XII Śmierć na krzyżu
Próbuję wyobrazić sobie mężczyznę bez kontekstu śmierci. Nie do końca potrafię. Przecież mężczyznę tworzą wyzwania i niebezpieczeństwa. Mężczyzna poznaje prawdę o sobie w czasie prób, które udaje mu się pokonać. Im próbuje bliżej śmierci, tym czuje w sobie większą moc. Jest pewny siebie. Czuje, że nie zawali wtedy, gdy stanie przed ostatecznym wyzwaniem, które nie będzie tylko próbą. W głowie każdego mężczyzny powinno być pytanie o śmierć. Na przykład w kontekście ślubu: ślubuję ci, że będę z tobą aż do śmierci. Czyjej? Być może swojej, gdy stanę w twojej obronie. Wydaje mi się, że raczej takim tokiem biegną męskie myśli. No, chyba że jest tchórzem i myśli tylko o sobie. Po co tchórz ma mieć żonę? By go broniła i wspierała, gdy się boi? Śmierć Jezusa ma jakieś ostateczne znaczenie. Każdy z nas umrze. Jedynie rodzi się pytanie, czy ta śmierć będzie miała sens. Śmierć bez sensu ma tragiczny posmak. Zadałem sobie pytanie, czy Jezus mógł umrzeć ze starości? Być może mógłbym to sobie wyobrazić. Żył mądrze wiele lat, pomagał ludziom, wychowywał uczniów. Sam jednak zdecydował, że wszystko trwało jedynie trzy lata. Widocznie jego śmierć była więcej warta, niż wiele lat życia. W tej śmierci zmieściła się nieskończoność. Zbawienie wszystkich. Natomiast nawet najdłuższe życie w końcu się skończy. Życie jest jakimś złudzeniem. Jest dzisiaj, ale z założenia jutro już go nie ma. To znaczy: może być, ale może nie być. Zasypiając, nie powinniśmy być pewni, że obudzimy się następnego dnia. Wstając rano, powinniśmy mieć gotowy plan na śmierć. Tak pokazują statystyki. Konfrontacja Jezusa ze śmiercią miała ostateczny wymiar. Ciągle się do tego odnosimy: umarł za nas na krzyżu. W tym przypadku słowo „krzyż” mówi o sensie tej śmierci. Jaka opowieść wyniknie z naszej śmierci?


Skomentuj artykuł