"Dobrze mi tak!" - słowo o pokucie
"Odpokutować" w powszechnym rozumieniu oznacza "odcierpieć swoje", ale jest to takie cierpienie, z powodu którego zasadniczo nikt się nie skarży, bo wie, że mu się to cierpienie słusznie należy. Tak rozumiane odpokutowanie ściśle łączy się z poczuciem sprawiedliwości, i to takim, które na dalszy plan spycha miłosierdzie i przebaczenie, a eksponuje bezpośrednią zależność pomiędzy winą a karą (a konkretnie konieczność tej drugiej w sytuacji, gdy zdarzy się ta pierwsza).
W sumie nic dziwnego, bo z pokutą mamy rzeczywiście do czynienia w następstwie popełnienia grzechu i wydaje się ona czymś tak naturalnym, że często sami sobie nakładamy jakieś pokuty, nie czekając na oficjalny werdykt w konfesjonale. O ile jednak nie sposób wyobrazić sobie życia bez pokuty, o tyle też ten obszar życia narażony jest na wielkie nieporozumienia i nadużycia.
Po pierwsze dlatego, że pokutę zbyt dosłownie utożsamiamy z karą. Na pierwszy rzut oka może to tak wyglądać - tak zresztą można ją zinterpretować w dzisiejszej Ewangelii. Skoro jednak w naszych czasach często "za pokutę" otrzymujemy polecenie odmówienia jakiejś modlitwy, to coś tu zaczyna się komplikować, bo czy modlitwa może być karą? Zwłaszcza dla człowieka, który się nawraca - czy rozmowa z Bogiem jest karą?
Po drugie, nadużyciem w przypadku pokuty bywa to, że podejmując ją, sami sobie chcemy udowodnić, że jesteśmy mocni i że sobie z problemem poradzimy. Wówczas pokuta staje się sprawą honoru, dającą złudne poczucie, że ten, kto ją podejmuje, całkowicie panuje nad swoim życiem i że sam sobie potrafi rzucić koło ratunkowe.
Po trzecie w końcu, przy takim podejściu, łatwo z złudne przekonanie o samowystarczalności, które motywy podjęcia pokuty ogranicza do poczucia wstydu z powodu słabości, jaka doprowadziła do przekroczenia pewnych norm i przykazań, zupełnie eliminując poczucie żalu z powodu tego, co się stało. Wtedy nawrócenie - i spowiedź - ogranicza się do żądania "wielkiej pokuty", która jednak ma dać wyłącznie przekonanie, że "sam zgrzeszyłem - sam odpokutowałem", zupełnie nie biorąc pod uwagę konieczności nawrócenia (tak często bywa w przypadku uwikłania w grzech, z którym nie chce się zerwać). W takim przypadku nie bierze się wcale pod uwagę faktu, że Bóg zamiast karać, może najzwyczajniej w świecie przytulić grzesznika...
To tylko najważniejsze "zagrożenia", ale z pewnością jest ich znacznie więcej.
Istotą pokuty nałożonej na Zachariasza było odwrócenie się od myślenia ludzkimi kategoriami (nawet jeśli wydają się one całkowicie logiczne), a skoncentrowanie się na tym, co Boże. Wszystko, co go spotkało, spotkało go z powodu braku wiary - przez te nadzwyczajne wydarzenia (nieco bolesne dla niego samego) Bóg zaczął przekonywać starego kapłana, że musi uwierzyć we wszechmoc tego, komu służy.
Pokuta zmusza do skoncentrowania na sprawach Bożych, a ponieważ czasami zerwanie z przyjemnością grzechu bywa trudne, dlatego i pokuta boli i wydaje się karą. Czy jednak możemy sobie wyobrazić, że Bóg zatnie się w sobie i nie spojrzy na nas z miłością, dopóki nie zobaczy na naszych plecach czerwonych pręg jako świadectwa samobiczowania?
Skomentuj artykuł