Karol de Foucauld. Święty od porażek, który ukazuje prawdziwy sens życia
Karol de Foucauld "nie zobaczył owoców swojej ofiary, godzin adoracji, jedyne, na co mógł liczyć, to wysokie temperatury, chmary szarańczy, zmarszczki na twarzy i przykre dolegliwości ze strony szkorbutu". Przeczytaj pierwszy z artykułów wielkopostnego cyklu "Święci od porażki". Ryszard Paluch prezentuje w nim sześć nie(zwykłych) postaci, których życie może być dla nas wzorem i inspiracją.
Drzwi były zaryglowane. Po drugiej stronie rozpoznał głos El Madaniego - znali się, bo wcześniej pracował w Tamanrasset. Tym razem jednak - pisze Mały Brat Moris - nie chciał podać ręki na przywitanie. Brat Karol de Foucauld został wywabiony ze swojej pustelni. Kolejna sekwencja zdarzeń nie jest do końca jasna, a wiele faktów zrekonstruowanych jest z dozą prawdopodobieństwa. Brata Karola oddano pod straż piętnastoletniego chłopca, wieczorem - kiedy kurierzy przyjadą odebrać pocztę - najprawdopodobniej przestraszony, oddaje śmiertelny strzał do swojego "więźnia". W tym odejściu jest dużo jakiegoś chaosu i bezsensu. Ogrom złości, pytania "dlaczego?" i brak możliwości przygotowania na odejście kogoś nam bliskiego. Na myśl przychodzi mi wiadomość o śmierci Brata Rogera w Taizé, która dotknęła nas w gorący sierpniowy wieczór… To doświadczenie bezsilności jest spotęgowane uczuciem porażki - Brat Karol nie otrzymał odpowiedzi wobec projektu reguły, który wysłał do Rzymu. Stowarzyszenie, które chciał powołać do życia, zostanie reaktywowane już po jego śmierci przez przyjaciela - wybitnego francuskiego uczonego islamistę - Ludwika Massignon (na marginesie - wrócił do Boga dzięki Karolowi). Sam Karol nie doczekał się następców, nie zbudował wspólnoty, umierał w samotności. Nie zobaczył owoców swojej ofiary, godzin adoracji, jedyne, na co mógł liczyć, to wysokie temperatury, chmary szarańczy, zmarszczki na twarzy i przykre dolegliwości ze strony szkorbutu. Generalnie po byłym trapiście powinno pozostać jakieś sympatyczne wspomnienie, pielęgnowane w sercach wiernych albo złoty medal od Francuskiego Towarzystwa Geograficznego za książkę Wdzięczność dla Maroka. Tymczasem nieprzerwanie - aż po dzień dzisiejszy - rzesze osób inspirują się duchowością Brata Karola, wchodząc na drogę życia konsekrowanego jako siostry czy bracia (niektórzy z nich przyjmują święcenia) albo świeccy, za każdym razem jednak zachowując ducha Nazaretu, starając się naśladować ukryte życie Jezusa.
Kilka tysięcy kilometrów od gorących piasków Sahary u stóp Jasnej Góry spotykamy Małe Siostry Jezusa - duchowe córki św. Karola i Magdaleny Hutin. Korzystając z okazji, ks. Krzysztof Grzywocz, po sąsiedzku - ze względu na obecność w jezuickim Centrum Duchowości - odwiedza "niebieskie siostry". Lubi to miejsce. Ich przyjaźń trwa już wiele lat, często gości w domu, w którym chyba najbardziej ceni prostotę i naturalność - wspomina Katarzyna Mała Siostra Jezusa. Cieszy się gościnnością niewielkiej wspólnoty, sam, nie zajmując swoją osobą wiele miejsca, głównie słucha, zatroskany o więzi i wyrażający (z właściwym sobie poczuciem humoru) pragnienie… pochowania go po śmierci przy pustelni sióstr. Podczas sesji z 2002 r. Pójdzie na miejsce osobne opolski kapłan mówi o adoracji, o tym że trzeba się liczyć ze świadomością, że nie zobaczy się efektów swojej modlitwy, że "kwiaty" godzin milczącej modlitwy zakwitną w życiu innych osób. Jako przykład ks. Krzysztof podaje właśnie wspólnotę sióstr z Częstochowy - owoc adoracji Brata Karola (wówczas jeszcze w drodze na ołtarze).
