Nie mają już przyszłości na Ukrainie

(fot. shutterstock.com)
Bożena Jastrzębska

Spotykam się z Nadią i Timurem w ich mieszkanku we Wrocławiu. Nadia jest drobniutką blondynką - trudno uwierzyć, że ma za sobą przeżycia wojenne. W oczach jej męża, mimo młodego wieku, widać ogromny smutek. Gdy opowiada o tamtych wydarzeniach, drży mu głos.

1870 kilometrów od Wrocławia, na wschodniej Ukrainie, w obwodzie donieckim, leży miasto Horliwka (polska nazwa Gorłówka). Jest ośrodkiem wydobycia węgla kamiennego, przemysłu chemicznego i maszynowego, a także ważnym węzłem kolejowym. Mieszka w nim ponad 250 tys. osób.

To tutaj małżonkowie - 22-letnia Nadia i 27-letni Timur - stoją u progu wspólnego życia, pełni marzeń i planów na przyszłość. Nadia studiuje na uniwersytecie i chce zostać nauczycielką, Timur prowadzi własną firmę - zakłada instalacje elektryczne.

W kwietniu 2014 roku miasto opanowują rosyjscy separatyści, którzy dążą do wcielenia ważnego regionu do Rosji i tak zaczyna się dziwna i niezrozumiała dla zwykłych mieszkańców wojna rosyjsko-ukraińska. Wojna, która niesie za sobą zniszczenia, spustoszenie i śmierć. W lipcu, tylko w ciągu jednej doby, ginie kilkunastu mieszkańców. Miasto jest cały czas ostrzeliwane z broni artyleryjskiej. Zostaje wprowadzona godzina policyjna od 23.00 do 5.00 rano. Całe noce słychać strzelanie - kto i do kogo nie wiadomo, rano zostają tylko ślady po czołgach. Nowa władza ogłasza powstanie Donieckiej Republiki Narodowej, a mieszkańcy zostają zmuszeni do podpisania nowego obywatelstwa i otrzymują nowe paszporty. Wprowadzona zostaje waluta - rubel rosyjski. Wszystkie dzieci po 16. roku życia otrzymują paszporty Donieckiej Republiki Narodowej.

Nadia i Timur cały rok mieszkają w objętej wojną Horliwce. Nadia uczy w gimnazjum, ale nie otrzymuje zapłaty, Timur ma coraz mniej pracy. Nie ma już planów na przyszłość, jest tylko strach przed utratą życia i niepewność jutra.

Decyzja o ucieczce z miasta objętego wojną przychodzi nagle, gdy pewnego dnia o 4 rano pocisk artyleryjski uderza w ich blok. Nadia i Timur mieszkają na ósmym piętrze, pocisk uderza w szóste piętro, cały dom zaczyna drżeć, wylatują wszystkie szyby, rozprzestrzenia się pożar, z mieszkań na szóstym piętrze pozostają ruiny. Ginie młoda dwudziestoletnia sąsiadka, dopiero co zaręczona. Jej narzeczony przeżył, ale ogarnięty rozpaczą zapada na chorobę psychiczną i do dziś przebywa w szpitalu psychiatrycznym.

Dla młodych małżonków nie ma przyszłości w Horliwce. W lipcu 2015 roku przyjeżdżają do Polski i proszą na granicy o nadanie statusu uchodźcy. Potem przebywają w Białej Podlaskiej, chcą mieszkać prywatnie, nie w ośrodku - w końcu wybierają Wrocław.

10 listopada spotykam się z Nadią i Timurem w ich mieszkanku we Wrocławiu przy ul. Trzebnickiej. Nadia to drobniutka blondynka, trudno uwierzyć, że ma za sobą przeżycia wojenne. W oczach jej męża, mimo młodego wieku, widać ogromny smutek. Gdy opowiada o tamtych wydarzeniach, drży mu głos.

Jego rodzice wyjechali do Charkowa, bo tam jest bezpiecznie, tam nie ma wojny. Mama Nadii została w Horliwce, nie chce nigdzie wyjechać, mówi, że tam jest jej dom - na dobre i na złe. Dziewczyna bardzo się o nią martwi, bo kobieta nie ma pracy, dostaje zaledwie niewielką rentę od nowych władz.

Po przyjeździe do Wrocławia młodej parze najtrudniej było znaleźć tanie mieszkanie. Mieszkania są bardzo drogie, a oni mieli jedynie zasiłki wypłacane przez Urząd do spraw Cudzoziemców, nie znali języka, nie mogli podjąć pracy. Zdawali sobie sprawę, że początki zawsze są trudne. Gdy pytam o spotkanych Polaków, Nadia śmieje się i mówi, że poznała pełny przekrój wiekowy Polaków od 18. do 50. roku życia. Wszyscy byli bardzo mili, nie spotkali się z nikim nieprzyjemnym, zarozumiałym czy złośliwym. Właścicielka wynajmowanego mieszkania podarowała im nawet firanki.

Teraz jest im troszkę lepiej, Timur ma pracę w fabryce autobusów Volvo. Pracuje jako elektromonter, ma umowę o pracę i wszystkie świadczenia. Praca jest dla niego bardzo ważna, dzięki niej zdobywa teoretyczne i praktyczne umiejętności, poznaje nowych ludzi, uczy się języka polskiego, jest doceniany, szef powierza mu już bardziej odpowiedzialne zadania i obowiązki. Timur chce iść na studia, zostać inżynierem. Nadia pracuje na razie dorywczo, opiekuje się dzieckiem w polskiej rodzinie, trochę pomaga w kwiaciarni. Już była na Uniwersytecie Wrocławskim - chce dalej studiować. Na Ukrainie ukończyła licencjat, ale pragnie zrobić jeszcze magisterium i zostać nauczycielem. Do 26. roku życia może jeszcze studiować na studiach stacjonarnych. Potem już zostaną jej zaoczne. Jednak najbardziej Nadia tęskni za swoimi uczniami, bo kocha dzieci i pracę nauczyciela. Przyjaciele z Ukrainy powyjeżdżali do innych miast lub krajów, między innymi do Gruzji i Mołdawii - tam, gdzie jest bezpiecznie. Oboje tęsknią za rodzicami.

W Polsce bardzo się im podoba, czują się tu bezpiecznie, chcą otrzymać status uchodźcy. Czas oczekiwania na decyzję to jak próżnia, ale trzeba wytrzymać, a potem tylko rozwinąć skrzydła i realizować marzenia. Ostatnie moje pytanie brzmi: Dlaczego wybraliście Wrocław? "Wrocław to piękne miasto, możemy się tutaj uczyć i pracować, no i leży najdalej od wojennej Horliwki z wszystkich innych miast w Polsce" - mówi Nadia.

Życzę Nadii i Timurowi, aby mogli rozpocząć studia i umacniać te małe korzonki zapuszczone w polskiej ziemi. I aby jak najszybciej zapadła dla nich pozytywna decyzja w sprawie o nadanie im statusu uchodźcy, by mogli dalej żyć w wolnym i bezpiecznym kraju.

Bożena Jastrzębska - pracuje w Centrum Pomocy Uchodźcom i Migrantom w Zgorzelcu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie mają już przyszłości na Ukrainie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.