Przejście medytacyjno-kontemplacyjne w świetle Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli
Przejście – Pascha – to centralna tajemnica Jezusa Chrystusa, zatem i chrześcijaństwa. Korzenie misterium sięgają odległych czasów Starego Testamentu. Pierwsze przejście było doprawdy tajemnicze – jako przejście Boga, zsyłającego śmierć na wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła (Wj 12, 12). Także kolejne przejście – przez Morze Czerwone – wiązało się ze śmiercią przeciwników Izraela. Późniejsza faza tego przejścia – przez pustynię – pokazała, że wrogiem Izraelitów była przede wszystkim ich własna grzeszność.
Oczyszczenie dokonało się niejako zewnętrznie – przez to, że wymarło całe pokolenie wychodźców, niegodnych tego, by wejść do nowej ziemi dla dopełnienia przejścia. Weszli jedynie ci, którzy byli gotowi odnowić się, dochowując wierności Bogu w obrębie Przymierza. Jednak i to nie koniec tajemnicy Przejścia. Pierwsze Przymierze nie wystarczyło, by prawdziwie przemienić Izraelitów. Kiedy je złamali, popadając w nową niewolę, Bóg zapowiedział Nowe Przymierze – wewnętrzne (por. Jr 31, 33).
Wierzymy jako wyznawcy Chrystusa Jezusa, że w Nim i dzięki Niemu dokonało się przejście do Nowego Przymierza, choć ono także wymaga dopełnienia – w nas osobiście. Nowe prawo w głębi naszego „jestestwa” to Nowina – Dobra! – o Bogu jako Ojcu, który dzięki Jezusowi, swemu „jednorodzonemu” Synowi, przyznaje także nam dziecięctwo Boże mocą Ducha Świętego: Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi (Rz 8, 16). Zaczyna się ono przez chrzest jako narodzenie z wody i z Ducha (J 3, 5), narodzenie „ponowne” w tym sensie, że następuje po narodzeniu z matki ziemskiej i jest odrodzeniem w Ciele
– Kościele, który można nazwać naszą matką (Ga 4, 26), rodzącą dzięki chrztowi do nowego życia dzieci Bożych.
Narodzenie chrześcijanina jako nowego człowieka to początek. Wraz z nim otwiera się droga, na której nowe życie ma wzrastać. Okazuje się wtedy, że w „nowo narodzonym” pozostało wiele ze „starego” człowieka: jego przywiązania, ciągłe ciążenie w stronę przeciwną niż odnawianie się w Duchu jako wzrastanie w miłości. Kościół posiada wiele środków służących do kształtowania nowego człowieka i do pozostawiania starego, by dokonała się jego śmierć. Właśnie od tej strony przyjrzyjmy się Ćwiczeniom duchownym św. Ignacego Loyoli, pytając w szczególności, jaką rolę w tym procesie przejścia spełnia medytacja i kontemplacja.
Wiadomo, że Ćwiczenia duchowne są owocem życiowego doświadczenia Świętego – przejścia, jakie dokonało się na różnych etapach jego drogi. Po chrzcie świętym, przyjętym zgodnie ze zwyczajem tuż po urodzeniu, stał się chrześcijaninem. Ale jego życie nie było długo prawdziwie chrześcijańskie, nie oznaczało wzrastania nowego człowieka, narodzonego z Ducha. Dopiero jako człowiek trzydziestoletni – po ranach odniesionych w służbie księcia – pod wpływem pobożnych lektur, które zajęły go w okresie rekonwalescencji, Ignacy zaczął się zmieniać.
Jak sam wspomina później, „podczas czytania Żywotu Pana naszego i Żywotów świętych myślał nad nimi”, a także „rozważał”, jak ich naśladować (Opowieść Pielgrzyma, 7). Przyszły święty nie poprzestał na rozmyślaniach, ale kiedy tylko powrócił do zdrowia, ruszył w drogę, wkładając strój ubogiego pielgrzyma. Kolejna, głębsza przemiana była jeszcze wyraźniej darem z nieba, owocem oświecenia w Manrezie. Pielgrzym napisał po latach, że wtedy „w umyśle jego pozostała taka jasność, iż mu się zdawało, że stał się innym człowiekiem i że posiada inny umysł niż ten, który miał przedtem” (Opowieść Pielgrzyma, 30).
