Tak odpowiedziałam na pytanie kolegi ateisty
Kiedyś kolega ateista zapytał mnie: "co to za dobro, które czynisz, że Bóg ci za to kiedyś wynagrodzi?" I nie wiem, czy w czynieniu dobra jest wpisana bezinteresowność, bo robiąc coś dla drugiego niejako się traci, ale zyskuje się coś więcej.
Moja historia będzie jedną z tych, jakich jest wiele, a dotyczy czynienia dobra. I nie jest nadzwyczajna. Wydaje się, że na co dzień się go dokonuje w mniejszym czy większym stopniu, ale nie do końca refleksyjnie.
Wypłacając pieniądze na zakupy przed bankomatem sklepu, podszedł do mnie pan i zapytał, czy mogłabym kupić mu jakiegoś batonika. Zapytałam więc, czy czegoś jeszcze potrzebuje. Wymienił może jakieś dwie bułki i mleko, "jeśli pani by mogła, a jeśli nie, to zrozumiem".
I może nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że sceptycznie odnoszę się do takich "zaczepek". Bo w głowie zawsze się rodzi myśl: "da pani dwa złote na alkohol", bo człowiek się też zraził, gdy te dwa złote na bułkę później szło na piwo. Ale chodzi o to, że ten człowiek był lekceważony przez innych udających się na zakupy. Na tak zwaną metodę "mnie tu nie widać".
I o to, że miał w oczach jakąś taką rezygnację. Kiedy już zrobiłam zakupy, wręczyłam panu siatkę i powiedział, że to aż nazbyt, ale jego niebieskie oczy zajaśniały czymś, co bym określiła wdzięcznością i nadzieją. I wiem, że to, co zrobiłam to zwykłe zakupy, chwila rozmowy i uśmiech, które są kroplą w morzu potrzeb tego pana, ale choć tak mogłam mu pomóc.
I choć wiem, wychowana w duchu chrześcijańskim i jako teolog, że jesteśmy powołani do pomagania słabszym to, to, co wiemy, nie jest łatwe do zrobienia, bo nigdy nie umiałam się zachować w tego typu sytuacjach. Bo krzywda i niesprawiedliwość wyrywa z jakiegoś własnego komfortu, z bańki ideałów, mądrości i wiedzy. Często też trzeba pokonać siebie, własne uprzedzenia, pogardę czy też nawet wstręt do tych "odtrąconych".
Kiedyś kolega ateista zapytał mnie: "co to za dobro, które czynisz że Bóg ci za to kiedyś wynagrodzi?" I nie wiem, czy w czynieniu dobra jest wpisana bezinteresowność, bo robiąc coś dla drugiego może i coś niejako się traci, chociażby materialnie, jak w tym przypadku, ale zyskuje się coś więcej, coś może, o co się siebie nie posądzało, o tę zdolność, że potrafi się naprawdę zobaczyć drugiego człowieka i jego potrzeby.
A oczy są podobno odzwierciedleniem duszy, nie ma nic piękniejszego, jak wzbudzić w nich na nowo nadzieję i wiarę w ludzi niezależnie od ogarniającej "znieczulicy", etykietowania i oceniania. Bo dobro jest w nas, a inni pomagają nam je wydobyć, w tej zwykłej zwykłości wydobyć niezwykłość.
Ja pomogłam nieco temu panu, ale on pomógł mi bardziej na nowo odkryć godność każdego człowieka i wartości życia. I żeby w drugim człowieku zobaczyć człowieka, nawet nie znając jego imienia.
Skomentuj artykuł