Bóg zawsze się o nas zatroszczy. Modlitwa przyniosła cud niemal od razu
Towarzyszyłam mojemu bratu w jego chorobie alkoholowej. Jeździliśmy od szpitala do terapeuty - od detoxu na terapię. Niestety choroba postępowała. Negatywne emocje w stosunku do brata nie miały końca.
Pewnej soboty o godzinie 15 - zadzwoniła nasza przyjaciółka, informując że w jednym z kościołów w naszym mieście grupa mężczyzn ze wspólnoty Cenacolo (z Polski) świadczyła o miejscu gdzie uzależnieni mężczyźni mogą przejść własną terapię. Rozpoczeliśmy z bratem wyjazdy na spotkania poprzedzające wstąpienia brata do współnoty Cenacolo. Jesteśmy z braćmi sami.
Nie mamy rodziny biologicznej. W naszej rodzinie doszło do ogromnej tragedii, w wyniku której nasza mama zmarła śmiercią tragiczną właśnie z powodu choroby alkoholowej. Wyjazdy na spotkania poprzedzające wstąpienie brata do Cenacolo, pochłaniały moją pensję.
Przyjaciele pożyczyli mi pieniądze na dalsze wyjazdy. Przyszedł wymarzony dzień, gdzie cudem brat zgodził się wyjechać na półtora roku do wspólnoty Cenacolo do Tarnowa.
Miałam ostatnie pieniądze, aby kupić nam bilet, ale nie byłam pewna, czy wystarczy mi na drogę powrotną. Brat został w Cenacolo. Ja wracałam do domu wycieńczona, ale szczęśliwa, że brat został na terapii. Pokonałam część trasy na pieszo, aby zaoszczędzić pieniądze na bilet - chciałam dojechać przynajmniej do Warszawy myśląc, że jeśli dojadę do Warszawy to już z tego miasta może uda mi się dojechać cudem do mojego miasta oddalonego od stolicy 100 km.
Podjechał autobus. Wzniosłam głowę w kierunku nieba z niezwykłą i nieznaną mi do tamtej pory ufnością "Panie Jezu, proszę zajmij się tym - ja nie mam już do tego głowy. Jak mam wrócić do domu?". Podjechał autobus.
W tym samym czasie usłyszałam kobiecy głos szepczący do mnie "Czy chcesz jechać ze mną do Warszawy? Jako mój opiekun zapłacisz za bilet tylko 12 zł" - czyż to nie jest CUD?
Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam drobną kobietę, która jeszcze raz wytłumaczyła mi, że jako osoba niepełnosprawana może podróżować z opiekunem, który płaci niewielką kwotę za bilet. Zgodziłam się.
W podróży okazało się że Renia (tak miała na imie kobieta, której już później nie spotkałam) należała do Odnowy w Duchu św. (ja również w tamtym czasie należałam do Odnowy w Duchy św). Dojechałyśmy szczęśliwie do Warszawy - ja z poczuciem bezpieczeństwa, że mam pieniądze na dalszą podróż.
Bóg zawsze się o nas zatroszczy. Jako dziecko rodziców z chorobą alkoholową przez dłuższy czas nie umiałam wierzyć w dobre sytuacje i dobrych ludzi, których spotykałam na swojej drodze (których Bóg posyłał na moją trudną wówczas drogę życia). Dopiero teraz - mając 36 lat - uczę się odkrywać, ile cudów Bóg uczynił w moim życiu.
Skomentuj artykuł