Ta wewnętrzna przemiana sprawiła, że jego naśladowanie świętych nie skupiało się więcej na zewnętrznych elementach postawy. Szukał odtąd osobistej drogi śladami Jezusa, prowadzony przez Niego przy żywym udziale Ducha Świętego. Z Jego pomocą znajdował krok po kroku wolę Bożą w swym życiu, dojrzewając do wielkiego dzieła, jakie było mu dane spełnić. A to, czego się nauczył od Boga, przekazał nam w Ćwiczeniach duchownych.
Zgodnie ze swą nazwą, ćwiczenia duchowne stanowią praktykę, scharakteryzowaną przez Ignacego najogólniej jako „przygotowanie i usposobienie duszy po to, żeby się pozbyć nieuporządkowanych przywiązań, a gdy się ich już pozbędziemy, żeby szukać woli Bożej i odnajdywać ją w ułożeniu własnego życia, tak by zbawić duszę” (Ćwiczenia duchowne, 1). Ćwiczenia jako „przygotowanie” do właściwego działania zakładają, że wszystko, co służy zbawieniu, jest ostatecznie Bożym działaniem dla człowieka. Dotykamy tutaj tajemnicy ludzkiego współdziałania z Bogiem. Od Niego pochodzi wszystko, także nasze przygotowanie do przyjęcia Jego łaski. Na żadnym etapie przybliżania się do Niego nie działamy „sami”, jedynie własnymi siłami, jak gdyby należało najpierw uporać się z sobą, by stać się godnym stanąć przed Panem... Aby przygotować się na przyjęcie Boga, mamy – zamiast zajmować się sobą – raczej od tego... odpocząć i zacząć oddawać wszystko Jemu.
Nie znaczy to naturalnie, że nic nie mamy robić. Ale działanie, które jest konieczne, winno być otwieraniem się na Boże działanie. Dlatego najważniejsze ćwiczenie to dla Ignacego rachunek sumienia, wymieniony w Ćwiczeniach duchownych na pierwszym miejscu, a następnie przedstawiony szczegółowo bezpośrednio po „Fundamencie” – dla podkreślenia roli tej praktyki, zapoczątkowującej i „fundującej” dalszą drogę. Samo „rachowanie” siebie w sumieniu ma zawsze rozpoczynać się od Boga, najlepiej od dziękczynienia (Ćd 43), które ciągle przypomina, że początkiem i podstawą wszystkiego jest On i Jego nieustające działanie dla naszego dobra.
Proces odnowy w ciągu Ćwiczeń prowadzi dalej – w pierwszym tygodniu – przez głębsze przeżycie własnej grzeszności, w końcu wobec „Chrystusa, Pana naszego, obecnego i wiszącego na krzyżu” (Ćd 53). W ten sposób Ignacy przygotowuje rekolektanta do kolejnego kroku, czyli do wyboru – podjęcia decyzji życiowej w relacji do Jezusa. Konkretne przedmioty, domagające się wyboru, mogą być różne, jednak ostatecznie chodzi o wybranie Jezusa jako Pana czy „Króla Wiecznego” (Ćd 91), by na fundamencie Boga wcielonego budować dalsze życie. Na tej drodze – w drugim tygodniu Ćwiczeń – podstawową pomocą stają się rozważania związane z tajemnicą Chrystusa, począwszy od Wcielenia (Ćd 101).
Wybór dokonany w relacji do Chrystusa dotyczy najpierw stanu życia, później innych spraw, np. przyjęcia czy pozostawienia określonego urzędu, rzeczy. W Ćwiczeniach znajdujemy wiele wskazówek, które mają pomóc w rozmaitych decyzjach. Szczególną pomocą są reguły o rozeznaniu duchowych poruszeń, budzących się w sytuacji wyboru. Poruszenia pochodzą nie tylko od duchów zewnętrznych wobec osoby wybierającej. W nich przejawia się także złożona sytuacja duchowa rekolektanta. Skoro przejście od „starego” człowieka do „nowego”, wyzwolonego dzięki Jezusowi, stanowi proces i wymaga czasu, to nic dziwnego, że w tym „przejściowym” okresie „porusza się” dalej „stary człowiek”, owszem – broni się różnymi sposobami przed tym, co ma go „umartwić”, uśmiercić...
