Ks. Grzegorz Strzelczyk: komunikacyjnie jest nam bardzo trudno [WYWIAD]
"Hierarchia czasami komunikuje się językiem tak technicznym, że przeciętny wierny nie mając stosownego wykształcenia nie rozumie uzasadnienia. A gorzej, czasem to uzasadnienie nie jest w ogóle podane" - mówi ks. Grzegorz Strzelczyk.
Michał Lewandowski: W Kościele między duchownymi a świeckimi dochodzi do napięć.
Ks. Grzegorz Strzelczyk: O jakich napięciach pan mówi?
Na przykład o takim, że raz nam wydaje się że wiemy lepiej jak ma wyglądać Kościół, innym razem wy macie poczucie, że możecie nam układać życie.
To nie jest tak. Wielu ludzi jest przekonanych, że wie najlepiej jak powinno wyglądać ich życie i świat. I tutaj nie ma znaczenia czy jest się duchownym czy świeckim.
To dlaczego spotykam duchownych, którzy chcą mi układać życie w najdrobniejszych szczegółach?
Właśnie dlatego. Ale to wynika też z tego, że "zawód" duchownego polega na nauczaniu innych. Jeśli ksiądz należy do grupy tych, co "wiedzą najlepiej", to efekt "pouczania" gotowy. Tak czy inaczej, pycha nie jest moim zdaniem związana szczególnie ze świeckimi lub duchownymi. Jest uniwersalna. Umiejętność jej powściągnięcia to jedna z ważnych cnót. I mam wrażenie, że to nie jest szczególnie rozwijana cecha. Zwłaszcza współcześnie.
A świeccy? Pouczają czasem księdza jak ma żyć?
Nierzadko spotykam się z ludźmi, którzy wiedzą lepiej, mimo że nawet kilku dni nie poświęcili na studiowanie kwestii, którymi zajmowałem się latami. Ale serio, nie kategoryzujmy tego na "świeckich" i "duchownych". Nie wydaje mi się, żeby tutaj zachodziła jakakolwiek poważna różnica w skali czy działania tego mechanizmu. Jak człowiek ma tendencję do wiedzenia wszystkiego najlepiej, to obojętnie w jakim zawodzie czy stanie się znajduje, to będzie to wyłazić na wierzch. Musimy mieć świadomość, że żyjemy w przestrzeniach zróżnicowanych doświadczeń i mamy zróżnicowaną wiedzę o rzeczywistości.
Na czym polegają takie różnice?
Na przykład na tym, że przeciętny ksiądz jest lepiej wykształcony teologicznie niż przeciętny świecki. Co może mu dawać przekonanie, że w kwestiach związanych z wiarą automatycznie wie lepiej.
Czy to jest prawdziwe przekonanie?
Zwykle bywa, ale zdarzają się jednak świeccy, którzy mają całkiem dobre wykształcenie teologiczne i w ich przypadkach to się nie sprawdza. Teraz w drugą stronę, świeccy mają generalnie większą wiedzę doświadczeniową o "świecie" i życiu codziennym niż księża. Co nie zmienia faktu, że znam takich świeckich, którzy są niewyobrażalnymi "borokami" w tych kwestiach. Zaś wielu księży jest bardzo sprawnych w zarządzaniu - bo muszą pilnować remontów itd.
Pycha jest jedna i nie należy jej rozwijać.
Tak, tyle tylko, że konfiguruje się potem pod różne stany i zawody.
Na czym tak naprawdę polega pycha?
Na przekonaniu, że "ja jestem najważniejszy".
A co jest remedium na nią?
Powściągliwość.
Czym ona jest?
Usuwanie pychy ma prowadzić do pokory. Ale nim człowiek z tendencją do pychy wyhoduje się pokorę, to może się posłużyć powściągliwością. Ona polega na tym, że " jestem w stanie się powściągnąć", czyli powstrzymać się na przykład przed wypowiedzeniem sądu. Najlepiej jednak jeśli w ogóle go w sobie nie przeprowadzamy. Powściągliwość oznacza, że potrafię się zatrzymać przed jakimś działaniem, mimo że mnie do niego pcha. Z natury nie jesteśmy zbyt powściągliwi. To jest cnota, którsię wypracowuje. Oczywiście są tacy ludzie, którzy mogą być na tyle połamani przez życie, że się chowają na jakąś wewnętrzną emigrację. To nie jest powściągliwość ale życie w represji.
