Ojciec Pio dotknął nas wyjątkowo. Lekarze nie dawali nam nadziei [ŚWIADECTWO]

Ojciec Pio (fot. sedmak/depositphotos.com)

- Pewnie liczycie na cud Ojca Pio – pytał lekarz - Nie ma w waszej sytuacji właściwie żadnej możliwości, żadnej szansy na cud. Ojciec Pio dotknął nas wyjątkowo. Dziś mam prawdziwą rodzinę, o którą prosiliśmy Ojca Pio.

O wysłuchanej za pośrednictwem Ojca Pio modlitwie opowiada Beata. Jej świadectwo znajdziecie w książce Katarzyny Stokłosy „Cuda Ojca Pio”

Świadectwo Beaty o ojcu Pio

Niedługo po ślubie dowiedziałam się, że nie będziemy mogli mieć dzieci. Szanse, bym mogła cieszyć się darem macierzyństwa, były naprawdę znikome, z punktu widzenia medycyny wręcz nie istniały. Nie mogłam pogodzić się z tym, że nie będę mamą.

DEON.PL POLECA

(…) W tamtym czasie nie pracowałam. Mieszkałam w San Giovanni Rotondo i dużo rozmyślałam, trwając przy Ojcu Pio. Kilkanaście razy tam i z powrotem przemierzałam korytarze klasztoru, smutna, z pochyloną głową. Bez względu na pogodę i na stan ducha niemal codziennie byłam przy grobie Ojca Pio. Wyjątkowo pokochałam to miejsce za kościołem, tak zwany plac różańcowy. Stała tam figura Ojca Pio czczona z wielkim oddaniem przez pielgrzymów. Możliwość przebywania przy tej figurze była dla mnie autentyczną „rozmową” z Ojcem Pio. Przynosiłam mu wyniki naszych badań i wkładałam do otwartej dłoni figury. Korytarze klasztoru stały się moim drugim domem. Schody, cela Ojca Pio, fotografie, izby pamiątek, cela operacji, chór starego kościółka i z powrotem zejście do grobu. Na chórze klękałam w ławkach, które dzisiaj są za szklaną gablotą.

W snach często spotykałam się z Ojcem Pio. W czasie jednego z nich wypowiedział do mnie takie słowa: „Musisz, moja droga, jeszcze pocierpieć, dobrze pocierpieć”. Te słowa „jeszcze” dały mi nadzieję, choć cierpienie też przyszło…

Któregoś dnia znów usłyszałam dramatyczne słowa. Lekarz podczas jednej z wizyt powiedział do mnie: „W sytuacji, w jakiej jesteście, nigdy nie zajdzie pani w ciążę”. Przewracając kartki naszej dokumentacji, zorientował się, że przyjechaliśmy z San Giovanni Rotondo. Spojrzał na nas i powiedział: „Ach, jesteście z San Giovanni Rotondo. Pewnie liczycie na cud Ojca Pio. Nie ma w waszej sytuacji właściwie żadnej możliwości, żadnej szansy na cud”.

19 marca 2002 roku – w dzień św. Józefa – znalazłam pracę… w Sanktuarium św. Ojca Pio. Od tego momentu mogłam być przy Świętym wiele godzin dziennie. Zrozumiałam wówczas, że on jest przy mnie, że mi pomaga, że mnie prowadzi. Spełniały się przepowiednie, które od niego słyszałam.

Bardzo ważnym dniem w moim życiu była kanonizacja Ojca Pio. 16 czerwca 2002 roku już od wczesnego ranka był niesamowity upał. Szliśmy w kierunku sanktuarium w spokoju i zamyśleniu. Kiedy dochodziliśmy do Viale Cappuccini, już z daleka słyszeliśmy śpiewy i modlitwy zebranych na placu tłumów wiernych. Przygotowano duże ekrany dające możliwość uczestnictwa w transmisji Mszy świętej kanonizacyjnej Ojca Pio z Watykanu. Kiedy byliśmy blisko sanktuarium, zobaczyłam przy ołtarzu przygotowującego pieśni kapucyna. Donośnym głosem zwracał się do przybyłego tłumu wiernych, który z minuty na minutę niesamowicie się powiększał. W pewnym momencie kapucyn zwrócił się do tłumu: „Dzisiaj możecie wyżebrać od Ojca Pio każdą łaskę”. Utkwiły mi w pamięci te słowa. Pomyślałam: „Faktycznie, chyba dzisiaj Ojciec Pio nie odmówi nikomu odpowiedzi na żadną prośbę. Ale moja była wyjątkowa. Może przerasta Boże plany?”.

Modliłam się u boku mojego męża podczas Mszy świętej i nadal prosiłam o cud. Nadszedł moment Komunii świętej. Przyjęłam Ciało Chrystusa, po czym oddaliłam się w ustronne miejsce, aby w samotności rozmawiać z Ojcem Pio. W pewnej chwili poczułam jakby powiew wiatru, niósł ze sobą zapach, mocny kwiatowy zapach. To była sekunda, może dwie.

Po Mszy świętej wróciliśmy do domu. Po obiedzie po raz kolejny udałam się do sanktuarium. Zapragnęłam ponownie być blisko Ojca Pio. Podczas Mszy nie można było zejść do jego grobu, a ja właśnie tam chciałam zagłębić się w modlitwie. Pamiętam, że zapragnęłam nagle napisać list i wrzucić do grobu. Napisałam: „Ojcze, pociesz mnie, błagam”. Wrzuciłam list do grobu, po czym wyszłam na zewnątrz. Na placu panowała wciąż niesamowita atmosfera świętości. Usiadłam na schodach na placu przed sanktuarium, patrzyłam przed siebie. Wróciłam do domu. Czułam, jakby uroczystość kanonizacji nie dotyczyła nas. To tak, jakby Ojciec Pio został świętym, a my nadal pozostaliśmy w sytuacji, w jakiej byliśmy.

Trzy kolejne dni po kanonizacji były ostatnimi dniami smutku w życiu moim i mojego męża. 20 czerwca test ciążowy wykazał pozytywny wynik! Kiedy przekazałam tę nowinę mężowi, odpowiedział, spoglądając na wizerunek Ojca Pio: „A jednak nas wysłuchał”.

Dziękowałam powoli, dzień po dniu. A okazji do dziękczynienia miałam z dnia na dzień coraz więcej. Zaczęłam rozumieć, że moja praca to nic innego jak postawienie mojej osoby przy boku Ojca Pio. To on mnie postawił przy sobie, abym pełniła misję. Od samego początku tak traktowałam swoją pracę. Nie tylko jako misję dziękczynną za otrzymaną łaskę macierzyństwa, ale także jako swoistą misję poświęcenia się dla setek tysięcy polskich pielgrzymów, dla których byłam i jestem przewodnikiem. Staram się ofiarować owoce mojej pracy w różnych potrzebach.

Ojciec Pio dotknął nas wyjątkowo. Obfitość jego łask okazała się doprawdy niezmierzona, bowiem po dwóch i pół roku od narodzin naszego synka, któremu daliśmy na imię Franciszek, dowiedziałam się, że ponownie oczekuję dzieciątka. Coś niesamowitego! Byliśmy przekonani, że Boży cud może wydarzyć się tylko raz – w najmniejszym stopniu nie myślałam o tym, że będziemy mieć drugie dziecko. Klara urodziła się w sierpniu 2005 roku. Dziś mam prawdziwą rodzinę, o którą prosiliśmy Ojca Pio.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ojciec Pio dotknął nas wyjątkowo. Lekarze nie dawali nam nadziei [ŚWIADECTWO]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.