Uwierz w prostotę Boga
Wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman Łk 4, 27
Trąd naznaczał piętnem i izolował od wspólnoty. Nic dziwnego, że Naamanowi, jako poważanemu oficerowi, tak bardzo zależało na rychłym wyzdrowieniu. Musimy jednak zdać sobie sprawę, że ten doborowy wódz był wrogiem Izraelitów. Podczas wojny złupił miasta i wsie oraz wymordował niewinnych ludzi. Mimo tego Bóg postanawia przywrócić mu zdrowie, na co poganin, zdawałoby się, w ogóle nie zasługuje. Inicjatorem całej akcji jest Bóg, który najpierw przemawia przez niewolnicę porwaną z Izraela po zwycięstwie Syryjczyków. A następnie, już na ziemi izraelskiej, interweniuje przez sługi Naamana.
Wejście do wody, które miało uzdrowić trędowatego cudzoziemca, było aktem wiary. Jednak zanim do tego doszło, Syryjczyk stawał okoniem. Urażona duma i banalność środków (zanurzenie się w rzece) odstręczały go od wykonania polecenia proroka. Wydaje się, że dopiero słudzy ostatecznie przekonali go do posłusznego wypełnienia woli Elizeusza, co świadczyłoby o istnieniu racjonalnych argumentów w wierze. Jakich? Słudzy rozumują w następujący sposób: w sumie obmycie się w rzece jest błahostką. Taki akt nie wymaga nadzwyczajnego wysiłku, narażania życia czy długich deliberacji. Nie zaszkodzi, a może pomóc. Ciekawe, że nie mówią o Bogu i Elizeuszu, lecz o sposobie przywrócenia zdrowia zaleconym przez następcę Eliasza. Ponadto pełne wyznanie wiary następuje dopiero po uzdrowieniu Syryjczyka, a nie przed nim.
Dlaczego prorok załatwił wszystko za pośrednictwem sługi? Efrem Syryjski, jeden z ojców Kościoła, argumentuje, że Elizeusz nie wyszedł do Naamana z dwóch powodów: nie chciał spojrzeć w twarz wrogowi oraz bał się przekroczenia prawa, które zakazywało zbliżania się do trędowatych. Jednakże wydaje się, że chodziło raczej o wystawienie go na próbę i skruszenie dumy Naamana, która była warunkiem oczyszczenia. Syryjczyk musiał się ugiąć, przestać filozofować i unosić się honorem.
Kiedy jego ciało zostaje oczyszczone, Naaman prosi o parę worków ziemi, co odzwierciedla ówczesne przekonanie, że każdy bóg może być czczony tylko na "swoim" terytorium. Żołnierz rozsypie ją w Syrii i na niej uzdrowiony złoży Jahwe ofiarę dziękczynną. Chociaż wygląda to naiwnie, Elizeusz nie skorygował jego wyobrażeń, lecz powiedział: "Idź w pokoju".
Na podstawie historii Naamana można wysnuć wniosek, iż wiara oznacza przede wszystkim posłuszeństwo słowu, nawet jeśli nie rozumiemy i nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co się wydarzy. Sęk w tym, że my od razu łamiemy sobie głowę i dociekamy: a dlaczego tak, a nie inaczej?, gdzie?, po co?, w jaki sposób? Stawiamy warunki, chcemy podporządkować sobie całą rzeczywistość, a Boga najchętniej ujrzeć pod naszymi stopami. Gdyby to było możliwe, najchętniej uzdrowilibyśmy się sami. Takie myślenie bliskie jest jednak magii, w której za sprawą rytuałów i zaklęć próbuje się zdobyć kontrolę nad siłami nadprzyrodzonymi. Czary zakładają, że nadnaturalne moce podlegają ludzkiej władzy. Tymczasem relacja z Bogiem opiera się na zaufaniu i dialogu. I to do Niego należy ostatnie słowo.
"Naaman nie rozumie wielkiego misterium (tajemnicy) Jordanu" - komentuje Orygenes. Wszystko wydaje mu się zbyt proste i uwłaczające jego godności. Dlatego zaczyna mędrkować: Co za różnica, czy będzie to taka rzeka czy inna? Dlaczego prorok do mnie nie wychodzi? Prostota działania Bożego czasem okazuje się dla człowieka wielką przeszkodą. Ale dzięki niej wyraźniej widać, że uzdrowienie jest całkowitym darem Jahwe, chociaż poprzedzonym aktem wolności ze strony człowieka.
