Chciałem pomagać ubogim a to ja otrzymałem pomoc
Rodions opowiada, czego nauczył się od mieszkańców faveli i jaka niespodzianka go tam spotkała.
Brałem udział w MAGIS-ie 2013 w Brazylii. W tym roku wybrano papieża Franciszka, który krótko po swojej elekcji powiedział: "Pragnę Kościoła ubogiego i dla ubogich". Słowa te bardzo mnie poruszyły, bo w tym czasie ważną częścią mojego życia był wolontariat w domu sióstr Matki Teresy w Rydze, i skłoniły do tego, aby i na MAGIS-ie szukać Boga nie tyle na rekolekcjach czy pielgrzymce, ale wśród ludzi ubogich. Dlatego o udział w takim eksperymencie poprosiłem.
Po kilkunastu godzinach podróży znalazłem się w Salvador de Bahia, gdzie rozpoczynał się MAGIS. Historia zaś, która wydarzyła się kolejnego dnia, głęboko zapadła mi w pamięć. Wybraliśmy się w piątkę na spacer, aby zobaczyć miasto. Lecz poszliśmy bez przewodnika, przez co trafiliśmy do tzw. trudnej dzielnicy, czyli faveli, po której poruszaliśmy się z duszą na ramieniu w poszukiwaniu wyjścia. I wówczas, przechodząc koło czyjegoś domu, zobaczyliśmy przez okno, ku naszemu zdziwieniu, obraz Jezusa Miłosiernego z Wilna. Dodało nam to otuchy. I poszliśmy dalej, trafiając w końcu do domu. Nazajutrz jezuita z Wilna, który towarzyszył naszej grupie, miał urodziny. Gdy go zapytałem, gdzie je będziemy świętować, odrzekł, że u jego znajomych z faveli.
Po drodze szybko zorientowaliśmy się - po raz kolejny ku naszemu zdziwieniu - iż zmierzamy w kierunku mijanego wczoraj domu, gdzie znajdował się wspomniany przeze mnie obraz. Mieszkał tam starszy mężczyzna ze swoją córką, matką dwójki dzieci, którzy serdecznie nas przyjęli. W trakcie rozmowy zdradziliśmy im, że jesteśmy z kraju, z którego pochodzi ten wizerunek. Po czym zaśpiewaliśmy koronkę na jedną z litewskich melodii. Kiedy zabrzmiały jej słowa, domownicy bardzo się wzruszyli, roniąc przy tym łzy. Po modlitwie zaś pobłogosławili nas. Cóż... "Lepiej jest dawać niż brać".
Rozpoczęły się eksperymenty. Moja grupa złożona z ok. 20 osób - Meksykanów, Francuzów, Łotyszów oraz Litwinów - została na miejscu, w Salvador de Bahia, i wylądowała w jednym z tamtejszych slumsów. Widok tej dzielnicy szokował, zwłaszcza Europejczyków, choć nasz przewodnik uważał, że przyjechaliśmy do przyzwoitej faveli, bo jest w niej asfalt, policja, a ludzie w większości mają jakąkolwiek pracę. Tam uczestniczyliśmy w rożnych projektach organizowanych przez pewną Francuzkę, która już od 30 lat niesie pomoc tamtejszym mieszkańcom i która tę favelę obrała sobie za dom. A owoce jej pracy są wręcz niesamowite: świetlica dla brzemiennych kobiet i samotnych matek (w tym również nastolatek, co w tym rejonie świata jest częste), przedszkole, a także kursy na mechaników dla nastoletnich chłopców i na fryzjerki dla dziewczynek. Naszym zaś zadaniem było w tych miejscach pomagać. Choć szybko doszliśmy do wniosku, że tak naprawdę nikt naszej pomocy nie potrzebuje. Bo i bez nas to wszystko świetnie funkcjonowało. I wówczas zrozumiałem, że choć jechałem tam po to, aby pomagać innym, to tak naprawdę ja cały czas otrzymywałem pomoc i życzliwość od mieszkańców faveli - ubodzy materialnie, zagrożeni przez przemoc, ale jacy wolni wewnętrznie, pełni wdzięczności, z uśmiechem na twarzy. Mieszkając wśród nich, nauczyłem się patrzeć na siebie jak na małe stworzenie, które dopiero posiadając wielkie i hojne serce, będzie w stanie zrobić coś naprawdę MAGIS.
RODIONS, ma 28 lat; mieszka na Łotwie, gdzie posługuje jako kapłan; zainteresowania - języki obce oraz etnomuzykologia.
Skomentuj artykuł