Adoracja jest modlitwą obumierania - Brat Moris słowa Jezusa o ziarnie, które wpadłszy w ziemię musi obumrzeć, aby wydało owoc (por. J 12,24) rozpisuje na dwa ostatnie rozdziały biografii swojego Założyciela. Wpierw musi przyjść doświadczenie ciemnych dni, niespełnionych marzeń, pustych dłoni i glinianych naczyń, które Pan napełni swoją łaską (por. 2 Kor 4,7). Owoce będą zbierane na jesień - uświadamiał nam tę niby oczywistą zależność ks. Krzysztof. Pamiętam spotkanie z Małymi Siostrami, kiedy mieszkały w jednym z lubelskich blokowisk. Kuchnia, sypialnia, jeden z pokoi zamieniony na kaplicę i równolegle słyszę słowa Brata Karola: "Marzę o czymś bardzo prostym, o czymś zbliżonym do najprostszych gmin chrześcijańskich w pierwszych wiekach Kościoła… Prowadząc życie Nazaretu w pracy i kontemplacji Jezusa… Mała rodzina, mała domowa wspólnota, jak najprostsza, jak najmniejsza…". Duchowość Nazaretu: milczenie, rodzina, praca - wyliczam za Pawłem VI na podstawie jego przemówienia w mieście, w którym wzrastał Jezus (I 1964 r.).
Po co to wszystko? Aby, adorując Jezusa na kolanach, w następstwie móc "uklęknąć" przed każdym, stać się bratem szczególnie tych już "skalsyfikowanych", na których patrzymy z góry, łudząc się, że jesteśmy lepsi, moralniejsi, mądrzejsi. Aby adorując Jego oblicze, móc je dostrzec w twarzach tych, którzy zajmują ostatnie miejsca. I nie chodzi tu o jakiś duchowy ranking, okazywanie litości słabszym, napinanie duchowych mięśni, ale po prostu, by w naszym pogubionym świecie, w okresie moralnych przewartościowań, w którym - jak mówił ks. Grzywocz - mdłe słodycze mają przesłonić nam gorycz życia, aby w takim czasie swoją postawą "mówić" braciom, że ich życie - nawet jeśli zaciągnęło się w palecie szarości - ma sens. I w końcu, żeby im podziękować, bo przecież ci wrażliwi, z wiecznie załzawionymi oczyma, niejednokrotnie przypominają nam, że "nie ma (…) lepszych czy gorszych miejsc przy stole, lepszych czy gorszych ludzi" (W mroku depresji, s. 123).
Rozważając o ubóstwie i istocie posiadania, ks. Krzysztof podkreślał, że Chrystus umierając na krzyżu, nie stracił życia, ale je oddał, nikt Mu go nie zabrał, to była Jego wola (Przeszkody w życiu duchowym, s. 12-13). A jak z moją wolą? Dziś, kiedy jest ciężko, szepczę za Bratem Karolem jego modlitwę oddania: "Uczyń ze mną, co zechcesz. Cokolwiek uczynisz ze mną, dziękuję Ci. Jestem gotów na wszystko, przyjmuję wszystko, aby Twoja wola spełniała się we mnie i we wszystkich Twoich stworzeniach". On nie przegrał swojego życia, choć mierząc je, li tylko ludzkimi miarami trzeba powiedzieć, że była to porażka, nawet jego ciało zostało porzucone w rowie. Ostatecznie na tę tajemnicę należy spojrzeć w świetle Wielkiego Piątku, próbując ogarnąć coś, co jest niezrozumiałe, pożenić miłość z nieskończonym bólem, jak na "logo" Małych Braci i Sióstr, gdzie serce łączy się z krzyżem. W liście apostolskim Novo millennio ineunte, na zakończenie Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, Jan Paweł II pisał o tym trudnym "związku": "Kontemplacja oblicza Jezusa pozwala nam zatem zbliżyć się do najbardziej paradoksalnego aspektu Jego tajemnicy, który ujawnia się w ostatniej godzinie, w godzinie Krzyża. Jest to tajemnica w tajemnicy, którą człowiek może jedynie adorować na kolanach" (NMI 25). Tu nie ma innej metody - drogę do "zrozumienia" wyznaczają kolana i adoracja, wówczas Oblicze, w które się wpatrujemy, skierowane w naszą stronę, definiuje łaskę - jest naszym zbawieniem (por. Ps 80,4).
