Sobór Watykański II - lekcja do odrobienia cz.10
Zaraz po Soborze Watykańskim II można było dostrzec wiele nowych owoców działania Ducha Świętego w Kościele, powstawały nowe ruchy, pośród wiernych rósł głód Słowa Bożego, dowartościowana została rola świeckich w Kościele. Obok tych pozytywnych zjawisk można też było doświadczyć rozczarowania czytając np. artykuły niektórych teologów promowanych przez środki masowego przekazu.
W ich publikacjach obecne były tendencje odśrodkowe, nadmierna krytyka zreformowanej już Kurii Rzymskiej osłabiająca posługę i nauczanie papieża Pawła VI w Kościele. Skutkiem takich destruktywnych działań przekaz Bożego Objawienia oraz całościowej wizji jednej wiary Kościoła był bardzo utrudniony. Trzeba pamiętać, że tylko w jedności z całą wspólnotą Kościoła można poprawnie odczytać Pismo Święte i zgłębiać osobiste doświadczenie wiary.
Fragment książki Henriego de Lubaca - Najnowsze paradoksy:
Lumen gentium miałaby dokonać "kopernikańskiej rewolucji", definiując Kościół jako "lud Boży", podczas gdy dotąd uważano go za hierarchię.
To zły stereotyp; w tych upraszczających słowach kryje się błąd natury historycznej. Formuła wylansowana została jako triumfalny okrzyk teologów, którzy wyobrażali sobie niewinnie, że odegrali większą rolę, niż miało to rzeczywiście miejsce, i którzy zatracili poczucie proporcji.
Rozmowa Jakuba Jakubowskiego z Radia Jasna Góra
z o. Markiem Wójtowiczem SJ
[-audycja_nr_10.mp3-]
Z jednej strony, od wieków, najbardziej rozpowszechnione definicje - zarówno w wielkich traktatach, jak i w małych katechizmach - charakteryzują Kościół jako wspólnotę wierzących pozostającą w jedności ze swym biskupem, a poprzez niego z papieżem, i tworzącą w ten sposób społeczność jedną i powszechną13. Nie była to oczywiście wyczerpująca definicja (zresztą Sobór Watykański II takiej nie stworzył), ale Sobór Watykański II nie odwrócił jej. Z drugiej strony nie jest prawdą, że Sobór "zdefiniował" Kościół jako "lud Boży". Lumen gentium naucza najpierw (i długo), że Kościół jest tajemnicą, tak że wszelka próba definicji zredukowanej do formułki odziera ją z jej najistotniejszych aspektów. Wyjaśnia następnie, że rzeczywistość Kościoła wyraża się w Piśmie poprzez obrazy, pośród których obraz "Ciała Chrystusa" zajmuje uprzywilejowane miejsce. Dopiero później przechodzi do obrazu "ludu Bożego", który dostarczy jej głównej perspektywy, ale nie rozumie tego "ludu" w sensie czasowym, etnicznym, społecznym czy politycznym, i nie pojmuje go też jako niezróżnicowanej masy. W kolejnych rozdziałach analizuje różne elementy tego "ludu", mówiąc o pasterzach, czyli o biskupach pozostających w jedności z papieżem i wspomaganych przez kapłanów, a potem świeckich. Nic w tym rewolucyjnego.
Powiedziano też, że "Sobór dokonał bardzo głębokiej zmiany w teologii Kościoła, gdyż odrzucił najpierw jego definicję jako społeczeństwa hierarchicznego, a określił go przede wszystkim jako lud". Tak głęboka zmiana dokonana w konstytucji dogmatycznej mogłaby być jedynie zdradą wiary Kościoła, a podobne nadużycia językowe mogłyby stać się jedynie argumentem dla grup integrystów utrzymujących, że Sobór Watykański II popadł w herezję. W rzeczywistości, jeżeli mówi się w szerokim sensie o "definicji", należy powiedzieć, że sobór najpierw zdefiniował Kościół jako Ciało Chrystusa, precyzując przede wszystkim, że jest on tajemnicą i że żaden koncept, żaden obraz nie wystarczy, by wyrazić tę tajemnicę. Zapomina się też, że mówienie o ludzie Bożym nie oznacza "definiowania Kościoła jako lud"; pominięcie "Boga" w tej formule jest czymś poważnym - oczywiście nie dlatego, że jej autor, biskup, chciał Go wykluczyć - ale dlatego, że trzymając się słowa "lud", nie sugeruje się już pojmowania go w sensie analogicznym i specyficznym, jak ma to miejsce w języku chrześcijańskim (jednocześnie w ciągłości i w opozycji do dawnego ludu Izraela). A zacytowane powyżej zdanie sugeruje nieuchronnie coś przeciwnego niż to, co mówi Sobór, i przeciwnego niż porządek, w którym to mówi.
Skomentuj artykuł