby wiedzieć, że na tego typu pytanie jakakolwiek odpowiedź jest niemożliwa. A więc nie chodziło Tobie o uzyskanie odpowiedzi ale o odreagowanie się... . Uważam , że w 99 % powinni się modlić za pozostawionych , pozostawione , porzyczconych , No to sobie uważaj. A kogo to obchodzi. Z Twojego uważania i tak nic nie wynika. W dodatku, nie masz jakichkolwiek możliwości określenia czy i ile % z nich tak się modli. Ale zastanów się nad czym innym. Czy nie sądzisz że również i osoby porzucone powinny modlić się za tych porzucających? Przecież ŚLUBOWAŁY że aż do śmierci! I czyżby możliwe/dopuszczalne było aby nie modliły się za swoich ślubnych małżonków w sytuacji gdy tak tego potrzebują? Daj im Panie Boże obfitosć łask a nam jedynie okruchy z tego stołu niech spadną bo poszlislimy na łatwiznę Jak poszliście na łatwiznę to się nawróćcie @bercik...
PP
pierwsza pomoc
25 maja 2011, 10:19
Najpierw pomaga się skrzywdzonym, a nie krzywdzącym. Tego domaga się minimum sprawiedliwości. Natomiast skrzywdzeni nie mają żadnego oparcia w Kościele. Piszę z całą odpowiedzialnością te słowa, bo znam ludzi, którzy sprawdzili to: pytali, szukali, pytali, i nie znaleźli - niektórzy z nich są już tak tą walką o przetrwanie i walką o uzyskanie pomocy tak wykończeni, że związali się (po wielu latach szukania i trwania w krzywdzie i samotności) - związali się z kimś cywilnie dopiero po wyczerpaniu wszystkich poszukiwań oparcia w Kościele będąc na granicy wyczerpania, a raczej po przekroczeniu tej granicy. Zbyt dużo znam tych opowieści, żeby napisać coś optymistyczniejszego.
Ś
Śledziona
25 maja 2011, 09:47
Jednak z uporem maniaczki podtrzymam moje przekonanie,że złamanie przysięgi małżeńskiej podtrzymywane w tym stanie przez kościół[choć Jezus wyraźnie wskazuje drogę grzesznikom ] prowadzi do rozmycia winy,stłumienia głosu prawdziwego sumienia i osłabia jedność powszechną ludzi z Bogiem. Każdy grzech ją osłabia,prowadzi na manowce innych,zaburza prawidłowe postrzeganie sakramentu i Boga.Zatem problem w tym,żeby złodzieja nie zachęcać do trwania w wyuczonym zawodzie, gwałciciela do gwałtu ,nieczystych do luzackich więzi sprzeniewierzających się Bogu. Może ja nie mam racji,ale coś jest tu nie tak. 1/3 małżeństw już nie istnieje,za chwilę będzie to połowa.Czy kościół śpi,czy źle przygotowuje ludzi do sakramentów ,małżeństwa i rodzicielstwa? Za dużo nadinterpretacji pseudopsychologicznych w świątyniach,za mało tekstu z Biblii, kanwy wiedzy o Jezusie i rozwodach.Tak, jakby JP II [wybacz mi Ojcze, ale mam ale] chciał zachęcić kłamców podatkowych do trwania co roku w procederze,bo inaczej to dzieci wychowa pogotowie opiekuńcze[ ot-rozliczamy się razem]. Tego właśnie pojąć nie mogę. I nie wiem,czy kolejność przykazań jest istotna.Myślę,żę Mojżesz najpierw prosił Boga,a dopiero potem laską radiestetyczną wydobył wodę ze skały i napoił lud.
B
Bercik
25 maja 2011, 08:44
Ale dla mnie rozwiedzieni którzy nie weszli w nowe związki sa dalej Sakramentalni - ich sakrament trwa , mogą przyjmowaz bez przeszkód sakramenty , szczególnie przystepować do spowiedzi i komuni św. Niesakramentalni to wszycy ci którzy albo żyją w zwiazkach bez sakramentu małżeństwa ale współpartnerzy nie zawierali wczesniej ślubu kościelnego  ( wtedy nic nie stoi na przeszkodzie aby uswięcili swój związek ) - raczej ich to nie dotyczy . Mówimy raczej o tych niesakramentalnych którzy albo zawarli kontrakty małżeńskie z osobami rozwiedzionymi , albo nie zawarli kontraktów małzeńskich ale też nie maja możliwość zawrzeć ślubu kościelnego bo własnie partnerzy są po rozwodach a wczesniej ślubowali już komuś innemu  . Zawsze w tych przypadkach stoja za tym krzywda i łzy pozostawionych małżonków sakramentalnych
N
niestety
25 maja 2011, 08:24
Ciągle te pomyłki: rozwiedziony samotny i niesakramentalny to dwie różne bajki, a tu stosuje się te dwie nazwy jako zamienniki. "Gdyby jednak dokładnie wczytać się w tekst papieskiego przesłania dostrzeżemy, że zarówno pasterze, jak i wierni mają obowiązek „okazania pomocy rozwiedzionym, aby nie czuli się odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni powinni uczestniczyć w jego życiu” (nr 84)." a za chwilę w tym samym tekście: "Co zatem zrobić, aby usłyszeli, że Kościół jest dla nich, że na nich czeka? W Wielkim Poście 2000 roku odważyłem się zaprosić na rekolekcje do kościoła pw. Świętego Krzyża w Krakowie osoby pozostające w związkach niesakramentalnych." Niezrozumienie tematu...
B
bercik
25 maja 2011, 08:03
Życie się nie poukładało - tak wyszło - szukają szczęścia z innym partnerem itd .. Ja chciałbym się tylko zapytac , czy ci niesakramentali modlą się za swoich współmałżonków których pozostawili , za tych którzy w dalszym ciagu są wierni przysiedze , cierpią samotnośc porzucenie , walczą z pokusami codziennoscią zycia itd . bo " Oni " - Nie sakramentalini , nie wytrzymali lub się zakochali lub jakoś tak wyszło . Uważam , że w 99 % powinni się modlić za pozostawionych , pozostawione , porzyczconych , Daj im Panie Boże obfitosć łask a nam jedynie okruchy z tego stołu niech spadną bo poszlislimy na łatwiznę