Bóg darował mi życie [ŚWIADECTWO]

(fot. shutterstock.com)
Dane znane redakcji

Po długim czasie poszukiwania pracy i swojego miejsca na ziemi, w lutym 2011 roku wyjechałam do Monachium, by tam rozpocząć kolejny etap w moim życiu.

Szybko znalazłam mieszkanie i dobrą pracę. Moja choroba zaczęła się niespełna rok później. Pewnego poranka poczułam nagły i dziwny ból w szyi. Nie potraktowałam tego poważnie i tak upłynęły 3 tygodnie.

Gdy 18 grudnia rano, jak zwykle, wstałam do pracy z silnym bólem i zawrotami głowy, zemdlałam, zorientowałam się, że coś jest nie tak i na pół świadoma poszłam do lekarza. Tam wykonano mi rezonans magnetyczny głowy i szyi i odesłano do domu, ponieważ lekarz niczego nie rozpoznał.

Kolejne etapy mojej choroby przebiegały bardzo szybko. 21 grudnia w pracy poczułam się tak źle, że nie dałam rady odebrać dzieci ze szkoły.

Zadzwoniłam do tego samego lekarza, który kazał mi natychmiast jechać do kliniki. Ponieważ sama nie byłam w stanie, wezwałam karetkę. Z podejrzeniem udaru mózgu po kilku minutach znalazłam się na oddziale leczenia udaru w Klinice Großhadern w Monachium.

Tam ponownie wykonano rezonans magnetyczny głowy oraz angiografię szyi i stwierdzono zerwanie wewnętrznej ścianki lewej tętnicy szyjnej, co dalej doprowadziło do powstania zatoru i udaru niedokrwiennego mózgu. Skutkiem tego był paraliż lewej części ciała, paraliż przełyku i mowy oraz zaburzenia widzenia.

Podczas kolejnego badania zakrztusiłam się płynem, a skutkiem tego było zapalenie płuc. Od tej chwili wszystko toczyło się bardzo szybko i właściwie od tego momentu nie wiem, co się ze mną działo. To dzięki polskiej pani doktor, która pod natchnieniem Ducha Świętego bez medycznych wskazań zawiozła mnie na oddział intensywnej terapii, znalazłam się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Tam doszło do nieoczekiwanego gwałtownego pogorszenia się mojego stanu zdrowia, zatrzymania akcji serca i tylko dzięki szybkiej reanimacji żyję i nie pozostały żadne trwałe skutki udaru.

Ze śpiączki zaczęłam się wybudzać w pierwszy dzień Bożego Narodzenia, drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia wybudziłam się całkowicie i rozpoznałam moją kochaną rodzinę, stojącą w białych fartuchach wokół mojego łóżka.

Wydawało mi się wtedy, że jestem w niebie, byłam bardzo szczęśliwa i popłynęły mi wielkie łzy szczęścia. Mama przywiozła z Polski obrazek z wizerunkiem Błogosławionego Jana Pawła II, który leżał na jego grobie w czasie uroczystości beatyfikacji, położyła go na mojej głowie gdy byłam w śpiączce.

Dopiero z opowiadań lekarzy i mojej rodziny dowiedziałam się, że to zator, który powodował ból w szyi, doprowadził do udaru mózgu, równocześnie doszło do zatrzymania akcji serca i problemów z oddychaniem. Zaistniała niebezpieczna dla życia sytuacja wymagająca natychmiastowej reanimacji i wspomagania oddychania. Niezbędne było również wprowadzenie w stan śpiączki farmakologicznej.

Po pięciu dniach pobytu na oddziale intensywnej terapii i ku zdziwieniu wielu lekarzy moim szybkim powrotem do zdrowia i ustąpieniu wszystkich objawów, zostałam przeniesiona na oddział neurologiczny, gdzie rozpoczęłam rehabilitację i zaczęłam samodzielnie chodzić. Klinikę opuściłam 10 stycznia 2012, a już w połowie marca wróciłam do pracy!