Gdzie najbardziej potrzebujemy powściągliwości?
Na przykład w mediach społecznościowych, w ocenianiu innych, w obgadywaniu. Jak powściągliwość zaczyna w nas kiełkować, to przynajmniej nasza pycha nie kole innych. Ona jeszcze nie jest usunięta, ale nie daje się tak samo we znaki jak przedtem.
Wrócę do układania życia przez Kościół. Zderza się ksiądz z zarzutem, że księdza działanie ogranicza wolność innych osób? Że jest przedstawicielem represyjnej instytucji która tłamsi wolność owieczek?
W samym tym pytaniu tkwią pewne teologiczne pułapki z którymi trzeba się zmierzyć. Jeżeli my mówimy, że mamy "roszczeniową postawę Kościoła wobec świeckich" to mówimy o Kościele jako o mistycznym ciele Chrystusa do którego zostali włączeni wszyscy jego członkowie. Zostali włączeni za pomocą chrztu albo przynajmniej wiary. W tym Kościele są świeccy i stanowią jego miażdżącą większość. W związku z tym zdanie "roszczeniowa postawa Kościoła wobec świeckich" oznacza tak naprawdę "roszczeniową postawę świeckich wobec świeckich". Tak postawione pytanie moim zdaniem zawiera dość powszechnie występujący błąd potoczności, a mianowicie utożsamianie Kościoła z jego wymiarem hierarchicznym.
No dobrze, ale nauka o antykoncepcji nie została wymyślona przez "świeckich dla świeckich", ale została skodyfikowana w encyklice Pawła VI. Więc nieświeccy wymyślili coś świeckim.
To mówmy wprost. Nie używajmy słowa Kościół, bo to jest i niefajne i nieprecyzyjne.
Dlaczego niefajne?
Bo wypycha świeckich z Kościoła. Zdarzają się nieporozumienie na linii duchowni - świeccy. Ale jesteśmy tym samym Kościołem za który wszyscy ponoszą równą odpowiedzialność przed Bogiem. W płaszczyźnie zarządzania Kościołem odpowiedzialność się różnicuje ze względu na powołania i funkcje. Stąd mamy też rozeznanie, które dokonuje się na poziomie decyzji biskupów i potem jest komunikowane ludowi bożemu.
To jak jest z tą antykoncepcją u Pawła VI?
Albo wierzymy w sukcesję apostolską i w to, że Duch Święty w szczególny sposób przemawia przez biskupów i że Kościół jest apostolsk, zgodnie z tym, co wyznajemy co niedzielę, albo ją odsuwamy dając pierwszeństwo naszemu własnemu rozeznaniu. Obawiam się jednak, że wtedy główne kryterium naszej historycznej łączności z Jezusem oraz ciagłości przekazu Ewangelii w Kościele, czyli sukcesja apostolska, zostaje wyrzucone do śmieci.
Rozumiem i nie rozumiem jednocześnie. Gdybym był kimś kto patrzy z zewnątrz Kościoła, to widziałbym, że jest instytucja, która narzuca prawdę swoim członkom. I tutaj pojawia się pytanie o wolność.
A my to opowiadamy dla ludzi z zewnątrz czy z wewnątrz?
Dla jednych i drugich.
No to tak się nie da.
Dlaczego?
Dlatego, że dla tych, co są na zewnątrz to my najpierw musimy opowiedzieć Ewangelię. Jak oni uwierzą w Chrystusa, to zrozumieją na czym polega Kościół. I wtedy będziemy mogli im tłumaczyć, jakie są zadania hierarchii etc. Tego nie da się zrobić odwrotnie.
Stąd się biorą te nieporozumienia? Zarzuty pod adresem Kościoła?
