Pokonaj rozproszenia na modlitwie
W tej materii wcale niełatwo się rozeznać. Modlitwa bez rozproszeń to pewien ideał, punkt docelowy, który osiąga się na drodze ćwiczeń i cierpliwego znoszenia niepowodzeń.
"Roztargnienie wyjawia nam, do czego jesteśmy przywiązani. Pokorne uświadomienie sobie tego przed Bogiem powinno obudzić naszą jeszcze większą miłość do Niego, okazaną przez zdecydowane ofiarowanie Mu naszego serca, aby On je oczyścił" (KKK, 2729).
"Nie potrafię się skupić na mszy, myślami jestem poza. Gdy zabieram się do modlitwy, męczą mnie rozproszenia". Takie skargi słyszą co rusz spowiednicy i kierownicy duchowi. Zazwyczaj wyznaniom tym towarzyszy poczucie winy i bezradność. Nic dziwnego. W tej materii wcale niełatwo się rozeznać. Modlitwa bez rozproszeń to pewien ideał, punkt docelowy, który osiąga się na drodze ćwiczeń i cierpliwego znoszenia niepowodzeń.
Nie łudźmy się, rozproszenia nie dotyczą tylko spraw religijnych. W inny sferach życia jest całkiem podobnie. Na przykład, coraz więcej osób nie potrafi słuchać siedzącego obok człowieka, ponieważ akurat majstruje coś przy telefonie komórkowym. Wystarczy chwilę się zamyśleć przy krojeniu cebuli i można się skaleczyć.
Uczucia i wewnętrzny młyn
Ciągle skupiamy na czymś uwagę. Jeśli nie są to myśli, to na pewno obrazy. Mocno też absorbują nas uczucia. Sęk w tym, że rzadko jesteśmy tego świadomi. Nie zauważamy wewnętrznego świata, który mieni się różnymi barwami, bo pędzimy. Więc gdy zaczynamy się modlić, rozproszenia zjawiają się jak na zawołanie. I nas zaskakują. Ale one nie przychodzą znikąd, od dawna mieszkają w nas. Gdybyśmy nakręcili film z obrazów, które przetaczają się w naszej wyobraźni tylko w ciągu jednego dnia, przeraziłoby nas ich mnóstwo. Byłyby tam sprawy powtarzające się, ale też dużo śmieci. A do tego w większości z nich nie można byłoby dostrzec ani składu, ani ładu. Rzecz w tym, że całkowita pustka w umyśle i wyobraźni byłaby cudem. Św. Teresa z Avili realistycznie przyznaje, że "bycie odłączonym od wszelkich rzeczy cielesnych jest cechą duchów anielskich, a nie tych, którzy żyją w śmiertelnych ciałach". Choćbyśmy stawali na głowie, nie "wyczyścimy" jej z wszelkich myśli i obrazów.
Istnieje pewna analogia między uczuciami a rozproszeniami. Nie wszystkie uczucia są takie same. Na co dzień najwięcej doświadczamy uczuć powierzchownych, impulsywnych, i przez to zmiennych. Wystarczy, że usłyszymy czyjś krzyk, ciało wyczuwa zagrożenie i ogarnia nas niepokój. Gdy ktoś opowie nam zabawny żart, śmiejemy się, ale po chwili możemy zasmucić się z powodu złej wiadomości.
Bardziej dojmujące uczucia nie znikają tak szybko. Przeciągający się ból sprawia, że nie widzimy świata poza sobą. Miesiącami możemy się bać o utratę pracy. Kogoś dręczą natrętne wspomnienia z przeszłości. Można też trawić w sobie poważny konflikt z kimś bliskim. Niektóre uczucia wiążą się z naszymi przekonaniami i podjętą odpowiedzialnością. Osoba nie wierząca w siebie co chwila będzie wpadała w zniechęcenie i smutek. Mężczyźnie, który chce zabezpieczyć byt rodzinie, będzie bardziej ciążyło emocjonalnie, gdy nagle w domowej kasie zabraknie pieniędzy niż temu, kto żyje samotnie.
