Moc uzdrawiania Jezusa to "nie jest to moc czynienia absolutnie wszystkiego"
Na świecie jest tyle cierpienia. Tak samo było czasach Jezusa, tak jest i teraz. Czy On nie mógł uzdrowić wszystkich chorych, gdy chodził po ziemi? Jezuita odpowiada, że "powinniśmy zaniechać raz na zawsze jakiegokolwiek pojmowania Jezusa jako swego rodzaju super herosa".
Nie ma dla mnie wątpliwości, że Jezus leczył ludzi opętanych przez złe duchy lub cierpiących na różne choroby. Trzeba zauważyć, że Jego działalność uzdrowicielska miała na celu odnowę ludzi nie tylko fizyczną, ale również moralną i duchową, to znaczy uzdrowienie całej osoby i ponowne włączenie jej do społeczeństwa. Cuda Jezusa miały również na celu zwiastowanie nadejścia królestwa Bożego: "Lecz jeśli Ja mocą Ducha Bożego wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło do was królestwo Boże" (Mt 12, 28).
Ewangelie, zwłaszcza św. Marka, opisują jak bardzo Jezus jest zaangażowany w cierpienie chorych i jak proces uzdrawiania osobiście Go dotyka. Jezus nie tylko wyciąga ręce, by dać moc chorym przez swój uzdrawiający dotyk, ale sam otrzymuje moc uzdrawiania przez ich wiarę. Mateusz mówi wyraźnie o powiązaniu pomiędzy mocą wiary i mocą uzdrawiania w działalności Jezusa (Mt 13, 58; por. Mk 6, 5-6).
"Ale przecież Jezus miał moc czynienia wszystkiego!"
Działalność uzdrowicielska Jezusa ma przede wszystkim być pełnym mocy symbolem nadejścia królestwa Bożego (Mt 12, 28) i powinna być rozumiana w tym kontekście. Tak więc Jego moc pochodzi od Tego, który go namaścił (Duch) i od Tego, który posłał Go z misją (Ojciec). Nie jest to moc czynienia absolutnie wszystkiego. Jest to moc dana do odbudowy i odnowy Izraela. Działalność uzdrowicielska Jezusa uderzająco ucieleśnia i przywołuje wspomnienie przeszłości Izraela: biednego i uciśnionego pod jarzmem Egiptu, ślepego i głuchego, chromego, a nawet umarłego. Jego działalność uzdrowicielska odnosi się do teraźniejszości Izraela, którego Bogiem jest Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, i nie "umarłych, lecz żywych" (Mk 12, 27).
Jego działalność uzdrowicielska przywołuje nadzieję na przyszłość Izraela, którego pamięć tworzy w wyobraźni świat, w którym nie ma już biednych, pogardzanych i zepchniętych na margines. Jego moc ma umacniać innych, żeby oni również mogli wychodzić, jak Dwunastu, którzy symbolizują odnowiony Izrael, "na głoszenie nauki" i by mieli władzę "wypędzać złe duchy" (Mk 3, 14c-15; por. Mk 6, 7-13). Tak więc Jego moc nie jest wyłącznie Jego, ale jest dla wszystkich, którym jest dana.
Z tej perspektywy powinniśmy zaniechać raz na zawsze jakiegokolwiek pojmowania Jezusa jako swego rodzaju super herosa, który mógł zrobić wszystko, czego zapragnął i był najbardziej przystojnym inteligentnym, atletycznym itd. ze wszystkich żyjących. On był człowiekiem takim jak my. Jego życie było zwyczajne i pozornie jednostajne, aż do czasu, gdy miał lat około trzydzieści, kiedy to została Mu przez Ducha Bożego dana moc dla potrzeb Jego misji.
Powtórzmy raz jeszcze: cokolwiek byśmy powiedzieli na temat Jego bóstwa, nie powinno to negować lub ignorować pełnej rzeczywistości Jego człowieczeństwa. Łukasz podaje wymowne streszczenie działalności Jezusa: "Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego, że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła" (Dz 10, 38).
Uzdrowienie pochodzi także z wiary człowieka
Jak już sugerowałem, Jezusowi dana była moc uzdrawiania poprzez wiarę tych, których to dotyczyło, czy to osoby, która była chora, czy przyjaciela, czy krewnego, który wstawiał się za chorym. Lecz dana Mu była również moc przez Ducha, który namaścił Go przy chrzcie tak, że "...niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię" (Mt 11, 5 i paralele, w nawiązaniu do Iz 29, 18-19; 35, 5-6; 61, 1; por. Łk 4, 18-19). Jest to powiedziane w odpowiedzi na pytanie Jana Chrzciciela: "Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?" (Mt 11, 3).