W miarę porządkowania się ludzkiego wnętrza, czyli rosnącego tutaj ukierunkowania na Boga, rośnie również otwartość na Jego działanie, na Ducha Świętego, którego poruszenia są najważniejsze. Postęp na drodze Ćwiczeń oznacza postępowanie za prowadzącym człowieka Bogiem. Ignacy zakłada w Ćwiczeniach owo prowadzenie jako bezpośrednie Boże działanie w rekolektancie, zwłaszcza w czasie szukania „woli Bożej, którą sam Stwórca i Pan przekazuje swojej pobożnej duszy”. Dlatego zamiast ingerować w ten proces, rekolekcjonista „niech dozwoli, by Stwórca bezpośrednio działał ze stworzeniem, a stworzenie ze swoim Stwórcą” (Ćd 15).
Bezpośredniość Bożego działania w odprawiającym Ćwiczenia jest implikacją „Fundamentu”, w którym człowiek określony został przede wszystkim przez swoją bezpośrednią relację do Boga, zaś „inne rzeczy” są dane jako pomoc w jej realizacji. Chodzi o przywrócenie tej relacji na drodze Ćwiczeń: „uporządkowanie” przez oczyszczenie przywiązań, otwarcie na bezpośrednie prowadzenie przez Boga. Tak oto rodzi się nowy człowiek – ożywiany przez Ducha Świętego, rozwijający się w żywej relacji do Jezusa Chrystusa. Dlatego po dokonaniu zasadniczego wyboru – w odpowiedzi Jezusowi – dalsze ćwiczenia służą ugruntowaniu na tej drodze, umocnieniu relacji do Chrystusa. Podstawowy materiał Ćwiczeń stanowią rozważania wokół Jego Osoby – w sytuacjach ewangelicznych, w których rekolektant ma siebie odnaleźć. I tu trzeba dokładniej rozróżnić – w ślad za św. Ignacym – rolę medytacji i kontemplacji w rekolekcyjnym przejściu.
Droga medytacji
Zacznijmy od rozróżnienia natury filologicznej. W polskich wersjach Ćwiczeń nie znajdziemy słowa „medytacja”, choć występuje ono zarówno w tekście hiszpańskiego oryginału (meditación), jak i w tłumaczeniu łacińskim (meditatio). W języku polskim przyjęło się tłumaczenie ignacjańskiej medytacji słowem „rozmyślanie”, choć np. wymieniane przez Świętego, często obok medytacji, inne ćwiczenie – jest określane bliżej oryginału jako kontemplacja. Skoro takie „mniej spolszczone” tłumaczenie jest możliwe i przyjęło się w przypadku kontemplacji (nikt nie używa w tym przypadku spolszczenia „przyglądanie się”), to dlaczego nie pójść w tym samym kierunku również w wypadku medytacji? Tym bardziej że mówienie o „rozmyślaniu” z góry jakby zawęża medytację do „roztrząsania” typu myślowego, co bynajmniej nie leży w intencji Świętego.
Wśród ćwiczeń duchownych Ignacy wymienia – zaraz po rachunku sumienia – „medytację, kontemplację”, dodając ponadto: „modlitwę ustną i myślną oraz wszystkie inne czynności duchowe” (Ćd 1). Zauważamy, że medytacja jest odróżniona wyraźnie od modlitwy myślnej, a łączy się raczej z kontemplacją, wymienioną tuż obok; także w innych miejscach Ćwiczeń obie formy modlitwy pojawiają się łącznie – jakby dla wskazania, że pełna modlitwa winna je zintegrować (por. Ćd 75, 77).
