Słowa, które dają życie
Mówimy niekiedy, że wiara czyni cuda. Daleki jestem od rozumienia tych słów w sposób iście magiczny – że wystarczy „odmówić” modlitwę, wypowiedzieć jakieś formuły i mocno zebrać się w sobie, wytężając z całych sił swojego ducha, wierzącego niezachwianie w Bożą moc, by stały się rzeczy niewytłumaczalne. Nie w ten sposób wiara czyni cuda. Cudem wiary jest zaufanie, którym człowiek obdarza Boga. Takie zaufanie prowadzi do kolejnych cudów – nie do widowiskowych zdarzeń, które odbierają mowę, lecz do mozolnego zwyciężania z dnia na dzień nad tym, co przemijalne. Bo pośród wielu cudów wiary największym jest ten, że człowiek zaczyna widzieć coś więcej niż czubek własnego nosa i koniec własnego życia.
„W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką; uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie” (Mk 1, 21-22). Widzimy Jezusa, którego słowo wzbudza podziw, bo słuchający Go ludzie są przekonani, że stoi za nim coś więcej niż teoretyczne dywagacje „mądrali”, którzy w gadce byli dobrzy, lecz zachowywanie tego, do czego sami wzywali innych, sprowadzali do wierności literze Prawa, a nie jego Duchowi. Bóg, który w Chrystusie staje się człowiekiem, pokazuje najpierw tym, którzy należeli do Narodu Wybranego, a następnie wszystkim nam, że Prawo (uznajmy, że pod tym słowem kryje się wszystko, co rozumiemy jako religię i jej zwyczaje) nie jest bez sensu. Byłoby tak, gdybyśmy rozumieli je jako cel sam w sobie – zachowujemy je, bo tak trzeba, tak było zawsze i tak być musi.
Jezus uczy Żydów być Żydami, uczy ludzi być ludźmi. Pokazuje, że celem życia każdego człowieka jest wieczność, a Prawo ma rozświetlać tę drogę, by zarówno serce, jak i umysł chciały podążać w stronę tego, co nieskończone, i podporządkować wszystko dotarciu do wrót zbawienia. Jeśli Prawo zaczyna być celem samym w sobie, to religia staje się wówczas zbiorem martwych nakazów, zakazów i zwyczajów. Wszystko, co martwe, nie pochodzi od Boga, który jest Życiem, który jest pełnym mocy Panem historii i czasu.
Widzimy to w tych wszystkich momentach, kiedy Jezus wyrzuca z opętanych złe duchy, kiedy dokonuje znaków – wzbudzają one sensację i podziw, ale nie mają być celem samym w sobie: „A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: «Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne». I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej” (Mk 1, 27-28). To wszystko, czego dokonuje Nauczyciel z Nazaretu, ma służyć jednemu – uznaniu, że w Nim właśnie jest zbawienie, że za Nim mamy iść, że Jemu mamy zaufać, bo tylko On panuje nad tym, co się kończy i przemija.
„Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego». Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego” (Mk 1, 25-26). Zawsze, gdy słyszę o jakichkolwiek cudach, które rzekomo wydarzyły się w czyimś życiu, podchodzę do tego z wielkim dystansem, starając się znaleźć rozumowe wyjaśnienie – przynajmniej na tyle, na ile pozwala mi stan mojej wiedzy. Wiara chrześcijańska opowiada jednak o Bogu, który jest Stwórcą, czyli kimś stojącym ponad światem, którego poznaję i którego prawa staram się zrozumieć. Przyjmując tę wiarę za swoją, muszę więc uznać, że może On ten świat dowolnie zmieniać i dowolnie nań wpływać. I nie chodzi tu o to, że teraz będę „wpychać” Boga we wszystko, czego nie rozumiem, lecz będę Go widzieć także w tym, co rozumiem. Bo mój Bóg ani nie jest „wypełniaczem luk”, ani nie jest „wielkim zegarmistrzem”, który nakręcił świat i zostawił go sobie samemu, jak chcieliby deiści. On jest Bogiem obecnym i działającym – Tym, który dał istnienie i który wciąż je podtrzymuje, który wskazał ludziom cel i który do niego prowadzi.
Boże prowadzenie odbywa się w relacji z człowiekiem – jest w niej wzajemność: Bóg mówi, a człowiek słucha; człowiek mówi, a Bóg słucha. Wymiana słów. Ludzkie słowa, kierowane do Boga, są nośnikami dziękczynienia, przebłagania i próśb. Boże słowa przynoszą człowiekowi łaskę, przebaczenie i moc. Wiara polega na przyjęciu, że słowa Boga niosą ze sobą nie tylko informację, jakiś przekaz, ale że są to słowa sprawcze – Bóg mówi i staje się. Nie przestał być Stwórcą. Co więcej, stając się człowiekiem, dał też moc ludzkim słowom.
Zobaczmy, że w Kościele tak naprawdę wszystko opiera się na słowie. Wypowiadane jest słowo i staje się. Człowiek staje się napełnionym Duchem Świętym dzieckiem Boga. Chleb staje się Ciałem, a wino – Krwią Chrystusa. Splamione grzechem serce znowu jest czyste, a człowiek – na powrót zdolny do miłości. Narzeczeni stają się małżeństwem, a świecki człowiek – duchownym. Chorzy odzyskują nadzieję, że nawet gdyby zwyciężyła ich choroba, to nie zwycięży ich śmierć. I to wszystko dzieje się dzięki wypowiadanym przez człowieka słowom, którym Bóg dał moc. Jeśli za wypowiadanymi w sakramentach słowami nie idzie Boża moc, która przemienia rzeczywistość, to daremne jest nasze przesiadywanie w kościelnych ławkach.
Ale nie tylko w sakramentach działa słowo. Ono ma także moc w relacjach z innymi. Widzimy to przecież na pewno w sobie samych – ileż to lat potrafimy nosić w sobie czyjeś słowa! Pamiętamy o dobrych i miłych, nie potrafimy zapomnieć o tych, które nas głęboko dotknęły, pozostawiając na zawsze rany, które może jeszcze się nie zagoiły. Słowo niosące ze sobą miłość i akceptację buduje, umacnia w dobrym, pozwala stać pewnie na ziemi i nie wątpić we własną wartość. Jednak równie mocne są słowa niosące nienawiść i odrzucenie, słowa pełne uprzedzeń, które oceniają i potępiają, które spotwarzają i przygniatają. Mogą one na wiele lat pozbawić kogoś pewności siebie, wpędzić w dół, z którego trudno się wygrzebać, lub doprowadzić do momentu, w którym ktoś odbierze sobie życie.
Patrząc więc dzisiaj na Jezusa, którego słowo ma moc, po pierwsze zaufajmy Mu, że może ono zdziałać w naszym życiu wielkie rzeczy, że może nas zmienić nie do poznania i stać się umocnieniem. Po drugie jednak zwróćmy też uwagę na nasze słowa – co i do kogo mówimy, po co to robimy i czy jest w tym miłość. Bo jeśli jej tam nie ma, to lepiej zamilknąć. Słowa, które nie mają w sobie miłości, odbierają życie.
Skomentuj artykuł