Ponadto wiara nie musi być doskonała i teologicznie wysublimowana, aby Bóg przychylnie na nas spojrzał. "Gdybyście mieli wiarę jak ziarenko gorczycy" (Łk 17, 6). Często ta drobina wyraża się w prozaicznej czynności. To wystarczy. Czy również w tym punkcie nie jesteśmy czasem podobni do Naamana? Czy nie sądzimy, że wiara wymaga od nas przenoszenia gór, jakby Bóg oczekiwał od nas rzeczy niemożliwych? Tymczasem bywa dokładnie na odwrót. Bez wątpienia potrzebujemy odwagi i ufności, ale zupełnie innego rodzaju. W wierze nie wiemy wszystkiego, czujemy niepewność, a jednak powierzamy się komuś mocniejszemu.
Ojcowie Kościoła w siedmiokrotnym zanurzeniu się Syryjczyka widzą zapowiedź siedmiu sakramentów - owoców zmartwychwstania Chrystusa. Zauważmy jednak, że we wszystkich sakramentach mamy do czynienia z prostymi gestami: zanurzenie w wodzie, namaszczenie, włożenie rąk, milczenie, spożycie pokarmu, wypowiedzenie słów. Nie dochodzi w nich do nadzwyczajnych i niesamowitych scen (jak w magii). Bóg nie objawia się wprost, podobnie jak Elizeusz nie wyszedł do Naamana. Mimo to przez prozaiczne czynności Bóg dokonuje cudów. Kościół pięknie wyraża tę myśl sakramentów w liturgii Wigilii Paschalnej: "Boże, Ty niewidzialną mocą dokonujesz rzeczy niezwykłych przez sakramentalne znaki".
Ubóstwo środków wskazuje na darmowość daru Boga. Nie otrzymujemy go, mnożąc nasze uczynki i zabiegi. Elizeusz nie przyjmuje zapłaty za uzdrowienie, co też jest wymownym gestem. Jednak jak dla Naamana obmycie wydało się czymś trywialnym, również nam sakramenty mogą spowszednieć. Człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić. Ponadto grozi nam magiczne, czyli bezosobowe podejście do sakramentów.
Tymczasem "liturgia jest dziełem Chrystusa i Jego Ciała, Kościoła" - czytamy w tekście soborowym. Zachodzi w niej dialog wolnych osób. "Kościół" w tym przypadku oznacza całą wspólnotę - wszystkich wiernych i duchownych. Chrystus działa w liturgii zarówno przez kapłana, jak i przez zgromadzonych uczestników. Nie chodzi więc o to, abyśmy przychodzili do kościoła jak na przegląd samochodu czy do zegarmistrza. Ksiądz pomacha rękami, pokropi, coś tam burknie pod nosem i po sprawie. Oczyszczenie Naamana dokonało się w chwili jego całkowitego zanurzenia w Jordanie. "Cały" - to znaczy nie tylko ciałem, ale wolą, pragnieniem i rozumem. Oczywiście, to zaangażowanie nie musi być doskonałe, ale nasza odpowiedź po części warunkuje skuteczność działania sakramentów w naszym życiu.
Dla mieszkańców Nazaretu Jezus nie był kimś niezwykłym. To przecież syn cieśli Józefa. Przywykli do Niego. Nie mogli pojąć, że ten prosty rzemieślnik, z którym tyle lat wspólnie żyli, może być spełnieniem proroczych słów Izajasza. Bóg objawiający się w ubóstwie, podobny do nich, nie pasował do ich wyobrażeń. Dlatego Chrystus nie zdziałał tam wielu cudów, gdyż Jego rodacy byli zamknięci na modyfikację ich utartych przekonań.
Zastanówmy się, czy i my nie zżyliśmy się za bardzo z sakramentami. Czy w ich prostocie odkrywamy niezwykłość? Czy potrafimy się nimi zachwycić? Niektórzy twierdzą, że Msza św. ich nuży, albo nie chodzą w niedzielę do kościoła, bo "im się nie chce". Co kryje się za tymi eufemizmami? Tak naprawdę zawsze znajdujemy czas na to, co jest dla nas ważne. "Nie chce się" oznacza często ‘nie wiem, jaki związek sakramenty mają z moim życiem’. To prawda, że liturgia nigdy nie będzie koncertem rockowym czy budzącym dreszczyk emocji thrillerem. W tym sensie podczas Eucharystii panuje specyficzna nuda. Sakramenty są dla nas trudne nie przez ich skomplikowanie, lecz prostotę. Tylko w postawie dziecka możemy odkryć w nich "tajemniczy ogród" pełen pięknych kwiatów, owocowych drzew i śpiewu ptaków.
Medytacja pochodzi z książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Słowo w naczyniach glinianych".
Skomentuj artykuł