Bóg dał mi nowy kręgosłup [ŚWIADECTWO]

(fot. shutterstock.com)
Zuzanna

Cały czas nie wiedziałam co się dzieje, ale posłusznie modliłam się razem z nim. Po kilku minutach kleryk powiedział: "Jesteś zdrowa, Bóg dał ci nowy kręgosłup. Powiedz: Mam nowy kręgosłup!".

Z chorobą kręgosłupa zmagam się od 3 lat (miałam wtedy 15 lat). Zaczęło się od bólów bioder, następnie kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Liczne wizyty w szpitalach, prześwietlenia, rehabilitacje. Niestety nikt nie był w stanie postawić jasnej diagnozy. Musiałam zrezygnować z trenowania biegów na orientację oraz karate. Po roku przerwy od uprawiania wszelkich sportów zaczęłam trenować na siłowni.

DEON.PL POLECA

Każdy ortopeda mówił mi, że po prostu jestem krzywa, ale te bóle przejdą z czasem (jak przestanę rosnąć). Bóle z dnia na dzień się nasilały. Na początku kwietnia tego roku musiałam zrezygnować ze wszystkich aktywności fizycznych. Treningi, zwykłe lekcje WF, jazda na rowerze, spacery po górach. Z prześwietleń wynikało, że mam skoliozę, a poza tym, jak to mówili lekarze, jestem zdrowa jak ryba i mogę wszystko robić, włącznie z bieganiem.

Niestety jednak, nie byłam w stanie nawet dobiec do autobusu. Każde wyjście na dłuższą wycieczkę kończyło się płaczem. Problem pojawiał się nawet na zwykłych zakupach, czy na Mszy Świętej, kiedy okazywało się, że dłuższe stanie w jednym miejscu sprawia duży ból. Problemy znowu się nasiliły w wakacje. Nie mogłam w ogóle chodzić ani stać nawet przez kilka minut.

Początkowo ciężko było mi pogodzić się z tym, że nie mogę uprawiać sportów, grać w piłkę, czy chodzić po górach, zwłaszcza, że jestem osobą, która nie potrafi usiedzieć jeden dzień w domu i sport to moja największa pasja. Po pewnym czasie musiałam się pogodzić także z faktem, że nawet nie mogę chodzić. "Robienie" z siebie osoby niepełnosprawnej nie było łatwe, jednak choroba sama się o to prosiła i nie pozwalała mi funkcjonować normalnie.

W dzień wyjazdu na rekolekcje oazowe zostałam zdiagnozowana. Po trzech latach! Z rezonansu wyniknęło, że mam przepuklinę kręgosłupa, dyskopatię, w jednym kręgu nie mam jądra, i wiele innych problemów, których nawet nie jestem w stanie powtórzyć.

Rozważałam czy w ogóle jechać na rekolekcje, ale stwierdziłam, że jak nie będę dawała rady, rodzice po prostu przyjadą po mnie wcześniej. Właściwie byłam pewna, że będzie taka potrzeba. Rzeczywiście, nie było łatwo. Było to ogromne cierpienie fizyczne, z którym czasami nie dawałam sobie rady, także psychicznie. Nigdy nie modliłam się o uzdrowienie, ale prosiłam Boga, żeby pomógł mi wytrzymać ten ból.

Jednego dnia rekolekcji mieliśmy modlitwę do Ducha Świętego z modlitwą wstawienniczą. Jedynym moim oczekiwaniem było to, aby Bóg pozwolił mi się skupić przez cały wieczór na modlitwie. Oczywiście Bóg mi pomógł i nie miałam z tym problemu. Moje cierpienie już wcześniej ofiarowałam w pewnej intencji i zastanawiałam się jaki jest jego cel. W rozmowie z jednym klerykiem dowiedziałam się, że o tym jaki jest cel cierpienia na Ziemi, możemy się dowiedzieć dopiero w Niebie.

Podczas modlitwy wstawienniczej nie doświadczyłam żadnego nadzwyczajnego charyzmatu, czego się spodziewałam. Po powrocie do ławki, po modlitwie, poczułam dreszcze w nogach. Norma, z emocji. Trwało to około 20 minut. Dreszcze promieniowały na całe ciało. Nie byłam w stanie sama opanować drgawek, które sprawiały, że cała się "telepałam". Zupełnie nie wiedziałam co się dzieje, z bezradności łzy same wypływały. Na koniec całej modlitwy było uwielbienie.

Stałam przed pierwszą ławką i nieustannie się trzęsłam. Kiedy usiadłam w ławce, kleryk, stojący za mną, zapytał co się dzieje. Odpowiedziałam, że nie wiem, mam drgawki i nie potrafię ich opanować. Kleryk zapytał się czy mam chorą nogę, czy jakąś chorobę, która uniemożliwia mi chodzenie. Odparłam, że tak, mam chory kręgosłup. Kleryk powiedział: "Bóg teraz chce Cię uzdrowić. Chce dać Ci nowy kręgosłup, nowe kości". Ja cały czas nie wiedziałam co się dzieje, ale posłusznie modliłam się razem z nim. W trakcie modlitwy drgawki bardzo się nasiliły. Do tego stopnia, że nie potrafiłam utrzymać nóg na ziemi. Wtedy byłam pewna, że to Duch Święty, bo takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem. Po kilku minutach kleryk powiedział: "Jesteś zdrowa, Bóg dał ci nowy kręgosłup. Powiedz: Mam nowy kręgosłup!".

Następnego dnia stałam na Mszy Świętej, zamiatałam korytarz, stałam podczas rozmów z ludźmi. W ciągu kolejnych dni tańczyłam, wykonywałam różne prace fizyczne na działce, a bólu nie czułam!

Mój rehabilitant, który dwa tygodnie temu powiedział, że mój kręgosłup jest w fatalnym stanie, że żadne metody leczenia na mnie nie działają i że będzie naprawdę ciężko, teraz powiedział, że jestem zdrowa.

I za to, że ja nie zrobiłam nic, a On wszystko, chwała Panu!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Bóg dał mi nowy kręgosłup [ŚWIADECTWO]
Komentarze (3)
31 stycznia 2017, 07:59
Niestety koleje z cyklu infatylnych "świadectw". Efekt placebo wynikający z wielkich emocji. Nie neguję, iz Bóg uzdrawia, iz robi cuda, ale droga redakcjo - może warto publikować faktyczne świadectwa ludzi uzdrowionych? Takich potwierdzonych medycznie? Bo taką jak tutaj infaltynością ośmieszacie uzdrowienia.
Andrzej Ak
30 stycznia 2017, 19:02
Szkoda, że tak wielu ludzi również wierzących nie wierzy, że Bóg jest Wszechmocny i może uzdrowić z każdej choroby. Czasami dusza lub serce bardziej potrzebuje uzdrowienia niż samo fizyczne ciało, ale jak już zostanie uzdrowiona dusza to i ciało się szybciej regeneruje.
31 stycznia 2017, 08:05
Cud uzdrowienia duszy jest oczywisty i dzieje sie zawsze, gdy przystepujemy do Sakramentu Spowiedzi św. Niestety obecnei są tacy, którzy w moc tego Sakramentu nie wierzą i poszukują jakiegoś efektu "wow", jakiś fajrwerków duchowych. ps. faktyczne cudowne uzdrowienia ciała wcale nie jest rzadkością. Trzeba je tylko chcieć zobaczyć. I tez nei potrzeba tutaj fajerwerków, lecz zwykłej modlitwy.