Od samego początku wszystkim tym wydarzeniom towarzyszył dziwny zbieg okoliczności. Dziś wiem, że wszystkim kierował Duch Święty i wstawiennictwo wówczas jeszcze błogosławionego Jana Pawła II.

To Bóg Miłosierny w sakramencie namaszczenia chorych, który otrzymałam 23 grudnia z rąk ojca redemptorysty Stanisława, proboszcza Polskiej Misji Katolickiej w Monachium, darował mi życie i pozwolił wrócić do pełni zdrowia. W mojej intencji przez cały czas modliła się moja rodzina, przyjaciele i znajomi w Polsce i w Niemczech. Zostało odprawione wiele Mszy Świętych o moje uzdrowienie.

Dzięki modlitwom i przez moje szczególne umiłowanie Ojca Świętego Jana Pawła II, a przede wszystkim przez sakrament namaszczenia chorych - Boga żywego - otrzymałam najwspanialszy dar życia i zdrowia. Chwała Panu!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Bóg darował mi życie [ŚWIADECTWO]
Komentarze (8)
2 czerwca 2016, 08:02
Lekarze uratowali Ci życie. Zrobili to dzięki rozwojowi medycyny, której rozwój przez wieki hamował Kościół i chrześcijanie. 
2 czerwca 2016, 11:05
Osoby które minusują tą wypowiedź powinny konsekwentnie zaprzestać korzystania z osiągnięć medycyny, lekarzy, lekarstw, terapeutów, weterynarzy, pielęgniarek .... bo wszystko w ręku Boga, przecież ... prawda?
2 czerwca 2016, 23:54
Zgodzę się częściowo. Na pewno nie powinno się bagatelizować roli lekarzy w tym, że jesteś zdrowa. Gdy jednak wgłębić się w tekst, nawet lekarze byli zdziwieni tak szybkim powrotem do zdrowia. A przypadków, gdy ktoś z niewyjaśnionych przyczyn odzyskuje zdrowie, choć lekarze nie dają mu żadnych szans na przeżycie są setki. I to potwierdzone mnóstwem badań naukowych. Polecam sięgnąć. Pozdrawiam :)
3 czerwca 2016, 00:11
Nie rozumiem, skąd ta prowokacja :) W końcu przecież lekarze ją uleczyli, sprawili, że przeżyła, a to, że ktoś na górze im pomógł jest oczywistym wnioskiem, gdy wziąć pod uwagę fakt, że niezwykle szybko wróciła do pełnej sprawności ;) No i jeszcze to, że znalazła się na oddziale intensywnej terapii niekoniecznie z takiej konieczności ;) A poza tym to lekkie przegięcie. Ignorowanie stanu swojego zdrowia jest wręcz grzechem przeciw piątemu przykazaniu, bo w ten sposób sobie szkodzimy, prawda? Czyli idąc tym tropem nie powinniśmy też jeść, pracować, chodzić na zakupy, bo Bóg wszystko załatwi, tak? :) 
4 czerwca 2016, 09:49
Wystarczy zrobić badanie i zebrać 100 katolików i 100 osób innych. Zarówno katolicy jak pozostali chorowaliby na jakąś przypadłość. 100 osób niewierzących byłoby leczonych (zabiegi, operacje, lekarstwa itd. itd. ) a 100 katolików mogłoby dowolnie długo sie modlić ale bez dostepu do medycny.  Jakich wyników byś sie spodziewał. Bo ja jednoznacznych. A opowiastki o cudownych uzdrowieniach, które są karmą dla szamanów, zwykle są legendami i po prostu manipulacjami. 
4 czerwca 2016, 09:56
