Sprawiedliwość czy miłość? Katolicy często mają z tym problem
Charyzmatyczne przepowiadanie Dobrej Nowiny bywa wielkim dobrem i źródłem pięknego świadectwa, ale bywa też źródłem nieporozumień i zamieszania. W narracji chrześcijańskiej nagminnie dochodzi do pomieszanie pojęć „miłości” i „sprawiedliwości”.
Bywa, że miłość znosi sprawiedliwość albo ją wypiera, bywa, że oba pojęcia rozmywają się, tracą znaczenie, co prowadzi do rozmaitych absurdów i nieporozumień. Narzędzia do uporządkowania tych pojęć leżą w zasięgu ręki – w dobrze znanych dokumentach Kościoła.
Jednym z życiowych odkryć jest przekonanie, że sprawiedliwość to nie miłość
W rozwoju człowieka znane jest takie pojęcie jak „przesunięcie wahadła” czyli przejście z jednej skrajności w drugą. Tak już człowiek ma, że gdy odkrywa nową jakość, gdy nabiera nowych przekonań, otwierają mu się oczy – to chce jak najszybciej odżegnać się od błędów przeszłości. Czasami chce tego tak bardzo, że popada w przeciwległą skrajność, również niewolną od błędów.
Jednym z takich życiowych odkryć jest dojście do przekonania, że sprawiedliwość to nie to samo, co miłość. Dać drugiemu tyle, na ile zasłużył i dać drugiemu więcej, niż na to zasłużył, to dwie różne jakości. Sprawa nabiera dużo większej wagi, gdy odkryjemy, że rzecz dotyczy samego Pana Boga. Odkrycie, że nasz Stwórca nie jest surowym sędzią, ani tym bardziej policjantem, lecz kieruje się miłością, towarzyszy wielu osobistym nawróceniom i głębokim przeżyciom religijnym. Należy do tego podejść z szacunkiem. Każda przemiana intelektualno-duchowa skutkuje dalszą refleksją. Dla człowieka wrażliwego i wnikliwego jest już tylko kwestią czasu odkrycie, jak wiele złego wzięło się - w całej naszej chrześcijańskiej cywilizacji - z jurydycznego podejścia do moralności i jak wiele złego wzięło się z przekonania, że na miłość trzeba zapracować albo, że trzeba ją „odpracować”.
Cała ta sprawiedliwość to jedna wielka ściema?
Skoro problem jest zlokalizowany, to trzeba się z nim intelektualnie rozprawić i tu następuje wchodzenie w szczegóły. A to wchodzenie w szczegóły nie jest wolne od błędów poznawczych. Może się zdarzyć, że następuje przesunięcie wahadła i wpadamy w przeciwległą skrajność, przyjmując stanowisko kpiarskie wobec sprawiedliwości. Powinniśmy zawierzyć Bogu, zanim zostaniemy obdarowani, bo w naszym dialogu z Bogiem nie chodzi o nasze zasługi ani o szukanie równowartości. Jednym słowem - miłość wszystko znosi, bo przecież Bóg jest ponad sprawiedliwością, Bóg działa wtedy, gdy my jesteśmy niesprawiedliwi i ostatecznie cała ta sprawiedliwość to jedna wielka ściema, a my jako dobrzy ludzie powinniśmy kierować się wyłącznie miłością i trzymać z dala od norm sprawiedliwości.
Sprawiedliwość: oddanie każdemu tego, co mu się słusznie należy
W jednym z zeszytów formacyjnych pewnego ruchu młodzieżowego przeczytałem pogadankę na temat miłości i sprawiedliwości wyjaśnioną na przykładzie. W omawianym kazusie - w sądzie pracuje sędzia, który jest głęboko wierzącym chrześcijaninem i na wokandzie staje sprawa jego serdecznego przyjaciela. Pomijam kwestię, że zgodnie z uniwersalnymi standardami taki sędzia powinien być wyłączony na mocy ustawy (iudex inhabilis) albo na wniosek stron (iudex suspectus). Autor w każdym razie brnie i tłumaczy, że oskarżony przyjaciel popełnił ciężkie przestępstwo, za które powinien pójść do więzienia, jednak „miłosierny” sędzia, po wymierzeniu „sprawiedliwej” kary, z własnych pieniędzy wpłaca za niego kaucję i wypuszcza go na wolność.
Ten przykład wielkodusznego sędziego miał być w rozumieniu autora ilustracją dla wyższości miłości nad sprawiedliwością i został podany jako przykład do naśladowania. Przykład jest dość absurdalny i estetycznie kiczowaty, jednak rezonuje w nim coś, co nie jest obce wielu wrażliwym ludziom, którzy odkryli, że miłość to coś więcej niż sprawiedliwość. Takie stanowisko - w tym wydaniu - podważa jednak fundamenty chrześcijańskiej moralności. W myśl tych fundamentów każdy człowiek posiada niezbywalną godność, z której wynikają przyrodzone prawa, których żadna władza nie może go pozbawić. Sprawiedliwość to respektowanie tych praw i oddanie każdemu tego, co mu się słusznie należy.
Sprawiedliwość jest pierwszą drogą miłości
Warto więc uporządkować te pojęcia. A w tym porządkowaniu nie musimy wyważać otwartych drzwi. W tradycji katolickiej jest wiele dobrych ściągawek, np. encyklika Benedykta XVI „Caritas in veritate”. Jej przekaz nie jest aż tak skomplikowany; warto spróbować… Oto fragment akapitu szóstego: „Miłość jest większa od sprawiedliwości, ponieważ kochać to znaczy dawać, ofiarować coś mojego drugiemu; ale nie ma nigdy miłości bez sprawiedliwości, która nakazuje, by dać drugiemu to, co jest jego, co mu się należy dlatego, że istnieje i działa. Nie mogę drugiemu «dać» czegoś od siebie, jeżeli mu nie dam w pierwszym rzędzie tego, co mu się sprawiedliwie należy. Kto kocha z miłością bliźniego, jest przede wszystkim sprawiedliwy wobec innych. Sprawiedliwość nie tylko nie jest obca miłości, nie tylko nie jest drogą alternatywną albo paralelną w stosunku do miłości: sprawiedliwość jest «nieodłącznie związana z miłością», jej towarzyszy. Sprawiedliwość jest pierwszą drogą miłości, jak powiedział Paweł VI, jest jej «minimalną miarą», stanowi integralną część tego miłowania «czynem i prawdą» (1 J 3, 18), do którego zachęca apostoł Jan. Z jednej strony miłość wymaga sprawiedliwości: uznania i szanowania słusznych praw poszczególnych osób i narodów. Działa na rzecz budowy miasta człowieka zgodnie z prawem i sprawiedliwością. Z drugiej strony miłość jest doskonalsza niż sprawiedliwość i ją uzupełnia zgodnie z logiką daru i przebaczenia” (Caritas in veritate, 6).
Tekst encykliki może być dobrą lekturą na wakacje i może pomóc w porządkowaniu naszych podstawowych pojęć, a co najważniejsze – nie burzy niczego tym, którzy odkryli, że Bóg ma dla nas bogatsze zaproszenie niż tylko wymierzanie sprawiedliwości.
Skomentuj artykuł