Nie wiem dokładnie, czy akurat takie jest źródło tych "zewnętrznych" głosów. Wiem na pewno, że komunikacyjnie jest nam bardzo trudno. Hierarchia czasami komunikuje się językiem tak technicznym, że przeciętny wierny nie mając stosownego wykształcenia nie rozumie uzasadnienia. A gorzej, czasem to uzasadnienie nie jest w ogóle podane. Jest tylko wskazanie, które ogranicza się do tego, co trzeba robić. I to jest relikt z czasów, kiedy lud był ciemny i niewykształcony i mówiło mu się co ma robić, żeby nie iść do piekła. Był taki czas, kiedy to było nawet uzasadnione. Ale dziś szkodzi jedności.
Kiedy ten czas się skończył?
W momencie, w który ludzie "w masie" zaczęli być coraz bardziej wykształceniu. To nie był moment, to był proces. Teraz mamy tak, że przeciętny człowiek jest na tyle wykształcony, że jest w stanie zrozumieć uzasadnienie. Więcej, ma potrzebę takiego uzasadnienia. Jeszcze więcej, ma dość wolności osobistej i przekonania o jej wartości, żeby mieć trudność ze stosowaniem się do wymagań, których uzasadnienia nie rozumie. Tu mamy problem, że ludzie w Kościele bardzo często nie rozumieją dlaczego się czegoś od nich wymaga.
A czy te uzasadnienia są podawane na przykład na katechezie albo z ambony? Czy tutaj nie ma problemu?
Jest. Dlatego potrzebujemy więcej wyjaśniania. I właściwie powinniśmy to zrobić od razu po 1989 roku. Idzie to za wolno do potrzeb. To jest istotne wyzwanie, które nadal stoi przed Kościołem.
Czy Kościół ogranicza wolność ludzi?
Są w Kościele liczne osoby, które odkryły w Jezusie wielkie pokłady wolności.
Czy od tej wolności można uciekać? Chodzi mi o ludzi, którzy zdecydowali, że wszystkie ważne decyzje w ich życiu będą podejmowane niejako "z góry" przez Kościół.
I znowu mówi Pan "Kościół", a ja słyszę "hierarchia". Ale trudno. Tischner pisał o ucieczce od wolności. Chodziło mu o to, że człowiek ze względu na to, że boi się wziąć odpowiedzialność za swoje życie , oddaje się w ramiona autorytetu, instytucji, wspólnoty, która takie decyzje podejmuje za niego. Myślę, że mamy tutaj jakby dwie skrajne postawy: ludzi uciekających od wolności i ludzi uciekających od zakazów. Często te procesy się wzajemnie wzmacniają. Ludzie, którzy uciekają od wolności stają się bardzo radykalnymi zwolennikami tępego posłuszeństwa. To z kolei zniechęca tych, którzy nie są w stanie przyjąć czegoś takiego i potrzebują uzasadnień. Jak ci, którzy są zwolennikami posłuszeństwa widzą "rozpasanie" tych drugich, to radykalizują się jeszcze bardziej. I mamy spiralę. To bardzo mocno jest widoczne na przykład w mediach społecznościowych. Oj, jak tam by się przydało więcej powściągliwości...
ks. dr Grzegorz Strzelczyk - prezbiter archidiecezji katowickiej i teolog (adiunkt Katedry Teologii Dogmatycznej i Duchowości Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach). Odpowiada m.in. za formację do diakonatu stałego w archidiecezji katowickiej. Kieruje zespołem roboczym przygotowującym program ochrony dzieci i młodzieży archidiecezji katowickiej.
Michał Lewandowski - teolog, dziennikarz DEON.pl.
* * *
6 arcykatolickich pokus | Wielki Post to 6 tygodni przygotowania do Zmartwychwstania Jezusa. Ale to nie tylko czas oczekiwania, ale i mierzenia się z trudnościami. To także czas kilku pułapek, które mogą skutecznie złapać nas w swoje sidła, utrudnić drogę albo sprawić, że w ogóle z niej zejdziemy. Jak sobie z tym poradzić? Gdzie szukać mapy po bezdrożach? Na szczęście mamy przewodnika. Ks. Grzegorz Strzelczyk pokaże jak dobrze przygotować się na zmierzenie z 6 wyzwaniami, jakie może przynieść Wielki Post. Spokojnie i rzeczowo wytłumaczy, doda otuchy i poprowadzi w odpowiednim kierunku.
Skomentuj artykuł