Spowity w ciemnościach, Brat Karol dzięki praktykowanej adoracji ukazuje nam prawdziwy sens życia. I tak to już jest, że w tajemnicy świętych obcowania, my dzisiaj, możemy odnaleźć sens naszego życia dzięki doświadczeniu bez-sensu, jakie było udziałem Świętego z Tamanrasset: "Poprzez mrok bezsensu przechodzi w głąb mojego serca jej (adoracji-Eucharystii - przyp. red.) światło, światło sensu" (Pójdzie na miejsce osobne, s. 128). Poobijany w młodości, szukający, ale nie umiejący się nasycić, wreszcie sam odnaleziony, tak pisał: "Sprawiłeś, mój Boże, iż odczuwałem bolesną pustkę, smutek, których nigdy przedtem tak nie doświadczyłem, jak wtedy. (…) Trwałem w milczeniu i przygnębieniu podczas tzw. uroczystości: organizowałem je, lecz czas ich trwania spędzałem w milczeniu, pełen niesmaku, z poczuciem nieskończonej nudy. (…) To Ty sprawiłeś, że odczuwałem niepokój nieczystego sumienia, które - choć uśpione - nie było jeszcze zupełnie martwe. Nigdy wcześniej nie odczuwałem takiego smutku, takiego niesmaku, takiego niepokoju, jak wówczas". Brat Karol, równolegle ze św. Faustyną Kowalską (por. Dzienniczek 20), wskazuje nam, jaki jest prawdziwy głód człowieka. To głód Boga, tęsknota za Nim. Ostatecznie - podkreśla ks. Grzywocz - adoracja będzie rodziła w nas tęsknotę za Eucharystią, w której Bóg dosłownie karmi nas sobą, jak nakarmił jednego z podoficerów w Forcie Motylińskiego, który przyjął Komunię Świętą z odnalezionej (porzuconej) w pustelni Brata Karola - po akcie męczeństwa - części monstrancji.
I jeszcze na koniec. Nawet w odczuciu osamotnienia (ks. Krzysztof starannie odróżniał tę kategorię od samotności) prośmy Boga, aby… nie być samemu. Ta przestrzeń w życiu św. Karola została zagospodarowana przez długoletniego kierownika duchowego ks. Henriego Huvelina - a zaczęło się od przełomowego doświadczenie spowiedzi przyszłego świętego w kościele św. Augustyna w Paryżu. Od tamtej pory był on stale obecny w zwrotnych punktach życiorysu Małego Brata, który rozeznawał z nim ważne decyzje, niezmiennie z pokorą słuchając i zachowując postawę posłuszeństwa wobec słynnego francuskiego spowiednika. Inną ważną postacią była kuzynka Karola - Maria de Bondy - zachowana korespondencja między nimi to traktat życia duchowego. Wymieńmy także przełożoną klarysek w Nazarecie - ta ostatnia miała duży wpływ na podjęcie decyzji o przyjęciu święceń kapłańskich przez de Foucauld. Tak, czasem potrzebujemy pary innych oczu, aby dostrzec swoją wartość. Drugi człowiek może obiektywizować ale również "zapalić" i pokazać nowe światy - tak jak ubogi krawiec Jan Tyranowski, który choć sam nigdy nie wyszedł poza krakowskie Dębniki, to jednak wprowadził na drogę na Górę Karmel młodego Wojtyłę, przyszłego papieża.
Spoglądam na fotografię młodego - jeszcze z włosami na głowie i w nienagannie skrojonej sutannie - ks. Krzysztofa Grzywocza wraz z Wioletą Małą Siostrą Jezusa, dla której, jak wspominała podczas Koncertu pamięci (XI 2017 r.), był jak ojciec i brat. Stoją przed drzwiami domu częstochowskiej wspólnoty. Zdjęcie opowiada o ciszy, która jest siostrą adoracji, o milczeniu, którego uczy nas Nazaret: "Nazaret jest szkołą, w której zaczyna się pojmować życie Jezusa: jest to szkoła Ewangelii… Najpierw lekcja milczenia. Niech się odrodzi w nas szacunek dla milczenia, tej pięknej i niezastąpionej postawy ducha…" (św. Paweł VI).
P.S. Przy pisaniu korzystałem z - i do lektury której serdecznie zachęcam - biografii Brat Karol de Foucauld autorstwa Małego Brata Morisa (tłum. M. Żurowska, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1997).
***
Jeśli upadasz, brakuje ci nadziei, motywacji lub autorytetów, z których możesz brać przykład w trudnych chwilach, zapraszamy cię do wielkopostnego cyklu "Święci od porażki". Ryszard Paluch prezentuje w nim sześć nie(zwykłych) postaci, których życie może być dla nas wzorem i inspiracją. Dlaczego? Bo święci, o których pisze autor, byli bezradni jak my, ale całkowicie zdali się na Boga. "Święci od porażki" są prezentowani z przenikliwością i wrażliwością, które były bliskie ks. Krzysztofowi Grzywoczowi.
Obraz M. Franczok
Skomentuj artykuł