Abp Ryś: to nie jest łatwa i sympatyczna lektura
"Tam jest dramat, tam śmierć wisi w powietrzu, wykluczenie, cierpienie" - pisze arcybiskup.
Pamiętam, że nasz rektor w seminarium mówił o Jezusie, iż jest w Nim proegzystencja. Nic wtedy z tego nie rozumieliśmy, ale to chodzi o bycie dla, pro... Bycie bez reszty dla człowieka. Nawet w sytuacji,kiedy powinien się zatroszczyć o siebie, kiedy Jego życie jest zagrożone. Nieważne, Jezus jest dla człowieka. Nie dajcie sobie wmówić, że Bóg robi na nas jakieś interesy. Nie dajcie sobie wmówić,że Bóg w spotkaniu z nami szuka siebie samego.Bóg nigdy nie szuka siebie samego, nie Bóg,którego znamy, objawiony w Jezusie Chrystusie.
Jest skoncentrowany wyłącznie na człowieku do samego końca, nigdy na sobie.Gdybyśmy mieli takiego Jezusa przed oczami, sami pomyślcie, jaki musiałby być Kościół – wszak chcemy być przedłużeniem Jezusa. Pragniemy być przedłużeniem Jego Wcielenia, chcemy dawać Jezusowi ciało. Ośmielamy się to czynić, ponieważ On nas do tego wybrał. To jest nasze powołanie do bycia absolutnie „dla”, bez koncentracji na sobie, bez zajmowania się sobą, bez zatroskania się o siebie – także wtedy, kiedy wszyscy krzyczą:„Uważajcie, bo giniecie”. I co z tego, że giniecie? Co z tego? Nie chodzi o nas. To jest najbliższy kontekst.
W ogóle rozdziały ósmy i dziewiąty Janowej Ewangelii są bardzo gwałtowne. Tam jest dramat, tam śmierć wisi w powietrzu, wykluczenie, cierpienie.To nie jest łatwa i sympatyczna lektura. „Zobaczył człowieka, niewidomego od urodzenia”.José Prado Flores zwraca uwagę, jak ważny jest tu przecinek. W niektórych przekładach Pisma Świętego tłumacze idą na skróty i podają, że Jezus zobaczył niewidomego od urodzenia. Nie. Tekst grecki Jana jest taki: „Jezus zobaczył człowieka”, przecinek, „niewidomego od urodzenia”. To istotne, Jezus najpierw widzi człowieka, potem dostrzega jego ślepotę. Najpierw widzi człowieka, potem jego problem.
Myślę, że tak jest w każdym wymiarze, także jeśli spojrzymy na to w sensie przenośnym, duchowym – najpierw widzi człowieka, a potem dopiero zauważa jego taką czy inną słabość, moralną, duchową, jakąkolwiek. Ślepota w Biblii jest symbolem niewiary, Jezus najpierw widzi człowieka, a potem jego niewiarę. To jest niesłychanie dobra nowina. Papież Franciszek ogłosił ją z wielką mocą, kiedy otwierał w 2019 roku „Dwadzieścia cztery godziny dla Pana”. Komentował Ewangelię o kobiecie przyłapanej na cudzołóstwie (por. J 8,1–11). Nie wiem, czy pamiętacie, co mówił papież. Jak zwykle mówił genialnie.
Skupił się właściwie na jednym zdaniu: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem” (J 8,7), a wszyscy poczęli odchodzić do domów, poczynając od najstarszych. Jan mówi, że pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku. I papież Franciszek pyta:„Dlaczego został?”. I odpowiada: „Bo Mu na niej zależało”. Natomiast oni przywlekli ją do tej świątyni pozornie tak bardzo zatroskani o prawo Boże, postawili ją na środku, pokazali publicznie jej cudzołóstwo, zrujnowali całą jej godność, cały jej honor, a kiedy Jezus wziął ją w obronę, to po prostu sobie poszli.
Można w ten sposób zrobić: stawiasz kogoś na środku, równasz go z ziemią, gnoisz go, a potem idziesz do domu. Tyle że On tak nie potrafi. On jej nie przywlókł do świątyni, został wciągnięty w jej życie jakby niechcący. Ale skoro został wciągnięty, czuje się teraz za nią odpowiedzialny i nie odchodzi, bo jest na niej skoncentrowany. Franciszek, komentując to, mówi tak: „Grzesznik idzie przed grzechem, człowiek idzie przed cudzołóstwem”.
Przynajmniej Jezus to tak widzi. Jezus dostrzega tę kobietę, a nie jej grzech. Ci wszyscy, którzy przywlekli ją do świątyni, widzieli wyłącznie jej cudzołóstwo i patrzyli na nią wyłącznie przez jego pryzmat. Ale ona dla nich była nieważna, posłużyli się nią jako swoistą pułapką na Jezusa. Co powie? Kamienować, nie kamienować? Cokolwiek by powiedział, będzie źle. Znaleźli żywą pułapkę, ale… zabawka się zepsuła. Zostawiamy i idziemy. Nie Jezus, Jezus widzi człowieka.
Skomentuj artykuł