Nasuwa się myśl o pierwotnym znaczeniu łacińskiego słowa meditari, związanego z praktyką, która w zależności od dziedziny życia, gdzie bywa stosowana, może oznaczać: powtarzane ćwiczenie, wprawianie się do pewnej sytuacji życiowej, uczenie się na pamięć. W przypadku praktyki modlitewnej pierwszych pustelników i zakonników medytacja oznaczała najpierw głośne lub półgłośne, powtarzane recytowanie tekstu, głównie Pisma Świętego. Powtarzanie miało na celu nie tylko nauczenie się na pamięć, ale także głębsze, egzystencjalne przyswojenie wypowiadanych słów. W tym sensie „medytacja” Pisma bywała porównywana z przeżuwaniem pokarmu przez zwierzęta, aby jego asymilacja była głębsza.
To pierwotne znaczenie odbiega od późniejszego, które rozpowszechniło się od średniowiecza w chrześcijańskich traktatach o modlitwie: „medytacja” stała się synonimem modlitwy myślnej w sensie rozmyślania, refleksji nad różnymi sprawami. Także dzisiaj mówienie o kimś, że medytuje, prowokuje na ogół do pytania: nad czym? albo: o czym? I może dlatego pojęciowym odpowiednikiem ignacjańskiej medytacji stało się w naszym języku „rozmyślanie” – a więc modlitwa myślna...
Tymczasem nie tylko teksty św. Ignacego, ale także jego osobista praktyka modlitewna wskazują dobitnie, że Świętemu chodziło o bardziej całościowe pojmowanie modlitwy i medytacji. Świadczą o tym uwagi w Ćwiczeniach o potrzebie włączenia do medytacji nie tylko myśli, ale także woli, poszczególnych zmysłów i zewnętrznej postawy ciała – jednym słowem: całego człowieka. Także wspomniany fakt, że Ignacy mówi często jednym tchem o „medytacji i kontemplacji” może sygnalizować szersze pojmowanie medytacji, która nie ogranicza się do „rozmyślania”, ale – zbliżając się do swego pierwotnego znaczenia – jest postacią modlitwy prostej i zmierzającej ku jeszcze większej prostocie przez integrację całego człowieka.
Łączenie medytacji z kontemplacją wymaga jeszcze dokładniejszego rozróżnienia. Ignacy nie tylko je łączy jako dwie postacie modlitwy integrującej całego człowieka. W Ćwiczeniach uderza ponadto specyficzne, wyraźnie rozłączne stosowanie obu pojęć. I tak „medytacja” pojawia się jako charakterystyka tych ćwiczeń, których tematem są kwestie związane przede wszystkim z grzechem (Ćd 45, 55), piekłem (Ćd 65), złym duchem (Ćd 136) czy różnymi rodzajami ludzi ulegających tym mocom (Ćd 149). Św. Ignacy nie mówi tutaj o kontemplacji, jak gdyby rezerwował to pojęcie jedynie do ćwiczeń i modlitw skupionych wokół Osoby Jezusa. Znamienne jest, że wszystkie ćwiczenia drugiego, trzeciego i czwartego tygodnia, oparte na scenach z Pisma Świętego, są określane mianem kontemplacji, włącznie z ostatnią „Kontemplacją dla zyskania miłości”. Wskazuje to, że im bardziej człowiek odprawiający Ćwiczenia zbliża się do Jezusa, tym bardziej medytacja przechodzi w kontemplację.
Przechodzenie medytacji w kontemplację jest odpowiednikiem przejścia, które dokonuje się w samym człowieku dzięki Ćwiczeniom. Odbywa się ono stopniowo, nieustannie – właściwie do końca życia. Wprawdzie także medytacja winna się skupiać przede wszystkim na działaniu Boga, czy to w świetle Jezusa z Ewangelii, czy przez Ducha Świętego w osobistym życiu rekolektanta, jednak Ignacy bierze realistycznie pod uwagę to, że w odprawiającym Ćwiczenia działają duchowe poruszenia innego rodzaju jako ślady nieuporządkowanych przywiązań, uzależnienia od złego – także złego ducha... Dlatego w praktyce nie wystarcza kontemplacja, zatrzymująca się jedynie przy Jezusie i duchowych poruszeniach pochodzących od Niego; trzeba ponadto rozważenia przeciwnych odruchów, sprzeciwiających się Chrystusowi.
