Na Camino oddałem Bogu moje lęki i kontrolę nad życiem [ŚWIADECTWO]

(Fot. pl.depositphotos.com)

Na Camino z dnia na dzień zaczął mijać mi lęk o każdy dzień. Do domu wróciłem z przejmującą pewnością, że On jest i że nie stracił kontroli nad moim życiem - mówi w swoim świadectwie Adam, który kilka lat temu poszedł na pielgrzymkę do Santiago de Compostela w Hiszpanii.

Pochodzę z tradycyjnej rodziny, gdzie pobożność moich dziadków była bardzo silna. Pamiętam, jak babcia i dziadek modlili się i że ich religijność była połączona z autentyczną wiarą. Moi rodzice traktowali ją bardziej jako obyczaj. Teraz wiem, że religijność moich dziadków ugruntowała we mnie silną tożsamość religijną, wiarę i przynależność do Kościoła.

Jeśli chodzi o mnie, to przystąpiłem do wszystkich sakramentów, ale już w liceum przestałem chodzić na religię. Na studiach i w późniejszym małżeństwie wiarę traktowałem jako obyczaj. Dość wcześnie zacząłem mieć problem z alkoholem i 20 lat mojego małżeństwa zleciło mi jak jedne dzień. Piłem 20 lat, co nie przeszkodziło mi w budowaniu kariery zawodowej, która mnie stabilizowała i wydawało mi się, że bez względu jak będzie źle, to praca zawodowa mnie zawsze wyciągnie.

Początek trzeźwego życia

W tamtym czasie nie miałem szczególnych rozważań na temat wiary i Boga. Alkohol próbowałem rzucać dwa razy - pierwszy raz nieskutecznie w wieku 43 lat. Dopiero po rozwodzie i stracie pracy, zacząłem dostrzegać problem i myśleć o życiu w trzeźwości. Podczas drugiego odwyku zamkniętego, Pan Bóg zaczął się o mnie upominać, czego nie było wtedy jeszcze świadomy. Zacząłem czytać Pismo Święte, poczułem, że chcę się wyspowiadać, zacząłem chodzić na Mszę świętą. Wtedy zrozumiałem, że muszę się uporządkować. Zacząłem się zastanawiać, o co chodzi w tym życiu. Religijność była dla mnie ostatnią deską ratunku. Wszystko zawiodło i posypało się - życie zawodowe, rodzina. Ogarnęła mnie pustka i potworny lęk o wszystko. Wierzyłem jednak ostatkiem sił, że musi być coś, jakieś rozwiązanie. Będąc w miejscu w którym byłem, odniosłem się do mojego doświadczenia wspólnych modlitw z dziadkami, które stało się dla mnie odbiciem. Gdyby nie to, pewnie wpadłbym w jakąś sektę. Powoli  zacząłem otwierać oczy. Dziś wiem, że był to Bóg.

Chwilę przed zakończoną terapią, pojawił się we mnie lęk przed wolnością po wyjściu z odwyku i paniczny lęk, że znowu zacznę pić. Wtedy zacząłem intensywnie myśleć o wyjeździe. Podczas odwyku czytałem kryminał, którego akcja działa się w Lizbonie i nagle zapragnąłem tam pojechać. Międzyczasie dowiedziałem się o pielgrzymkach do Hiszpanii. Wszystko mi się złożyło i stwierdziłem, że udam się na pielgrzymkę do Santiago de Compostela ścieżką portugalską.

O samej pielgrzymce nie wiedziałem nic konkretnego. Jechałem na nią z całkowitym poczuciem w sercu celowości tego przedsięwzięcia. Na drogę moja mama dała mi różaniec, którego w dniu wyjazdu zapomniałem zabrać jednak ze sobą. Chwilę przed odlotem, już przy bramkach podał mi go mój brat, który specjalnie przyjechał na lotnisko.

Droga do Santiago

Na Camino szedłem 40 dni ścieżką portugalską - wybrzeżem i górami. Nie miałem też żadnego doświadczenia, jeśli chodzi o piesze pielgrzymki. Sama droga stwarza różne techniczne możliwości, żeby być  z Bogiem, bo ma się po prostu mnóstwo czasu. Szuka się sposobów, żeby go zagospodarować. Mi tę przestrzeń wypełniła modlitwa. Podczas pielgrzymki zacząłem czytać czytania dnia, modlić się na różańcu.

Na Camino przez różne moje perturbacje Bóg stał się partnerem do rozmowy. Zacząłem mieć z Nim osobową relację, a nie Siłą Wyższą, jak wcześniej przed pielgrzymką.

Zaraz na początku pielgrzymki, zboczyłem z głównej trasy, żeby dojść do Fatimy. Chwilę potem miałem telefon od właściciela jednego ze schronisk, który mnie szukał na głównej trasie, ponieważ zostawiłam tam pod poduszką paszport. Szczęśliwie właściciel odesłał mi go do Porto, gdzie kończyłem trasę.

Podczas jednego odpoczynku kilka dni później zgubiłem kartę kredytową, o czym nie wiedziałem. I idąc drogą już dłuższy kawałek od miejsca, gdzie ją zgubiłem, przyszła do mnie myśl, że muszę się po coś wrócić właśnie w to miejsce. Był ogromny upał, nie bardzo sobie to wyobrażałem, ale zaryzykowałem i znalazłem tam tę kartę. 

Innego dnia, idąc autostradą podczas mocnego deszczu zgubiłem telefon, gdzie miałem adresy schronisk, mapy, kontakty. Zacząłem się modlić, prosząc już wtedy bardzo osobowo i bardzo mocno Jezusa o pomoc. Szukając telefonu w deszczu na tej drodze, zainteresowała się mną policja. Nie wlepiła mi jednak mandatu za chodzenie po autostradzie, ale odjechała. Pół godziny później dogoniła mnie, przynosząc telefon, który przez przypadek znalazła jadą drogą. Telefon był cały mokry, ale działał. Później zgubiłem dowód osobisty, który się również znalazł. 

Bóg, który jest Osobą

Wtedy doszła do mnie ta pewność, że Bóg jest, i że się mną  bardzo opiekuje. Zrozumiałem też, że mogę mieć z Nim osobową relację. Że to wszystko, co opowiadali mi dziadkowie o historii biblijnej jest po prostu prawdą. Z dnia na dzień zaczął mijać lęk o każdy dzień, z którym przyjechałem do Lizbony. Na Camino zostawiłem też kontrolę nad moim życiem i oddałem ją Bogu. Pozostawiałem myślenie, że tylko ja wiem, co jest dla mnie najlepsze w każdym aspekcie mojego życia.

Ostatniego dnia Bóg pokazał mi, po co zaprosił mnie na tę pielgrzymkę. To pytanie nie dawało mi cały czas spokoju. Oczekiwałem czegoś spektakularnego. Bóg pokazał mi, że celem było pokonanie tej drogi, ćwiczenie cierpliwości i zrozumienie, że On po prostu jest, opiekuje się mną i że nie stracił kontroli nad moim życiem.

Sama droga na Camino stała się dla mnie metaforą życia i odpowiedzią na wołanie Boga. Zrozumiałem, żeby powiedzieć Mu tak.

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Na Camino oddałem Bogu moje lęki i kontrolę nad życiem [ŚWIADECTWO]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.