To była niezwykła lekcja zaufania
Tunia opowiada o tym, jak dzięki dzieciom nauczyła się doświadczać Bożej obecności w swym życiu.
Choć minęło już osiem lat, odkąd po raz pierwszy brałam udział w MAGIS-ie, to wspomnienia z tej przygody mam nadal bardzo żywe, a przypominają mi one o tym niesamowitym doświadczeniu, jakim jest odnajdywanie Boga w drugim człowieku.
Był rok 2008. Wraz z grupą z Duszpasterstwa Akademickiego Dąb uczestniczyliśmy w MAGIS-ie przed ŚDM-ami w Australii. Nasz eksperyment odbywał się w Indonezji. Znaleźliśmy się w maleńkiej wiosce na wyspie Jawa. Wiosce, w której czas się zatrzymał. Nie było tam telefonów komórkowych, telewizorów czy komputerów. Zostaliśmy podzieleni w międzynarodowe pary, po czym polecono nam, abyśmy skorzystali z gościnności mieszkańców wioski i... wprowadzili się do ich domów na kilka dni. Tym sposobem zostałam połączona w parę z młodą Indonezyjką i zamieszkałyśmy u pięcioosobowej rodziny, z którą, jak się szybko okazało, nie mieliśmy żadnego wspólnego języka, którym moglibyśmy się swobodnie porozumiewać.
Wszystko wydaje się takie proste, gdy można się ot tak dogadać. Inaczej gdy jedynym językiem porozumiewania staje się język miłości, troski i zaufania. Po ludzku wydaje się to przecież niemożliwe: być na drugim końcu świata, mieszkać u "obcych", porozumiewać się mową ciała i ufać, że wrócę cało do domu.
A tu się jednak okazuje, że nic złego się ze mną nie dzieje. Za to doświadczam niesamowitej opieki, miłości i troski, a moimi przewodniczkami stają się kilkuletnie dziewczynki, które strzegą mnie na każdym kroku - trzymając za ręce, prowadzą w miejsca, o których nie mam pojęcia, a które okazują się być miejscem zbiórki naszej grupy.
Ależ to była lekcja zaufania. Zrozumiałam wtedy, będąc poza "swoją strefą komfortu", że to sam Bóg strzegł mnie przez moich indonezyjskich gospodarzy.
Drugie moje wspomnienie to rok 2009 i MAGIS w Kenii (w niektórych regionach świata MAGIS organizuje się niezależnie od ŚDM-ów i na mniejszą skalę), gdzie pracowałam jako wolontariusz w ośrodku dla porzuconych dzieci z wirusem HIV. I choć wiedziałam, że niełatwo jest się zarazić, to przed pierwszym spotkaniem byłam - tak jak i pozostali uczestnicy -przestraszona. Po czym, co niesamowite, wszystkie lęki odpłynęły, gdy tylko dzieci rzuciły się nam na spotkanie, chwytały każdego za rękę i oprowadzały po ośrodku. Przez to doświadczenie zrozumiałam, jak Bóg działa w moim życiu: mogę mieć różne obawy, lęki, troski o przyszłość, bardziej lub mniej zasadne, a tu Dobry Bóg chwyta mnie za rękę i po prostu ze mną jest w tych wszystkich moich niepokojach. Muszę Mu tylko na to pozwolić.
Program MAGIS na zawsze pozostanie w moim sercu. Jestem bardzo wdzięczna za to, jak wiele Bożej miłości mogłam doświadczyć na odległych krańcach świata i za te wszystkie osoby, które często dawały mi piękne świadectwo działania Boga w codzienności.
Skomentuj artykuł