Kościół - śmierdząca sadzawka
Ilu ludzi widzi w Kościele tylko sadzawkę ze śmierdzącą wodą? Ilu ludzi próbuje udowadniać, że ta sadzawka wcale tak brzydko nie pachnie? Tymczasem nic tak nie przekonuje zwykłego śmiertelnika jak spotkanie z żywym Jezusem, który ma moc uzdrawiania.
Wtorek, IV Tydzień Wielkiego Postu (Ez 47,1-9.12; J 5,1-3a.5-16)
Kiedyś ktoś zadał mi pytanie: "Co sprawiło, że osobiście uwierzyłem w Boga i w to, co ponadnaturalne?"
Odpowiedziałem, że dla mnie Bóg od kilkunastu lat jest jak najbardziej naturalny - w Nim żyję, chodzę, poruszam się - jest tlenem mojego życia. Owszem, czasami łapię zadyszkę - jak każdy - ale wiem, że On jest i czuwa. Skąd to przekonanie? Kiedy byłem młodym chłopakiem w wieku dorastania, to za Jego sprawą mój kumpel został wyciągnięty z narkotyków. Wydarzenie to było tak znamienne, że rozpoczęło w mojej głowie i sercu proces, który doprowadził mnie do bardziej świadomego patrzenia na sprawy wiary.
Przestałem być wtedy "niedzielnym katolikiem", a przeobraziłem się w "katolika poszukującego" źródeł swojej wiary. Zacząłem się modlić, dużo czytać, byłem na rekolekcjach - w efekcie zakochałem się na nowo w swoim Kościele. Przestałem patrzeć na to, co pisze prasa bulwarowa: o pedofilach i aferach wśród duchownych. Obserwowałem tylko to, co dzieje się wokół mnie. Widziałem, że kiedy ludzie modlą się z wiarą, dzieją się cuda, jak w Ewangelii. Kościół przestał być dla mnie śmierdzącą sadzawką, a stał się miejscem spotkania z żyjącym Bogiem, który ciągle pyta: "Czy chcesz stać się zdrowym?"
Był to również czas, kiedy Bóg dotknął serca wielu muzyków w Polsce: Dariusza Malejonka, Tomasza Budzyńskiego, Roberta Friedricha "Litzy", Muńka Staszczyka - to jeszcze bardziej wzmogło intensywność moich poszukiwań. Zobaczyłem, że bycie chrześcijaninem - katolikiem - to nie lipa dla "ciotowatych ministrantów" (tak wtedy myślałem o liturgicznej służbie ołtarza) - tylko coś dla radykalnych, zbuntowanych facetów, którzy nie zgadzają się na zło tego świata.
W końcu doszedłem do wniosku, że trzeba pójść na maksa - i poszedłem do seminarium, i tak zostałem księdzem.
Ta opowieść znalazła swoją kontynuację podczas rekolekcji, które razem ze współbraćmi organizujemy od ponad 15 lat. Przyjeżdżają na nie młodzi, ludzie dla których Kościół jest często stęchłą sadzawką, gdzie nie ma życia. Przez dwa tygodnie modlimy się, gadamy, spacerujemy, robimy głupoty i całkiem poważne rzeczy, i czekamy. W końcu przychodzi On… i od tego dnia młodzi wiedzą jak smakuje woda, która daje życie. Potem zostają już tylko ich wybory i decyzje…
Panie, daj wszystkim ludziom czującym się źle w Kościele, doświadczyć Twojej obecności w Słowie, Sakramentach i modlitwie.
"Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża"… Doświadczenie życia pokazuje, że pośród wielu różnych klasyfikacji ludzi można podzielić na dwa typy: tych, którzy z miejsca zastanawiają się, jak ci pomóc i tych, którzy od razu komplikują sprawę, kreując masę piętrzących się problemów i przeszkód. Jeszcze prościej: ludzkość dzieli się na szukających rozwiązania i szukających problemu w problemie. Tych, którzy rozumieją i tych, którzy nie chcą zrozumieć. Zawsze znajdzie się ktoś, kto podważy Twoje słowa, motywacje, czyny. Co więcej, sam łapię się na wyszukiwaniu problemu w problemie i podważaniu dobrych intencji w czynach innych osób.
Kiedyś na rekolekcje ewangelizacyjne do Starego Sącza przyjechała dziewczyna, która wiele przeszła w życiu. Po kilku dniach zdecydowała się pójść do spowiedzi. Rozmowa z księdzem trwała bardzo długo, nie obyło się bez łez i wzruszeń zarówno po stronie penitentki jak i kapłana. Ku zdziwieniu wszystkich, wieczorem tego samego dnia bohaterka opowieści wróciła na nocleg pijana w sztok i zwymiotowała na rzeczy koleżanek. Każdy z nas był gotów odesłać ją z miejsca do domu. Tu i tam słychać było głosy: jak tak można zaraz po spowiedzi! A niby tak płakała, tak żałowała, a tu co? Pamiętam zdziwienie wszystkich, kiedy ksiądz prowadzący rekolekcje ze spokojem powiedział: "Dajcie jej spokój, ona wyrzuciła dzisiaj z siebie całą swoją przeszłość - tylko jeszcze nie wie jak sobie z tym poradzić". I dziewczyna została do końca rekolekcji.
Chory z dzisiejszej Ewangelii leżał obok sadzawki i chciał być uleczony, ale zabrakło człowieka, który pomógłby mu wejść do wody we właściwym czasie. Nikt go nawet pewnie nie pytał, czy chce. Nikt go zapewne do tej pory nie zapytał, co tu robi? Jak ciężko jest odnaleźć człowieka w jego konkretnej sytuacji, zrozumieć go naprawdę…
Czasami może po prostu nie chcemy. Innego roku, na tych samych rekolekcjach chodziliśmy po górach. Dopadła nas burza, schroniliśmy się w malutkiej kapliczce wykutej w skale. Było nas sporo, więc każdy wcisnął się, gdzie mógł. Najmłodszym kazaliśmy wejść na ołtarz i klęczeć, aby nie zbezcześcić miejsca. Lał rzęsisty deszcz, waliły pioruny, a my cieszyliśmy się, że Pan Bóg znalazł dla nas takie fajne schronienie. Wraz z ostatnim piorunem wyrósł przed nami górski przewodnik z grupą turystów i z miejsca zaczął na nas wrzeszczeć. Faktycznie - wyglądaliśmy trochę dziwnie, upchani wokół figury świętej postaci. Usłyszeliśmy, że jesteśmy pewnie z innej religii, że brak nam wychowania, że Bóg nas pokarze… Na nic zdały się tłumaczenia, że najnormalniej w świecie baliśmy się burzy…
Mieliśmy iść do diabła… Czy nie słyszeliście, że Dawid brał chleby pokładne z ołtarza i jadł, chociaż mu nie było wolno? - przyszło mi wtedy na myśl. Gdzieś w tym całym udowadnianiu racji zgubiono i Boga, i człowieka.
Przemysław Kawecki SDB - kapłan, salezjanin. Prowadzi rekolekcje ewangelizacyjne dla młodzieży. Działa w ramach Salezjańskiego Ruchu Ewangelizacyjnego "SARUEL". Na portalu dla młodzieży bosko.pl redaguje serwis muzyczny. Pasjonuje go popkultura. Chętnie angażuje się w projekty mające na celu ewangelizację przy użyciu narzędzi i pomysłów, jakie daje współczesna kultura medialna. Na tym polu udało mu się już zrealizować takie rzeczy jak: Hip Hop Dekalog, 8 Błogosławieństw Hip Hop, czy magazyn DRAKKA.
Skomentuj artykuł