Język i uczucia w cuglach
"Uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych" (Mt 11, 29)
Dosyć często proszę w Litanii do Serca Pana Jezusa, by mieć ciche serce na podobieństwo Chrystusa. Przez lata nie wiedziałem jednak o co się modlę. Bo jak by nie popatrzeć, Jego głos był w Palestynie dobrze i często słyszalny. Nie znajduję w Ewangeliach wzmianki, aby podczas swojej publicznej działalności Jezus prowadzil życie kamedulskiego mnicha, który odzywa się kilka razy w roku. Nie wyglądał również na spolegliwego, potulnego i nieśmiałego człowieka.
Sam Chrystus mówi w Kazaniu na Górze, parafrazując słowa Psalmu 36, o błogosławionych cichych, którzy mają na własność posiąść ziemię ( Por. Mt 5, 4). Czy w nagrodę za to, że całe życie siedzieli jak mysz pod miotłą? A może w uznaniu za nienarzucanie się nikomu ze swoim zdaniem? Raczej nie.
Z osiemnastego rozdziału Ewangelii św. Mateusza wiemy, że we wspólnocie, do której pisał ewangelista, zbyt sielankowo nie było. Pojawiały się tam konflikty, niesnaski i podziały. Mowa jest o zgorszeniu, o konieczności upominania i przebaczania braciom.
Zajrzałem do tekstu greckiego. I niespodzianka. "Cichy" to tłumaczenie greckiego"praus", którego znaczenie rzeczywiście nie łatwo oddać w języku polskim. Arystoteles i Plutarch słowem "praotes" określali stan, który człowiek osiągał dzięki dyscyplinie i pracy rozumu. A chodziło o złoty środek pomiędzy dwiema skrajnościami albo o opanowanie gwałtownych namiętności i naturalnych impulsów. W medycynie terminem tym określano poziom zredukowanej gorączki. Często nazywano tak również dzikie zwierzę, które zostało udomowione i wyćwiczone do spełniania poleceń właściciela. To, co instynktowne, nieokiełznane i destrukcyjne, przyjęło na siebie rodzaj kagańca lub uprzęży.
Najbliższa chyba temu, co Ewangelista ma na myśli, będzie łagodność, cnota związana z umiarkowaniem i cierpliwością, a także przeciwieństwo porywczości i skrajnej nieśmiałości. Św. Tomasz z Akwinu pisał, że "łagodność hamuje atak gniewu", stępia "dążność do odwetu" i "czyni człowieka panem siebie". Skojarzenie z udomowionym zwierzęciem wykorzystuje w swoim kazaniu św. Augustyn, twierdząc, że "być łagodnym znaczy nie sprzeciwiać się Pismu Bożemu, czy to gdy je rozumiemy jako potępiające jakiś nasz grzech, czy też gdy go nie rozumiemy, bo uważamy, że sami lepiej i trafniej znamy prawdę". Do podobnej postawy zachęca w swoim Liście św. Jakub apostoł: "Przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze" (Jk 1, 21).
A więc jeśli już mówić o cichości, to na pewno nie w potocznym znaczeniu. Cichy człowiek to nie jakieś lelum-polelum, któremu wszystko jedno, co z nim robią ani poplecznik, podlizujący się dla uzyskania korzyści. Łagodny jest ten, kto panuje nad swoim gniewem i nie wierzga, kiedy coś mu nie w smak, bo tego nie rozumie, bo trzeba by coś zmienić. Jak najbardziej chodzi więc o zamilknięcie, ale w ściśle określonych sytuacjach. Trzeba ugryźć się w język, kiedy w człowieku zaczyna gotować się krew wskutek doznanej krzywdy, obrazy, zranienia. Tym cuglem powstrzymującym ma być miłość i miłosierdzie przyjęte od Chrystusa. A może raczej stopniowo wyuczone w Jego szkole. To najbardziej skuteczne remedium na zaogniające się konflikty i podziały.
Nauka Jezusowej łagodności (cichości, dla tych, którzy obstają przy starej wersji) to nic innego jak ćwiczenie się w panowaniu nad odruchowymi reakcjami, a także uległość wobec natchnień Ducha. Stąd mowa również o drewnianym jarzmie, które uczeń przyjmuje na siebie, by być prowadzonym przez Mistrza, jak wół na polu podczas prac rolniczych. Wtedy przynajmiej dobrze wykona swoją robotę. I pojawi się ukojenie, czyli przeciwieństwo wewnętrznej szarpaniny, którą podsyca nieopanowany gniew i samowola.
I jeszcze jedno. Nie tylko kobiety mają być "ciche i pokorne", ale wszyscy chrześcijanie. Łagodność i skłonność do pojednania są znakiem zamieszkiwania Boga w ludzkim sercu.
Skomentuj artykuł