Przy tym rozważanie znaczy znowu więcej aniżeli rozmyślanie. Chodzi raczej o ważenie, sprawdzanie wagi pojawiających się poruszeń, a zatem ich rozeznanie – w odniesieniu do „Fundamentu”, znalezionego w Bogu przez osobistą relację z Jezusem w Duchu Świętym. Potrzeba rozeznania (discretio) wiąże się nie tylko z poruszeniami złego czy „starego” człowieka, lecz i z tym, że tak wiele jest dobra, które porusza nas do działania, a przecież możliwości ludzkie są ograniczone, więc musimy ciągle wybierać – zgodnie z poruszającym osobiście wyborem samego Boga.
Mimo wszystko – także w medytacji jako modlitwie – pośrodku rozmaitych poruszeń winno przeważać proste, całościowe trwanie przy Jezusie z otwarciem się na Jego Ducha. Właśnie złączenie z kontemplacją ma wzmacniać tę postawę, pomagać w przejściu przez Ćwiczenia i w dalszym życiu. Medytacyjne „rozważanie” jako rozeznanie prowadzi do wzrastania „wagi” Ducha Świętego w moim życiu. Jego przyciągająca moc nie „ciąży”, lecz niesie ulgę, pocieszenie; jeśli jest „siłą ciążenia”, to zwłaszcza – łaski. Wtedy przejście do życia w Bogu dopełnia się, by w końcu – po przekroczeniu progu śmierci – wystarczyła sama kontemplacja.
Dopełnienie dzięki kontemplacji
Jednak i kontemplacja wymaga wyjaśnienia. Wspomniane „przyglądanie się” jako potoczne znaczenie pojęcia – nie wystarcza. Łacińskie contemplor, od którego pochodzi nasze słowo, kojarzy się ze świątynią (templum), sakralną przestrzenią, w kulcie starożytnych Rzymian służącą m.in. do śledzenia znaków przez augurów, aby przewidzieć przyszłe zdarzenia. Chodziło więc o przyglądanie się z pełną uwagą, zdolną nie tylko widzieć, ale – przewidzieć, przeniknąć spojrzeniem poza teraźniejszość.
Kontemplacja tego rodzaju przyjęła w chrześcijaństwie dodatkowe znaczenie. W Ewangelii pojawia się wielokrotnie pytanie pod adresem Chrystusa o znaki z nieba, które by stanowiły Boże potwierdzenie Jego misji. W odpowiedzi Jezus oznajmia swym adwersarzom: Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie? Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza (Mt 16, 3n). Znak jest... wieloznaczny: w samej Ewangelii jest określony ponadto jako „żaden znak” (por. Mk 8, 12), a dalej odniesienie do Jonasza dotyczy zarówno przepowiadania końca (por. Łk 11, 30), jak i doświadczenia śmierci (por. Mt 12, 40).
Rozmaite znaczenia łączą się w jednym: znakiem Jonasza staje się tajemnicze przejście Jezusa. Samo Jego ziemskie życie, przez które przeszedł [...], dobrze czyniąc (Dz 10, 38), pozwalało widzieć w tym Człowieku Boga, przewidzieć to, co dokonało się w Jego Zmartwychwstaniu jako przejściu przez śmierć do pełni Boskiego życia. Dlatego kontemplacja Jezusa prowadzi do pełnego widzenia, zgodnie z Jego zapowiedzią: Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (J 14, 9).
Staje się jasne, dlaczego także w Ćwiczeniach św. Ignacy podaje do kontemplacji rozmaite zdarzenia z Ewangelii – znaki wcielenia się Boga w Jezusie. To właśnie Chrystusa mamy „zobaczyć”, a więc uważnie wpatrzeć się w Niego, by wniknąć w tajemnicę Boga, którego jedność otwiera się na wielość osób, obejmując i mnie, najbardziej osobiście... Słynne są sugestie Świętego dotyczące kontemplacji Bożego Narodzenia: „Widzieć osoby, a mianowicie Panią naszą, i Józefa, i służącą, i Dzieciątko Jezus po Jego narodzeniu. Ja zaś sam stanę się służką ubożuchnym i niegodnym, patrząc na nich, kontemplując ich i służąc im w ich potrzebach tak, jakbym tam znalazł się obecny, z całym, jakie tylko jest możliwe, uszanowaniem i ze czcią” (Ćd 114).
