Lekarze nie dawali mężowi szans. Ja jednak modliłam się za wstawiennictwem o. Maksymiliana
W tej krytycznej chwili przypomniał mi się Maksymilian Kolbe i wówczas co chwilę kierowałam do niego swoje uczucia i myśli: "Ojcze Maksymilianie, uratowałeś ojca czworgu dzieciom, uratuj również ojca moich dzieci".
Pamiętam, że kiedy zwiedzając obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, doszliśmy do baraku, w którym zakończył życie sługa Boży o. Maksymilian, łzy płynęły mi po policzkach, a kiedy słyszałam o nim na kazaniu lub kiedy o nim czytałam, zawsze czułam do niego dziwne zaufanie. I oto właśnie za przyczyną o. Kolbego doznałam cudu.
16 listopada 1959 roku mój mąż uległ wypadkowi w pracy (pęknięcie podstawy czaszki oraz krwiak mózgu). Stan nie byłby może tak poważny, gdyby nie fakt następujący. Wypadek miał miejsce o godzinie 6.30 rano, męża od razu przewieziono do szpitala w Wodzisławiu, gdzie stracił przytomność. Lekarze jednak nic z nim nie robili, czekając, aż ją odzyska. Przytomność jednak nie wróciła, tylko życie ulatywało z minuty na minutę. Dopiero po południu na dyżur przyszedł młody lekarz i widząc, że jest to już ostatni moment, w którym można uratować życie męża, natychmiast zadzwonił po pogotowie, by przewieźć go na operację do szpitala w Rybniku.
O wypadku dowiedziałam się przypadkowo o godzinie piętnastej po południu i zaraz udałam się do szpitala w Wodzisławiu, gdzie natrafiłam na moment, kiedy męża wnosili do sanitarki, by go przewieźć do szpitala w Rybniku. Pojechałam razem z nim. Kiedy przyjechaliśmy do Rybnika, była godzina 17.15. Lekarz dyżurny nie chciał go w ogóle operować, ponieważ mówił, że stan jest beznadziejny i jest już za późno na operację. Ja jednak tak ich błagałam, że zdecydowali się na przeprowadzenie operacji (naturalnie musiałam się na to zgodzić, podpisując odpowiedni dokument). Po operacji trwającej cztery i pół godziny lekarze oświadczyli, że zrobili, co mogli, ale mąż rana nie dożyje, jedynie cud może mu przywrócić życie. Ja wówczas krzyknęłam: "Wierzę w cud, wierzę w cud".
Całą noc siedziałam w dyżurce, modlić się nie mogłam. W tej krytycznej chwili przypomniał mi się Maksymilian Kolbe i wówczas co chwilę kierowałam do niego swoje uczucia i myśli: "Ojcze Maksymilianie, uratowałeś ojca czworgu dzieciom, uratuj również ojca moich dzieci". Całą noc tak wzdychałam do o. Maksymiliana i obiecałam, że o tym doniosę do kolegium, które rozpatruje sprawę beatyfikacji o. Maksymiliana.
Po operacji mąż w ciągu dwóch dni odzyskał przytomność i wbrew orzeczeniom lekarzy wracał do zdrowia. Jestem wdzięczna Bogu za cud, który wydarzył się za wstawiennictwem o. Maksymiliana.
***
Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!
Skomentuj artykuł