Dariusz Piórkowski SJ: Czy przykazania są po to, żeby zasłużyć na niebo?
Chciałbym się mylić, ale niestety coraz bardziej odkrywam z przerażeniem, że Kościół w realu w odróżnieniu od Kościoła w Katechizmie opiera się w dużej mierze na mentalności starszego syna wcześniej ucieleśnionej w postawie proroka Jonasza. A jest to mentalność zasługi, prawa, dyscypliny. Ważne, aby nie przekroczyć rozkazów i przepisów. Ważne, aby zewnętrznie było w porządku - pisze na swoim facebookowym profilu Dariusz Piórkowski SJ.
„Nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu, ale mi nigdy nie dałeś koźlęcia, bym się zabawił z przyjaciółmi. Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy" (Łk 15, 29.31)
Kończymy dzisiaj rekolekcje wielkopostne w parafii w Komornikach pod Poznaniem. Osnułem je wokół 15. rozdziału Ewangelii według św. Łukasza. Ostatni dzień poświęcony jest relacji ojca do starszego syna w przypowieści o dwóch zagubionych synach. Bardzo uderzyło mnie słowo „nigdy” w oburzeniu starszego syna. Właściwie to do starszych synów i córek skierowana jest ta przypowieść. Ojciec pokazany jest tutaj jako źródło daru za darmo. Chrześcijaństwo jest dziełem łaski, jest darem darmowym. Nie katorgi i umęczenia, lecz radości i cierpliwego wzrastania.
Ważne, by zewnętrznie było w porządku
Chciałbym się mylić, ale niestety coraz bardziej odkrywam z przerażeniem, że Kościół w realu w odróżnieniu od Kościoła w Katechizmie opiera się w dużej mierze na mentalności starszego syna wcześniej ucieleśnionej w postawie proroka Jonasza. A jest to mentalność zasługi, prawa, dyscypliny. Ważne, aby nie przekroczyć rozkazów i przepisów. Ważne, aby zewnętrznie było w porządku. Serce nie musi się zmieniać. Ale żeby taki system podtrzymać, trzeba odwoływać się do systemu nagród i kar. Łaska i jej przyjęcie zakłada wolność. Można jej nie przyjąć. Ale kiedy byśmy za dużo zaczęli mówić o łasce, która już została dana, to ludzie… przestaną chodzić do kościoła. Nie należy więc przesadzać…Na wszystko trzeba zapracować.
Czy przykazania są po to, żeby zasłużyć na niebo?
Jeśli wierzący (także duchowni) na słowa o Bogu jako darze, o miłości bezwarunkowej dla „niewdzięcznych i złych” pytają, to po co w takim razie zachowywać przykazania, dlaczego się powstrzymywać od grzechu, czemu sobie nie pofolgować, to już w samym tym pytaniu zdradzają, jak głęboko zakorzeniona jest w duszpasterstwie i katechezie mentalność starszego brata. Dlaczego? Bo kryje się w tym obawa przed karą. W ogóle jest jakieś przedziwne niezrozumienie, po co żyć przykazaniami. Moim zdaniem większość wierzących uważa, że chodzi o to, by w ten sposób zasłużyć na niebo, a nie po to by być świadkami już przyjętego zbawienia i miłości. Dziwnym trafem, jeśli mówi się o miłości i łasce darmowej, to niektórzy odbierają to jako zachętę do niezachowywania przykazań i ich… przekreślania. Osobliwe. Albo jeśli wszyscy to samo mają otrzymać, to po co się starać? I właśnie to pytanie pokazuje, jak bardzo dalecy bywamy od Ewangelii. Kompletne niezrozumienie.
Czy jest w katolicyzmie tak, jak naucza Jezus?
Mentalność starszego brata wiążę się też, co ciekawe, z gloryfikowaniem ojczyzny, z narodem, z uznaniem rodziny za rzecz najważniejszą. A Jezus bardzo zrelatywizował zarówno stosunek do narodu i rodziny. Nie przekreślał ich, ale nie uznawał za najważniejsze. Co ciekawe umarł „za naród” – został poświęcony, aby naród nie zginął. Nie wyszedł też do swoich krewnych, gdy żądali, aby się z nimi spotkał, lecz powiedział, że rodziną są ci, którzy słuchają Słowa i zachowują je. Mówił też o ”nienawiści ojca i matki”, czyli o przedkładaniu Jego nad rodzinę. Relatywizował też światowe kryteria władzy i pozycji „Nie tak będzie między wami”. A jednak właśnie tak jak w świecie jest między nami.
Czy jest w katolicyzmie tak jak naucza Jezus? Oczywiście, że nie. A jeśli tak, to tylko szczątkowo. Ciągle w dużej mierze wygrywa mentalność starszego brata. Spojrzenie ojca z przypowieści jest zdecydowaną mniejszością, bo na tym nie da się zbudować tłumnego, narodowego chrześcijaństwa. Ja myślę, że wciąż daleko jesteśmy od zrozumienia o co chodziło Jezusowi i ubieramy naturalną religijność i starotestamentalną mentalność w szaty chrześcijaństwa. Ale to nie jest chrześcijaństwo. I to powoli się kończy. Choć nie mam pojęcia, jak długo to potrwa i czy w ogóle może być inaczej. Może, ale w zdecydowanej mniejszości.
Tekst ukazał się pierwotnie jako wpis na Facebooku o. Dariusza Piórkowskiego SJ.
Skomentuj artykuł