Kontemplacja dokonuje się tu „na całego”, włącza patrzącego całkowicie w Boże Narodzenie jako Zdarzenie Boga, Jego ludzkie dzieje, w których obdarza nas On i dzieli z nami życie, wszystko... Pełne włączenie się w Boże Wydarzenie oznacza wejście w nie, przejście do ruchu związanego z Wcieleniem – uniżeniem się Boga w postaci Sługi. Zatem Ignacemu nie wystarcza patrzenie – zachęca do służenia, by stać się „służką ubożuchnym”. Oto wyłania się droga naśladowania wcielonego Boga, który będąc bogaty, dla nas stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić (2 Kor 8, 9). I nie przyszedł On, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie (Mk 10, 45).
Dynamika tajemnicy Wcielenia, którą mamy kontemplować, kulminuje w godzinie Paschy – Przejścia przez „ciemną dolinę” śmierci. Po pierwszym doprowadzeniu do krzyża w pierwszym tygodniu Ćwiczenia prowadzą do niego ponownie w trzecim tygodniu – dla potwierdzenia wyboru, zasadniczo dokonanego wcześniej. Skoro jego fundamentem jest Jezus Chrystus, istotną próbą wierności staje się realne stanięcie w obliczu krzyża, znaku sprzeciwu wobec Boga wcielonego. Budzi zgorszenie fakt, że srożącemu się złu ukrzyżowany Jezus przeciwstawia „tylko” swoją wierność Ojcu, którego wolę rozpoznaje w konieczności przyjęcia krzyża. Jezus nie poddaje się złemu, tylko Ojcu, zdolnemu wybawić ostatecznie – nie z ominięciem śmierci, ale w przejściu przez nią do pełni życia.
Działa tu paradoksalna dynamika: siła, która przyjmuje postać słabości, maksimum uniżenia – staje się poddaniem jednemu Bogu. Moc przejawia się nie w określonym działaniu, ale w tajemniczej aktywności... niedziałania. Kontemplacja Jezusa na krzyżu jest widzeniem oczyma wiary: widzi Niewidzialnego (por. Hbr 11, 27), działającego w ukryciu – przewiduje to, co stanie się widoczne w Zmartwychwstaniu, gdy Boże dzieło dopełni się dzięki Duchowi Świętemu jako działanie jednoczące Syna z Ojcem.
Wzorem kontemplacji skupionej na Jezusie w tajemnicy Paschy pozostaje Maryja. W Ćwiczeniach św. Ignacy tylko krótko wspomina Jej obecność pod krzyżem; przypomina „siedem słów” Ukrzyżowanego, wśród nich i to, że Jezus „przebaczył łotrowi i polecił Matkę swą świętemu Janowi, a św. Jana Matce swojej” (Ćd 297). Ale Święty posuwa się dalej i wychodzi poza świadectwo Ewangelii. Na początku czwartego tygodnia modlitw około misterium Zmartwychwstania proponuje on „pierwszą kontemplację o tym, jak Chrystus, nasz Pan, ukazał się naszej Pani” (Ćd 218nn). Później mówi jeszcze wyraźniej o „Jego pierwszym objawieniu”, dodając: „Pismo Święte wprawdzie o tym nie mówi, trzeba to jednak uznać za pewne, ponieważ powiedziano, że się objawił tak wielu innym. Pismo Święte bowiem zakłada, że mamy rozum, jak jest napisane: «I wy jesteście bez rozumu?»” (Ćd 299).