Rozproszenia, które posługują się naszymi uczuciami i myślami, też nie są z jednej beczki. Większość z nich to po prostu "bieda" dnia codziennego - jak mawiał Jezus, ale też igraszki pamięci, plany na jutro i figle wyobraźni. Jednak pewien rodzaj roztargnienia wiąże się z poważniejszymi problemami: chroniczne zmęczenie, kryzys w małżeństwie, poważna choroba, lęk o przyszłość rodziny. Raz zalewa nas jak fale przypływu, innym razem spada jak grom z jasnego nieba. Roztargnienie utrudnia nam życie (nie tylko podczas modlitwy) i często pochłania dużo energii, którą można by spożytkować inaczej. Co więc robić z rozproszeniami? Od czego zacząć?
Wracaj do tego, co istotne
Katechizm uczy, że do sprawy należy podejść ze spokojem, ponieważ głównym motorem napędzającym już istniejące rozproszenia jest niecierpliwość. Na początku "wystarczy powrócić do swego serca" (KKK, 2729). Znakomita większość rozproszeń nie pochodzi z naszego centrum, lecz z wyobraźni i uczuć, które nie są tym, co najgłębsze w człowieku. "Powróć do serca" to najpierw "odkryj głębszy wymiar" w sobie, poziom bycia. Rozproszenia odstręczają nas od modlitwy, ponieważ często nie widzimy żadnej wartości w zwykłej obecności. Samo istnienie wydaje się jeszcze niedoskonałe. A przecież to jest fundament wszystkiego. Istotą modlitwy nie jest stworzenie jakiejś próżni w sobie, lecz obecność i relacja.
Ponadto zwrot w stronę naszego centrum oznacza zdemaskowanie w sobie iluzorycznej chęci zapanowania nad własnymi myślami, obrazami i odczuciami, jakby wszystko zależało jedynie od naszej woli. Denerwuje nas, że nie potrafimy "na żądanie" wygasić naszych myśli i wyobrażeń. Chcemy zrobić więcej niż powinniśmy.
Dlatego rozproszenia mogą nauczyć nas pokory. Nikt nie jest w stanie na poczekaniu zatrzymać strumienia swoich myśli. Walka z rozproszeniami, którą często rozpaczliwie podejmujemy, zwykle kończy się porażką, ponieważ próbujemy złamać w sobie "niechcianą" bezsilność. Siłę do tej batalii czerpiemy z błędnego przekonania, że możemy osiągnąć pełną władzę nad sobą. Chcemy, aby to do nas we wszystkim należało ostatnie zdanie. Tak rodzi się niecierpliwość i gniew. Wtedy, widząc brak efektów, zniechęcamy się i porzucamy modlitwę. Diabeł łowi nas tutaj na przynętę subtelnej pychy. Po pelagiańsku, własnym wysiłkiem, chcielibyśmy zdobyć maksymalne skupienie i stworzyć idealne warunki do modlitwy.
Wracając do serca, wchodzimy równocześnie w ciszę. Z reguły jest ona dla nas zbawienna. Toteż św. Alfons Liguori uważa, że "diabeł ciężko pracuje, aby zakłócić czas naszej medytacji, a wszystko po to, byśmy ją porzucili". Oprócz psychologicznych powodów, rozproszenia często pojawiają się jako opór przed ciszą. Uciekamy przed nią, ponieważ boimy się pustki. Ale chyba jeszcze bardziej tego, co może się z niej wyłonić. I to jest paradoks. Pragniemy harmonii, ładu i pokoju, ale gdy tylko w ciszy zderzymy się z wewnętrznym chaosem, natychmiast bierzemy nogi za pas i zwiewamy. Niektórzy, pełni lęku przed ciszą, grzeszą aktywizmem i dopiero jakiś wstrząs, np. śmierć bliskiej osoby, sprawia, że zatrzymują się i na chwilę milkną.