Dla mnie jednym z najbardziej wzruszających opowiadań jest historia kobiety, która od dwunastu lat cierpiała na krwotok (Mk 5, 25-34). W takim stanie nie powinna się była nawet pokazywać publicznie, a tym bardziej podejść w tłumie do mężczyzny i dotknąć go! Można sobie tylko wyobrazić odwagę, jakiej jej było potrzeba, by pokonać strach i przełamać tabu. Jednakże Jezus drąży istotę sprawy. Wie, że moc wyszła od Niego i nalega: "Kto się dotknął mojego płaszcza?" Kiedy kobieta zalękniona i drżąca przychodzi i wyznaje Mu całą prawdę, mówi do niej: "Córko, twoja wiara cię ocaliła...". Przypisuje uzdrowienie nie Bogu, ani sobie, ale mocy jej wiary, jej zdolności pokonania strachu przed strukturami ucisku i zwrócenia się w swej potrzebie do drugiego, ufając, że jej pomoże. Jej uzdrowienie przywróciło ją również do wspólnoty jako córkę Abrahama (por. Lk 13, 16).
Na to samo jest położony nacisk w opowiadaniu o córce Jaira, która się z tą poprzednią przeplata (Mk 5, 21-24. 35-43). Zarówno jej wiek (dwanaście lat), jak i śmierć czyniła ją nieczystą. Jednakże Jezus każe Jairowi nie bać się, tylko wierzyć. Kiedy ujmuje ją za rękę podnosi, każe, aby dano jej jeść — dziwny szczegół, gdyby nie fakt, że ona też zostaje teraz przywrócona do wspólnoty symbolizowanej przez współuczestnictwo w posiłkach.
Dwie kobiety uważane za nieczyste, doświadczające wzajemnego umocnienia wiarą, dotykająca lub dotykana przez Jezusa w chwili symbolicznego wypełnienia (liczba dwanaście), przywrócone do pełnego udziału we wspólnocie: taki jest rodzaj pełni zdrowia, który działalność uzdrowicielska Jezusa miała stworzyć.
A co z władzą Jezusa nad przyrodq? Czy On naprawdę szedł po wodzie i rozmnożył chleb?
Tak zwane "cuda natury" stanowią inny rodzaj trudności. O ile można zrozumieć możliwość uzdrawiania różnego rodzaju chorób, nawet opętania przez złego ducha, w ramach normalnych procesów ludzkiej choroby i zdrowia, to o wiele trudniej jest zrozumieć interwencje, które zdają się odwracać normalne procesy natury. Można by zapytać: Jaki miałby być cel takich interwencji? Niebezpieczeństwo przy cudach natury polega na tym, że przemawiają one do naszego pragnienia rzeczy niezwykłych, cudownych dla nich samych. Takie historie mogą sprawiać wrażenie czegoś na kształt cyrku.
W Ewangeliach mamy trzy wskrzeszenia umarłych (dziewczynka w Mk 5, 35-43; syn wdowy w Lk 7, 11-17; i Łazarz w 11, 1-44) i siedem cudów natury (uciszenie burzy w Mk 4, 35-41 i paralele; chodzenie po wodzie w Mk 6, 45-52; 34-44 oraz Mk 8, 1-9 rozmnożenie chleba w Mk 6; przeklęcie drzewa figowego w Mk 11, 12-14. 20; moneta w pyszczku ryby w Mt 17, 24-27; obfity połów Piotra w u 5, 1-11; por J 21, 3-13; i przemienienie wody w wino w J 2, 1-11).
Chociaż każdy cud musi być analizowany oddzielnie, można ogólnie powiedzieć, że wszystkie z tych opowiadań zajmują się bardziej wiarą chrześcijańską w zmartwychwstałego Pana niż jakimikolwiek rzeczywistymi wydarzeniami historycznymi, które mogły się wydarzyć lub nie. Ten dość dziwny fakt empiryczny, że Jezus przekracza prawa natury uciszając burzę lub chodząc po wodzie nie jest najważniejszym sednem sprawy. Jest nim raczej to, czy doświadczamy Go dzisiaj jako zmartwychwstałego Pana pomagającego nam stawić czoła i pokonać lęki i niepokoje w naszych własnych sercach.
By wziąć jako przykład rozmnożenie chleba, mamy oczywisty symbolizm w nakarmieniu pięciu, a potem czterech tysięcy, jako przedstawienie wyjścia Jezusa odpowiednio do świata żydowskiego i pogańskiego. Wszystkie Ewangelie (łącznie z J 6, 1-14) odnotowują nakarmienie pięciu tysięcy, ale tylko Marek i Mateusz powtarzają historię czterech tysięcy. Najwyraźniej historia ta ma wielkie znaczenie teologiczne.
Kluczem do zrozumienia tej historii jest szczegół często pomijany (i brakujący w relacji św. Jana). Pierwsza odpowiedź Jezusa skierowana do uczniów brzmi: "Wy dajcie im jeść!" A kiedy, idąc za ich zastrzeżeniami, rzeczywiście rozmnaża pięć bochenków i dwie ryby, najpierw daje je uczniom, żeby oni rozdzielili jedzenie pomiędzy ludzi.
Bez względu na to, czy Jezus kiedykolwiek rzeczywiście dokonał takiego nadzwyczajnego wyczynu, czy nie, czyż ten cud nie zdarza się za każdym razem, gdy dzielimy się naszym jedzeniem z głodnymi? Czy nie dokonuje się ten cud za każdym razem, gdy bierzemy chleb i rybę, lub to, co mamy, błogosławimy, łamiemy i rozdzielamy pomiędzy wszystkich obecnych? Czy to nie jest najbardziej fundamentalne znaczenie komunii?
Skomentuj artykuł