Może nie przypadkiem Ignacy skraca jakby wydarzenie z udziałem Maryi pod krzyżem, ubogaca natomiast ewangeliczne relacje o Zmartwychwstaniu – jak gdyby wyróżnione miejsce Matki w przeżyciu Przejścia (Paschy) wyjaśniało się dopiero w pełnym świetle w obliczu zmartwychwstałego Syna. W Ćwiczeniach św. Ignacy podkreśla pierwszeństwo Maryi w Jej relacji do Zmartwychwstałego. Czy znaczy to, że właśnie Jej jako pierwszej On się ukazał? Owszem, ale – pozostaje kwestia, jak owo widzenie się dokonało.
Zjawienia Jezusa wobec Apostołów miały przezwyciężyć ich niewiarę, przekonać ich o prawdziwości Zmartwychwstania. W przypadku jednego z nich – umiłowanego ucznia Jezusa – było jednak inaczej. W swej Ewangelii zaświadczył on, że jego wiara w Zmartwychwstanie zrodziła się wcześniej, gdy zajrzał do pustego grobu. To mu wystarczyło, bowiem: Ujrzał i uwierzył (J 20, 8). Nie zobaczył w tym momencie zmartwychwstałego Jezusa, a jednak uwierzył w Jego Zmartwychwstanie. Tak oto zasłużył sobie na błogosławieństwo Jezusa dla tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20, 29).
W swej Ewangelii poświadcza on w podobny sposób wiarę Maryi, choć nie dopiero na widok pustego grobu, lecz jeszcze wcześniej – u stóp krzyża. Tutaj aż do końca wytrwała Ona w swej wierze, w której widziała więcej niż Ukrzyżowanego. Widziała z umiłowanym uczniem, jak z przebitego Serca Syna wypłynęła krew i woda. Czy już tutaj nie widziała Ona Niewidzialnego – Tego, który mimo swej śmierci żył, jak to poświadczył swoim zmartwychwstaniem? Czy Maryja – póki żyła na ziemi – potrzebowała dodatkowego widzenia Zmartwychwstałego?
Widzenie Zmartwychwstałego przez Maryję przybliża ku dopełnieniu, które wyraża końcowa „Kontemplacja dla zyskania miłości”. Przypomnijmy: „Kontemplacja” przedstawia widzenie świata oczymi wiary – jako dzieło Bożej miłości, wszystko przenikającej. Wizja ta jest owocem oczyszczenia, jakie dokonało się w trakcie Ćwiczeń w przejściu przez doświadczenie krzyża. Jezus od początku tak widział świat, jak to wskazał umiłowany Jego uczeń.
A Maryja? Żyła wiarą, w której trwała i wytrwała dzięki modlitwie – przez rozważanie sensu trudnych, nieoczekiwanych wydarzeń. Oto dlaczego możemy przyjąć, że stojąc u stóp Ukrzyżowanego, widziała więcej niż inni: nie koniec, ale przejście, najtrudniejsze przejście Jego i Jej życia – do pełni, która jest u Boga. Widziała nowy początek, odsłaniający się z mocą w świetle Zmartwychwstania. Jej spojrzenie pełne wiary było przeniknięte miłością Boga, jak gdyby dana Jej była wizja, którą wyraża „Kontemplacja” – w Jej przypadku nie „dla zyskania miłości”, ale dla poświadczenia, że ją „zyskała” wcześniej, otwierając się bez reszty na tajemnicę wcielonego Boga. Wcielenie dopełnia się z udziałem Maryi. Nie tylko widziała Ona Zmartwychwstałego, kontemplując Ukrzyżowanego. Sama stała się Jego znakiem, ucząc i nas odnajdywania bliskości Boga – we wszystkim.
Kontemplacja drogą miłości
Postawa kontemplacyjna, przyswojona w przejściu przez Ćwiczenia, ma się przejawić odtąd w działaniu – w codzienności. Wyrażają to dwie formuły, najpełniej charakteryzujące duchowość ignacjańską. Człowiek uformowany przez Ćwiczenia winien być „kontemplacyjny w działaniu”, czyli działający w pełnej otwartości na Boże działanie. Łączy się to z powtarzanym przez św. Ignacego przypomnieniem o „znajdowaniu Boga we wszystkim”. Obie formuły dopełniają się. Jeden z najbliższych współpracowników Świętego opisał obecność Boga w jego życiu i działaniu, dodając, że św. Ignacy „widział tę obecność i w ten sposób był contemplativus in actione; zwykł on to wyrażać słowami: «Powinniśmy znajdować Boga we wszystkich rzeczach»” (Hugo Rahner SJ).