Nawet słabość coś objawia
Katechizm sugeruje, że roztargnienie w pewnym sensie jest dla wierzących darem. "Wyjawia to, do czego jesteśmy przywiązani". Rozproszenia są objawieniem, odsłonięciem tego, co ukryte. Pokazują, kim rzeczywiście jesteśmy, co kryje się w naszym sercu i głowie, a także kto lub co jest naszym "alternatywnym" bogiem. Przywiązanie serca do czegoś wskazuje, że nie wszystkie rozproszenia objawiają nam coś ważnego. Do tych przelotnych nie jesteśmy przywiązani. I nie powinniśmy się nimi w ogóle przejmować. Rozproszenia trzeba rozeznawać i uświadamiać sobie różnicę między nimi. Nie można się zadręczać wszystkimi, a na tych, które nagminnie powracają nie należy się skupiać, lecz zajrzeć niejako pod ich podszewkę. Zobaczyć ich matecznik. Jeśli jakieś myśli, obrazy lub uczucia uporczywie powracają, być może Bóg chce nam przez nie coś ważnego powiedzieć, ponieważ komunikuje się z nami na różne sposoby.
Kościół, idąc za bogatym doświadczeniem mistrzów modlitwy, roztropnie przestrzega, że "próba odrzucenia roztargnienia, równałaby się popadnięciu w jego sidła". Nie ma więc sensu mocować się z rozproszeniami podczas modlitwy. Św. Teresa z Avili, która przeżyła długoletni okres zmagań z rozproszeniami, w końcu doszła do wniosku, że wszelkie wymuszanie na sobie "pustki myślowej" w głowie prowadzi donikąd.
Katechizm zaleca jednak dwa lekarstwa: profilaktykę i włączanie poważnych rozproszeń w modlitwę. Czujemy się roztargnieni i niespokojni, ponieważ wchłaniamy za dużo bodźców, za bardzo rozpalamy naszą uczuciowość, za bardzo kieruje nami ciekawość. Ciągle się wymawiamy, że inaczej się nie da. Przecież musimy być na bieżąco, nadążać za informacjami, nie możemy przegapić "Wiadomości". Nie dziwmy się więc, że potem niełatwo pozbyć się tego ogromu impulsów i obrazów. Z prostego powodu. W chwili ciszy te bodźce dopiero "przerabiamy". Uważam, że modlitwa w skupieniu nie jest możliwa bez ascezy i założenia wędzidła na nasze zmysły. Ale wszystko zaczyna się od zrozumienia tego, że jeśli nie będę wiedział i widział wszystkiego, to ani świat, ani moje życie się nie zawalą.
Wyciszenie dla Boga
Uciążliwe rozproszenia można przezwyciężyć dzięki modlitwie, a nie poza nią. Dlaczego? Ponieważ ich przyczyny oraz nieznane dla nas powiązania między nimi, może zmienić i oczyścić tylko Bóg. To nieprawda, że Bóg nie znosi, kiedy jesteśmy rozproszeni na modlitwie. Z początku nie sposób, aby było inaczej. Prawda jest taka, że to człowiek nie potrafi znieść tego stanu, wpada w niecierpliwość, bo pozwala się wciągać rozproszeniu. Zapominamy też, że modlitwa nie jest tylko naszym dziełem, lecz także "Duch przychodzi z pomocą naszej słabości, gdy nie umiemy modlić się tak jak trzeba" (Rz 8, 26).
Na czym polega wkomponowanie trudnych rozproszeń w modlitwę? Katechizm jest tutaj dość precyzyjny: mamy ogólnie ofiarować serce Bogu, uznając własną bezsilność wobec natrętnego roztargnienia. Nie chodzi więc o drobiazgowość i analizę naszych rozproszeń. Wtedy zaczęlibyśmy się nimi zajmować. Mame je oddać Bogu w prostym akcie. Jeśli kogoś dręczą złe myśli o bliźnim, któremu nie potrafi przebaczyć, zauważywszy te rozproszenie, powinien powiedzieć: "Panie, nie potrafię przebaczyć. Tobie ofiaruję tę słabość. Ty pomóż mi przekroczyć krzywdę, której doznałem".
Kiedy ulegamy wpływowi silnych uczuć, zarówno przyjemnych jak i nieprzyjemnych, to można się zdobyć zaledwie na krótką modlitwę, a nie na długie medytacje. Jeśli ktoś zabierze się do rozważania Słowa Bożego tuż po tym, jak dowiedział się, że wygrał szóstkę w totolotka, prawdopodobnie szybko "odpłynie" i będzie obmyślać, na cóż to przeznaczyć wygrane pieniądze. Należy wtedy trochę przeczekać euforię.