Myślenie typu "a to, że ktoś na górze im pomógł jest oczywistym wnioskiem" jest mysleniem życzeniowym i religianckim.  Pomagła medycyna i wiedza. Ta sam którą kościół katolicki zwalczał przez wieki. Kościół uważał, że choroba jest karą za grzechy zaprzepaszczając dotychczasowy dorobek wiedzy medycznej. Nie wiem w końu, czy wierzy Pan w nadprzyrodzoną pomoc czy nie. Jeśłi Pan wierzy to po co korzystać z usług lekarzy. Przecież ich pomoc nie ma znaczenia woboc woli nadprzyrodzonej istoty, więc i niekorzystanie z medycznych procedur nie czymś przeciwko 5 przykazaniu. Przecież medycyna nie ma znaczenia skro Bóg leczy, a on może wszystko. Proponuję trochę konsekwencji w działaniu i w wypowiedziach.  Czy katolik ma jeść niech Pan mi powie, bo ja nie wierzę w te wymyślone stwory. Ale ma Pan rację, przecież to Bóg decyduje o Pańskim życiu, więc przeież nie ma znaczenia czy Pan je, pracuje, robi zakupy. Po co wię Pan to wszystko robi? A może uważa Pan, że to nie Bóg jednak decyduje. Brak konsekwencji z Pana strony.
4 czerwca 2016, 12:18
Cóż, u Pana również jest kilka błędów w rozumowaniu, na mój gust ;) Zacznijmy od tego, że Boga nie powinno się traktować jak maszynkę do spełniania życzeń. Modlić się o jego pomoc, owszem. Zresztą, sam Pan napisał "nadprzyrodzona pomoc", a nie "nadprzyrodzone załtwienie sprawy". Człowiek być może jest w stanie sobie ze wszystkim poradzić, ale z Bogiem idzie mu lepiej. Wiem z własnego doświadczenia ;) Co do tego, że wierzący powinni przestać korzystać z medycyny jest nieuzasadnione. Po to Bóg dał człowiekowi rozum, żeby z niego korzystał, a nie, żeby o nim zapomniał. :) A postęp techniki, medycyny i wszystkich innych nauk zawdzięczamy zdaje się ludzkiemu mózgowi. :) A odnosząc się jeszcze do samego śedniowiecza, to nie tylko Kościół był wtedy zacofany. Przypominam, że wielu naukowców sądziło, że Słońce obraca się wokół Ziemi ;) O życiu człowieka decyduje natomiast sam człowiek. Obojętnie czy katolik, czy ateista, czy ktokolwiek inny. Mamy wolną wolę. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Zawsze można wybrać ścieżkę, której Bóg dla nas nie chce. Gdybyśmy byli niewolnikami, jaki to wszystko miałoby sens? Jak dla mnie żaden ;) I wciąż się zastanawiam, co Pan robi na portalu religijnym, ale być może ma Pan taką potrzebę. Albo tutaj przyszedł Pan szukać prawdy. :)
6 czerwca 2016, 15:39
"Zacznijmy od tego, że Boga nie powinno się traktować jak maszynkę do spełniania życzeń." Co nie przeszkadza katolikom tak właśnie go traktować, po drugie można traktować go w taki sposób w jaki się go wymyśliło, po trzecie kto powiedział i na czym oparł, że nie powinno się go tak traktować... to jedynie kwestia umowy co i jak się powinno. "Człowiek być może jest w stanie sobie ze wszystkim poradzić, ale z Bogiem idzie mu lepiej." Znwu myślenie życzeniowe. Jakieś badania na tem temat były prowadzone?  Może z Bogiem idzie mu gorzej, a Pan powtarza jedynie "ludowe mądrości". "Co do tego, że wierzący powinni przestać korzystać z medycyny jest nieuzasadnione." Skoro ktoś wierzy, że wszystko zależy od roli jakiegoś Boga, to nie ma znaczenia co sam robi, albo co robia lekarze, przecież to Bóg decyduje. A wiec czy ktoś sie leczy, czy też nie leczy nie ma znaczenia. Tylko Bóg decyduje ... czyż nie?  A może Pan twierdzi, że lekarz i jego wiedza są w stanie zmienić plany Boga? Wracając do średniowiecza, to medycyna jak i nauka była rozwijana w krajach arabskich. Na szczęście europejskie dzieła naukowe także przetrwały właśnie tam, podczas  gdy Kościół zamykał Akademię Platońską. Uświadamiam.