„Widzenie” Bożej obecności w życiu codziennym nie oznacza wizji „dodanej” do bezpośredniego przedmiotu działania. Chodzi raczej o wewnętrzne przylgnięcie do Jezusa, zjednoczenie z Nim otwarte na światło Ducha Świętego, który napełnia serce pokojem i miłością. Świątynią (templum) kontemplacji staje się nasze cielesno-duchowe życie, zgodnie ze słowem Apostoła: Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga? (1 Kor 6, 19). Kogo wypełnia Duch Święty, temu nie brakuje łaski, jeśli nawet okoliczności wydają się przeciwne, przypominając o nieustającej osobistej słabości. Przekonał się o tym Apostoł, doświadczający rozmaitych poruszeń, a jednocześnie wierzący, że nic go nie zdoła odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie (Rz 8, 39). Gdy mimo wszystko narzekał na własną słabość, prosząc o wyzwolenie od niej, usłyszał słowo Pana: Wystarczy ci mojej łaski (2 Kor 12, 9). To znaczy, że dana przez Boga pełnia łaski nie wyklucza trudności, tylko daje moc do ich znoszenia, by w końcu można było wyznać słowami św. Teresy od Dzieciątka Jezus: „Wszystko jest łaską”...
Czy można to wyrazić jeszcze... wyraźniej? Żeby działanie było przeniknięte kontemplacją, każdego dnia, potrzebna jest modlitwa „niedziałania” – przebywania przy Bogu w Jego pełni. Takie „tło” przypomina codziennie, że czas istotnie „wypełnił się”, skoro Jezus przyszedł na świat i do mnie. A konsekwencją tej prawdy staje się działanie, które nie wypływa z poczucia braku czy przeżytego zła, napawającego złością i niepokojem, ale – rodzi się jako dobre poruszenie ku dobremu. Miłość Boża, rozlana w naszych sercach przez Ducha Świętego (Rz 5, 5), tą samą mocą „przelewa się” dalej – a konkretne sytuacje wskazują niejako „formę”, którą ma wypełnić nasze działanie przepełnione miłością. Może spełnić się to, co marzyło się poecie: „Snuć miłość, jak jedwabnik nić wnętrzem swym snuje”...
Tak zaczyna się jeden z liryków lozańskich Adama Mickiewicza: wizja miłości całkowicie naturalnej – jak snucie nici przez jedwabnika – jednocześnie pełnej mocy. Św. Ignacy wskazuje w „Kontemplacji dla zyskania miłości” podobną drogę, tylko – co nader istotne – wyraźniej akcentując, że poruszenie naszej miłości jest odpowiedzią na miłość „z góry”, zstępującą do nas przez uniżenie się Boga, „jak od słońca wychodzą promienie, jak ze źródła – wody” (Ćd 237). To nie my mamy się mozolnie wznosić ku miłości, której nam brakuje; wystarczy, że przyjmujemy daną nam pełnię, by dzięki niej otwierać się na dzieła ją wyrażające, wcielające. Wtedy miłość unosi nas, udziela się coraz obficiej.
Okazuje się, że jako dzieci Boże możemy żyć prościej, lżej – mimo ciężarów, które ciągle przychodzi nam znosić. Nie grozi nam „nieznośna lekkość bycia”, choroba wielu, szukających życia „łatwego i przyjemnego” – pozostających jakby dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew (Ef 4, 14). Dzieci Boże znajdują zakorzenienie – fundament – w Ojcu, w Jego miłości, poświadczonej przez Jezusa mocą Ducha Świętego. Rozmaite poruszenia dają się rozróżnić, a rozeznanie (discretio) postępuje dzięki miłości (caritas discreta) jako dzieło Ducha Jezusa. Nasze codzienne trudy przestają ciążyć, albowiem odpowiadamy Temu, który wszystkich utrudzonych zapewnia: Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie (Mt 11, 28nn).
Skomentuj artykuł