Oprócz niezbędnej pomocy Ducha Świętego, każda forma modlitwy (ale też nauka, dialog małżeński itd.) wymaga odpowiedniej pory, postawy ciała, właściwej intencji, metody i ćwiczenia. Kieratu w głowie nie wyhamujemy, jeśli nie oderwiemy uwagi od siebie. Wiele osób szczerze wyznaje, że byli na mszy świętej ciałem, ale nie duchem. Tak dzieje się często, gdy brakuje im dobrej motywacji, np. przychodzi się na Eucharystię, aby ją zaliczyć. Albo wtedy, gdy człowiek nie szanuje praw czasu i przestrzeni, czyli wpada do kościoła w ostatniej chwili lub się spóźnia. Połowę mszy zabiera mu uspokojenie się, jeśli w ogóle chce się uspokoić. A gdy się nieco wyciszy, rozproszenia rozpoczynają swój taniec…
Św. Ignacy Loyola uczy, że do modlitwy też trzeba się przygotować, choć samo to przygotowanie już jest modlitwą. Dobrze więc uświadomić sobie przed modlitwą, w czyjej obecności staję i dokąd się udaję. Dwa proste pytania, na które trzeba udzielić odpowiedzi. Dietrich Bonhoeffer dodaje jeszcze, że wyciszenie nie jest terapeutycznym zabiegiem, lecz przejawem bliskości z Bogiem: "Wyciszmy się, zanim będziemy słuchać Słowa (…) Wyciszmy się nie z miłości do ciszy, lecz z miłości do Słowa".
Jeśli dopadnie nas błądzenie umysłu lub pląsy wyobraźni, nie panikujmy. "Gdy umysł ulegnie roztargnieniu i zabłąka się wśród rzeczy zewnętrznych, nie ma na to innej rady, jeno znów zacząć od początku i znowu zebrać myśli rozproszone; inaczej rozproszenie z każdym dniem coraz bardziej będzie się wzmagało" - radzi św. Teresa z Avili w "Twierdzy wewnętrznej". A co zrobić z obrazami? Święta Doktor Kościoła stwierdza bez wahania: "Wyobraźnia to wariatka. Niech sobie biega, nie zwracaj na nią uwagi". Innymi słowy, gdy uwaga oderwie się od wymawianej modlitwy lub rozważanego Słowa, trzeba sobie to uświadomić i powracać do tego, co rozważaliśmy na modlitwie. Najprostszą radą co do Eucharystii jest to, aby nastawić się na słuchanie, nawet jeśli są to te same słowa i gesty. Chodzi o słuchanie całym ciałem. Takiego słuchania uczymy się całe życie.
O rozproszeniach dużo cennych wskazówek można znaleźć w książkach M. Lairda "W krainę ciszy" , a jeszcze więcej w "Głębi serca". Polecam.
* * *
"Praktyczny przewodnik po modlitwie"
Każdy z nas ma problemy z modlitwą. Jedni nie widzą już jej sensu, dla drugich, stała się tylko rutynowym "klepaniem pacierza". Ktoś inny powie, że mimo jego wiary, modlitwa nie została wysłuchana. Jak poradzić sobie z tymi trudnościami? Jak sprawić, żeby modlitwa znów była spotkaniem z Bogiem, które odnawia w nas nadzieję, radość i chęć do życia? Wychodząc naprzeciw takim wątpliwością, przygotowaliśmy cykl tekstów i wideo, w którym nasi eksperci odpowiedzą na najczęstsze problemy związane z codzienną modlitwą. Jak modlić się, kiedy nie mamy wiele czasu? Czy można modlić się w grzechu ciężkim? Co zrobić, kiedy nie czuję nic w czasie modlitwy? Odpowiemy na te i inne pytania. W każdy piątek na DEON.pl
* * *
Poznaj prawdziwą moc modlitwy:
Skomentuj artykuł